Jace długo zastanawiał się nad tą całą sytuację, wiedząc, że musi chronić Clary za wszelką cenę.Wpadł na pomysł, który niezbyt mu się podobał i rodzeństwo także nie popierało, ale potrzebował ich wsparcia. Postanowili wybrać się do królowej jasnego dworu by tam spotkać się z Elijah, dowiedzieć się, po której stronie jest. Swojego brata, swojej rodziny, swojej krwi czy po stronie Clary do której najwyraźniej czuje pewną sympatię. Sam nie wie co mu powie ale musi mieć jakąś broń przeciwko Klausowi. Boi się że jak kiedyś dostanie się on do Clary, nie będzie mógł nic na to poradzić.
- Jesteś pewny że to dobry pomysł? - spytała Izzy
- Nie ufam mu ale jest jedyną pomocą dla nas i dla Clary
- Sądzisz że będzie chciał z nami rozmawiać? - Zdziwił się Alec - Przecież to niedorzeczne! to Elijah Mikaelson - Podkreślił młody Lightwood - Brat Niklausa Michaelsona, naszego największego wroga
- Pod jakimś względem nie pozwolił skrzywdzić Clary, nie wiem po której stronie jest ale jakby był lojalne swojemu bratu już dawno by powiedział gdzie się znajduje Clary. Wystarczy że pójdę do ludzi królowej i załatwię spotkanie z nim
- Już się tym zajęłam - powiedziała Izzy
- skąd ty... - Zdziwił się Alec
- Mam znajomych u królowej, nie było żadnego problemu. Będzie w wyznaczonym miejscu za kwadrans
- Dobra robota Izzy. Zbieramy się i pamiętajcie nie chcemy żadnych kłopotów.
Jace razem z rodzeństwem poszli w wyznaczonym miejsce gdzie zastali tam już czekającego na nich Elijah'e. Dał znać rodzeństwu by poczekali na niego a on sam podszedł porozmawiać z Mikaelsonem.
- Nigdy nie spodziewałem się że będę miał tą przyjemność rozmawiać z młodym Herondale'em - Odezwał się Elijah - Jest coś szczególnego, czego ode mnie potrzebujecie?
- Nie pochlebiaj sobie Mikaelson - Rzucił Jace - Chcemy tylko informacji
- Podejrzewam że o moim bracie. Czy jednak macie zamiar oskarżać mnie już o zdradę naszego rodu bo jak tak to lepiej wyjmij już ten miecz - Stwierdził mężczyzna
- Dam Ci szansę, wiedząc jednak, że jesteś bratem Klausa trudno nam jest ci zaufać
- Ah tak... myślicie że jestem po jego stronie? Może myślicie że także jestem mieszańcem tak jak on. Sądzicie, że stał bym u jego boku wybaczając mu że zabił całą naszą rodzinę... a mnie oszczędził - Powiedział lekko zirytowany
- Pytanie jest dlaczego? - Syknął blondyn
- Klaus jest możliwie potężny i może nawet nieśmiertelny, sam nie wiem, ponieważ nie badałem tego. Ale w głębi duszy, nadal jest moim małym braciszkiem i najwidoczniej mnie potrzebuje ale ja nie potrzebuję jego...Więc co chcecie to wam powiem...
- Dlaczego mamy Ci zaufać?
- Odpowiesz sobie na to pytanie, po tym jak każdy z nas pójdzie w swoją stroną
- Jesteśmy przygotowani na twoje sztuczki więc lepiej nas nie zawiedź
- Dobrze więc... co chcecie wiedzieć?
- Po pierwsze powiedz nam jak to się stało? Jest za tym jakieś zakręcie... klątwa?
- Dobrze główkujesz młody Herondale - Powiedział z uśmiechem - Kraus urodził się z krwią nephilim. Ojciec jednak nie wiedział że matka go zdradziła i miała romans z wilkołakiem, zaszła w ciążę i wmówiła ojcu że to jego dziecko. Nasz ojciec jednak nie był głupcem. Szybko się zorientował po zachowaniu chłopca, po tym, że w żaden sposób nie był do niego podobny... - Opowiadał Elijah
- Czyli Klaus urodził się pół łowcą, pół wilkołakiem? - zdziwił się chłopak
- By wybudzić w sobie część wilkołaka, Klaus musiał zabić kogoś i tak się stało. Wieku 12 lat dostał pierwsze Iratze i poczuł w sobie siłę, agresję jakiej w życiu jeszcze nie czuł. Pewnej nocy nakrył naszego ojca jak katuje naszą matkę. Wypominał jej błędy jakie popełniła. Nigdy nie kochał Klausa, nigdy nie traktował jak syna. Klaus z zimną krwią poderżnął ojcu gardło najbliższym sztyletem jaki był pod jego ręką. Do tego dnia nie czuje się za to winny, uważa, że ojciec zasłużył na to - Prychnął mężczyzna. Widać było po nim, że przez dłuższy czas opłakiwał ojca - Przez kolejne lata, w każdą pełnie przemieniał się. Byłem przy nim przy każdej przemianie i pilnowałem go. Wkrótce zaczynał nad tym panować. Lecz nikt z nas nie podejrzewał, że jego krew nie współpracowała w krwią wilka. Parę lat od tego incydentu zaczął chorować, runy przestały działać a zaczęły mu szkodzić. W Wieku 18 lat odnalazł potężną wiedźmę. Opowiedział jej swoją historię. Nie była świadoma komu to mówi ale powiedziała mu jakie może być z tego wyjście. Miała przeczucie, że to może być błąd lecz sądziła, że wyrośnie na porządnego i dobrego człowieka - Zaśmiał się sztucznie Mikaelson - Wymieszała jego krew z krwią wampira i stworzyła pierwszego mieszańca.
