sobota, 26 marca 2016

Rozdział 18

Nastała cisza, nikt nie wiedział jak się zachowań. Przerwała to jednak królowa, która z zachwytem wstała i zaczęła klaskać. Jej podwładni po chwili podążyli za nią i przyłączyli się do aplauzu. Elijah ukłonił się jej lekko nachylając ku niej głowę i wrócił na miejscu przy królowej.


- Miałaś czego chciałaś królowo, teraz pomóc nas - Odezwał się Alec, podchodząc bliżej.


- Panie Herondale, chciała bym poznać twoją opinie na temat tańca - Zignorowała Lightwood'a i skupiła się na Jace'a, który pozostał z tyłu.


- Uważam, że był... - Przerwał, bo bał się, że nie przejdzie mu to przez usta - był bardzo oryginalny - Dokończył i lekko się uśmiechnął. Królowa nie takiej odpowiedzi się spodziewała, co sprawiło, że zawiodła ze swoim niecnym planem, by wprowadzić Jace'a w zazdrość.

- Przyśle do was jednego z moich ludzi, gdy dowiemy się czegoś o waszym bracie - Przeszła do tematu - Obiecuje wam, że nie zignoruje waszej prośby - Dodała - Drogi przyjacielu, odprowadź proszę naszych gości - Zwróciła się do Mikaelsona.


Elijah prowadził ich przodem do wyjścia, gdy Jace, nie mógł znieść jego widoku i wciąż trzymał dłoń na wyciągnięcie ostrza. Clary bała się, że blondyn zaraz nie wytrzyma i zaatakuje mężczyznę.

- Chce porozmawiać z Elijah na osobności - Odezwała się Clarissa, przy wyjściu. Cała trójka spojrzała na nią, z wyrazem : Na anioła! Postradałaś zmysły?! - To ważne - Dodała kierując to zdanie do młodego Herondale'a. Reszta łowców oddaliła się i poczekała na rudowłosą.

- Nie wiem co tu robisz, ale nie boje się twojego brata - Powiedziała srogo.

- Na prawdę myślisz, że jestem tu z rozkazu brata? - Zaśmiał się - Niklaus, wybrał swoją drogę, to nie znaczy, że podążę za nim.

- Ale... to twój brat - Stwierdziła niechętnie.

- Tak, dlatego oddał bym za niego życie albo nawet zabił dla niego, ale nie przyłącze się do jego niecnych planów przejęcia władzy w całym świecie nephilim i podziemnych, lecz wciąż jest moją rodziną - Stwierdził.

- Niklaus pojmał za to moją i członków rodziny Lightwood'ów. Nie ma w nim krzty dobra - Rzekła młoda Morgenstern.

- A jaki interes ma w tym młody Herondale? Nie wiesz, że mężowie z jego rodu, zawsze byli dumni, zachłanni i zakochani w sobie? - Powiedział zerkając na blondyna, który stał parę metrów od nich, obserwując ich z założonymi rękoma.

- W porównaniu z twoim bratem, wszyscy, włączając Jace'a są gotowi, do poświęcenia w mieniu najbliższych! Klaus jest potworem i mimo, że się od niego różnisz to jesteś teraz moim wrogiem - Warknęła, dosyć głośno, że grupa przyjaciół ich usłyszała. Clary jednak nie myślała w tym momencie, co sobie pomyśli Jace, a chciała pokazać Elijah'y, że się nie boi.

- Dobrze to przemyślałaś Clarisso? - Zapytał, ponieważ w głębi duszy nie chce niczyjej krzywdy, a zwłaszcza jej.

- Clary, musimy już iść - Pospieszył ją Jace

- Przekaż Klausowi, że nie dostanie tego czego chce. Nie pozwolę mu na to - Rzekła i odeszła przyłączając się do przyjaciół.




Po powrocie do instytutu, grupa łowców udała się na kolacje. Posiłek przesiedzieli w ciszy, szczególnie, że obecnie na nim była Maryse, która wróciła po całym dniu załatwianiu papierkowej roboty na mieście. Clary wróciła do swojego pokoju przebrać się, mając zamiar trochę potrenować. Odświeżona i przebrana udała się na salę treningową. Zignorowała fakt, że znajdował się na niej Alec i Jace. Alec, zajęty był na końcu sali, strzelaniem z łuku, tak, że nawet nie zauważył obecności rudowłosej. Jace zajmował się celowaniem sztyletami w manekina. Rzucał bardzo intensywnie w sam środek klatki piersiowej.

- Mam nadzieje, że nie motywujesz się, wyobrażając sobie twarz Elijah'y na tym manekinie? - Zapytała biorąc łuk z półki i kołczan ze strzałami.

- Nie tym razem - Odparł z lekkim uśmiechem, za chwile rzucając kolejnym sztyletem - To miejsce zarezerwowane jest dla kogoś innego - Stwierdził. Clary domyślała się, że chodzi o Klausa, wiec nie wypadało jej drążyć tej rozmowy. Stanęła przed tarczą, na stacji kilka metrów od Jace. Wyjęła pierwszą strzałę z kołczanu i naciągnęła nią cięciwę. Uspokoiła oddech i skupiona wycelowała w środek. Wypuściła strzałę, ale nie trafiła w środę tak jak chciała tylko nieco z boku.

- Nieźle - Rzucił Jace

- Nie trafiłam w środek - Burknęła, nie zadowolona ze swojego wyniku.

- Ponieważ źle trzymasz łuk - Stwierdził podchodząc do niej - Ręka trochę wyżej - Powiedział, pokazując palcem. Clary złapała za łuk trochę wyżej jak polecił jej chłopak. Spróbowała jeszcze raz i naciągnęła kolejną strzałę na cięciwę - Łokieć na wysokości ramienia - Wtrącił. Dziewczyna szybko poprawił się i zaraz puściła strzałę. Trafiła w sam środek...

- Udało się! - Powiedział zadowolona z siebie. Za chwilę spojrzała na blondyna, który przyglądał jej się stojąc za nią z założonymi rękoma za plecami.

- Oczywiście, że tak, ponieważ Cię poprawiłem - Odparł z szybkim uśmiechem, wracając do swojego manekina i rzucania ostrzami.

- Przepraszam - Rzuciła do blondyna, który szybko na nią spojrzał oczekując, że powie swój powód przeproszeń - Nie powinnam ulegać woli królowej. Nie posłuchałam Cię - Stwierdziła niechętnie

- Masz szczęście, że powstrzymałem się od zaatakowania go. Skończyło by się to nieco gorzej - Stwierdził.

- Nie rozumiem jednak dlaczego. Czym Elijah'a sobie zasłużył na to? Ponieważ jest bratem Niklausa? - Zdziwiła się

- Ponieważ, odważył się Cię dotknąć - Powiedział szybko - Nie miał prawa Cię tknąć - Dodał, robiąc pierwsze kroki ku niej.

- Jace, to był tylko taniec - Powiedziała po chwili, gdy przeanalizowała sobie co właśnie do niej powiedział Herondale.

- Nie wiesz co chodziło po głowie królowej - Odparł niechętnie

- A ty wiesz? - Zdziwiła się Clarissa

- Każda chwila waszego układu, kusiła mnie do przerwania tego - Zignorował jej pytania - Myśl sobie o mnie co chcesz, ale nie potrafiłem patrzeć na was obojętnie - Szepnął

- Więc otwórz się przede mną - Powiedziała szeptem, unosząc swoje zielone oczy ku niego

- Wytłumacz mi, co tak silnego kazało Ci to wtedy przerwać - Rzekła, czując motylki w brzuchu, gdy była dostatecznie blisko by poczuć jego oddech

- Wciąż zawzięta - Szepnął lekko ukazując uśmiech

- Jace? - Usłyszeli dziewczęcy głos co sprawiło, że dyskretnie odskoczyli od siebie. Odwrócili się do Isabelle, która stała w drzwiach.

- Alec! - Zawołał brata. Ten przerwał trening i podszedł do reszty grupy.

- Matka nas wzywa - Oznajmiła - Ciebie też Clary - Dodało, zwracając się do dziewczyny.

Grupa dotarła do gabinetu Maryse. Kobieta stała za swoim biurkiem oczekując młodzież.

- Jesteście już wszyscy. Dobrze, mam do was sprawę - Oznajmiła wychodząc zza miejsca pracy - Jak wszyscy wiecie, ostatnim przystankiem kręgu będą wampiry. Z powodu ostatniego wypadku Alec'a i Jace'a nie mogę pozwolić na wasze udanie się tam - Oznajmiła.

- Ale matko! - Uniosła się Izzy

- Isabelle, nie widzę tu powodu do dyskusji - Skarciła córkę.

- Maryse, nie mamy innego wyboru, musisz nas puścić - Odezwał się tym razem Jace, wychodząc przed grupę.

- Chyba ja lepiej wiem, co jest lepsze dla moich dzieci, czyż nie? - Stwierdziła

- A chcesz odzyskać syna? - Rzucił

- A mam stracić kolejnego?! - Syknęła srogo, co zmusiło Jace, do cofnięcia się z powrotem do rówieśników - Znajdziemy inny sposób a teraz pogodzicie się z moją decyzją - Powiedziała do wszystkich.

- Jest inny sposób - Odezwała się dumnie Clary - Ja - powiedziała krótko - Ja udam się do siedziby wampirów - Stwierdziła - Sama... - Dodała.

