Noc podziemnych... Noc wilkołaków...
W Idrysie wzniesiono alarm. Dom Morgensternów doszły słuchy, że podziemny pod postacią wilkołaka błądzi po mieście i na ulicach nie jest bezpiecznie. Clary bez zastanowienia przebrała się i zarzuciła płaszcz z kapturem by nikt jej nie rozpoznał i wymknęła się z domu nie mówiąc o tym nikomu zwłaszcza z Jace'owi. Myślała tylko o Enzo. Z przykrością podejrzewa tylko jego. Boi się o niego dlatego musi mu pomóc. Clave kazało pozostać w domach i nie wychodzić na zewnątrz. Dlatego całe Alicante było puste. Clary przemykała ulicami miasta w kompletnej ciszy i głuchocie. Nie widziała w Enzo zagrożenia a wręcz potrzebę by mu pomóc. Przemiany nie są przyjemne i należy przechodzić przez nie po długich treningach samokontroli.
Clary przeszła całe miasto i nic. Ani śladu wilkołaka. Przeszła się także po lesie. Rozglądała się i nasłuchiwała jakichkolwiek dźwięków.
- Enzo! - Zawołała. Chce go odnaleźć. Nie zależnie w jakiej postaci jest, musi go znaleźć - Enzo! - Zawołała jeszcze raz, tracąc nadzieje. Lecz tym razem usłyszała łamiące się gałęzie. Z lekki przerażeniem, obejrzała się za siebie. Przed nią stał spory wilk z wyraźnymi żółtymi oczami. Wilk warczał na nią. Zrobiła powolny krok do tyłu.
- To ja, Clarissa - Powoli kucnęła - Nic Ci nie grozi - Wyciągnęła powoli dłoń.
- Clary! - Ktoś nagle krzyknął. Odwróciłam się. W jej stronę biegł Jace i Jonathan. Enzo się rozzłościł i prawie ugryzł dziewczynę ale zabrała szybko dłoń. Wilk odsłonił ostre zębiska.
- Stójcie! - Syknęła dziewczyna. Jonathan zatrzymał blondyna, który mimo zakazów rudowłosej, chciał to przerwać.
- Enzo, nikt Cię nie skrzywdzi. Nie dopuszczę do tego - Ponownie spróbowała wyciągnąć do niego dłoń. Wilk cicho warczał. Jace bał się, że zaraz coś złego może się stać więc wyrywał się jeszcze bardziej, ale Jonathan go utrzymał.
- Zaczekaj. Daj jej działać - Szepnął białowłosy. Blondyn przyglądał się całej sytuacji z niepokojem.
Wilk pozwolił się dotknąć. Pogłaskała go po jego puszystej sierści. Wtedy zwierze zapiszczało i położyło się bezwładnie pod nogami dziewczyny. Wilk zaczął głośno wyć i zaczął się przeobrażać w człowieka. Enzo wrócił do swojej ludzkiej postaci. Był nagi, pokryty zimnymi potami, trząsł się. Dziewczyna zdjęła z siebie szybko płaszcz i przykryła nim bruneta.
- Pomóżcie mi go zanieść do cichych braci - Odezwała się dziewczyna. Jonathan szybko podbiegł do Lorenzo i podniósł go ruszając przodem. Clary martwiąc się w tej chwili tylko o przyjaciela, ominęła Jace'a bez słowa.
Co miał wtedy czuć Jace? Zazdrość? To zbyt proste, by znalazło się w jego słowniku. Karci się jednak za to co ostatnio powiedział, jedynej osobie, którą potrafił tak mocno pokochać. Nie takich ostatnich dni się spodziewał. Nie potrafi żyć z myślą, że w każdej teraz chwili może go nie być a nie będzie miał okazać wyznać co na prawdę czuł, gdy wypowiadał te puste słowa.
Po tym jak Cisi bracia przejęli Enzo, reszta wróciła do domu. Clary udała się od razu do swojego pokoju. Jace nie czekał ani chwili dłużej i zapukał cicho do jej drzwi. Nie czekając na zaproszenie złapał za klamkę. Dziewczyna stała przy oknie i zerknęła na niego, stojącego w drzwiach.
- Nic mi nie jest - Odezwała się ponuro i odwróciła od niego
- Czy na pewno? - Spytał zamykając za sobą drzwi. Podszedł do niej. Swoją obecnością, Clary była zmuszona by odwrócić się do niego.