- To wtedy zabił waszą rodzinę? - Zapytał Jace
- Klaus nie miał umiaru, nie potrafił być przy żywej osobie, nie umiał się kontrolować więc któregoś dnia jak nasza siostrzyczka go zdenerwowała po prostu wbił się w nią i wyssał ostatnią krople krwi - Przez ułamek sekundy, Jace mógł zauważył, jak głos mężczyzna łamał się, a jego oczy świeciły się od łez - Po tym zrobił to z resztą... Mnie nie było wtedy w mieście, wyjechałem w interesach do Idrysu. Kiedy wróciłem... - Przerwał mężczyzna na chwilę - On klękał przed ciałami naszej matki, siostry i 6 letniego brata. Płakał, wymazany cały w ich krwi - Rzekł - Nie potrafiłem go tak zostawić. Jestem zły na niego do dzisiejszego dnia ale to mój mały brat więc jeśli chcecie coś zrobić, zróbcie to słusznie, ponieważ nie zdołacie go zabić. Szukałem wiedźmy przez 10 lat i nie znalazłem po niej ani śladu.
- Słuchaj... Przykro mi z powodu, co się stało z twoją rodziną ale to powinno otworzyć Ci oczy. Nie wiem po której stronie jesteś ale musimy to przerwać. Klaus zajął cały Idrys. Morduje tam prawdopodobnie naszych braci. Musisz przyznać, że nie chcesz krzywdy Clary. Mógłbyś już dawno temu pójść do brata i mu wszystko powiedzieć, gdzie jest, z kim jest ale nie zrobiłeś tego - Przyznał blondyn
- Nie uważam że zasłużyła na taki los... Jeśli dostanie się w ręce Klausa spotka ją coś gorszego niż śmierć. Zawładnie światem a z umiejętnościami Clary, będzie najpotężniejszy i nie zdołamy go powstrzymać. Spróbuje wam pomóc ale nic nie obiecuje.
- Zdołasz być przeciwko swojemu bratu? - Zapytał dla pewności Herondale
- Liczy się sprawiedliwość... Oddajcie Klausa w moje ręce, a ja się nim zajmę
- Co więc planujesz? Nie damy rady wkroczyć do Alicante. Zapewne roi się tam od demonów i innych istot
- Do czasu kiedy Clary nie wróci z bratem nie może nic zrobić - Oznajmił.
- Skąd wiesz o Jonathanie?! - Spytał zdezorientowany blondyn .
- Obserwuje was od kilku dni ale to teraz nieważne - Odparł - Jonathan był tam najdłużej i wie najlepiej co tam się dzieje.
- Najwyraźniej musimy współpracować razem - Powiedział Jace, marszcząc z niezadowolenia kąciki ust - Nie próbuj nas zdradzić. Nie chcesz wiedzieć co Ci zrobię jeśli Clary coś się stanie - Zagroził mu Jace
- Na to liczę. Do następnego spotkania Jace'e Herondale - Powiedział z lekkim uśmiechem Elijah i odszedł.
Rodzeństwo szybko podeszło do blondyna i obserwowało jak Elijah znika im z oczu
- Dobrze usłyszałem? Chcesz mu zaufać? - Spytał zirytowany Alec
- Każdy zasługuje na szansę - Odparł Jace krzyżując ręce i rzucając lekko ramionami
- Niedobrze mi się robi jak na niego patrze - Odpadła Izzy z kwaszoną miną - Nie wiem co mnie powstrzymuje by go nie dogonić i przebić jego serce sztyletem
- Może to, że jest nam naprawdę potrzebny - Odezwał się blondyn - Trzymaj broń przy sobie Izzy, przyda Ci się - Stwierdził Jace i ruszył w stronę instytutu
- Od kiedy to on zrobił się taki ufny? - Zapytała Izzy - Ostatnim razem, nie mógł znieść jego widoku z Clary - Przypomniała dziewczyna
- Zmienia się - Stwierdził Alec - Coś mi mówi, że nie robi on to dla Alicante. Szczerze interesuje go tylko Clary - Oznajmił czarnowłosy
- Pomóżmy mu więc - Powiedziała pozytywnie Isabelle.