- Clarisso, to nie czas na żarty - Rzuciła Maryse

- Mówię bardzo poważnie - Skomentowała to Morgenstern - Jestem dla wampirów jak trucizna. Magnus już się o to postarał - Stwierdziła

- Co to ma niby znaczyć? - Zapytała zniecierpliwiona kobieta

- Magnus pomógł mi zmieszać moją krew z werbeną, wymarłą roślinę, szkodliwą dla wampirów. Nie będą mogli mnie ugryźć ani zahipnotyzować - Oznajmiła - Dam sobie radę.

- Twój ojciec by mnie zabił, jak by się dowiedział, że Ci na to pozwoliłam - Stwierdziła kobieta

- Po części robię to dla niego - Stwierdziła - Odnajdziemy Maxa a następnie dostaniemy się do twojego męża i moich rodziców - Oznajmiła - Nie znajdziesz innego rozwiązania

Kobieta nie była przekonana co do tego pomysłu, ponieważ mimo argumentów, które jej podała Clary, nie wie czy to rozsądne by wysłać ją samą.

- Jeśli jesteś przekonana... Jeśli na prawdę jesteś dla nich bronią, to możesz iść

- Nie - Powiedział szybko Jace - To misja samobójcza, nie zdoła zmierzyć się z nimi sama - Powiedział pospiesznie blondyn.

- Poradzę sobie - Odparła Clary

- Clary, nie rozumiesz... Nie będziemy mogli Cię osłaniać - Odezwała się troskliwie Isabelle

- Wiem, nie oczekuje tego od was - Powiedziawszy, spojrzała na Jace'a, który ze wściekłą miną wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.

- Przygotujemy ją do tej misji, matko - Odezwał się po raz pierwszy Alec, stając u boku Clary

- Dziękuje synu. Przygotuj się Clarisso, nie pozwól mi żałować tej decyzji - Rzekła Maryse. Cała trójka opuściła pokój i wybrali się do pokoju Isabelle, by porozmawiać. Alec czuł się odpowiedzialny za przygotowanie Clary, w momencie, kiedy Jace postanowił odrzucić wolę matki.

- Jace'owi przejdzie, nie martw się - Pocieszył ją Alec, pierwszy raz uśmiechając się do niej, nie będąc spiętym i oschłym.

- Albo i nie - Zażartowała Isabelle by rozluźnić atmosferę - Jak już mówiłam, potrafi być naprawdę uparty - Przypomniała

- Oświeć mnie jeszcze raz... Jak dokładnie zamierzasz otworzyć portal? - Zapytał zaciekawiony Alec, krzyżując dłonie na piersiach.

- Sama nie wiem, różne obrazy pojawiają mi się nagle przed oczami i to pomaga tworzyć mi różna rzeczy, poczęści to - Odparła Clary - Musze czekać, dopóki kolejny kawałek blokady się nie złamie, by ułatwiło mi to wtedy działanie - Dodała

- Myślisz, że Magnus chce Ci w tym w jakiś sposób pomóc? - Pytał, choć wciąż nie rozumiał tej całej zagadki z blokadą Clary i jej umiejętnościami

- Ktoś tu się stęsknił za naszym przyjacielem - Stwierdziła z szerokim uśmiechem Izzy

- Po prostu... Ciekawi mnie, jak ten cały proces działa, to tyle - Odparł, wymyślając coś na szybko - Tak więc... Późno już, um... Udam się na spoczynek. Clary jutro zaczniemy trening - Powiedział do rudowłosej - Dobranoc siostrzyczko - Rzucił i ucałował siostrę lekko w głowę i wyszedł.

- Dobry z niego brat, prawda? - Stwierdziła Clary

- Tak, zawsze miał mnie na oku - Powiedziała Izzy z uśmiechem - Była bym zaszczycona poznać, któregoś dnia twojego - Rzekła kładąc dłoń na dłoni koleżanki, co podniosło Clary trochę na duchu.


Kolejne dni, Clary spędziła z Alec'em na trenowaniu. Dziwny z nich skład i nigdy nie pomyślała, że złapie z nim wspólny język. Jednak z dnia na dzień, młody Lightwood uczył się akceptować rudowłosą.

Jace unika Clary, za wszelką cenę. Czasami spędza czas w sali treningowej i obserwuje wspólny trening swojego parabatai i młodą Morgenstern. Nie odezwie się słowem, tylko patrzy. Isabelle znalazła w Clary, pokrewną duszę i może wreszcie spędzać czas na kobiecych rozmowach i chętniej spędza z nią czas.


Nastał wieczór w których grupa łowców ma wybrać się do siedziby wampirów. Maryse zgodziła, się by rodzeństwo i Jace zaprowadzili ją na wyznaczone miejsce i czekało z daleka od budynku.

Clary obecnie przebywa w swoich pokoju i szykuje się do wyjścia. Isabelle ma przyjść po nią kiedy reszta będzie już gotowa. Rozlega się pukanie do drzwi. Clary odwraca się i widzi Jace'a.

- Chciałem porozmawiać z tobą za nim wyruszymy - Powiedział podchodząc do niej

- Nie byłeś chętny do rozmów ostatnimi czasy - Stwierdziła.

- Nie myśl, że przekonaliście mnie do tego pomysłu. Nadal uważam, że to głupota - Powiedział - Wiedz, że będziemy czekać na Ciebie przed ich siedzibą - Rzekł, stając przodem przed nią. Clary kiwnęła głową a następnie spuściła ją lekko.

- Nie będę wiedział, co się tam dzieje. Więc proszę Cię... błagam Cię... uważaj na siebie - Wydusił i dotknął jej policzka, co trochę zaskoczyło Clary, lecz nie chciała robić z tego wielkiej sprawy, ponieważ było to miłe

- Mogę Cię o coś prosić? - Zapytała unosząc na niego wzrok - Nie wchodź za mną - Powiedziała - Cokolwiek by się działo, ile czasu by to trwało nie wchodźcie za mną

- Jak możesz to ode mnie wymagać? - Uniósł się

- Taka jest moja wola - Powiedziała srogo. Nastała cisza, oboje zamilkli, nie wiedząc jak to skomentować.

- Alec zapewne dobrze przygotował Cię na tą misję. Żałuje, że zachowałem się tak a nie inaczej i że to nie ja miałem zaszczyt Cię trenować - Stwierdził blondyn, uśmiechając się smutno

- Jace...- Westchnęła

- Ciii... - Szepnął i za nim zdążyła coś powiedzieć, Jace przybliżył się do niej. Miała już pewne obawy, że stanie się coś, czego nie planowała. Lecz nie... Pomimo podejrzeń, Jace troskliwie ucałował czoło rudowłosej. W tym momencie, okazał jej jedynie troskę i skromność. Doceniła to bardziej niż cokolwiek innego. Już nie wstydził się okazać tego, zwłaszcza przy niej. Otworzyła w nim coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczył. Sam nie wie, co to jest... Ale ma nadzieje, że niebawem się dowie.

środa, 23 marca 2016

Rozdział 17


Rodzeństwo wybrało się rano do jednej z kawiarni, gdzie właścicielką jest znana im wiedźma. Wiedzą, że za całym więzłem stoi czarnoksiężnik. Wątpią by była to akurat oba, lecz nie są teraz zbytnio ufni wobec innych.


- Zelda Tisserman? - Odezwał się Alec, do jednej z kelnerek przy blacie

- Kto pyta? - Zapytała podejrzliwie

- Powiedz, że przyszli Lighwood'owie. Bedzie wiedziała o kogo chodzi - Odezwała się Isabelle. Dziewczyna wyszła na zaplecze i zaraz wróciła.

- Pani Tisserman oczekuje was - Rzekła, przepuszczając ich. Alec puścił pierwszą siostrę, a sam się dyskretnie obejrzał za siebie, by zbadać czy ktokolwiek przypadkiem ich nie śledził do tego miejsca.

W pokoju wypełnionym ciemnymi ścianami i meblami, była Wiedźma, stojąca przy oknie

- Witajcie łowcy - Przywitała ich z uśmiechem - Proszę - Wskazała na krzesło przy okrągłym stoliku. Isabelle usiadła na nim na przeciwko kobiety, a Alec stanął za siostrą wyprostowany z założonymi rękoma za plecy.

- Co was do mnie sprowadza? - Zapytała nalewając gustownie herbatę do filiżanki

- Chcemy prosić o przysługę - Rzekła Izzy

- Wy, nephilim nie macie w zwyczaju proszenia - Stwierdziła, drażniąc się z nimi

- Moja siostra jest zbyt łaskawa - Odezwał się Alec - Będziemy musieli żądać twojej pomocy, gdy będziesz stawiać oporu - Syknął czarnowłosy, zniecierpliwiony

- Spokojnie braciszku - Wtrąciła Isabelle zerkając na brata z lekkim uśmiechem - Pani Tisserman chyba nam nie odmówi - Powiedziała szeroko uśmiechając się do kobiety

- Czego wiec chcecie? - Zapytała srogo

- Wykonaj zaklęcie tropiące - Powiedział Alec - Poszukujemy Magnusa Bane'a - Stwierdził

- Magnus Bane... - Powtórzyła wstając i podchodząc do regału. Wyjęła z niego zwiniętą mapę i wróciła do stolika - Legenda tego miasta - Stwierdziła, zerkając na czarnowłosego, oczekując od niego jakiejś rzeczy, która należy do czarodzieja. Alec westchnął i wyjął z płaszcza jego zegarek kieszonkowy

- Nie kochaniutki - Zadrwiła z niego, kobieta - Daj rękę - wyciągnęła do niego dłoń. Isabelle wstała od stołu i przyjrzała się całej sytuacji. Alec spojrzał jednym okiem na siostrę, a gdy tak kiwnęła głową, ten wyciągnął otwartą dłoń do czarownicy

- Macie z Magnusem pewną historię za sobą - Zgadła kobieta

- Co to ma do rzeczy? - Syknął niebieskooki

- Zapewne sprawi Ci satysfakcje, że to właśnie ty się przyczyniłeś do odnalezienia go - Stwierdziła i wyjęła sztylet zza pasa i nacięła dłoń chłopaka. Krople krwi opadły na mapę.
Zelda usiadła przed mapą i uniosła dłoń nad świeczką stojąca obok niej. Wystarczył jeden, prosty ruch palcami aby świeczka zapaliła się. Alec odsunął się trochę i przetarł sobie dłoń chustą, którą wyjął z kieszeni. Kobieta wypowiedziała zaklęcie w nieznanym rodzeństwu słowach. Po chwili wpatrywania się w mapę, krople krwi złączyły się w jedną i zaczęła poruszać się po papierze.