- Nie umiałem poradzić sobie z myślą, że mogło Ci się dziś coś stać. Bałem się, że mogłem Cię stracić - Oznajmił a Clary dobrze wsłuchała się w jego słowa. Nastała krótka cisza
- Musisz wiedzieć, że nie miałem na myśli tych słów, które Ci rzekłem, nawet przez chwilę - Rzekł - Byłem zdesperowany, bałem się o Ciebie - Powiedział, a Clary zaszkliły się oczy
- Nie potrafie Clary. Nie potrafie żyć, będąc tak daleko od Ciebie - Wyznał
- Więc przestań mnie odpychać. Powiedz, dlaczego tak się boisz?! - Chłopak przyjrzał się jej ale nie odpowiedział - Cokolwiek to jest, będę walczyć u twego boku!
- Zrobiłabyś to, prawda? - Uśmiechnął się z przekonania, jaka uparta jest Clary - Walczyłabyś do końca... - Mówił i obserwował reakcje dziewczyny, która była na to gotowa
- Nie ma potrzeby, by czuć taką presje - Zmienił nastawienie - Po prostu, czułem się okropnie po utracie naszego dziecka, nie myślałem logicznie - Oznajmił - Wybacz - Rzekł prostując się
- Wiedz, że cokolwiek się stanie, nigdy Cię nie opuszczę. Nigdy Cię nie zdradzę...
- Dlaczego wyczuwam w tym nie dość szczerości? - Stwierdziła zmęczona i zasmucona
- Musisz wierzyć, że to naprawię. Pozbędę się tego dystansu między nami, obiecuję. Wierzysz mi, prawda? - Pierwszy raz słyszała Jace'a takiego zdesperowanego. Nie wie co się z nim dzieje? Martwi się o niego co raz bardziej
- Oczywiście, że Ci wierzę - Podeszła do niego i ujęła jego policzek. Uśmiechnęła się lekko
- Naprawdę tak jest? Nie chce być czuła się zobowiązana do tego...
- Pamiętaj, że Cię kocham. To nigdy się nie zmieni. Dlatego wierzę Ci Jace. Bezgranicznie - Rzekła i objęła go, gładząc jego blond włosy. Posmutniała. Bała się o niego, bardziej niż sądziła, że jest to możliwe. Tej nocy spali już w jednym łóżku, razem. Clary nie spała przez połowę nocy. Wpatrywała się wyłącznie w spokojną twarz blondyna. Próbowała dotrzeć do swoich najskrytrzych myśli i zdać sobie dlaczego Jace się tak zmienił ostatnio. Nic jej jednak nie przychodziło do głowy. Czy to chodzi o Enzo? Jest zazdrosny? Czy chodzi o nasze dziecko... Może na prawdę, nie potrafił sobie z tym poradzić i dlatego się oddalił?
Nagle blondyn zaczął się wiercić i głośno oddychać. Sniło mu się coś, ale wydawało by się jak by cierpiał. Clary zbliżyła się do niego i uspokoiła. Jace uspokoił się i wrócił do normalnego snu.
- Co się z tobą dzieje, Jace? - Szepnęła chyba sama do siebie.
Następny dzień. Śpiew ptaków budzi niewyspaną Clarisse. Przeciera oczy i rozchyla powieki. Jace wciąż śpi. Nie budząc go, dziewczyna szykuje się na trening. Jest gotowa by wrócić do normalnych czynności.
- To ja, Clarissa - Powoli kucnęła - Nic Ci nie grozi - Wyciągnęła powoli dłoń.
- Clary! - Ktoś nagle krzyknął. Odwróciłam się. W jej stronę biegł Jace i Jonathan. Enzo się rozzłościł i prawie ugryzł dziewczynę ale zabrała szybko dłoń. Wilk odsłonił ostre zębiska.
- Stójcie! - Syknęła dziewczyna. Jonathan zatrzymał blondyna, który mimo zakazów rudowłosej, chciał to przerwać.
- Enzo, nikt Cię nie skrzywdzi. Nie dopuszczę do tego - Ponownie spróbowała wyciągnąć do niego dłoń. Wilk cicho warczał. Jace bał się, że zaraz coś złego może się stać więc wyrywał się jeszcze bardziej, ale Jonathan go utrzymał.
- Zaczekaj. Daj jej działać - Szepnął białowłosy. Blondyn przyglądał się całej sytuacji z niepokojem.