Parę godzin później...
Clary pojawiła się w holu, gdzie Isabelle i Alec dyskutowali o rozkładzie treningów Maxa
- Clary! Nareszcie - Rzuciła Izzy i podeszła do dziewczyna - Powiedz mi, że to nie jest ta suknia od Thomas'a Burberry? - Pierwsze pytanie, które zadała jej Izzy przerażonymi oczami, gdy zobaczyła w jakim stanie znajduje się suknia rudowłosej. Clary nie znała się zbytnio na modzie, ale mogła stwierdzić po twarzy Isabelle, że ten Thomas to jakiś słynny projektant sukien.
- Wybacz Izzy, ale na prawdę jest ona dla Ciebie aż taka ważna? - Zdziwiła się młoda Morgenstern, oglądając zniszczoną suknie i nie widząc nic w niej nadzwyczajnego, wzruszyła ramionami
- Czy jest ważna? - Wydusiła Isabelle i na chwile straciła równowagę. Alec stojący za nią złapał ją i przewrócił oczami.
- Pozwól, że ją zaprowadzę do pokoju. Nie chcemy tu trupa z powodu sukni - Odparł Alec i zaprowadził siostrę na górę. Clary zaśmiała się cicho i w tym samym momencie w budynku, tuż za nią pojawił się Magnus i Jonathan. Brat Clary podpierał się lekko o czarodzieja i trzymał blisko dłoń przy boku, gdzie miał świeżo założony opatrunek.
- Powiadomię Maryse, że jesteśmy. Zaprowadź proszę Jonathana do mojego pokoju. Schodami na górę i pierwsze drzwi na prawo - Powiedziała. Bane kiwnął głową i ruszył po schodach. Clary odprowadziła ich wzrokiem a potem ruszyła do gabinetu Maryse. Zapukała cicho i jak usłyszała stanowcze wejść, sięgnęła za klamkę.
- Maryse... - Zaczęła.
- Clarisso, wreszcie jesteś - Powiedziała uśmiechnięta i zamknęła z hukiem jakąś księgę - Jak zdrowie brata? - Zapytała siadając przy swoim biurku i wskazując krzesło przed nią. Clary usiadła na przeciwko kobiety i położyła dłonie na udach
- Lepiej - Odparła z uśmiechem - Musi teraz dużo wypoczywać - Stwierdziła - Nie jest jeszcze na tyle silny by opowiedzieć nam o Alicante
- Rozumiem... - Westchnęła kobieta - Ważne, że jesteście już z nami - Uśmiechnęła się i wstała odprowadzając rudowłosą do drzwi
- Nie wspomniałam jeszcze o jednej rzeczy - Oznajmiła dziewczyna - Magnus przybył z nami. Nie sprawiało by to problemu jak by zatrzymał się tutaj? Jest nam bardzo potrzebny przy Jonathanie - Stwierdził Clary
- Nie ma problemu - Rzekła Maryse - Dzięki Jace'owi mamy tu dużo wolnych pokoi - Odparła kobieta. A no tak... Jace. Nie zdziwiło to Clary ani trochę a wręcz przeciwnie. Jak usłyszała jego imię, jeszcze bardziej chciała go zobaczyć
- Tak więc, widzimy się na kolacji. Na pewno jesteście zmęczeni, idźcie wszyscy odpocząć a potem pośle po was służbę - Powiedziała z uśmiechem i otworzyła Clarissie drzwi.
Clary zasnęła siedząc przy Jonathanie. Obudziła się, gdy wiercenie brata stało się nieznośne.
- Jak się czujesz? - Zapytała cichym, zaspanym głosem.
- Bywało lepiej - Zażartował i leniwie wstał z łóżka
- Jesteś pewien, że masz siłę wstać? - Spytała przejęta
- Nie martw się siostro. Wszystko jest w porządku - Odparł pokazując jej, że pod bandażem pozostał jedynie paskudny ślad. Nagle pukanie rozległo się po pokoju...
- Proszę... - Rzuciła Clary. Jonathan zakładał niezdarnie koszule na gołe ciało, gdy służąca weszła do pokoju
- Pani Lightwood zaprasza na kolacje - Oznajmiła chowając rumieniec, który jej wyskoczył na widok Jonathana.
- Powiedz jej, że zaraz przyjdziemy - Powiedziała Clady z uśmiechem. Kobieta kiwnęła głową i zostawiła ponownie rodzeństwo same.
- Zadomowiłaś się już tutaj prawda? - Stwierdził brat z lekkim uśmiechem
- To dobrzy ludzie - Przyznała Clary - Przyjęli mnie z otwartymi ramionami - Dodała
- Pamiętaj, że to brat Ci o tym pierwszy powiedział - Przypomniał
- Nie wspominałeś, że Jace jest tak zawzięcie uparty - Zażartowała i rzuciła w niego poduszką.
- Sądziłem, że sama się szybko przekonasz - Odparł śmiechem łapiąc poduszkę szybkim chwytem.
- Idź, dogonię Cię - Rzuciła Clary. Jonathan wyszedł z pokoju. Dziewczyna podeszła do toaletki i przejrzała się w lustrze.
Rozczesała jeszcze trochę włosy i zmarszczyła się ze względu na bladość na jej twarzy. Przebrana była już w luźną sukienkę bez gorsetu z krótkimi, falowymi rękawkami.
Idąc korytarzem, rozmyślała o swojej decyzji podjętej już u Magnusa. Wiedziała, że ryzykuje wszystko ale tylko takim sposobem może ocalić tych których kocha.
- Dziwne, że nie posłałaś po swojego królewicza - Jej rozmysły przerwał piękny głos za jej plecami
- Ciii... Ktoś może usłyszeć - Zareagowała Clary. Jace uśmiechnął się i niepostrzeżenie rozejrzał po korytarzu
- Większość i tak już wie, że coś się miedzy nami dzieje - Stwierdził blondyn
- Ale Jonathan nie wie, wiec nie chce by się dowiedział w taki sposób - Warknęła łagodnie rudowłosa - Chodź, spóźnimy się na kolacje - Rzuciła dziewczyna
- Jak Jonathan? - Zapytał Jace w drodze do jadalni
- Wraca do sił - Odparła - Niedługo pokaże Ci na treningu co potrafi - Zażartowała
- Tym razem nie pozwolę sobie na to - Oznajmił z uśmiechem.
- Jace, powinnam Ci coś powiedzieć - Powiedziała rudowłosa nerwowo bawiąc się palcami
- Pozwól, że ja zacznę - Wtrącił blondyn - Sądzę, że powinniśmy przedyskutować gdzie stoimy - Stwierdził blondyn
- Co masz na myśli? - Zapytała ciekawska
- Rozważyłem z Maryse i Robertem ratowanie Idrysu. Zdecydowaliśmy sprowadzić łowców z różnych części świata, a, że Jonathan wrócił i wraca do sił to...
- Przerwij proszę! - Odezwała się łagodnie Clary - Sądziłam, że jak wrócę to zostawimy sprawy naszego kraju na bok. Chciała bym na chwile o tym zapomnieć i pobyć z tobą
- Dobrze więc - Powiedziała z postawą blondyn
- Gdy bym był tylko Jace.. Nie najlepszym łowcą w historii - Powiedziała, dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i poczuła jak blondyn ujmuje jej dłonie - A ty, Clarissą... Clary - Poprawił - Żadną potężną łowczynią, z nadzieją na odmianę naszej rasy i aniołem w moich oczach... Deklarowałbym się, że jestem twój... Tylko twój - Oznajmił
- A ja twoja... Szczerze... - Rzekła rudowłosa
- I prawdopodobnie zaprosił bym Cię na jutrzejszy bal u Królowej Faerie
- A ja prawdopodobnie bym się zgodziła
- A ja prawdopodobnie bym Cię wtedy pocałował - Oznajmił dociskając ją do murku
- Jesteś pewny że to dobry pomysł? - spytała Izzy
- Nie ufam mu ale jest jedyną pomocą dla nas i dla Clary
- Sądzisz że będzie chciał z nami rozmawiać? - Zdziwił się Alec - Przecież to niedorzeczne! to Elijah Mikaelson - Podkreślił młody Lightwood - Brat Niklausa Michaelsona, naszego największego wroga
- Pod jakimś względem nie pozwolił skrzywdzić Clary, nie wiem po której stronie jest ale jakby był lojalne swojemu bratu już dawno by powiedział gdzie się znajduje Clary. Wystarczy że pójdę do ludzi królowej i załatwię spotkanie z nim
- Już się tym zajęłam - powiedziała Izzy
- skąd ty... - Zdziwił się Alec
- Mam znajomych u królowej, nie było żadnego problemu. Będzie w wyznaczonym miejscu za kwadrans
- Dobra robota Izzy. Zbieramy się i pamiętajcie nie chcemy żadnych kłopotów.
Jace razem z rodzeństwem poszli w wyznaczonym miejsce gdzie zastali tam już czekającego na nich Elijah'e. Dał znać rodzeństwu by poczekali na niego a on sam podszedł porozmawiać z Mikaelsonem.
- Nigdy nie spodziewałem się że będę miał tą przyjemność rozmawiać z młodym Herondale'em - Odezwał się Elijah - Jest coś szczególnego, czego ode mnie potrzebujecie?
- Nie pochlebiaj sobie Mikaelson - Rzucił Jace - Chcemy tylko informacji
- Podejrzewam że o moim bracie. Czy jednak macie zamiar oskarżać mnie już o zdradę naszego rodu bo jak tak to lepiej wyjmij już ten miecz - Stwierdził mężczyzna
- Dam Ci szansę, wiedząc jednak, że jesteś bratem Klausa trudno nam jest ci zaufać
- Ah tak... myślicie że jestem po jego stronie? Może myślicie że także jestem mieszańcem tak jak on. Sądzicie, że stał bym u jego boku wybaczając mu że zabił całą naszą rodzinę... a mnie oszczędził - Powiedział lekko zirytowany
- Pytanie jest dlaczego? - Syknął blondyn
- Klaus jest możliwie potężny i może nawet nieśmiertelny, sam nie wiem, ponieważ nie badałem tego. Ale w głębi duszy, nadal jest moim małym braciszkiem i najwidoczniej mnie potrzebuje ale ja nie potrzebuję jego...Więc co chcecie to wam powiem...
- Dlaczego mamy Ci zaufać?
- Odpowiesz sobie na to pytanie, po tym jak każdy z nas pójdzie w swoją stroną
- Jesteśmy przygotowani na twoje sztuczki więc lepiej nas nie zawiedź
- Dobrze więc... co chcecie wiedzieć?
- Po pierwsze powiedz nam jak to się stało? Jest za tym jakieś zakręcie... klątwa?
- Dobrze główkujesz młody Herondale - Powiedział z uśmiechem - Kraus urodził się z krwią nephilim. Ojciec jednak nie wiedział że matka go zdradziła i miała romans z wilkołakiem, zaszła w ciążę i wmówiła ojcu że to jego dziecko. Nasz ojciec jednak nie był głupcem. Szybko się zorientował po zachowaniu chłopca, po tym, że w żaden sposób nie był do niego podobny... - Opowiadał Elijah
- Czyli Klaus urodził się pół łowcą, pół wilkołakiem? - zdziwił się chłopak
- By wybudzić w sobie część wilkołaka, Klaus musiał zabić kogoś i tak się stało. Wieku 12 lat dostał pierwsze Iratze i poczuł w sobie siłę, agresję jakiej w życiu jeszcze nie czuł. Pewnej nocy nakrył naszego ojca jak katuje naszą matkę. Wypominał jej błędy jakie popełniła. Nigdy nie kochał Klausa, nigdy nie traktował jak syna. Klaus z zimną krwią poderżnął ojcu gardło najbliższym sztyletem jaki był pod jego ręką. Do tego dnia nie czuje się za to winny, uważa, że ojciec zasłużył na to - Prychnął mężczyzna. Widać było po nim, że przez dłuższy czas opłakiwał ojca - Przez kolejne lata, w każdą pełnie przemieniał się. Byłem przy nim przy każdej przemianie i pilnowałem go. Wkrótce zaczynał nad tym panować. Lecz nikt z nas nie podejrzewał, że jego krew nie współpracowała w krwią wilka. Parę lat od tego incydentu zaczął chorować, runy przestały działać a zaczęły mu szkodzić. W Wieku 18 lat odnalazł potężną wiedźmę. Opowiedział jej swoją historię. Nie była świadoma komu to mówi ale powiedziała mu jakie może być z tego wyjście. Miała przeczucie, że to może być błąd lecz sądziła, że wyrośnie na porządnego i dobrego człowieka - Zaśmiał się sztucznie Mikaelson - Wymieszała jego krew z krwią wampira i stworzyła pierwszego mieszańca.
- To wtedy zabił waszą rodzinę? - Zapytał Jace
- Klaus nie miał umiaru, nie potrafił być przy żywej osobie, nie umiał się kontrolować więc któregoś dnia jak nasza siostrzyczka go zdenerwowała po prostu wbił się w nią i wyssał ostatnią krople krwi - Przez ułamek sekundy, Jace mógł zauważył, jak głos mężczyzna łamał się, a jego oczy świeciły się od łez - Po tym zrobił to z resztą... Mnie nie było wtedy w mieście, wyjechałem w interesach do Idrysu. Kiedy wróciłem... - Przerwał mężczyzna na chwilę - On klękał przed ciałami naszej matki, siostry i 6 letniego brata. Płakał, wymazany cały w ich krwi - Rzekł - Nie potrafiłem go tak zostawić. Jestem zły na niego do dzisiejszego dnia ale to mój mały brat więc jeśli chcecie coś zrobić, zróbcie to słusznie, ponieważ nie zdołacie go zabić. Szukałem wiedźmy przez 10 lat i nie znalazłem po niej ani śladu.