- Gotowe - Powiedziała w pewnym momencie, przerywając zaklęcie - Wasz przyjaciel obecnie przebywa w mieście - Rzekła

- To nie możliwe - Odezwała się Isabelle w lekkim szoku

- Moja magia nigdy nie zawodzi - Stwierdza kobieta

- Myślisz, że Magnus nie poinformował by nas, gdzie przebywa, gdy by nie ważny powód? - Zapytała Izzy brata.




Gdy Clary usłyszała zdrobnienie z jakim nazwał ją Jace, dziewczynę przeszły dziwne dreszcze i zmusiły do spuszczenia głowy, z obawą, że jej poliki mogą płonąć.

- Jace, powinniśmy pogadać...

- Wiem - Wtrącił, chyba nie zadowolony z tego

- Chciałabym tylko wiedzieć... - Przerwała, by przemyśleć sobie dokładnie o co chce zapytać - W Idrysie, radziłeś mi by odwołać ślub... Ponieważ jestem lepsza i od Klausa ale i też od Ciebie... Co miałeś wtedy na myśli? - Zapytała zaciekawiona

- Minęły miesiące Clary, nie rozpamiętuj przeszłości - Oznajmił

- Mam rozumieć, że nic to dla Ciebie nie znaczyło? - Stwierdziła - Miałam rację od początku, jesteś tylko rozpuszczonym i irytującym łowcą - Powiedziała i wstała ze schodków omijając go. Blondyn zaśmiał się pod nosem, lecz po chwili postanowił pobiec za nią. Złapał ją lekko za łokieć ale pod pływem siły chłopaka, a lekkiej wagi dziewczyny, z łatwością przyciągnął ją do siebie

- Potrafisz być chociaż trochę mniej spięta? - Powiedział z szarmanckim uśmiechem

- Jeśli byłbyś mniej pokorny, może dostrzegł byś u mnie trochę więcej akceptacji - Stwierdziła

- Nic się nie zmieniłaś. Tak samo uparta i złośliwa - Odparł Jace - Nie powinniśmy zaczynać tego tematu - Stwierdził

- To dlaczego mnie trzymasz? - Szepnęła zaraz po jego wypowiedzi, trochę zestresowana. Jace dopiero tego dostrzegł, że dotyka jej talii, na wypadek, gdy by chciała się wyrwać

- Jace! - Ich walke na oczy przerwało wołanie - Jace! - Usłyszeli po chwili ponownie, bardziej niecierpliwie. Blondyn zmarszczył brwi i wyślizgując Clary ze swojego objęcia, truchtem zszedł po krągłych schodach. Clary po chwili ruszyła za nim, choć nie była zadowolona z tej rozmowy bo do niczego nie doszli.

Na parterze, spotkali Alec'a i Isabelle. Alec był dosyć wściekły za to Izzy zdezorientowana

- Co wy robiliście w oranżerii? - Zdziwił się czarnowłosy - Dobrze, nie ważne - Dodał szybko

- Wiemy, gdzie jest Magnus - Wtrąciła szybko Isabelle

- Gdzie?! - Spytała w pośpiechu Clary - Musimy jakoś do niego trafić - Oznajmiła

- Wiemy, że to dziwnie zabrzmi, ale Magnus jest w mieście - Rzekła Izzy

- Nie możliwe - Odezwał się Jace - Przybyłby by sprawdzić Clary - Dodał.

- Jace, to jest potwierdzone - Powiedział Alec - Wiemy, tylko, że znajduje się gdzieś na obrzeżach Londynu - Oznajmił.

- Nie chce się na razie ujawniać - Odezwała się Izzy - Czar chroni miejsce w którym przebywa - Rzekła

- Ukrywa się, kiedy jest mi tak bardzo potrzebny? - Syknęła Clary i odeszła od grupy parę kroków, odwracając się do nich plecami

- Nie możemy czekać - Stwierdził Jace, mówiąc do swojego parabatai - Musimy przygotować się na wizytę u faerie... Nie mamy innego wyboru jak tylko radzić sobie sami - Stwierdził. Clary słyszała całą rozmowę, lecz przyglądała się ścianie, którą pamiętała z zeszłej nocy. Pozostał jeszcze po niej mokry ślad i tak jak mówił Jace, kształtem przypominały drzwi. Próbowała sobie przypomnieć, co jej się wtedy śniło ale miała zupełną pustkę w głowie. Podeszła do ściany i przyjrzała się jej. Uniosła dłoń i dotknęła mokrej ściany. w momencie kiedy jej dłoń spoczęła na niej, przed jej oczami pojawiło się mnóstwo obrazów. Przemknęła przez obraz swoich rodziców, następnie Jonathana, potem Klausa, widoku krwi i cierpienia a zatrzymało się na Magnusie. Zobaczyła go stojącym nad czyimś ciałem, wykonując nad nim jakieś czary. Jednak nie były one skuteczne. Czarownik warknął i przerwał czar, zamykając oczy

- Clary przypomnij sobie - Rzekł - Otwórz portal - Dodał. Po tym tylko osłabła i opadła na podłogę

- Clary! - Pierwsza zauważyła ją Isabelle. Cała trójka podbiegła do dziewczyny. Izzy kucnęła za nią i ją lekko podniosła. Clary szybko się ocknęła i złapała za głowę

- W porządku? - Zapytał Jace, kucając przy niej. Ta lekko przytaknęła i burknęła

- Magnus chce mi coś powiedzieć - Odezwała się - Musze stworzyć portal

- To niedorzeczne, jak chcesz to niby zrobić? - Prychnął Alec, stojący nad nią - Musiałaś na prawe mocno uderzyć się w głowę - Odparł czarnowłsy

- To jedna z twoich blokad, zgadza się? - Przypomniał sobie Jace

- Tak sądzę - Odparła - Ale na razie nie wiem jak ją złamać

- Niesamowite - Szepnął Jace, z wrażenia
- Czy ktoś mi wytłumaczy o co w tym wszystkich chodzi? - Uniósł się Alec

- Uspokój się, wszystko Ci zaraz wytłumaczę - Powiedział Jace unosząc się - Izzy przygotujcie się, wieczorem wyruszamy do faerie - Oznajmił po drodze. Bracia poszli wzdłuż korytarza, a Isabelle pomagając dziewczynie wstać, udały się na górę do pokoju czarnowłosej.

- Jesteś pewna, że dasz radę iść z nami? - Spytała troskliwie, wyjmując piękne suknie w ciemnych odcieniach brązu i czerni. Do królowej Faerie, nie można przyjść ubranym nie dostojnie. Tam wiecznie toczą się niekończące się przyjęcia i nie wpuszczą ich, jeśli bedą mieli na sobie zwykle stroje bojowe.

- Tak, potrzebuje tylko chwili - Odparła rudowłosa

- Te twoje napady bardzo martwią Jace'a - Powiedziała troskliwie czarnowłosa, szukając dla niej sukni

- Przepraszam Cię Izzy, ale zbytnio mnie teraz nie interesuje co myśli Jace - Powiedziała nerwowo - A tak w ogóle, to nie był upoważniony do tego by wszystkim opowiadać co zaszło ostatniej nocy - Stwierdziła Clary

- Clary, on nie ma złych zamiarów - Przyznała Izzy podchodząc do młodej Morgenstern

- Wiem, tylko że jest wścibski i działający na nerwach - Powiedziała Clary - Możesz mu przekazać, że liczyłam na inny przebieg dzisiejszej rozmowy...




Grupa łowców spotyka się przed instytutem. Ruszają do miejsca, gdzie trzeba na razie być zaproszonym do królowej faerie. Isabelle i Clary idą z tyłu, sprzeczając się na temat dzisiejszej rozmowy Clary i Jace'a.


- Czy one kiedykolwiek przestaną mówić? - Odparł ponuro Alec, obracając sztylet w ręku, w czasie gdy szedł równo ze swoim parabatai. Jace odpowiedział mu łobuzerskim uśmiechem, a następnie ukradkiem zerknął na dziewczęta za nimi. Clary od razu zauważyła wzrok blondyna co ją szybko zirytowało i przyspieszyła tempa wyprzedzając ich, będąc tym razem u boku Alec'a. Jace skończył obok Izzy, zdziwiony i nie świadomy reakcji rudowłosej.