Wilk pozwolił się dotknąć. Pogłaskała go po jego puszystej sierści. Wtedy zwierze zapiszczało i położyło się bezwładnie pod nogami dziewczyny. Wilk zaczął głośno wyć i zaczął się przeobrażać w człowieka. Enzo wrócił do swojej ludzkiej postaci. Był nagi, pokryty zimnymi potami, trząsł się. Dziewczyna zdjęła z siebie szybko płaszcz i przykryła nim bruneta.
- Pomóżcie mi go zanieść do cichych braci - Odezwała się dziewczyna. Jonathan szybko podbiegł do Lorenzo i podniósł go ruszając przodem. Clary martwiąc się w tej chwili tylko o przyjaciela, ominęła Jace'a bez słowa.
Co miał wtedy czuć Jace? Zazdrość? To zbyt proste, by znalazło się w jego słowniku. Karci się jednak za to co ostatnio powiedział, jedynej osobie, którą potrafił tak mocno pokochać. Nie takich ostatnich dni się spodziewał. Nie potrafi żyć z myślą, że w każdej teraz chwili może go nie być a nie będzie miał okazać wyznać co na prawdę czuł, gdy wypowiadał te puste słowa.
Po tym jak Cisi bracia przejęli Enzo, reszta wróciła do domu. Clary udała się od razu do swojego pokoju. Jace nie czekał ani chwili dłużej i zapukał cicho do jej drzwi. Nie czekając na zaproszenie złapał za klamkę. Dziewczyna stała przy oknie i zerknęła na niego, stojącego w drzwiach.
- Nic mi nie jest - Odezwała się ponuro i odwróciła od niego
- Czy na pewno? - Spytał zamykając za sobą drzwi. Podszedł do niej. Swoją obecnością, Clary była zmuszona by odwrócić się do niego.
- Nie umiałem poradzić sobie z myślą, że mogło Ci się dziś coś stać. Bałem się, że mogłem Cię stracić - Oznajmił a Clary dobrze wsłuchała się w jego słowa. Nastała krótka cisza
- Musisz wiedzieć, że nie miałem na myśli tych słów, które Ci rzekłem, nawet przez chwilę - Rzekł - Byłem zdesperowany, bałem się o Ciebie - Powiedział, a Clary zaszkliły się oczy
- Nie potrafie Clary. Nie potrafie żyć, będąc tak daleko od Ciebie - Wyznał
- Więc przestań mnie odpychać. Powiedz, dlaczego tak się boisz?! - Chłopak przyjrzał się jej ale nie odpowiedział - Cokolwiek to jest, będę walczyć u twego boku!
- Zrobiłabyś to, prawda? - Uśmiechnął się z przekonania, jaka uparta jest Clary - Walczyłabyś do końca... - Mówił i obserwował reakcje dziewczyny, która była na to gotowa
- Nie ma potrzeby, by czuć taką presje - Zmienił nastawienie - Po prostu, czułem się okropnie po utracie naszego dziecka, nie myślałem logicznie - Oznajmił - Wybacz - Rzekł prostując się
- Wiedz, że cokolwiek się stanie, nigdy Cię nie opuszczę. Nigdy Cię nie zdradzę...
- Dlaczego wyczuwam w tym nie dość szczerości? - Stwierdziła zmęczona i zasmucona
- Musisz wierzyć, że to naprawię. Pozbędę się tego dystansu między nami, obiecuję. Wierzysz mi, prawda? - Pierwszy raz słyszała Jace'a takiego zdesperowanego. Nie wie co się z nim dzieje? Martwi się o niego co raz bardziej
- Oczywiście, że Ci wierzę - Podeszła do niego i ujęła jego policzek. Uśmiechnęła się lekko
- Naprawdę tak jest? Nie chce być czuła się zobowiązana do tego...
- Pamiętaj, że Cię kocham. To nigdy się nie zmieni. Dlatego wierzę Ci Jace. Bezgranicznie - Rzekła i objęła go, gładząc jego blond włosy. Posmutniała. Bała się o niego, bardziej niż sądziła, że jest to możliwe. Tej nocy spali już w jednym łóżku, razem. Clary nie spała przez połowę nocy. Wpatrywała się wyłącznie w spokojną twarz blondyna. Próbowała dotrzeć do swoich najskrytrzych myśli i zdać sobie dlaczego Jace się tak zmienił ostatnio. Nic jej jednak nie przychodziło do głowy. Czy to chodzi o Enzo? Jest zazdrosny? Czy chodzi o nasze dziecko... Może na prawdę, nie potrafił sobie z tym poradzić i dlatego się oddalił?