- Słuchaj... Przykro mi z powodu, co się stało z twoją rodziną ale to powinno otworzyć Ci oczy. Nie wiem po której stronie jesteś ale musimy to przerwać. Klaus zajął cały Idrys. Morduje tam prawdopodobnie naszych braci. Musisz przyznać, że nie chcesz krzywdy Clary. Mógłbyś już dawno temu pójść do brata i mu wszystko powiedzieć, gdzie jest, z kim jest ale nie zrobiłeś tego - Przyznał blondyn
- Nie uważam że zasłużyła na taki los... Jeśli dostanie się w ręce Klausa spotka ją coś gorszego niż śmierć. Zawładnie światem a z umiejętnościami Clary, będzie najpotężniejszy i nie zdołamy go powstrzymać. Spróbuje wam pomóc ale nic nie obiecuje.
- Zdołasz być przeciwko swojemu bratu? - Zapytał dla pewności Herondale
- Liczy się sprawiedliwość... Oddajcie Klausa w moje ręce, a ja się nim zajmę
- Co więc planujesz? Nie damy rady wkroczyć do Alicante. Zapewne roi się tam od demonów i innych istot
- Do czasu kiedy Clary nie wróci z bratem nie może nic zrobić - Oznajmił.
- Skąd wiesz o Jonathanie?! - Spytał zdezorientowany blondyn .
- Obserwuje was od kilku dni ale to teraz nieważne - Odparł - Jonathan był tam najdłużej i wie najlepiej co tam się dzieje.
- Najwyraźniej musimy współpracować razem - Powiedział Jace, marszcząc z niezadowolenia kąciki ust - Nie próbuj nas zdradzić. Nie chcesz wiedzieć co Ci zrobię jeśli Clary coś się stanie - Zagroził mu Jace
- Na to liczę. Do następnego spotkania Jace'e Herondale - Powiedział z lekkim uśmiechem Elijah i odszedł.
Rodzeństwo szybko podeszło do blondyna i obserwowało jak Elijah znika im z oczu
- Dobrze usłyszałem? Chcesz mu zaufać? - Spytał zirytowany Alec
- Każdy zasługuje na szansę - Odparł Jace krzyżując ręce i rzucając lekko ramionami
- Niedobrze mi się robi jak na niego patrze - Odpadła Izzy z kwaszoną miną - Nie wiem co mnie powstrzymuje by go nie dogonić i przebić jego serce sztyletem
- Może to, że jest nam naprawdę potrzebny - Odezwał się blondyn - Trzymaj broń przy sobie Izzy, przyda Ci się - Stwierdził Jace i ruszył w stronę instytutu
- Od kiedy to on zrobił się taki ufny? - Zapytała Izzy - Ostatnim razem, nie mógł znieść jego widoku z Clary - Przypomniała dziewczyna
- Zmienia się - Stwierdził Alec - Coś mi mówi, że nie robi on to dla Alicante. Szczerze interesuje go tylko Clary - Oznajmił czarnowłosy
- Pomóżmy mu więc - Powiedziała pozytywnie Isabelle.
Parę godzin później...
Clary pojawiła się w holu, gdzie Isabelle i Alec dyskutowali o rozkładzie treningów Maxa
- Clary! Nareszcie - Rzuciła Izzy i podeszła do dziewczyna - Powiedz mi, że to nie jest ta suknia od Thomas'a Burberry? - Pierwsze pytanie, które zadała jej Izzy przerażonymi oczami, gdy zobaczyła w jakim stanie znajduje się suknia rudowłosej. Clary nie znała się zbytnio na modzie, ale mogła stwierdzić po twarzy Isabelle, że ten Thomas to jakiś słynny projektant sukien.
- Wybacz Izzy, ale na prawdę jest ona dla Ciebie aż taka ważna? - Zdziwiła się młoda Morgenstern, oglądając zniszczoną suknie i nie widząc nic w niej nadzwyczajnego, wzruszyła ramionami
- Czy jest ważna? - Wydusiła Isabelle i na chwile straciła równowagę. Alec stojący za nią złapał ją i przewrócił oczami.
- Pozwól, że ją zaprowadzę do pokoju. Nie chcemy tu trupa z powodu sukni - Odparł Alec i zaprowadził siostrę na górę. Clary zaśmiała się cicho i w tym samym momencie w budynku, tuż za nią pojawił się Magnus i Jonathan. Brat Clary podpierał się lekko o czarodzieja i trzymał blisko dłoń przy boku, gdzie miał świeżo założony opatrunek.