- Możesz zaprzestać wreszcie swoich irytujących zachowań? - Syknęła do przybranego brata, trochę zwalniając tempa by oddalić się lekko od pozostałych


- Co masz na myśli? - Zaśmiał się


- Może nadszedł czas byś przyznał, że czujesz coś do Clarissy? - Stwierdziła


- Nie, Izzy, nie będę rozmawiał o tym z tobą - Oburzył się


- Tu nie chodzi o to... Może nie umiesz spojrzeć jej w oczy i przyznać, że słynny Jace Herondale jest zdolny do uczuć? - Stwierdziła zatrzymując go, łapiąc za łokieć. Jace westchnąwszy rzucił oczami i rozglądał się wszędzie, lecz nie odważył się spojrzeć na siostrę.

- Jesteśmy na miejscu - Rzucił Alec. Doszli do miejsca, gdzie wrota taranowały im przejście. Tylko postacie nadprzyrodzone, włączając nephilim widzieli je.

- I co teraz? - Zapytała Clary

- Czekamy - Odparł Jace - Już wiedzą, że tu jesteśmy. Wszystko zależy od nich, czy nas wpuszczą - Stwierdził blondyn krzyżując ręce. Po dłuższej chwili ciszy, wrota, zaczęły powoli się otwierać. W drzwiach stanął jeden z faerie, co na to wskazują odstające uszy, koścista szczęka i niezwykła uroda.

- Nasza Pani oczekuje was - Powiedział dogodnie i zaprosił ich do środka. Wszyscy ruszyli za faerie, Jace niezbyt za nimi przepadał. Wiedząc, że nie potrafią kłamać, blondyn zdawał sobie sprawę, że potrafią oni być bardzo przechytrzy.

Weszli na główną salę. Znajdowało się tak mnóstwo pół demonów, pół aniołów, których oczy spoczęły na grupę łowców.

- Isabelle i Aleksander Lighwood - W sali pojawiła się kobieta, wymieniająca imiona rodzeństwa. Miała za sobą straże a sama, była nieskazitelnej urody a ubrana była w same dobrocie. Kobieta podeszła do rodzeństwa i teatralnie objęła witając się z nimi i dając lekkiego całusa w policzek, który ledwo poczuli - Rzadcy goście - Stwierdziła

- Jace Herondale, mój ulubiony łowca - Powiedziała łobuzersko - Co Cię sprowadza w moje skromne... - Nie dokończyła bo jej oczy spoczęły na Clary

- Kogo to moje piękne oczy widzą... Clarissa Morgenstern - Rzekła podchodząc do dziewczyny - Najczystsza dusza ze wszystkich nephilim - Szepnęła, dotykając jej końcówek loków. Clary nie czuła się zbyt komfortowo, wiec szybko spojrzała na swoich towarzyszy. Wszyscy jednak po kolei mieli kamienne twarze i nic nie można było z nich wyczytać - Co bym oddała by mieć Cię w moim królestwie? - Stwierdziła.

- Jesteśmy tu w innej sprawie, królowo - Odezwał się Alec, przerywając zachwyty królowej

- Oczywiście. Słucham was - Powiedziała i podeszła do swojego tronu na którym usiadła, a jej służący podał jej kieliszek z jakimś kolorowym płynem

- Szukamy naszego młodszego członka rodziny - Odezwała się Izzy

- Ah tak, jak miał na imię ten uroczy młodzieniec? Maxymilian? - Zapytała

- Max, zgadza się - Potwierdziła Izzy - Chcemy wiedzieć, czy wiesz coś o jego porwaniu?

- Moje drogie dziecko, po co mi się mieszać do spraw nephilim - Zaśmiała się kobieta teatralnie

- Wasz rud spoczywa na więźle celtyckim, który jest związany z zaginięciem naszego brata - Odezwał się surowo Jace

- Czyli jednak, nasza śliczna buzia umie mówić - Odgryzła się królowa

- Wybacz królowo, lecz nie raduje się na wieść o faerie - Powiedział ze sztucznym uśmiechem

- Słyszałam... Jace Herondale, dumny łowca, nie wierzący nikomu, nie potrafiący otworzyć przed nikim swoich uczuć - Powiedziała. Clary spuściła lekko głowę, a Jace spojrzał ukradkiem na rudowłosą. Królowa szybko zauważyła ten wzrok i co leży w jej naturze, od razu to wykorzystała dla rozrywki.

- Pomogę wam - Nagle odezwała się, prostując się jeszcze bardziej. Cała czwórka spojrzała na kobietę poważnym wyrazem twarzy, co sprawiło, że kawałek kamienia spadł im z serca

- Nie wiemy, jak okazać naszą wdzięczność - Stwierdziła Izzy udarowana

- Jest haczyk - Odparł leniwie blondyn - Faerie nigdy nic nie robi bezinteresownie

- Przystojny i do tego inteligentny - Wtrąciła królowa. Jace, zmarszczył kąciki ust, ponieważ zaczynały już go irytować komentarze faerie, jak i cała misja tu.

Królowa szepnęła coś do swojego podwładnego na ucha, ten za chwile kiwnął głową i zniknął za drzwiami, znajdujące się za tronem królowej. Za chwile służący wrócił a za nim osoba, którą Clary miała okazję poznać.

- Elijah... - Szepnęła rudowłosa

- Zgadza się. Elijah Mikaelson, brat Niklausa - Rzekła królowa. Wtedy, Jace, wyjął zza płaszcza, ukryty na wszelki wypadek sztylet i stanął przed Clary, broniąc ją xałym swoim ciałem

- Wpuściłaś tego zdrajcę na własne salony? - Syknął Jace

- Zdrajce? Mój drogi, Elijah to mój przyjaciel jak też i wasz - Oznajmił - Odłóż proszę broń, bo będę zmuszona, oskarżyć Cię o zamach na nasz rud - Warknęła dla niepoznaki. Clary, dotknęła lekko dłoni blondyna a ten nie patrząc na nią, opuścił broń i schował ją

- Dzieje mojego brata, pozostawmy na inną okazję - Odezwał się mężczyzna

- Oddaj nam naszego brata, to wtedy pogadamy - Syknął Alec.

- Dosyć tego! - Uniosła się królowa, która oburzyła się, że już dłużej nikt nie zwraca na nią uwagi

- Elijah nie zna miejsca, przebycia Max'a - Stwierdziła Faerie - Lecz pomożemy wam, go odnaleźć - Powtórzyła

- Gdzie twój obiecany haczyk? - Spytał pyskliwie chłopak

- Muzyka tak pięknie gra - Stwierdziła teatralnie i złowieszczo królowa - Jeden taniec Clarissy z naszym drogim przyjacielem, a odnajdziemy waszego braciszka - Królowa lubi bawić się uczuciami innych. Szybko zauważyła, że Jace i Clary nie są zwykłymi znajomymi i zależy im na sobie. Od momentu, kiedy Jace spojrzał na Clary zupełnie innym wzrokiem niż dotychczas, królowa nie mogła tego zignorować

- To pułapka. Gdy raz zatańczyć, będziesz tańczyć do końca życia - Odezwała się Izzy

- Wszystko zależy ode mnie. A tak w ogóle, na dwóch tańczących nephilim nie działa ta przepowiednia.

- Zgadzam się - Odezwała się Clary, robiąc pierwsze kroki, lecz, Jace stanął jej na drodzę

- Zejdź mi z drogi Jace - Syknęła na niego, patrząc na niego znad oczu, w skutek jej niskiego wzrostu.

- Jeśli zauważyłaś, nie ty tu podejmujesz decyzję... to w ogóle Cię nie obowiązuje - Rzekł

- To tylko taniec Jace - Odparła - Jeśli to ma zadowolić królową i naprawdę pomóc nam w odnalezieniu waszego brata to zrobię to - Oznajmiła. Pomimo sprzeciwu, Jace, jednak zszedł jej z drogi, ale już po minionej sekundzie tego żałował. Clary weszła na parkiet i obserwowała jak Elijah podchodzi do niej.

- Elijah wraca właśnie z Hiszpanii. Skosztujesz moja droga nowych kroków - Odezwała się królowa, wygodnie usadzając się na tronie, by mieć lepszy widok. Trójka łowców zeszła z parkiety i stanęła obok. Muzyka zmieniła się, a Clary łamał się oddech ze zdenerwowania.

To tylko taniec - Powtórzyła sobie w myślach - Skup się Clary! - Syknęła sobie w głowię. Mężczyzna podszedł do Clarissy i przejechał opuszkami palców po jej nagich ramionach. Clary przeszły szybkie i nieprzyjemne dreszcze, lecz próbowała za wszelką cenę ukryć strach na swojej twarz. Elijah nagle uniósł jej ręce, które spoczęły na tyle jego głowy i powoli schodziły do jego ramion. 


Wszyscy zgromadzeni nie pozwolili sobie na żadne szepty albo chociaż by wyrazu niepokoju tym co dzieje się na parkiecie. Obserwowali jednak swoją królową, która była zachwycona wydarzeniem, wiec nie mogli jej się sprzeciwić. Jednak taki taniec może być określany jako niedorzeczny w tych czasach i w tym kraju.

Nikt tak już nie tańczy, wiec nikt nie dziwi się dlaczego, Clary jest taka spięta. Jace myślał, że wyjdzie z siebie. Miał ochotę wyciągnąć ponownie sztylet i dobrze go wykorzystać. 

Taniec trwał w kompletnej ciszy. Był namiętny i okazany z pasją. Największą zabawę chyba tu miał Alec. Oczywiście, nie sprawiało, mu przyjemności, że Clary się poświeciła, lecz to jak Jace na to reaguje.

