niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 5

Gdy dotarli na teren posiadłości, Jace rozkazałam straży, być w gotowości. Mnie zamknął w pokoju na klucz mimo moich protestów. Przez drzwi usłyszałam, że kazał Alecowi pilnować moich drzwi a sam gdzieś poszedł.

- Alec wypuść mnie - Rozkazałam

- Nie wolno mi, po za tym Jace zabrał klucz - Powiedział przez drzwi

- Nie wspominaj o nim... Nienawidzę go - Odparła siadając na brzegu łóżka

- Ocalił Ci życie... Za srogo go oceniasz - Stwierdził czarnowłosy

- Nie potrzebuje ratunku... Jace'owi wydaje się bez niego świat nie ma szans - Alec uśmiechnął się lekko na słowa narzekania na Jace'a bo nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz wysłuchuje o tym od innych ludzi.

- Słyszałem - Jace zdążył wrócić i usłyszeć ostatnie jej słowa. Nie przejął się tym ani trochę. Wie o tym doskonale i nie przeszkadza mu to

- Um... No i dobrze! Zasłużyłeś na to - Na chwile Clary poczuła się strasznie, w sumie mówiła to pod wpływem emocji a z innego punktu widzenie odważnie i z dumą oznajmiła, że to prawda.

Do końca dnia Clary została w pokoju. Mogła tylko dostawać od Tatii tace z posiłkami przygotowanymi przez służbę. Gdy szykowała się do spania i czesała swoje długie, rude loki usłyszała głos swojej matki za drzwiami.

- Idę na straż nocną z Maryse, dopilnujcie by nic jej się nie stało - Wyraźnie choć cicho mówiła do Jace'a i Aleca którzy stali pod jej drzwiami już od paru godzin

- Proszę się nie martwić pani Morgenstern - Odezwał się Alec

- Nie spadnie jej nawet włos z głowy - Wtrącił Jace poważnym głosem. Clary nie przyznawała im racji w żadnym słowie. Uważała, że poradzi sobie sama a ten incydent na moście uzna za zapomniany i przypadkowy.

Wieczór był dosyć ciepły, Clarissa uchyliła drzwi tarasowe by lepiej jej się spało przy świeżym powietrzu. Usnęła jak niemowlę... była zmęczona dzisiejszymi nowinami i chciała o nich po prostu zapomnieć. Gdy Clary zasnęła, chłopcy byli zajęci rozmową i spacerowaniem koło pokoju dziewczyny.

- Zasnęła? - Pytała Jace

- Chyba tak - Westchnął Alec, lekko zmęczony

- Co Clave mówiła na zebraniu gdy kazali mi wyjść? - Zapytał zaciekawiony blondyn swojego parabatai

- Nie wiem, matka kazała mi wyjść tak samo - oznajmił zdziwiony

- Co przed nami ukrywają? - Syknął blondyn

- Cokolwiek to jest, nie chcą byśmy wiedzieli - Stwierdził Alec opierając się o ścianę.

- Clave jest niesprawiedliwa. Spiskuje za plecami Valentine'a - Powiedział srogo Jace, poddenerwowany

- Podobno chcą wezwać Magnusa - Wtrącił Alec - chcą rozwiązać sprawę wieży - Blondyn spojrzał na przyjaciela i chwile się zastanowił. Może przy okazji pomoże im odnaleźć odpowiedz na dar Clary

- No i dobrze... To niedorzeczne... Zabiłem dzisiaj demona co nigdy mi się nie wydawało, że to zrobię w Alicante!

- Cy chronić Clarisse, czyż nie? - Wtrącił pytanie

- Co to ma do rzeczy? - Zdziwił się - Gdy by nie ja, już by nie żyła - Burknął

- Angażujesz się - Oznajmił Alec

- Alec nie rozumiem o co Ci chodzi - Powiedział już nie wiedząc w czym jest problem

- Mylisz pojęcia Jace - Syknął

- Wyjaśnisz mi o co... - Przerwał i spojrzał zdziwiony na drzwi dziewczyny

- Też to czuje - Rzucił Alec i oboje rzucili się do biegu. Poczuli odrażający odór który znali w walce z demonami. Jace wparował do pokoju. Nad śpiącą dziewczyną unosił się obleśna ciemna postać. Swoimi czerwonymi oczami spojrzała nagle na Jace'a i ruszyła do ucieczki przez drzwi tarasowe.
Blondyn zaryzykował i rzucił się na demona w locie, wylatując z nim z 2 piętra. Clary obudziła się z wciągniętym powietrzem przenosząc się do pozycji siedzącej. Była zdezorientowana i nie wiedziała co się dzieje

- Zostań tu - Rozkazał jej Alec i wybiegł z jej pokoju a weszła truchtem Tatia

- Nic Ci nie jest pani? - Zapytała przejęta, siadając na brzegu łóżka.