- Powiadomię Maryse, że jesteśmy. Zaprowadź proszę Jonathana do mojego pokoju. Schodami na górę i pierwsze drzwi na prawo - Powiedziała. Bane kiwnął głową i ruszył po schodach. Clary odprowadziła ich wzrokiem a potem ruszyła do gabinetu Maryse. Zapukała cicho i jak usłyszała stanowcze wejść, sięgnęła za klamkę.
- Maryse... - Zaczęła.
- Clarisso, wreszcie jesteś - Powiedziała uśmiechnięta i zamknęła z hukiem jakąś księgę - Jak zdrowie brata? - Zapytała siadając przy swoim biurku i wskazując krzesło przed nią. Clary usiadła na przeciwko kobiety i położyła dłonie na udach
- Lepiej - Odparła z uśmiechem - Musi teraz dużo wypoczywać - Stwierdziła - Nie jest jeszcze na tyle silny by opowiedzieć nam o Alicante
- Rozumiem... - Westchnęła kobieta - Ważne, że jesteście już z nami - Uśmiechnęła się i wstała odprowadzając rudowłosą do drzwi
- Nie wspomniałam jeszcze o jednej rzeczy - Oznajmiła dziewczyna - Magnus przybył z nami. Nie sprawiało by to problemu jak by zatrzymał się tutaj? Jest nam bardzo potrzebny przy Jonathanie - Stwierdził Clary
- Nie ma problemu - Rzekła Maryse - Dzięki Jace'owi mamy tu dużo wolnych pokoi - Odparła kobieta. A no tak... Jace. Nie zdziwiło to Clary ani trochę a wręcz przeciwnie. Jak usłyszała jego imię, jeszcze bardziej chciała go zobaczyć
- Tak więc, widzimy się na kolacji. Na pewno jesteście zmęczeni, idźcie wszyscy odpocząć a potem pośle po was służbę - Powiedziała z uśmiechem i otworzyła Clarissie drzwi.
Clary zasnęła siedząc przy Jonathanie. Obudziła się, gdy wiercenie brata stało się nieznośne.
- Jak się czujesz? - Zapytała cichym, zaspanym głosem.
- Bywało lepiej - Zażartował i leniwie wstał z łóżka
- Jesteś pewien, że masz siłę wstać? - Spytała przejęta
- Nie martw się siostro. Wszystko jest w porządku - Odparł pokazując jej, że pod bandażem pozostał jedynie paskudny ślad. Nagle pukanie rozległo się po pokoju...
- Proszę... - Rzuciła Clary. Jonathan zakładał niezdarnie koszule na gołe ciało, gdy służąca weszła do pokoju
- Pani Lightwood zaprasza na kolacje - Oznajmiła chowając rumieniec, który jej wyskoczył na widok Jonathana.
- Powiedz jej, że zaraz przyjdziemy - Powiedziała Clady z uśmiechem. Kobieta kiwnęła głową i zostawiła ponownie rodzeństwo same.
- Zadomowiłaś się już tutaj prawda? - Stwierdził brat z lekkim uśmiechem
- To dobrzy ludzie - Przyznała Clary - Przyjęli mnie z otwartymi ramionami - Dodała
- Pamiętaj, że to brat Ci o tym pierwszy powiedział - Przypomniał
- Nie wspominałeś, że Jace jest tak zawzięcie uparty - Zażartowała i rzuciła w niego poduszką.
- Sądziłem, że sama się szybko przekonasz - Odparł śmiechem łapiąc poduszkę szybkim chwytem.
- Idź, dogonię Cię - Rzuciła Clary. Jonathan wyszedł z pokoju. Dziewczyna podeszła do toaletki i przejrzała się w lustrze.
Rozczesała jeszcze trochę włosy i zmarszczyła się ze względu na bladość na jej twarzy. Przebrana była już w luźną sukienkę bez gorsetu z krótkimi, falowymi rękawkami.
Idąc korytarzem, rozmyślała o swojej decyzji podjętej już u Magnusa. Wiedziała, że ryzykuje wszystko ale tylko takim sposobem może ocalić tych których kocha.
- Dziwne, że nie posłałaś po swojego królewicza - Jej rozmysły przerwał piękny głos za jej plecami
- Ciii... Ktoś może usłyszeć - Zareagowała Clary. Jace uśmiechnął się i niepostrzeżenie rozejrzał po korytarzu
- Większość i tak już wie, że coś się miedzy nami dzieje - Stwierdził blondyn
- Ale Jonathan nie wie, wiec nie chce by się dowiedział w taki sposób - Warknęła łagodnie rudowłosa - Chodź, spóźnimy się na kolacje - Rzuciła dziewczyna
- Jak Jonathan? - Zapytał Jace w drodze do jadalni
- Wraca do sił - Odparła - Niedługo pokaże Ci na treningu co potrafi - Zażartowała
- Tym razem nie pozwolę sobie na to - Oznajmił z uśmiechem.