- Dlaczego ty tak nie tańczysz? - Zapytał Jace'a ciekawski Alec, by podenerwować swojego parabatai

- Radzę Ci bracie, zamilknij bo nie ręczę za siebie - 
Powiedział nerwowo, obserwując każdy krok tańczącej pary. Alec zaśmiał się pod nosem i wrócił do wydarzenia.
W pewnym momencie, Elijah podniósł Clary, wykonując kolejny krok układu tanecznego, przy tym kończąc taniec. Postawił ją na ziemi i obrócił jeszcze wokół własnej osi a następnie ucałował jej dłoń. Clary nie czuła się jeszcze tak niezręcznie przy żadnej sytuacji.
Nigdy nie była uczona takowego tańca i nie zdawała sobie sprawę, że w innych krajach jest to normalne.

- To był dla mnie zaszczyt Clarisso - Rzekł do niej.




wtorek, 15 marca 2016

Rozdział 16

Clary nie była zbytnio w nastroju by doradzać Isabelle, który materiał na sukienkę pasuje do niej najbardziej. Na szczęście ostatnim przystankiem był już tylko sklep z ziołami i olejkami.

- Nie powinniśmy szukać waszego brata? - Spytała Clary rozglądając się po małym sklepiku - Marnujemy tu godziny - Odparła, podążając za Izzy

- Odnalezienie Maxa, zajmie nam dni albo nawet tygodnie - Oznajmiła Isabelle - Kupowanie nowych rzeczy pomaga mi na nerwy - Stwierdziła, sięgając po słoiczek z półki który otworzyła i powąchała

- Ciekawe co mi pomaga...- Szepnęła, lecz Iz to usłyszała

- Nie martw się Clary. Nawet jeśli Clave jest niedostępne dla nas, spróbujemy wszystkiego by rozwiązać sytuację w Idrysie - Pocieszyła ją, odkładając słoiczek z powrotem na półkę - A tak odchodząc od tematu... - Zaczęła, więc Clary skupiła na nią wzrok - Co jest między tobą a Jace'em? - Zapytała z tajemniczym uśmiechem rozglądając się po półkach

- Czemu pytasz? - Zdziwiła się rudowłosa i nerwowo zaśmiała.

- Może Cię nie znam, ale znam Jace'a od małego - Przyznała - Od momentu kiedy Cię zobaczył w instytucie wiedziałam, że przy waszym ostatnim spotkaniu w Idrysie musiało się coś wydarzyć

- To nic takiego - Odparła Clary, spuszczając głowę by ukryć wstyd i nerwy

- A jednak... - Szepnęła z zadowalającym uśmiechem - Rozmawialiście już o tym? - Zapytała

- Nie było okazji - Stwierdziła młoda Morgenstern - Sądzisz, że powinniśmy? - Odważyła się spytać. Izzy spojrzała na nią i wzruszyła tylko teatralnie ramieniem ukazując uroczy uśmiech na twarzy - Nie byłam tam wtedy, więc nie umiem Ci zbytnio doradzić - Powiedziała po chwili - Nie spodziewaj się jednak, że Jace zrobi pierwszy krok. Kocham go jak brata ale w życiu nie poznałam tak upartego mężczyzny jak jego - Oznajmiła.

- Jeśli już tu przybyłam to nie z powodu Jace'a. Muszę się zająć sprawą naszej ojczyzny, rozmowę z Jace'em mogę przełożyć na później

- Myliłam się - Stwierdziła czarnowłosa - Oboje jesteście uparci




Kiedy dziewczęta wracały z miasta, Jace i Alec szykowali się by wyruszyć wieczorem do stada wilkołaków. Mają nadzieje, że nie będą stawiać oporu i zdradzą jakąkolwiek informację. Parabatai ubrali się w stroje bojowe, zabrali ze sobą podstawową broń ale mają nadzieje, że nie będzie potrzebna.
Gdy przyjaciele szli głównym korytarzem w kierunku drzwi, do środka weszła Izzy a tuż za nią Clary

- Gdzie się wybieracie? - Zapytała Isabelle zaciekawiona

- Nie mamy czasu na wyjaśnienia. Wszystkiego dowiesz się od matki - Rzucił Alec i razem z Jace'em zupełnie je zignorowały

- Jace! - Warknęła czarnowłosa, tym razem na blondyna by czegoś się dowiedzieć

- Pilnuj Clary - Zatrzymał się i powiedział do niej, ani razu jeszcze nie zerkając na młodą Morgenstern

- Jesteśmy w instytucie co. niby może się wydarzyć? - Odparła Clary. Jace zerknął po raz pierwszy na nią jednym okiem ale szybko przeniósł wzrok na czarnowłosą

- Po prostu pilnuj jej - Powiedział po chwili i pobiegł za swoim parabatai.

- Jak myślisz, do kąt poszli? - Clary spytała podchodząc bliżej Isabelle

- Matka mi wszystko wyjaśni - Oznajmiła - Poradzisz sobie sama? - Zapytała chcąc kierować się do gabinetu Maryse, na co Clary odpowiedziała jej lekkim uśmiechem

- A i Clary? - Zatrzymała ją w połowie kroku - Cieszę się, że mamy Cię tutaj - Rzekła Izzy z szerokim uśmiechem, który odkrył jej śnieżno białe zęby. Izzy w pośpiechu poszła do gabinetu pani Lightwood a Clary skierowała się do olbrzymiej biblioteki.

Młoda Morgenstern siedziała już kolejną godzinę, siedząc pomiędzy regałami z książkami, świadoma już gdzie poszli Jace i Alec od Isabelle, która dostała wyjaśnienia od matki.
Siedziała na podłodze, a jej suknia rozłożyła się i zajęła duży kawałek podłogi. Wokół niej znajdował się sztos książek o wampirach, mieszańcach i o klątwach.
Po jakimś czasie, dziewczyna była już wykończona, odstawiła ostatnią już książkę, lecz nadal nie odnalazła odpowiedzi na wyjaśnienie rasy Klaus'a. Rudowłosa westchnęła ciężko i oparła głowę o ścianę

- Ciężka lektura? - Usłyszała znany głos. Gdy spojrzała przed siebie, Jace stał oparty o regał, z lekkim, zmęczonym uśmiechem

- Próbuje dowiedzieć się czegoś więcej o Niklausie - Westchnęła - Nie wiedziałam jednak, że będzie to takie trudne - Stwierdziła - Jakieś wieści o Maxie? - Spytała po chwili, wiedząc już, że misja okazała się porażką. Jace tylko pokręcił przecząco głową i lekko ją spuścił

- Alfa powiedział, że nie współpracuje z wampirami i, że nie chce się mieszać w sprawy nephilim - Oznajmił

- Przykro mi - Szepnęła, mówiąc szczerze - Chciała bym jakoś pomóc - Stwierdziła

- Jeszcze trochę potrenujesz i jeśli nie będziesz się przewracać z liny to może zabierzemy Cię następnym razem ze sobą - Zażartował uśmiechając się szeroko. Clary cicho zaśmiała się i spuściła głowę ze wstydu.



Clary wyszła boso z pokoju i ruszyła przez ciemny korytarz. Nieświadoma gdzie idzie, zeszła po schodach i podeszła do najbliższej ściany, zaczynając dziergać coś paznokciami po ścianie.
Jace siedział do późna w sali treningowej i ostrzył sztylety i ogólnie wypróbował każdą broń by sprawdzić ich funkcje.


W pewnym momencie coś przykuło jego uwagę. Wyjrzał na ciemny korytarz i wsłuchał się w jakiekolwiek echo. Zdecydował się sprawdzić czy wszystko jest w porządku na parterze.


- Clary? - Szepnął, gdy ukazała mu się niska rudowłosa, stojąca tyłem do niego, robiąc coś na ścianie - Co ty tu robisz? - Zdziwił się i podszedł do niej bliżej - Słyszysz mnie w ogóle? - Spytał zniecierpliwiony i stanął do niej bokiem. Wtedy w oko wpadło mu lśniący przedmiot w dłoniach dziewczyny. Zanim zdążył zareagować, rudowłosa wykonał szybki ruch i rozcięła sobie dłoń.


- Clary! - Powiedział głośniej. Spojrzała przerażona na niego i za moment jej powieki powoli zaczęły się zamykać. Upadła by, gdy by nie Jace, który zdążył ją złapać i wziąć na ręce. Szybko zaniósł ją do najbliższego pokoju, który był kuchnią. Wszyscy już spali, lecz tam zawsze paliło się światło. Zrzucił wszystko z drewnianego stołu i położył na nim dziewczyne


- obudź się, do diabła! - Syknął lekko policzkując ją po policzkach by się octknęła. W pewnym momencie, dziewczyna wybudziła się płaczem. Wskazuje to pewnie na co, że ma całe ręce we krwi i dopiero teraz poczuła ból, który ją przeszył w momencie przebudzenia się. Szybko zeskoczyła ze stołu i spojrzała na swoje dłonie. W pośpiechu przetarła nimi po koszuli nocnej, która zabarwiła się krwią.


- Clary... - Szepnął Jace, chcąc dotknął i delikatnie złapać ją za łokieć.


- Nie! - Powiedziała przez płacz i wyrwała się - Proszę - Wyszlochała - Nie chce patrzeć na ich cierpienie - Powiedziała - Nie rób im krzywdy, proszę Klaus - Wyszlochała


- Clary, to ja, Jace - Odezwał się Jace, gdy wiedział, że dziewczyna wciąż jest w jakimś transie


- Zostane z tobą, Klaus, lecz pozwól mi się z nimi pożegnać - Rzekła


- CLARY! - Krzyknął i objął jej twarz. Był o wiele wyższy od niej wiec, musiał się lekko nachylić by spojrzeć jej prosto w oczy. Ona swoje mocno zacisnęła i po dłuższej chwili otworzyła.


- Jace... - Szepnęła, tak cicho, że blondyn ledwo usłyszał.


- Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś - Prychnął a potem wyprostował się. Clary pod wpływem emocji i słabości jaką w tamtym momencie czuła wtuliła się w złotookiego by poczuć w jakimś sensie ulgę.


- Byłam tam - Odezwała się - I patrzyłam jak cierpią - Dodał. Jace odsunął ją od siebie by spojrzeć na jej spłakaną twarz

- Kto? - Zdziwił się

- Moi rodzice - Wydusiła - Jonathan... - Dodała. Jace miał wrażenie, że chciała wymienić jeszcze kogoś, lecz Clary w ostatniej chwili powstrzymała się od wypowiedzi.




Clary usiłuje uchylić powieki, lecz sprawia jej to dużo wysiłku. Promienie słoneczne nie pomagają jej w tym a wręcz utrudniają zadanie. Dziewczyna jednak usiłuje podnieść się.
Na widok Jace'a w rogu siedzącego w fotelu, bawiącego się sztyletem, obracając go w ręce, rudowłosa dostaje szoku i szybko się zakrywa kołdrą

- Co ty tu robisz?! - Oburzyła się

- Nie takich podziękowań się spodziewałem - Stwierdził i wstał leniwie.

- Mógł byś mnie oświecić, za co te podziękowania? - Zapytała z powagą

- Nic nie pamiętasz z wczorajszej nocy? - Zdziwił się i oparł dłonie na krześle, znajdujące się na środku pokoju obok stoliczka do picia przeważnie herbaty - Chodziłaś we śnie - Oznajmił - Rany na dłoniach powinny zostawić lekki ślad - Rzucił głową. Clary odsłoniła swoje dłonie. Były blado szare, a na jej przed ramieniu znajdowała się jeszcze świeżo narysowana runa leczenia

- Co dokładnie się wydarzyło w nocy i dlaczego jesteś w moim pokoju? - Spytała zniecierpliwiona

- Dowiesz się w swoim czasie - Uśmiechnął się tajemniczo kierując się do drzwi - A i by Cię pocieszyć, jesteśmy sami w instytucie. Jesteś dziś zdana tylko na mnie - Uśmiechnął się szeroko - Dam Ci czas na przebranie się. Za chwilę zaczynamy trening - Oznajmił i wyszedł. Clary z powrotem opadła na poduszkę, lecz wiedziała, że prędzej czy później musi wstać. Na jednym z krzeseł miała naszykowany strój do ćwiczeń zapewne pożyczony od Isabelle. Nałożyła czarne spodnie ze skóry, zarzuciła na czarną tunikę i spięła włosy w gruby warkocz.

W sali treningowej zastała już Jace'a wymachującego mieczem treningowym. Szybko złapał za drugi i rzucił w stronę dziewczyny. Ta złapała go dosyć sprawnie co pozytywnie zaskoczyło blondyna.

- Pamiętasz jeszcze jakieś ruchy? - Zapytał

- Zdziwił byś się ile już potrafię - Powiedziała i teatralnie rzuciła ramieniem - Jonathan okazała się lepszych nauczycielem od Ciebie - Pozwoliła sobie na lekką krytykę na Jace'a. Chłopak odpowiedział jej tylko złowieszczym uśmiechem i zaczął atak.

Clary pokazała się z innej strony i umiała odebrać prawie każdy atak blondyna. Jace był zbyt niecierpliwy wiec, by trochę pogłębić tą walkę, unieruchomił broń dziewczyny przy podłodze, tak, że nie mogła jej w żaden sposób wydostać. Jednak rudowłosa szybko sobie poradziła i kopnęła broń Jace'a, które prześlizgnęła się po podłodze. Jace'owi jednak nie sprawiło to wszelkiego problemu i poradził sobie samymi dłońmi. Wystarczyło, że zrobił jeden unik, przekręcił się i łapiąc Clary za nadgarstki przewrócił ją przez fikołek tak, że wylądowała na podłodze a broń po którą sięgnął szybko Jace, przystawił do jej gardła.

- Przegrałaś - Rzucił

- Zauważyłam momenty oszustwa - Powiedziała oburzona

- To już musiałoby tylko Clave wydać wyrok na ten temat - Zażartował. Znów znaleźli się w pozycji, która przypomniała Clary ich incydent w Idrysie. Musiała to szybko przerwać bo czuła, że jej poliki płoną i robią się czerwone.

- Zakończmy na tym - Powiedziała i udało jej się wstać bez żadnego problemu - Nie mam ochoty na dzisiejsze sprzeczki

- Coś mi mówi, że czegoś innego nie chcesz - Stwierdził prostując się

- A co takiego to jest? - Zapytała nieświadoma

- Idź się przebrać i spotkajmy się na parterze - Powiedział i ominął ją. Clary mimo dużego zainteresowania, podążyła do swojego pokoju i po orzeźwieniu się chłodną wodą, zarzuciła na siebie miętową, prostą suknie a włosy zostawiła rozpuszczone.

Gdy dotarła na główny korytarz, Jace już czekał na nią, przebrany. Jego włosy jak zwykle idealnie ułożone odbijały się od promieni słonecznych które przedostawały się z okienek.

- I co teraz? - Zapytała
- Idziemy na samą górę - Oznajmił i pokierował ją do tej części instytutu, gdzie jeszcze nie była. Jace zaprowadził ją po okrągłych schodach, które miała wrażenie, że się nie kończą. Uniosła lekko suknie i podążyła za blondynem. Gdy doszli na szczyt, ukazał się jej pełny zieleni i kolorów ogród zamknięty w oranżerii. Było to niezwykłe miejsce, gdy pierwszy raz je zobaczyła przeszła przez nią jakiegoś rodzaju magia, która pochodziła z tego miejsca. Świetliki latały i oświetlały cały ogród a kwiaty tak niezwykłe i jedyne w swoim rodzaju, momentalnie rozkwitły

- To miejsce jest obłędne - Stwierdziła rozglądając się i zachwycając każdym widokiem

- Maryse nie pozwala tu przychodzić, ale nie mam w zwyczaju słuchania jej rozkazów - Powiedział i cicho zaśmiał się

- Dlaczego? - Zdziwiła się i odwróciła do niego

- Podobno ma swoją historię, lecz nie chce jej opowiedzieć

- To niedorzeczne - Odparła - Jest przepiękny - Przyznała ponownie. Jace poprowadził ją do schodków, gdzie mogła usiąść. Jace zajął miejsce dosłownie trzy schodki niżej, by łatwiej było mu na nią patrzeć.

- Teraz opowiesz mi co działo się ostatniej nocy? - Zapytała zaciekawiona. Jace westchnął i opowiedział jej w szczegółach co działo się w nocy

- Mazałam po ścianie własną krwią? - Powtórzyła zniesmaczona

- Kazałem służbie już zmyć plamę na ścianie - Oznajmił

- Było to coś konkretnego? - Zapytała

- W sumie nie - Stwierdził - Miało kształt drzwi - Stwierdził

- Znów to samo - Powiedział szeptem do siebie

- Co? Jak to? Nie pierwszy raz chodziłaś we śnie?

- Gdy byłam młodsza, miałam w zwyczaju lunatykowania - Oznajmiła - Mazania czy też dziergania run lub innych obrazów z mojej głowy na czym się tylko dało

- Musiało się chyba to kiedyś skończyć? - Stwierdził

- I skończyło - Przyznała - Ktoś mi w tym pomógł - Stwierdziła. Jace zrobił pytającą minę, wiec kontynuowała dalej - Moja pierwsza miłość - Oznajmiła. Clary mogła dostrzec, jak blondyn rzuca oczami, bo ten niby bezuczuciowy młodzieniec nie wierzy w miłość
- Miał na imię Lorenzo - Powiedziała Clary - Skradł mój pierwszy pocałunek - Rzekła z uśmiechem, gdy przypomniała sobie dawne czasy

- Tak? I co się z nim stało? - Odparł pospiesznie Jace, z ponurą miną, którą Clary od razu zauważyła, ale nie skomentowała tego i zostawiła to dla siebie.


- Byliśmy młodzi i zakochani, ale zaczęliśmy dorastać i oboje poszliśmy w dwie różne strony - Oznajmiła - Ja zostałam u boku rodziny w Idrysie a on wyjechał do Włoch skąd pochodził by odnaleźć ojca - Oznajmiła - Żadnego listu, żadnego znaku życia... Po prostu zniknął - Stwierdziła posmutniając.


- Więc nie był zbyt odpowiedzialny, jeśli ,jak twierdzisz, Cię kochał - Odparł sarkastycznie Jace


- Nie znałeś go. Był delikatny, romantyczny, miał dobre maniery i był świetnym łowcą - Przyznała


- Zapewne nie lepszym ode mnie - Powiedział dumnie blondyn


- Twoja pewność siebie, co raz bardziej mnie zaskakuje Panie Herondale - Rzekła z uśmiechem


- Jeszcze nie jednym Cię zaskoczę Panno Morgenstern... - Zaśmiali się oboje. Nastała cisza, którą Clary miała ochotę przerwać, zaczynając temat, który proponowała jej Isabelle, choć nie wiedziała, czy to odpowiedni moment.

- Jeśli chodzi o zaskakiwanie... - Zaczęła i zerknęła na niego. Jego oczy jednak tak hipnotyzowały a jego lekki uśmiech był zbyt perfekcyjny, że Clary nie mogła się skupić - Nie mieliśmy okazji przeanalizować... - Przerwała - Sam wiesz... - Rzuciła, lecz ten wzruszył ramionami.

- Oświeć mnie Aniele.

sobota, 12 marca 2016

Urodzinki i ujawnienie kawałka rozdziału !!



Witajcie kochani ! <3



Miałam plany, by dziś wstawić kolejny rozdział ale niestety nie dam rady.

Dziś obchodze moje 18 urodziny i mam zalatany dzień :D

Postaram się wstawić go jutro albo na początku tygodnia ;)


By nie zostawiać was z niczym to pokażę wam skrawek rozdziału ;)






- Miał na imię Lorenzo - Powiedziała Clary - Skradł mojego pierwszego całusa - Rzekła z uśmiechem, gdy przypomniała sobie dawne czasy

- Tak? I co się z nim stało? - Odparł pospiesznie Jace, z ponurą miną, którą Clary od razu zauważyła, ale nie skomentowała tego i zostawiła to dla siebie

- Byliśmy młodzi i zakochani, ale zaczeliśmy dorastać i oboje poszliśmy w dwie różne strony - Oznajmiła - Ja zostałam u boku rodziny w Idrysie a on wyjechał do Włoch skąd pochodził by odnaleźć ojca - Oznajmiła - Żadnego listu, żadnego znaku życia... Poprostu zniknął z mojego życia - Stwierdziła posmutniając

- Więc nie był zbyt odpowiedzialny, jęśli ,jak twierdzisz, Cię kochał - Odparł sarkastycznie Jace

- Nie znałeś go. Był delikatny, romantyczny, miał dobre maniery i był świetnym łowcą - Przyznała

- Napewno nie lepszym ode mnie - Powiedział dumnie blondyn

- Twoja pewność siebie, co raz bardziej mnie zaskakuje Panie Herondale - Rzekła z uśmiechem

- Jeszcze nie jednym Cię zaskoczę Panno Morgenstern...

środa, 2 marca 2016

Rozdział 15

Koszmary dręczyły Clary przez całą noc. Obraz cierpiących rodziców, przyjaciół, Klausa ku władzy... I ona. Widziała siebie, która na to wszystko patrzyła a nie mogła ruszyć się z ziemi. Była ranna i próbowała się doczłapać do znajomego blondyna, który był najbliżej. Jednak ból w żebrach nie pozwolił jej na wykonanie jakiegokolwiek ruchu.

- Nie uratujesz ich Clarisso - Szepnął jej do ucha Klaus, który się nad nią pochylał. Clary wydobyła z siebie cichy jęk bólu, który przeszedł ją, kiedy chciała się do nich dostać. Potem poczuła ciepłą i słoną ciecz na ustach. Krew Klaus skapywała na jej wargi. Unoszący się nadgarstek mieszańca, krwawił by ją uzdrowić. Clary skrzywiła się na znany smak krwi i załamana zdaje sobie sprawe, że musi patrzeć na ból swoich bliskich a sama zaczyna wracać do sił. Wstaje na własnych nogach i patrzy na przyjaciół. Nie może się ruszyć by im pomóc. Jest jak sparaliżowana


- Ty do tego doprowadzisz i nie będziesz potrafiła ich ocalić. Przygotuj się Clarisso. Prędzej czy później twoje sumienie przyprowadzi Cię tam do kąt należysz - Oznajmił, wyłaniając się za jej ramienia - Czyli do mnie - Syknął jej do ucha.


Clary budzi się z koszmarnego snu z krzykiem. Silne ramiona unieruchamiają jej wiercenie się. Gdy dziewczyna nabiera ostrości we wzroku i jest w stanie ujrzeć twarz osobnika w ciemnościach, zdaje sobie sprawę, że na brzegu łóżka siedzi młody Herondale.

- Jace...? - Szepnęła

- Już w porządku - Powiedział kojąco - Twoje krzyki słychać było z drugiego końca instytutu. Miałaś zły sen - Powiedział. Clary złapała się za głowę i chwile odetchnęła

- Nie musiałeś przychodzić - Stwierdziła rudowłosa, zakrywając się delikatnym materiałem kołdry

- Boisz się, że przyszedłem, by się na Ciebie popatrzeć jak śpisz - Mimo ciemności, dziewczyna mogła dostrzec delikatny uśmiech na twarzy chłopaka - Możesz być o to spokojna - Stwierdził

- Nie ciekawi Cię, dlaczego tu jestem? - Spytała

- W najbliższym czasie prawdopodobnie się tego dowiem, czyż nie? - Uśmiechnął się. - Zostawię Cię już - Powiedział wstając - Spróbuj śnić o czymś milszym, niektórzy przystojni dżentelmeni pragną się wyspać - Powiedział wskazując na siebie.

- Spróbuje - Powiedziała zawstydzona i położyła się z powrotem na poduszkę.


Dziewczynę budzą promienie słoneczne i ciche szelesty. Rozsuwa swoje powieki i rozgląda się po pokoju. Unosi się ściskając na piersi krawędzie kołdry i przeciera zaschnięte łzy z policzka. Nie dużo spała po wizycie Jace'a w nocy, myślała o rodzinie i swojej słabości, ponieważ nie potrafiła wymyślić żadnego planu jak pokonać Klausa i odzyskać ich


- Dzień dobry panienko - Odezwała się jedna ze służących, która szykowała jej dzisiejszą kreacje


- Kąpiel już gotowa - Powiedziała - Odpręży panienkę po tragedii w Idrysie - Wtrąciła. Clary spojrzała nagle na służącą. Nie złośliwie lecz na to zdanie nie poczuła się najlepiej


- Wybacz panienko, to było niestosowne - Powiedziała nerwowo, spuszczając głowę

- W porządku, nic się nie stało - Odparła Clary.

Clary weszła do letniej, nie za gorącej wody. Poczuła aromat cytrusów, który unosił się razem z parą. Chwyciła za gąbkę i delikatnie masowała się nią po dekolcie i wzdłuż dłoni dla odprężenia się

- Skąd wiesz o sytuacji w Idrysie? - Zapytałam służącą, która zebrała jej koszule nocną z krzesła by pewnie pójść ją uprać

- Wszyscy już wiedzą. Ludzie zostali powiadomieni na całym świecie. Rodziny powinny wiedzieć dlaczego ich bliscy nie wracają do domów - Stwierdziła.

- Dziękuje. Możesz iść, poradzę sobie sama - Powiedziała z uśmiechem rudowłosa, grzecznie odsyłając służącą. Kobieta kiwnęła głową i wyszła. Clary rozmyślała nad swoim wyczynem. Chodź została wypchnięta do portalu czuję się winna za wszystko. Ona kąpie się teraz w cytrusowych pachnidłach a możliwe, że ludzie tam umierają. Może ten sen ostatniej nocy chciał jej przemówić do rozsądku. Chciał pokazać co się stanie, gdy będzie siedzieć bezczynnie i czekać na cud od Razjela. Potrzebny jej Magnus, zapewne teleportował się tuż za nią. Nie wierzy, że ojciec nie wysłał by nikogo by miał ją na oku. Ważne tylko, by go odnaleźć.

Clarissa po przebraniu się po kąpieli w kremową suknie z białym gorsetem, wyszła na pusty korytarz, który wypełnił się jedynie tupotem jej obcasów, gdy robiła kolejne kroki. Zeszła na parter i skierowała do jadalni, którą pokazała jej Isabelle po drodze do pokoju, gdzie obecnie rudowłosa sypia. Zatrzymała się tuż przy uchylonych drzwiach jadalni, gdy usłyszała rozmowę trójki rodzeństwa

- Ona jest zagrożeniem dla nas wszystkich. To jej chcę Mikaelson, co my mamy z tym wspólnego? - Spytał z pretensją Alec

- Nasz ojciec jest w Idrysie. Prawdopodobnie jako niewolnik. Przyczyna śpi aktualnie na górze, a ty nic nie zamierzasz z tym zrobić? - Syknęła Izzy

- Valentine miał jakieś powody by ją tu wysłać - Wtrącił Jace

- Oczywiście, że miał, to jego córka, lecz teraz jest dla nas kolejnym poważnym problemem - Skomentował czarnowłosy

- Jace... Musimy odnaleźć Maxa, nie mamy czasu na problemy Morgensternów - Oznajmiła dziewczyna

- Problemy Morgensternów, to nasze problemy. Nie postrzegacie tego jeszcze? Nasz los, jak i los wszystkich nadprzyrodzonych istot zależy teraz od tej dziewczyny - Stwierdził złotooki

- Trzeba się zastanowić co by zrobił ojciec, nie wolno podejmować nam decyzji, zależące o nas wszystkich - Wytknął mu Alec

- Wybacz, ale nie przywykłem do mienia ojca - wtrącił Jace, głosem który był już znany dziewczynie, gdy powiedział jej o morderstwie rodziców, w czasach, kiedy Jace był małym chłopcem

- Zaprzestańcie! Obaj! - Powiedziała poważnym głosem Isabelle

- Wybaczcie mi, poniosło mnie - Szepnął Jace.

Clary czując się nie chciana w tym miejscu, wiedziała, że musi odnaleźć Magnusa. To było jedyny skuteczny sposób by nie tylko dostać się do Idrysu, lecz także rozwiązać problem z Klausem. W każdej sekundzie, z każdym kolejnym wdechem bała się o swoją rodzinę co raz bardziej. Jej wyobraźnia już sięgała zenitu aż tak, że zaczęło to ją przerażać. Te wszystkie sny, wizję a nawet samo myślenie sprawiało, że Klaus robił z niej marionetkę. Wiedział, że prędzej czy później przybędzie do niego z własnej woli, by ratować bliskich.

- Poranny spacer? - Słyszy głos blondyna, gdy była tuż przy drzwiach. Odwraca się i widzi Jace'a, z rękoma za plecami, wyprostowanego, z blond grzywą i lekkim uśmiechem

- Muszę odnaleźć Magnusa. Jak byś wiedział w chociaż małym stopniu w jakiej jestem sytuacji, pozwolił byś mi odejść - Stwierdził

- I gdzie pójdziesz? - Westchnął, wzruszając ramionami - Magnus może i uciekł z Idrysu ale może być na drugim końcu świata - Rzucił

- Muszę dostać się do rodzinnego miasta, tylko on może mi w tym pomóc, proszę Cię Jace. Wiem o waszym bracie, macie swoje problemy niż pilnowanie mnie - Powiedziała błagalnie.

- Dlatego jesteś nam potrzebna - Powiedział

- Co masz na myśli? - Zdziwiła się

- Wampir, który prosto w twarz mi powiedział, że Maxowi nic nie jest, dodał również, że tylko wybranka zesłana przez anioła może go uratować - Oznajmił

- Co ja mam z tym wspólnego? - Zapytała

- Mówił o Tobie Clarisso - Powiedział


- To pomyłka, nie mogę wam pomóc - Powiedziała nerwowo i odwróciła się do blondyna plecami będąc w gotowości by wyjść. Również chciała zakryć swój wstyd i słabość przed nim, która znów ją ogarniała - Nie jestem żadną wybranką - Szepnęła
- Rozmawiałem z twoim ojcem, Clary. Masz zdolności o których marzy nie jeden łowca - Stwierdził - Musisz po prostu bardzo tego pragnąć.

- Nie potrafię - Wyszlochała - Nie jestem taka jak wy...

- Pomyśl o rodzinie, Clary. O bracie... Który także jest moim dobrym przyjacielem. O rodzicach, którzy chcieli Cię tylko chronić - Powiedział - Klaus nie dostanie tego czego chcę, ponieważ ty mu na to nie pozwolisz...

- A my Ci w tym pomożemy - Usłyszała kobiecy głos. Szybko się odwróciła i ujrzała Isabelle. Uśmiechniętą, wyglądająca jak anioł w błękitnej jak niebo sukni i z długim, grubym warkoczem opadający jej na prawe ramię.

- Myślałam, że nie chcecie mnie tu - Odezwała się Clary

- Jeśli Jace ma rację, jesteś nam potrzebna - Stwierdziła - A w tym przypadku, chcesz uratować własną rodzinę tak samo jak ja swoją - Przyznała. - Zrobię wszystko by odnaleźć Maxa i ocalić ojca - Dodała, rzucając lekki uśmiech w stronę przybranego brata.

- A teraz wybacz Jace, ale damy potrzebują chwili sam na sam - Powiedziała z kapryśnym uśmiechem do blondyna i podeszła do Clary

- No ale gdzie wy się wybieracie? - Zapytał z pretensją Jace

- Spokojnie, ze mną będzie bezpieczna - Stwierdziła, teatralnie rzucając jednym ramieniem.

Otworzyła wielkie i ciężkie drzwi od instytutu i razem z rudowłosą wyszły na zewnątrz.

Jace westchnął ciężko i poszedł w drugą stronę w oczekiwaniu, że zastanie Alec'a w miejscu, gdzie go ostatnio widział. W jadalni go jednak nie było, wiec wybrał się do jego pokoju. Drzwi od pokoju były otwarte na rozcież jak tam dotarł.

- Ta dziewczyna rujnuje nasze plany - Odezwał się Alec wyczuwając obecność przyjaciela, gdy oparty o biurko, plecami do blondyna, przyglądał się dokładnej mapie Londynu, zastanawiając się gdzie znajduje się Max

- Wiesz przecież, że też nie planowałem jej obecności - Wtrącił Jace. - Nic nas nie powstrzyma w odnalezieniu Maxa - Powiedział zbliżając się do swojego parabatai

- Tymczasem trenując ją, pilnując by nie skrzywdziła się własną bronią... - Westchnął czarnowłosy stając przodem do Jace'a.

- Za bardzo się przejmujesz mój przyjacielu - Powiedział z uśmiechem - Nie sądzę, że by sprawiała problemy - Stwierdził - Dopilnuje tego

- Ty? Dlaczego? Ponieważ wciąż macie TĄ więź? - Zapytał z tajemniczym uśmiechem

- Um nie wiem o czym mówisz - Powiedział nerwowo masując się po karku

- Mnie nie okłamiesz bracie - Westchnął - Wiem co was łączyło w Idrysie - Przyznał - Rozumiem, pocałowałeś ją, musiałeś strasznie tego pragnąć - Powiedział, gdy Jace zdezorientowany, zaczął tłumaczyć się nie odnajdując prawidłowych słów by się wytłumaczyć

- Alec, o czym ty mówisz?! To całe myślenie o Magnusie pomieszało Ci w głowie - Zaśmiał się

- W momencie, kiedy zobaczyłem Cię przy portalu, wiedziałem skąd wracasz i od kogo wracasz - Powiedział znudzony - Znam Cię na wylot Jace, nie umiesz chować uczuć - Parsknął śmiechem

- Może po prostu żadnych nie mam - Odparł, okłamując sam siebie

- Tak, wmawiaj to sobie - Zaśmiał się ponownie zerkając na mape. Jace westchnąwszy podszedł również do dużego kawałka papieru i przyjrzał się jemu

- Ufam Ci Alec - Odezwał się nagle poważnym głosem Jace - Bardziej niż komukolwiek. Nie wspominaj nikomu o tej rozmowie, zgoda?

- Jeśli tego pragniesz? - Stwierdził na spokojnie. Wzruszył ramionami i cicho westchnął

- Co do Magnusa, to interesuje mnie tylko czy jest bezpieczny. Jeśli Clary mówi, że prawdopodobnie Magnus ocalał, jestem rad go jeszcze zobaczyć - Powiedział z szybkim i dosyć smutnym uśmiechem

- W Idrysie nie byłeś obecny na żadnych z jego wizyt. Wmawiaj sobie swoją tezę, lecz uważam, że minęło sporo czasu... Pogadaj z nim, wyjaśnij z nim sprawy, które nie zakończyliście w Belgii - Poradził przyjacielowi

- Wiesz co? Masz racje - Powiedział i po bratersku złapał go za ramie

- Nagle zacząłeś słuchać moich rad? Co się stało z tamtym, upartym Alec'em?

- Pokazuje Ci jak powinno się postąpić - Powiedział z podtekstem i wyszedł z pokoju. Alec chciał udowodnić Jace''owi, że nie musi żyć w wiecznej dezorientacji i kłamstwie. Wizyta Clary, bardzo go zaskoczyła i mimo, że próbuje wziąć grać tego samego, szarmanckiego Jace'a, gdzieś głęboko w sercu walczy z tym co działo się przed opuszczeniem Idrysu. Będąc przekonany, że runa mu w tym pomoże, zdał sobie sprawę, że złamane serce nie wyleczy się bez własnego wkładu.

Zamyślając się, przyjrzał się mapie, gdy nagle zauważył coś dziwnego. Sięgnął po pióro leżące na biurku Alec'a i zamoczył je w atramencie. Połączył czarnymi liniami, posiadłość wampirów, kryjówkę stada z alfą na czele, miejsce przebywania najpotężniejszej faerie i jej ludzi i miejsce, gdzie Jace stracił Maxa.

Jace, szybko razem z mapą poszedł w stronę kabinetu Maryse. Trzasnął drzwiami i rzucił na biurko mapę.

- Jace, co to ma znaczyć? - Uniosła się Maryse, wstając od krzesła.

- To węzeł - Oznajmił kierując jej oczy na mapę - Wszystkie znane nam miejsca istot nadprzyrodzonych łączą się w węzeł celtycki. Gdy je się połączy, wszystko schodzi się w sam środek

- A co to za miejsce? - Zapytała\

- Tam odebrali mi Maxa - Oznajmił - Wszystko jest ze sobą powiązane. To nie przypadek Maryse. Węzeł celtycki najczęściej oznacza...

- Czar czarnoksiężnika - Dokończyła

- Zgadza się. Jestem pewny, że w tych miejscach odnajdziemy informacje o Maxie - Powiedział

- Ruszaj więc - Powiedziała postawnie. Jace ucieszył się i szybko ruszył do wyjścia

- Jace? - Zatrzymała go przy drzwiach. Spojrzał na nią oczami pełnym nadzieji, że to właśnie ta rzecz dzieli ich od znalezienia Maxa - Obyś miał racje - Powiedział i kiwnęła po chwili lekko głową dając mu pełne wsparcie i zaufanie do jego tezy.