Nagle blondyn zaczął się wiercić i głośno oddychać. Sniło mu się coś, ale wydawało by się jak by cierpiał. Clary zbliżyła się do niego i uspokoiła. Jace uspokoił się i wrócił do normalnego snu.
- Co się z tobą dzieje, Jace? - Szepnęła chyba sama do siebie.
Następny dzień. Śpiew ptaków budzi niewyspaną Clarisse. Przeciera oczy i rozchyla powieki. Jace wciąż śpi. Nie budząc go, dziewczyna szykuje się na trening. Jest gotowa by wrócić do normalnych czynności.
Za chwile znajduje się na sali treningowej. Wybiera z półki miecz treningowy i ćwiczy nim. Po jakimś czasie zaczeli się zjawiać pierwsi łowcy. Na razie Jonathan, a potem Alec w towarzystwie Magnusa. W dziewczynie coś pękło i podeszła do nich zdenerwowana
- Gdzie byliśmy, kiedy alarm poruszył miasto? - Spojrzeli się na nią zdziwieni - Byliście nam potrzebni, gdy wy zajmowaliście się sobą!
- Clarisso, co się stało? - Zapytał Magnus
- Enzo musiał przeżyć przemianę. Sam! Myślałam, że możemy na Ciebie liczyć i mu w tym pomożesz - Powiedziaał zezłoszczona
- Nic mu nie jest? - Wtrącił się Alec, ale dziewczyna jedynie przesłała mu zdenerwowany wyraz twarzy. Lightwood westchnął, dotknął ramienia Magnusa i kiwnął do niego głową i odszedł, pewnie sprawdzić co z Enzo.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Syknęła Clary do Magnusa. Zmarszczył brwi
- O czym Clarisso? - Zapytał nieświadomy
- Sądziłam, że jesteś naszym przyjacielem. Sądziłam, że mogłam Ci ufać - Rzekła załamana
- Clarisso, nie wiem o czym mówisz - Odparł
- Nie kłam! - Warknęła, podłożyła mu nogę. Czarownik upadł a dziewczyna zawisła nad nim i przyłożyło mu broń treningową do szyi
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o Jace'e? Co mu jest? Musiał pójść z tym do Ciebie! - Wykrzyknęła, lecz Jonathan pojawił się przy nich i odsunął siostrę od Bane'a
- Clary, uspokój się! - Szarpał się z siostrą. Wszyscy patrzyli na nią ze zdziwieniem - Co w Ciebie wstąpiło? - Szarpnęła i wyślizgnęła się z objęć brata.
- Clarisso Morgenstern - W pomieszczeniu pojawił się łowca - Twój ojciec wzywa Cię byś wstawiła się przed Clave - Oznajmił i odszedł. Wszystkie oczy spoczęły na nią. Za chwilę, szturchając Bane'a poszła przodem do sali anioła, a jej przyjaciele za nią.
Clary stanęła przed radą. Zerknęła na matkę w pierwszym rzędzie, która była tak samo na nią zdenerwowana co Valentine
- Pomimo alarmu, zeszłej nocy opuściłaś mieszkanie w poszukiwaniach podziemnego, zgadzasz się z tym? - Spytał ją jeden z rady
- Nie - Odpowiedziała prosto i szybko. Valentine, gładził się teatralnie po brodzie i zdziwił się na odpowiedź córki
- Więc proszę, wytłumacz nam co robiłaś wczoraj wieczorem na ulicach Alicante, pomimo zakazu? - Spytano ją.
- To co każdy inny łowca miał wtedy obowiązek zrobić - Rzekła zmęczonym głosem
- Oświeć nas Clarisso - Odezwała się kobieta z rady
- Wy chyba powinniście najlepiej o tym wiedzieć. Jako nocni łowcy, wszyscy jesteśmy równi i wasze życie jak i każdego innego nephilim jest wartościowe.
- Chcesz powiedzieć, że poszłaś na własną rękę ratować tego podziemnego?! - zdenerwował się Valentine i odezwał do córki
- Łowcę, ojcze. On jest łowcą! - Syknęła. W tym momencie, do sali przybiegł Jace. Przeszedł przez tłum i zobaczył Clary przed Clave. Stanął obok Jonathana.
- On mógł Cię zabić Clarisso! - Syknął do niej ojciec - Mogła być od czasu do czasu pomyśleć, o rodzinie która martwi się o Ciebie. Nie sprawiać tyle nerwów mi i własnej matce - Clary spojrzała na kobietę. Miał rację. Jocelyn wydawała się jak by nie spała całą noc, była blada i zmęczona.
- Nic na to nie poradzę - Przyznała - Ktoś mi kiedyś powtarzał : Clarisso, twoje czyny świadczą o twojej sile. Bycie łowcą, nie polega tylko na umiejętności walki ale na umiejętności podążania za głosem serca. I to właśnie ta siła tworzy z Ciebie prawdziwego wojownika.
Valentine znał te słowa. Powtarzał je swoim dzieciom, przy każdej nabytej okazji od małego.
- Nie ma tu miejsca dla podziemnego! - Syknął mężczyzna obok ojca. Valentine uciszył go gestem ręki
- Proszę Cię ojcze - Szepnęła dziewczyna - On nie jest dla nas zagrożeniem - Oznajmiła.
Valentine powstał.
- Moja córka ma rację - Rzekł. Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech - Zapomnieliśmy, że jesteśmy tu wszyscy braćmi. Dopóki walczymy po tej samej stronie, nie możemy nikogo odrzucać. Enzo jest jednym z nas. I tak będziemu go traktować - Oznajmił i wyszedł ze wściekłą radą z sali. Dziewczynie kamień spadł z serca. Mogła na chwilę odetchnął. Spojrzała na matkę i podeszła do niej
- Przepraszam mamo - Wydusiła i uścisnęła matkę
- Ważne, że nic Ci nie jest - Rzekła kobieta - Jesteśmy z ojcem tacy z Ciebie dumni - Objęła twarz córki.
Jace poszedł wieczorem potrenował, sam. Sprawia mu to co raz większą trudność ale nie może się poddawać.
Clary przyszła mu się przyjrzeć. Oparła się framugę drzwi i z uśmiechem na twarzy patrzyła na jego dokładne ruchy. Gdy trenował ostrzami, wydawało się jak by czas się zatrzymał. Jak by działo to się w zwolnionym tempie. Chłopak przyspieszył swoje ruchy. Lecz nagle ręka mu zadrgnęła a ostrze, zrobiło ranę na jego ramieniu. Blondyn syknął i opuścił broń. Clary od razu do niego podbiegła.
- Jace, jesteś ranny - Spojrzała na ranę. Paskudnie to wygląda
- To nic - Odparł, niezadowolony
- Daj mi to opatrzeć - Oznajmiła
- Nic mi nie jest - Burknął choć i tak pociągnęła go za rękaw i zaprowadziła do sypialni. Kazała ku usiąść w fotelu i zdjąć koszulę. Rana wciąż spoczywająca na jego ręku była zasłonięta dzięki wciąż działającej miksturze, którą dali mu cisi bracia. Za chwile wróciła z nawilżonym ręczniczkiem i stelą.
- Może zapiec - Rzuciła. Delikatnie przemyła mu ranę. Blondyn oparł się łokciem i przyglądał się czemuś obojętnie
- Byłem z Ciebie dziś dumny przed Clave - Odezwał się jednak i uśmiechnął do niej lekko - Jeszcze nigdy nie słyszałem o łowczyni w tak młodym wieku, która umiała poruszyć do rozsądnego myślenia tak wiele ludzi. Oni pójdą za tobą choćby na śmierć, Clary. Zawsze będziesz mogła liczyć na ich lojalność
- Zawsze umiałeś pięknie mówić - Oznajmiła z uśmiechem - Lecz tylko ja wiem, kiedy chcesz się podlizać - Powiedziała, próbują powstrzymać śmiech, w trakcie rysowania mu Iratze na ramieniu. Blondyn zaśmiał się cicho
- I tylko ty wiesz, jak bardzo Cię kocham - Dotknął jej policzka, kciukiem gładząc jej skórę - Mówiłem poważnie. Widzą w tobie przyszłego przywódce. Prawdziwa Morgenstern - Powiedział dumny z dziewczyny.