Jace na pierwszy rzut oka nie rozpoznał jaki to demon. Okazał się on silny i nie tak łatwy do zlikwidowania jak ostatni. Jace miał tylko przy sobie sztylet, który wyjął zza pasa. Jednak zanim zdążył wykonać ruch, postać tak mocno szarpnęła chłopak, że ostrze wyleciało mu z rąk i ukryło się gdzieś w trawie. Jedyne co ich oświetlało to światło księżyca lecz nocni łowcy potrafią radzić sobie także w ciemnościach. Blondyn wykorzystał ruchy które znał z treningów i umiał zająć czymś demona, zanim Alec przybiegnie z odpowiednią bronią. W pewnym momencie, blondyn ponownie upadł przez mocny cios stworzenia. Upadł akurat na wyciągnięcie ręki sztyletu który mu upadł. Szybko sięgnął po niego i machnął ręką, rozcinając skórę demona. Stworzenie wydało z siebie odrażający i głośny odgłos bólu. Z jego ciało wytrysnęła maź, która zabrudziła trochę blondyna. W momencie kiedy Jace wstał z ziemi, Alec przybiegł z serafickim ostrzem.

- Jace! - Krzyknął i rzucił ostrzę w stronę przyjaciela. Ten zwinnie złapał ostrze i wykonał ruch by wbić miecz prosto w demona. Zwierze znikło i pozostał z niego tylko pył. W tej samej chwili na zewnątrz wybiegła Clary, przepychając się przez Aleca. Była w nocnej koszuli i szlafroku do ziemi. Była przestraszona i nie mogła uwierzyć, że znów ryzykował ktoś dla niej życie.

- Jace... - Zaczęła podchodząc do niego - Nic Ci nie jest? - Zapytała oglądając go lekko zziajanego, pobrudzony swoją krwią z mieszanką mazi demona i ziemi

- Jesteś ranny - Stwierdziła widząc zacięcie koszule na brzuchu i krew. Blondyn odsłonił raze i syknoł lekko. Może nie z bólu ale bardziej z tego, że pozwolił się zranić.

- To nic. Iratze załatwi sprawę - Oznajmił, gdy poprosiła go by udał się do jej pokoju.

- Pozwól, że ja to zrobię - Wtrąciła wracając z łazienki z miską wody i szmatką. Chciała na razie oczyścić ranę by runa szybciej się wchłonęła. Zamoczyła materiał w szmatce i klęknęła przy chłopaku. Zapadła niezręczna cisza a przemywanie jego rany przy dobrze zbudowanym brzuchu sprawiało, że Clary czuła się niekomfortowo.

- Dziękuje Ci za ratunek. Prawdopodobnie zabił by mnie we śnie - Śmiało o tym powiedziała

- To mój obowiązek. Nie masz za co dziękować - Stwierdził lekko krzywiąc się, pewnie ze szczypania rany

- Już kończę - Wtrąciła i wyjęła swoją stele i precyzyjnie i bez otarć wykonała mu runę by uśmierzyć ból.

- Przepraszam za te słowa przy Alecu... Kłamałam, gdy powiedziałam, że Cię nienawidzę - Rzekła - To było pod wpływem emocji - Przyznała. Jace nie odezwał się ani słowem tylko przyjrzał się dziewczynie jak wykonuje ruchy stelą

- Wcale nie kłamałaś... Nie wypada Ci po prostu o tym mówić - Oznajmił - Przywykłem do tego - Odparł

- Dlaczego chcesz by ludzie Cię nienawidzili? - Zdziwiła się

- Tak jest łatwiej. Nie angażujesz się w żadne relacji, bo wszelkie uczucia, nas tylko niszczą...


Clarissa dowiedziała się przed południem, że odwiedzi ich dziś Magnus. Wiedziała, że musi być to coś wspólnego z demoniczną wieżą. I nie myliła się. Miał ich odwiedzić choć całe popołudnie spędził u Clave. Przyszedł do nich wieczorem na kolacje, na której były już ich matki. Większość czasu rozmawiał z nimi i wspominali wspólne chwile. Często oglądał się za Clarissą, którą nie odezwała się ani słowem i błąkała widelcem po talerzu


- Clarisso nie ruszyłaś swojego jedzenie - Stwierdziła Jocelyn


- Nie jestem głodna. Pozwólcie, że udam się na spoczynek. - Rzekła i odeszła od stołu. Magnus odprowadził ją wzrokiem a Jace popijając winem nie był zadowolony z dziewczyny. Dobrze wiedział, że unika kontaktu z Magnusem i chce jak najszybciej wyjść pod pretekstem zmęczenia.


