sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 1



jest rok 1865 rok. Mieszkańcy Alicante funkcjonują na ulicach już od świtu. Trwają zebrania Clave, treningi młodziaków. Ludzie Nephilim zaznali pokoju, dzięki najwyższemu organowi, rządzącemu w stolicy Idrysu. Valentine’owi Morgensternowi i jego rodzinie. Żonie - Jocelyn Morgenstern, starszemu synowi - Jonathan’owi i córce… Osoba tak delikatna i dobroduszna, że każdy obywatel w Alicante mówi o niej jak o aniele. Nie wierzy, że siłą można coś zdziałać. Dlatego poświęciła się dla narodu by nie doprowadzić do wojny. krwi i śmierci


Zwie się Clarissa


- Co to za zwyczaj by kobiety tak cierpiały? - Warknęła rudowłosa do służącej




- Prezentuje panienka dziś cały Alicante.
Jest pani od dziś damą tego dworu - Uśmiechnęła się służąca do lustra, gdy za chwile kolejny raz mocno zacisnęła więzły na gorsecie a dziewczynie zabrakło na sekundę tchu. Służące przyszykowały córkę Valentine’a tak jak potrzeba na wizytę gości.

- Witaj bracie - Powiedziała do białowłosego wychodzącego ze swojego pokoju - Przystojny jak zawsze. Dziewczęta pewnie nie mogą oderwać od ciebie wzroku? - Uśmiechnęła się do brata i przytuliła

- Dziś ty jesteś najważniejsza, pamiętaj o tym - Oznajmił muskając ją czule w czoło. Kochał siostrę, poświęcił by dla niej wszystko. Jest mu jej żal ale i też podziwia za to wielkie poświęcenie. Nie wyobraża sobie jeszcze tego, że będzie ona własnością innego mężczyzny. Że jego własna, rodzona siostra nie będzie już w tym domu.

- Znasz ich? - Szepnęła do brata, gdy schodzili po schodach. Jonathan ujął jej dłoń jak to jest w zwyczaju i pomógł jej zejść bez upadku, przez wielką suknie i wysokie buty.

- To dobzi ludzie. Robert Lightwood to jeden z najlepszych przyjaciół naszego ojca - Oznajmił jej szeptem - Zasiada w radzie a jego żona Maryse prowadzi jeden z instytutów w Londynie

- Dlaczego wcześniej o nich nie słyszałam? - Zdziwiła się

- Wiesz jaki jest ojciec. Rzadko porusza przy tobie sprawy polityki, ale to się od dziś zmieni. Od tego momentu jesteś odpowiedzialną nephilim. Nikt nie będzie już Cię postrzegał jako dziecka - Stwierdził będąc już na parterze. Clarissa dokładnie wsłuchała się w słowa rodzonego brata i nie wiedziała w tym momencie o czym myśleć. Wyraźnie się czegoś bała ale pytanie było czego? Odpowiedzialności, nowego życia czy świadomości, że teraz wszystko zależy od niej?

- Ojcze! - Zauważyła ojca z matką wychodzących z karocy przez wielkie drzwi, podkreślane złotem, otwarte na dwór. Tuż za ich karocy, nadjechała następna i dwie osoby na koniach za nimi. Nie miała czasu przypatrywać się kto to tylko sięgnęła za materiał sukni i pobiegła w ramiona ojca. Nie widziała rodziców od miesiąca bo byli na spotkaniach z naszymi sąsiadami w ramach pokoju.

- Clarisso to nie wypada - Szepnął jej do ucha

- Valentine... - westchnęła Jocelyn

- No dobrze, mogę zrobić raz wyjątek - Stwierdził i mocno przytulił córkę. Nie mógł tego ukryć, że tęsknił za swoją małą córeczką. Jednak dla niego zasady są ważniejsze nawet od miłości do rodziny. Trzyma się ich przez całe życie i pod tym pozorem jest bardzo srogi

- Czas powitać gości - Oznajmiła matka. Odsunęła się od ojca i wróciłam do brata by powitać gości przy wejściu do willi. Rodzice stanęli przy boku młodych a ojciec wystąpił by nas wszystkich przedstawić.

- Robert i Maryse Lightwood - Wypowiedział ich nazwiska i przy boku rodzeństwa pojawiła się para podobna wiekowo do ich rodziców. Mężczyzna podszedł do nich razem z żoną...

- Byłaś małą dziewczynką gdy ostatni raz Cię widzieliśmy - Odezwała się Maryse - Jesteśmy zaszczyceni, że jesteśmy świadkami tego pokoju, który zawdzięczamy tobie

- Powinnaś być dumna, że zwiesz się Morgenstern - powiedział z uśmiechem ale jednak z wyższością mężczyzna

- Jestem - Przyznała rudowłosa, zerkając na ojca, który widać, że w tym momencie był z niej bardzo dumny

- Mam nadzieje, że ten piękny dwór umili wasz pobyt. Czujcie się jak u siebie - Powiedziała dziewczyna, ujmując słowa jak należy by podkreślić ród z którego pochodzi

- Chłopcy pozwólcie - Maryse zawołała synów, którzy zostali na zewnątrz, zajęci cichym sprzeczaniem się. Pierwszy do matki podszedł średniego wzrostu, kruczoczarny, niebieskooki i tuż za nim jego brat któremu Clarissa jeszcze się nie przyznała

- Nasz najstarszy syn, Alec - Podszedł do mnie i ucałował lekko dłoń, muskając tak, że dziewczyna nawet nie poczuła ciepła ust na swojej skórze.

- Jest początkującym w radzie ale mogę się założyć, że będzie dla Ciebie świetnym doradcą - Oznajmił Robert, męsko obejmując syna. Clarissa uśmiechnęła się do chłopaka i ukłoniłam się.

- Jace! - Syknął Alec do brata, który zajęty był rozglądaniu się pomieszczeniu. Kiwnął do niego głową by podszedł do panienki.


- Nasz adoptowany syn Jace - 
Odezwała się Maryse, odsuwając się od ich tak, że Clarissa mogła teraz dokładnie spojrzeć na chłopaka. Clary jeszcze nie widziała tak złotych włosów jak i oczu które świeciły mu się jak gwiazdy.


Chłopak na pewno wyróżniał się z tłumu i zachwycał swoją szczupłą twarzą i dobrze zbudowanym ciałem. Naśladując brata, ujął jej dłoń i ucałował. W tym przypadku jednak było inaczej, nie zrywał od niej kontaktu wzrokowego, a gdy poczuła ciepło jego ust na skórze, przeszły ją dreszcze. W życiu czegoś takiego jeszcze nie czuła, było to dla niej nieznane dotychczas doświadczenie

- Jace Herondale - Przedstawił się. Jego głos doprowadził dziewczynę, do tego, że przypomniała sobie podróż do Anglii. Jego brytyjski akcent składał wszystko w całość i pasował do niego idealnie.

- Herondale? Uczyłam się o tym rodzie. Pochodzisz z bardzo szlacheckiej rodziny - Stwierdziła dziewczyna z lekko zadziornym uśmiechem - Nie raz zawdzięczaliśmy twojej rodzinie zwycięstwo z armią demonów. Jak na przykład w roku 1800… - nie dokończyła bo blondyn wtrącił się jej w słowo

- W roku 1807 - Dokończył za nią - Nasze najbardziej osiągalne zwycięstwo

- Zgadza się - Przyznała dziewczyna

- Dlatego Jace, będzie najlepszy - Przerwał im Valentine podchodząc do córki

- Nie rozumiem - Zdziwiła się rudowłosa

- Będzie miał Cię na oku. Nie pozwoli by coś Ci się stało do czasu ceremonii - Rzekł

- Ojcze… Co takiego może mi się stać. Mamy pokój, nie musisz się już niczego obawiać

- Clarisso, wróg nie śpi… Do czasu ceremonii, wciąż musimy być ostrożni. Jesteś teraz najważniejszą Nephilim w całym mieście, nie dopuszczę by moja córka musiała cierpieć - Warknął lekko na córkę

- Tak ojcze - Posłusznie uklęknęła opuszczając wzrok w podłogę. Dziewczyna nie rozumiałam tego całego spisku. Będzie teraz śledzona, sprawdzana i nie będzie się mogła cieszyć ostatnimi tygodniami wolności

- A więc ustalone. Zostaniecie do czasu, gdy będę wiedział, że moja córka jest bezpieczna. Jace jesteś teraz odpowiedzialny za jej życie, nie zawiedź mnie - Powiedział Valentine do blondyna. Rodzina Lightwood czuje się pewnie wywyższona. Ich syn ma szanse pokazać rodzinę z lepszej strony. Ród Herondale ma również w zwyczaju wojnę, co dziewczyna nie pochwala. Są świetnie wyszkoleni, szybcy i silni, słyszała też, że mężczyźni z tej rodziny od pokoleń są zdani na to, że sami uratują cały świat, są uparci, ale sprytni, aroganccy ale wywalczą swojego za wszelką cenę.

- Amara pokarz gościom pokoje - Valentine zwrócił się do służącej. Młoda dziewczyna ukłoniła się do swojego pana i poprowadziła na pokoje. Clary przesłała im szybki uśmiech i gdy małżeństwo poszło na górę a rodzice w głąb domu, Clarissa szarpnęła brata za rękaw i odeszła na parę kroków by ich nie było słychać. Gdy bracia podążyli za rodzicami, młodszy z nich - Jace, zatrzymał się i przyjrzał rozmowie rudowłosej z bratem. Był ciekawy o czym rozmawiają, ale mógł się spodziewać, że dziewczyna nie będzie zachwycona z pomysły by on był jej ochroną

- Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś? - Warknęła na brata - Mieliśmy się trzymać razem - Przypomniała

- To dla twojego dobra. Nie wiesz co się czyha za murami Alicante. W każdej chwili przez mury tego miasta może przemykać się niebezpieczeństwo

- Za jaką cenę? Lud oczekuje ode mnie wiary w ten pokój, a teraz jedyną osobą która w to nie wierzy będę ja.

- Nie stracę siostry przez decyzje naszego ojca - Syknął biało włosy.

- Nie stracisz. Wszystko wróci do normy. Unikniemy wojny i wreszcie zapanuje spokój - Powiedziała. Zawsze w to wierzyła. Wszystko widziała w jasnych kolorach, lecz była ona jeszcze młoda. Nie miała krwi na swoich dłoniach w porównaniu do brata, który brał udział w niejednej bitwie. Ojciec dał mu stanowiska wodza, jak chodzi o armie. Sprawuje ten zawód już od paru lat i jeszcze nie zawiódł ojca. Siostra ma już dosyć czekania i martwienia się czy wróci z walki cały i zdrowy. Ma dosyć życia w lęku przed utratą osoby którą kocha.

- Źle się czuje. Powiedz ojcu, że zejdę na wieczerze - Sięgnęła po swoją suknie by ułatwić sobie chodzenie i skierowała się do swojego pokoju. Ominęła blondyna który ciągle obserwował ich rozmowę. Wykorzystując okazje podszedł do starego przyjaciela, z którym razem trenował gdy byli mali.

- Musisz jej wybaczyć. Nie wie jaki świat jest zepsuty - Jonathan odezwał się, gdy wyczuł obecność przyjaciela.

- Może lepiej by było dla niej, gdyby się nie dowiedziała - Stwierdził Jace stojąc twarzą w twarz z białowłosym.

- Chciałbym tego uniknąć. Sam wiesz jak ciężko jest ustawić ten świat - Stwierdził ponuro Jonathan

- Wierze, że ochronisz ją przed najgorszym - Powiedział kładąc silną dłoń na ramieniu blondyna

- Możesz na mnie liczyć - Oznajmił.

- Nie zależy mi na życiu innych tak bardzo jak na życiu siostry. Nie wybaczył bym sobie jak by coś jej się stało - Powiedział. Nie był tak otwarty jak siostra. Ona wierzyła, że może naprawić ten świat i sprawić, że całe zło ustąpi. Jednak Jonathan zna lepiej ten świat i wie, że nie jest idealny. Chce tylko utrzymać siostrze przy jej wierze

- Jeśli będzie trzeba, poświęcę dla niej życie - Rzekł Jace. Dla nocnych łowców to normalne. Wiedzą, że poświęcenie się w dobrej sprawie to najbardziej honorowe dla nephilim. Nie żyją oni długą i najczęściej umierają oni w walce. Jace jest tego świadomy i nigdy nie bał się śmierci. Zawsze był na nią gotowy.

Clarissa spędziła parę godzin w swoim pokoju. Mówiła prawdę, gdy powiedziała, że źle się czuje. Gorset nie pozwalał jej oddychać, a na dworzu w dodatku był upał. Usłyszała ciche pukanie do drzwi, wiec wstała z krzesła i wyprostowana i z gracją powiedziała






- Wejść - Rzekła. Do pokoju weszła następna służąca, lekko ukłoniła się i upuściła głowę.

- Pan kazał przyszykować panią na wieczorne przyjęcie - Oznajmiła - Prosił także, by założyła panienka również to - Zza pleców wyjęła pudełeczko i podała, ponownie kłaniając się jej

- Nie musisz mi się za każdym razem kłaniać - Odezwała się rudowłosa

- Jest panienka zbyt łaskawa - Stwierdziła dziewczyna - to dla mnie zaszczyt stać przed panienką - Clarissa nie przepadała, za takim zachowaniem. Mogła już się przyzwyczaić przez tyle lat, że żyje w tak szlachetnie rodzinie, lecz nadal czuje się zbyt wywyższona, gdy służąca nie może spojrzeć jej w oczy. Otworzyła pudełeczko od ojca i ukazał jej się piękny naszyjnik, zrobiony z ciemnego, zielonego kamienia.

- Jest zrobiony z kamienia Moldawit. Pan stwierdził, że będzie idealnie pasował do panienki. Zwłaszcza, że zieleń to kolor nadziei, którą panienka nam wszystkim dała - Rzekła

- Dziękuje Ci Tatia. Doceniam to - Powiedziała by też służąca czuła się doceniona. Dziewczyna pomogła Clary przebrać się w inną suknie za parawanem i wtedy usłyszała pukanie do drzwi. Będąc bezpieczna za parawanem pozwoliła wejść osobnikowi

- Proszę - Odezwała się. Usłyszała szelest otwieranych drzwi a potem zamykanych.

- Przyszedłem sprawdzić, czy jest panna gotowa - Usłyszała ten brytyjski akcent i w mgnieniu oka poczuła się zakłopotana.

- Chwilka - Rzuciła. Tatia zakładała już ostatnią warstwę sukni i poprawiała wszystko na koniec

- Przykro mi, że ta posada ochroniarza została przekazana tobie - Odezwałam się by uniknąć niezręcznej ciszy - nie byłam poinformowana o planach ojca

- Wskazuje to jak bardzo jego córka potrzebuje ochrony - Stwierdził, oglądając jej książki na komodzie. Clarissa była zdziwiona odpowiedzią chłopaka lecz wiedziała, że zgadza się on w tej kwestii z jej rodzicami

- Skąd u Ciebie ta pewność siebie? - Zapytała wychodząc zza parawanu już w całej kreacji. Jace wyprostował się i stanął do niej przodem jak to w zwyczaju mają mężczyźni gdy stoją u boku damy. On także był już przebrany w odpowiedni strój na taką gościnę. Clarissa zasiadłam przed toaletką a Tatia stanęła za nią szykując jej włosy, spinając je i by je podkreślić, założyła jej delikatną opaskę z płatkami białych kwiatów. Na koniec zakłada jej prezent od ojca na szyje. Jest zimny i czuje się, że nosi naprawdę ciężkie i drogie kamienie.

- Taki już jestem. Pomaga mi to w przeżycie - Oznajmił blondyn, gdy ona zakłada białe rękawiczki sięgające jej do łokcia.

- Mówisz jak by śmierć Cię śledziła - Odezwała się patrząc na niego przez lustro, gdy on ją obserwuje z daleka. Machnęła ręką do służącej by wyszła. Dziewczyna jeszcze szybko ukłoniła się do Clary a następnie do Jace’a i opuściła pomieszczenie.

- Wiem, że jesteś przeciwko temu ale taka jest wola twojego ojca - Stwierdził robiąc parę kroków w jej stronę

- Nie chce być szpiegowana tylko dlatego, że ojciec się o mnie boi - Syknęła wstając.

- Twoja wyższość mnie nie rusza - Stwierdził - Sprawia tylko, że stawia mnie przed większym wyzwaniem - Powiedział z tajemniczym uśmiechem i wyciągnął do niej rękę w oczekiwaniu, że ją przyjmie. Ujęłam jego dłoń, wiec pozwoliła mu by ją poprowadził na przyjęcie. Gdy byli już w głównej sali, zobaczyli wielki, długi stół i pełno gości. Większość kojarzyła ale tylko przez mgłę.

- Będę czekał na Ciebie po przyjęciu, by sprawdzić czy wszystko w porządku - Odezwał się Jace - Będę miał Cię na oku przez ten cały czas - Rzekł. Ukłonił się lekko i odszedł w głąb sali. Zasiadła pomiędzy bratem a ojcem, który siedział na honorowym miejscu. Muzyka skrzypiec ucichła a ich ojciec wstał z kieliszkiem wina. Wszystkie oczy skierowały się na niego a wszelkie szepty ucichły. Rodzina Lightwood siedziała koło siebie a Jace zajął miejsce koło brata.

- W imieniu mojej rodziny, chciałbym podziękować za przybycie na dzisiejszą wieczerze. To ważny czas dla nasz wszystkim w Alicante. Po wielu latach wojny, krwi i poległych nadszedł czas by z tym skończyć. To wszystko zawdzięczamy mojej pięknej córce, która niedługo rozpocznie nowy etap w swoim życiu. Clarisso wstań proszę - Powiedział do córki i podał jej rękę by pomóc jej wstać.

- Jestem z Ciebie dumny Clarisso. Pamiętaj o tym - Powiedział do niej całując ją w czoło - Wznieśmy toast za moją córkę, która odnalazła swój cel w życiu - Wszyscy powstali i unieśli swoje kieliszki. Uśmiechnęła się lekko choć teraz myślała o tym jak powiedzie się jej całe życiu. Miała marzenie by się zakochać, być jak jej rodzice albo chociaż Lightwood’owie. To nie jest jednak jej przeznaczenie. Ważniejsze jest jednak dla niej duma ojca i to by ludzie żyli w pokoju. Po toaście, goście rozeszli się na tańce do następnej sali.



Gdy w którejś części przyjęcia Clary
 tańczyła z Jonathanem, zwierzyła mu się ze swoich myśli. To, że nie jest dokładnie pewna swojej decyzji lecz też wie, że tylko tym pomoże ludowi.


- Jonathan… - przerwała w którymś momencie, zerkając na ojca rozmawiającego z mężczyzną koło 30 lat. Brat śledził oczami siostrę by zorientować się na co patrzy.

6 komentarzy:

  1. Niesamowity rozdział! Świetny pomysł na te opowiadanie! Mam nadzieję że dalsza część będzie tak samo świetna jak ten rozdział. Weny życzę! Elka:*

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW! Przecież to czasy wiktoriańskie!!! Kiedyś też się zastanawiałam czy by nie umieścić Clary i Jace'a w takich, ale nie miałam pomysłu na fabułę :D Tak czy siak, rozdział 1 naprawdę mi się podoba. Fabuła jest jedyna w swoim rodzaju i nie zdziwię się, jeżeli ktoś będzie od ciebie kopiował ;D Masz bardzo ładny styl pisania. Aż trudno sobie wyobrazić, jaki będzie, gdy go bardziej rozwiniesz!
    Wygląd bloga i playlista też bardzo EXTRA!
    NO I JESZCZE JEDEN DUŻY PLUS DLA CZASÓW WIKTORIAŃSKICH XD <3 <3 <3
    Pozdrawiam!
    PS. Chyba się nie obrazisz, jeżeli polecę twojego bloga na swoich ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG *-* Dziękuje :* Bardzo mi zależy na opinii innych :D
      PS : skądże znowu ;) bede wdzięczna, jeśli go polecisz, zwłaszcza na swoich blogach, które by the way są cudowne ❤️

      Usuń
  3. zapowiada się świetnie :333
    rozdział świetny :DD
    uwielbiam Jonathana i Clary jako kochające się rodzeństwo :))
    Jace aww.. <33
    weny ! :D
    buziaki :**
    -V

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow 😍😍😍 masz dar. Rozdział świetny ❤ Zyskałaś właśnie fankę 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja Iga z tt Igmie Mamie i te sprawy. Obiecałam z zajrzę zrobiłam to i nie żałuję. Madzia Masz talent 3 razy na tak przechodzisz dalej :*

    OdpowiedzUsuń