- Jace, powinnam Ci coś powiedzieć - Powiedziała rudowłosa nerwowo bawiąc się palcami
- Pozwól, że ja zacznę - Wtrącił blondyn - Sądzę, że powinniśmy przedyskutować gdzie stoimy - Stwierdził blondyn
- Co masz na myśli? - Zapytała ciekawska
- Rozważyłem z Maryse i Robertem ratowanie Idrysu. Zdecydowaliśmy sprowadzić łowców z różnych części świata, a, że Jonathan wrócił i wraca do sił to...
- Przerwij proszę! - Odezwała się łagodnie Clary - Sądziłam, że jak wrócę to zostawimy sprawy naszego kraju na bok. Chciała bym na chwile o tym zapomnieć i pobyć z tobą
- Dobrze więc - Powiedziała z postawą blondyn
- Gdy bym był tylko Jace.. Nie najlepszym łowcą w historii - Powiedziała, dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i poczuła jak blondyn ujmuje jej dłonie - A ty, Clarissą... Clary - Poprawił - Żadną potężną łowczynią, z nadzieją na odmianę naszej rasy i aniołem w moich oczach... Deklarowałbym się, że jestem twój... Tylko twój - Oznajmił
- A ja twoja... Szczerze... - Rzekła rudowłosa
- I prawdopodobnie zaprosił bym Cię na jutrzejszy bal u Królowej Faerie
- A ja prawdopodobnie bym się zgodziła
- A ja prawdopodobnie bym Cię wtedy pocałował - Oznajmił dociskając ją do murku
- A ja bym Ci nie pozwoliła... Na początku - Stwierdziła z uśmiechem. Oparta o ścianę poczuła delikatne usta blondyna. Nigdy nie wiedziała, że można czuć coś tak silnego do drugiej osoby. Wszystko się zmieniło od poznania Jace'a. Poznaje swój nowy, lepszy los. To właśnie Jace, uświadomił jej, że może do wszystkiego w życiu dojść i, że potrafi uratować tych których kocha.
- Co chciałaś mi powiedzieć? - Zapytał, gdy sobie przypomniał, że także miała mu coś do powiedzenia
- Już nie ważne... Liczymy się teraz tylko ty i ja - Oznajmiła ze sztucznym uśmiechem.
- Clarisso to może kosztować Cię życie! - Oznajmia Magnus
- Podjęłam już decyzję - Przerwała mu kolejny raz. Po kolacji wszyscy rozeszli się po swoich pokojach. Clary za to poszła do Magnusa by szczerze z nim porozmawiać - Jesteś przyjacielem mojej rodziny. Musisz zrozumieć jakie jest to dla mnie ważne - Rzekła
- Musisz zdać sobie sprawę, że nie uratujesz swojego kraju - Skomentował
- Ważne, że ocalę rodziców. Będą wolni!
- I jak będzie wyglądać ich życie? Przemyślałaś to? Jesteś ich dzieckiem Clarissą - Powiedział, próbując ją przekonać - Nie spoczną, dopóki Cię nie odzyskają i wtedy możesz ich stracić - Przyznał.
- Za parę dni wyruszam do Idrysu, czy tego chcesz czy nie! I nie zdołasz mnie powstrzymać! - Oznajmiła odważnie i opuściła pokój.
- Co chciałaś mi powiedzieć? - Zapytał, gdy sobie przypomniał, że także miała mu coś do powiedzenia
- Już nie ważne... Liczymy się teraz tylko ty i ja - Oznajmiła ze sztucznym uśmiechem.
- Clarisso to może kosztować Cię życie! - Oznajmia Magnus
- Podjęłam już decyzję - Przerwała mu kolejny raz. Po kolacji wszyscy rozeszli się po swoich pokojach. Clary za to poszła do Magnusa by szczerze z nim porozmawiać - Jesteś przyjacielem mojej rodziny. Musisz zrozumieć jakie jest to dla mnie ważne - Rzekła
- Musisz zdać sobie sprawę, że nie uratujesz swojego kraju - Skomentował
- Ważne, że ocalę rodziców. Będą wolni!
- I jak będzie wyglądać ich życie? Przemyślałaś to? Jesteś ich dzieckiem Clarissą - Powiedział, próbując ją przekonać - Nie spoczną, dopóki Cię nie odzyskają i wtedy możesz ich stracić - Przyznał.
- Za parę dni wyruszam do Idrysu, czy tego chcesz czy nie! I nie zdołasz mnie powstrzymać! - Oznajmiła odważnie i opuściła pokój.
Cudowny! Czekam na next. <3
OdpowiedzUsuńRozdzial super czekam na nexts
OdpowiedzUsuńCudo❤❤ czekam na next
OdpowiedzUsuń