- Też skończyłem - Rzucił Jace, wycierając się bawełnianą serwetką i z piskiem krzesła udał się na górę. Zapukał do drzwi ale nie odpowiedziała. Zapukał ponownie ale głośniej


- Clary! - Zawołał ją. Wyczuł, że podchodzi do drzwi. Delikatnie ujęła klamkę i otworzyła drzwi. Na pierwszy rzut oka, miała zaczerwienione oczy i bladą cerę


- Co się dzieje? - Zapytał


- Nic, nie chce o tym rozmawiać - Rzuciła i chciała zamknąć drzwi, lecz blondyn zatrzymał je dłonią


- Proszę Cię, nie mam ochoty się z tobą tym dzielić


- Wszystko w porządku? - U ich boku jak by znikąd pojawił się Magnus. Clary spojrzała na niego i nie wiedziała co powiedzieć


- Wyglądasz na zmartwioną Clarisso. Nie mieliśmy okazji pogadać


- Powiadomiłem Magnusa o twoim umiejętnościach - Clary ukazała szok na swojej twarzy i niepokój


- Spokojnie, wszystko zostanie miedzy nami. Nawet twoi rodzice o niczym się nie dowiedzą - Oznajmił


- Skąd mam mieć pewność, że mogę Ci ufać? - Warknęła na niego


- Znam Cię od małego...


- Tak i wykonywałeś na mnie różnorodne eksperymenty - Odparła


- Nie były one dostatecznie poprawne jeśli przestają działać - Stwierdził - Zobaczymy co kryje się w twojej małej główce - Rzekł. Po pewnych argumentach rzucających się w myślach dziewczyny, postanowiła go wpuścić.


- Zostaw nas samych - Zwrócił się do Jace'a nie pozwalając mu wejść - Potrzebuje z nią chwili sam na sam - Dodał i zamknął drzwi przed nosem Jace'a.


- Usiądź proszę - Wskazał na krzesło przy toaletce. Usiadła niepewnie na krześle. Magnus stanął na przeciwko niej i ustawił otwartą dłoń nad jej głową. Zamknął oczy i skupił się na jej myślach


- Blokada którą Ci założyłem jest głębsza niż mi się wydawało - Odezwał się nie otwierając oczu


- Wiec zerwij ją - Rzekła


- Nie mogę - Oznajmił otwierając oczy i opuszczając dłoń - Twoje zdolności są zbyt potężne. Nie długo sama złamiesz blokadę do końca


- Co to znaczy?


- Nigdy nie czułem takiej mocy jak w twojej głowie Clarisso. Żyje na tym świecie już 645 lat i spotykam się z tym po raz pierwszy


- Czyli jest odmieńcem? - Stwierdziła przerażona


- Jesteś wyjątkowa Clarisso. To dar, którego nie możesz zmarnować - Rzekł


- Spróbuje znaleźć blokadę i ją osłabić. Wstań proszę - Wstała i stanęła na przeciwko niego. Nie była co do tego pomysłu pozytywnie nastawiona by on ponownie zamknął swoje kocie oczy i skupił swoje dłonie na jej umyśle. Clary poczuła po chwili ból głowy i szum w uszach. Nogi zrobiły jej się jak z waty a widok przed oczami zaczął jej się zamazywać. Magnus zdążył złapać Clary a potem zawołał Jace'a


- Jace! - Zawołał blondyna. Od razu wszedł do środka i gdy zobaczył nie przytomną Clary od razu do niej podbiegł


- Co się stało? - Zapytał biorąc ją na ręce


- Połóż ją na łóżku - Rozkazał czarownik wskazując na łoże. Blondyn zaniósł rudowłosą i położył delikatnie na środku materaca


- Zasłoń zasłony - Nakazał. Jace szybko pozbawił jakiekolwiek światła w pokoju, gdy nagle z rąk Magnusa wyłoniło się niebieskie światło skierowane nad ciałem rudowłosej


- Co ty jej robisz? - Zapytał zaniepokojony


- Próbuje osłabić blokadę - Wyjaśnił


- Długo zostanie nieprzytomna? - Spytał


- Za chwile powinna się ocknąć. Długo nie miała do czynienia z taką mocą wiec ją to trochę osłabiło - Wyjaśnił, gdy nagle światło z jego rąk znikło - Zrobione - Rzekł - Zostanę w mieście, jeszcze przez jakiś czasu gdy byście potrzebowali pomocy


- Bądź w momencie jak się obudzi. Będzie w lekkim szoku - Stwierdził. Jace kiwnął tylko głową i został przy niej, gdy Magnus postanowił wyjść


- Magnus! - Jace jeszcze postanowił dogonić czarownika, bo dręczyło go jedno pytanie


- Znasz może Niklausa Mikaelsona? - zapytał. Oczy czarownika zrobiły się bardziej kocie a jego mina spoważniała


- Skąd znasz to imię? - Odezwał się


- Clarissa wychodzi niedługo za niego za mąż. Jednak źle mu z oczy patrzy. Coś mi mówi, że ma inne plany, niż pokój


- Klaus to zaraza waszej rasy. Trzymaj się od niego z daleka - Oznajmił i szybkim truchtem zszedł po schodach


- Magnus co to znaczy?! Magnus! - On jednak opuścił szybko posiadłość jak by się czegoś przestraszył.

3 komentarze:

  1. OMG <3 Tyle się dzieje!!! Nie mogę usiedzieć w miejscu!!!!!! BŁAGAM, wstaw NEXT!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. cudeńko :DD
    Jace jaki bohater :D
    Klaus ://
    pozdrowienia xoxo
    -V

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Dopiero znalazłam twojego bloga, ale go uwielbiam. Czekam na nekst. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń