czwartek, 2 marca 2017

UWAGA!!!

Strasznie mi przykro, że nie dostajecie ostatnio żadnych wpisów i rozdziałów. Aktualnie piszę do was z komórki, ponieważ mój laptop już od ponad półtora miesiąca jest w naprawie. Nie moge zyskać żadnych informacji, kiedy będzie gotowy. Podejrzewam również, że laptop już kompletnie padł i będę musiała kupić nowy. Mam tylko nadzieje, że moje zapiski zostaną odzyskane bo mam tam 2 rozdziały w wyprzedzeniu dla was. Naprawdę nie chciałabym stracić tych materiałów więc trzymajcie kciuki! :*

Mam nadzieje, że jak najszybciej do was wrócę!!! <3

piątek, 6 stycznia 2017

Księga II - Rozdział 1

Było cicho i spokojnie. Słychać było jedynie cichy szum wiatru przechadzający się pomiędzy trawami. Rudowłosa szła w długiej sukni, ciągnącej się metrami. Miała wielki bukiet śnieżnobiałych kwiatów w dłoni. Szła prosto do Jace'a. Wszyscy już tam byli. Rodzina, przyjaciele, wszyscy goście, którzy przybyli na ich ślub.

Clary stanęła na przeciwko Jace'a, który uśmiechnął się do niej. Dziewczyna rozejrzała się speszona. Coś jej nie pasowało. Nie było cichego brata, który miał udzielić im ślubu. Czemu Izzy nie ma przygotowanych stel, by wyryli sobie runy miłości przy ich sercach?

- Jace... Dlaczego jesteśmy ubrani na biało? - Szepnęła, gdy dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wszyscy goście, Jace jak i ona są odziani w żałobne barwy.

- Wszystko dla Ciebie najdroższa - Uśmiechnął się. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Dostrzegła nagle, że jej suknia jest pobrudzona krwią. Rozejrzała się i wszyscy goście znikli jak i również Jace.

- Witaj Clarisso - Usłyszała męski, przechodzący dreszcze głos. Na miejscu, gdzie powinien stać cichy brat stał mężczyzna. Sądziła, że będzie to Klaus lecz myliła się. Mężczyzna był wysoki, o kruczoczarnych włosach i bladej cerze. Był przystojny, postawny i bogato odziany w ciemny garnitur. Jego uroda była niezwykła. Nie można było ją porównać do piękna Jace'a. Jace'a jest czysta i nieskazitelna, jak anioła. Jego jednak była jak by zakazana, jak by grzechem było mu się przyglądać.

- Kim jesteś? - Syknęła - Widziałam Cię już. We śnie - Przypomniało jej się

- Podejdź moja droga - Dotknął lekko jej pleców i odwrócił. Wszyscy jej najbliżsi stali przed czyimś grobek. Podeszła by ujrzeć jej nazwisko na nagrobku


                                                 

                                                  Clarissa Morgenstern 1848 - 1866


                                Najdroższa córka, Wspaniała przyjaciółka, Kochająca żona


Clary coś tknęło.


- Żona... - Szepnęła


- Nie trwało to długo, lecz nie powiem, że jeszcze nie widziałem takiego miłości - Odezwał się meżczyzna


- Umarłam?! - Spytała drżącym głosem


- Ależ skądże! Należysz jedynie teraz do innego świata - Oznajmił. Dziewczyna odważyła się spojrzeć na mężczyznę - Do mojego! - Syknął jej do ucha.






Dziewczyna wybudziła się z mrocznego snu, wciągając głośno powietrze. Wyskoczyła z łóżka i podeszła do komody. Zaczęła przeszukiwać nerwowo szuflady.

- Clary? Co robisz? - Spytał zaspanym głosem Jace

- Mój szkicownik. Był tu gdzieś, na pewno - Rzekła nerwowo.

- Clary, nie jest przypadkiem za wcześnie na szkicowanie? - Odparł wstając leniwie z łóżka. Przeczesał swoje blond włosy do tyłu i podszedł do ukochanej.

- Miałam sen. Byłeś w nim i ten mężczyzna... Nie pierwszy raz mi się śnił

- Mam być zazdrosny, że moja narzeczona śni nie tylko o mnie? - Zażartował chłopak

- Jest! - Rzekła z satysfakcją i otworzyła go na odpowiedniej stronie. Jace podszedł bliżej by przyjrzeć się rysunkowi. Był na nim Jace i ten mężczyzna, ale Clary nadal nie wiedziała w tym jakiegokolwiek sensu. Wie tylko, że budzi się z płaczem ze snu, gdy widzi tego mężczyznę. Nie wie skąd go zna ani kim jest ale przeraża ją.

- Wciąż dręczą mnie te sny - Odezwała się - Może po prostu tracę już zmysły - Westchnęła a Jace objął ją

- Może to przez stres. Jeśli chcesz możemy jeszcze poczekać z ogłoszeniem zaręczyn - Stwierdził blondyn

- To nie będzie konieczne. Z taką nowiną nie można czekać - Uśmiechnęła się

- Jesteśmy zaręczeni od dobrych kilku tygodniu. Enzo wyjechał i dobrze sobie radzi we włoskim instytucie, nawet Robert i Maryse zaakceptowali związek Magnusa i Aleca - Oznajmił dotykając jej polika



- Wszystko zaczyna się układać - Stwierdził i pocałował ukochaną








Całe towarzystwo siedzi przy stole, przy sobotnim obiedzie. Jedzą w ciszy a od czasu do czasu Jace i Clary zerkają na siebie. Magnusa nie ma, bo miał sprawy w Londynie. Alec siedzi z Robertem w sali anioła i są zajęci papierkową robotą. Max wrócił razem z Robertem do Alicante. Chłopiec siedział koło Isabelle, która z uśmiechem patrzyła na niego, bo cieszyła się, że ma swojego braciszka z powrotem.


- Ojcze, możemy Ci zająć chwile po obiedzie? - Spytała Valentine'a Clary, mówiąc o sobie i Jace'e


- Nie widzę przeszkody byście wypowiedzieli się teraz - Stwierdził na spokojnie - Chyba, że to poważniejsza sprawa?


- Stwierdziliśmy jedynie, że jako ojciec Clary powinieneś wiedzieć o tym pierwszy - Odezwał się Jace


- Słuszna uwaga - Zauważył Val


- O co więc chodzi? - Spytała Jocelyn siedząca koło męża.


Jace wziął dziewczynę za rękę i wstali podchodząc do państwa Morgenstern.


- Oświadczyłem się Clary - Oznajmił blondyn. Izzy odruchowo pisnęła z radości. Max oglądam się po wszystkich by zobaczyć ich reakcje. Jonathan jedynie czekał na reakcje rodziców, którzy patrzyli na siebie. Jocelyn dotknęłam jego dłoni i uśmiechnęła się do męża. Val objął dłoń żony i westchnął ciężko.


- A więc planujemy ślub - Odezwał się Valentine. Isabelle pisnęłam i odskoczyła od stołu i rzuciła się na Clary i Jace'a.


- Musimy iść do krawcowej! Ustalić jaki bukiet będziesz miała! Zajmę się wszystkim! W życiu nie zobaczycie piękniejszego ślubu!


- Izzy! Izzy! Spokojnie - Zaśmiała się Clary - Nie spieszno nam tak bardzo - Stwierdziła


- O nie kochana! Zaczynamy od zaraz - Powiedziała rozweselona. Clary spojrząła na Jace'a i oboje się zaśmiali. Gdy wszystko stało się oficjalne, reszta wstała by pogratulować im.










Chłopak był nie przytomny kilka godzin. Po tym jak ocknął się już w swoim pokoju za oknami było już ciemno. Leniwie wstał z łóżka i będąc jeszcze w stroju bojowym, wyjął z szafy świeżą koszule i spodnie i przebrał się. Jego plecy i klatka piersiowa wciąż była w głębokich sińcach. Mimo, że używa Iratze, to rany są zbyt liczne by wszystko się tak szybko zagoiło.

Do pokoju ktoś wszedł bez pukania.


- Oczekuje Cię - Burknął łowca

- W jakiej sprawie? - Zapytał odwracając się do niego przodem, zakładając koszulę na siebie.

- Sam zobaczysz. A teraz pospiesz się - Syknął i wyszedł trzaskając drzwiami.


Brunet szedł długim ponurym korytarzem. Od kąt tu jest, to jego jedyna droga do głównego salonu i tylko tą może się poruszać. Jest tu kilka tygodni a zobaczenie całej posiadłości było dla niego niemożliwe. Nagle zauważył, że drzwi po jego lewej są uchylone. Zawsze były zamknięte na klucz, wiec się zdziwił. Obejrzał się i, gdy nikt go nie widział, zajrzał do ciemnego pokoju. W środku było cicho i chłodno. Jego uwagę odrazu przykuło wielkie łoże a na nim świecące pole, koloru zieleni. Podszedł bliżej. Na łóżku leżała blond włosa kobieta. Wyglądała jak by spała, ale najwidocznie była pod jakimś zaklęciem.

- Lorenzo? - Usłyszał swoje imie z korytarza. Chłopak zamykając za sobą drzwi, spotkał na korytarzu Rosalie.

- Lorenzo, wiesz, że nie wolno nam wchodzić do tych pomieszczeń - Zwróciła mu uwagę

- Drzwi były uchylone. Tam i tak nic nie ma - Skłamał

- Dobrze, chodź już. Zaczyna się niecierpliwić - Powiedziała niechętnie.

Kobieta odprowadziła go do salonu a następnie opuściła pomieszczenie. Dwóch braci stali przy kominku i rozmawiali szeptem.

- Chciałeś mnie wydzieć - Brunet odezwał się.

- Tak, chciałem! - Powiedział z uśmiechem Klaus i podszedł do chłopaka - Lepiej wyglądasz, wypoczęty? - Spytał

- Tak, dziękuje, po godzinach tortur i mieszania mi w głowie czuje się dużo lepiej - Powiedział sarkastycznie

- Robisz postępny. Widzę to i niezmiernie się ciesze - Objął go męsko i poprowadził do Elijah'y

- Niklaus nie uważasz, że robisz to zbyt pospiesznie? - Zwrócił mu uwagę mężczyzna

- Skądże bracie. Enzo dobrze zrobił, dołączając do nas. Chce go szybko wprowadzić w temat - Stwierdził.

- Jaki to temat konkretnie? - Zdziwił się brunet

- Clarissa wychodzi za mąż, słyszałeś? - Spytał. Enzo przyjrzał mu się dokładnie i nie wiedział co powiedzieć - Zapewne, troche zaproszenie na ślub zaginęło gdzieś we Włoszech, bo jak mnie pamięć nie myli właśnie tam uważają, że jesteś - Oznajmił.

- Co to ma wspólnego ze mną?! Co ode mnie chcesz? - Warknął

- Mam dla Ciebie zadanie mój drogi - Oznajmił dotykając jego ramienia - Widzisz... Dwóch parabatai zabrali mi coś. Jest to niezmiernie ważne dla mnie i mojego brata.

- Co zabrali? - Wtrącił się Enzo

- To nie twoje zmartwienie. Elijah i ty wybierzecie się na ślub. Clarissa zapewne z chęcią Cię zobaczy.

- Chcesz bym zepsuł im ślub?

- Chce odzyskać co moje! - Warknął ale szybko się uspokoił - Nie musisz nic psuć. Ty będziesz miał okazje na spokojnie się z Clarissą, a Elijah znajdzie to co trzeba i wrócicie. Chyba możesz to zrobić dla swojego stryja?

- Co jak się nie zgodzę? - Syknął

- Jak by to Ci powiedzieć? - Westchnął - Radził bym zrobić mi tą małą przysługę. Jeśli nie chcesz mieć życia Rosalie na sumieniu...



- Nie skżywdzisz jej! - Syknął



 - Przekonajmy się więc - Uśmiechnął się złowieszczo








Jest wprowadzenie do księgi II :D Wiem, że miałam wstawić rozdział kilka dni temu ale coś mi blogger szwankuje ale już się poprawia. Do tego mam teraz próbne mature, przez kolejny jeszcze tydzień wieć nie mam w ogóle głowy do pisania. Mam nadzieje, że szybko się to skończy i będę mogła wrócić do spokojnego pisania :3