- A ty będzie stał u mego boku - Ujęła tą dłoń, która dotykała jej policzka - Tylko razem będziemy mogli coś zmienić w naszym świecie - Oznajmiła z radością a Jace posmutniał nie dając po sobie poznać. Wyprostowała się, odkładając stele i wrzucając zabrudzony ręcznik do kosza, którymi zajmują się służące. Jace zdążył błyskawicznie wstać i znaleźć się przy rudowłosej. Odgarnął jej włosy na jeden bok. Odkryty kawałek szyi musnął ustami.
- Zbyt dawno, nie czułam twojej bliskości - Szepnęła, gdy on zdjął jej koronkową zarzutkę
- Gdzie byliśmy, kiedy alarm poruszył miasto? - Spojrzeli się na nią zdziwieni - Byliście nam potrzebni, gdy wy zajmowaliście się sobą!
- Clarisso, co się stało? - Zapytał Magnus
- Enzo musiał przeżyć przemianę. Sam! Myślałam, że możemy na Ciebie liczyć i mu w tym pomożesz - Powiedziaał zezłoszczona
- Nic mu nie jest? - Wtrącił się Alec, ale dziewczyna jedynie przesłała mu zdenerwowany wyraz twarzy. Lightwood westchnął, dotknął ramienia Magnusa i kiwnął do niego głową i odszedł, pewnie sprawdzić co z Enzo.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Syknęła Clary do Magnusa. Zmarszczył brwi
- O czym Clarisso? - Zapytał nieświadomy
- Sądziłam, że jesteś naszym przyjacielem. Sądziłam, że mogłam Ci ufać - Rzekła załamana
- Clarisso, nie wiem o czym mówisz - Odparł
- Nie kłam! - Warknęła, podłożyła mu nogę. Czarownik upadł a dziewczyna zawisła nad nim i przyłożyło mu broń treningową do szyi
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o Jace'e? Co mu jest? Musiał pójść z tym do Ciebie! - Wykrzyknęła, lecz Jonathan pojawił się przy nich i odsunął siostrę od Bane'a
- Clary, uspokój się! - Szarpał się z siostrą. Wszyscy patrzyli na nią ze zdziwieniem - Co w Ciebie wstąpiło? - Szarpnęła i wyślizgnęła się z objęć brata.
- Clarisso Morgenstern - W pomieszczeniu pojawił się łowca - Twój ojciec wzywa Cię byś wstawiła się przed Clave - Oznajmił i odszedł. Wszystkie oczy spoczęły na nią. Za chwilę, szturchając Bane'a poszła przodem do sali anioła, a jej przyjaciele za nią.
Clary stanęła przed radą. Zerknęła na matkę w pierwszym rzędzie, która była tak samo na nią zdenerwowana co Valentine
- Pomimo alarmu, zeszłej nocy opuściłaś mieszkanie w poszukiwaniach podziemnego, zgadzasz się z tym? - Spytał ją jeden z rady
- Nie - Odpowiedziała prosto i szybko. Valentine, gładził się teatralnie po brodzie i zdziwił się na odpowiedź córki
- Więc proszę, wytłumacz nam co robiłaś wczoraj wieczorem na ulicach Alicante, pomimo zakazu? - Spytano ją.
- To co każdy inny łowca miał wtedy obowiązek zrobić - Rzekła zmęczonym głosem
- Oświeć nas Clarisso - Odezwała się kobieta z rady
- Wy chyba powinniście najlepiej o tym wiedzieć. Jako nocni łowcy, wszyscy jesteśmy równi i wasze życie jak i każdego innego nephilim jest wartościowe.
- Chcesz powiedzieć, że poszłaś na własną rękę ratować tego podziemnego?! - zdenerwował się Valentine i odezwał do córki
- Łowcę, ojcze. On jest łowcą! - Syknęła. W tym momencie, do sali przybiegł Jace. Przeszedł przez tłum i zobaczył Clary przed Clave. Stanął obok Jonathana.
- On mógł Cię zabić Clarisso! - Syknął do niej ojciec - Mogła być od czasu do czasu pomyśleć, o rodzinie która martwi się o Ciebie. Nie sprawiać tyle nerwów mi i własnej matce - Clary spojrzała na kobietę. Miał rację. Jocelyn wydawała się jak by nie spała całą noc, była blada i zmęczona.
- Nic na to nie poradzę - Przyznała - Ktoś mi kiedyś powtarzał : Clarisso, twoje czyny świadczą o twojej sile. Bycie łowcą, nie polega tylko na umiejętności walki ale na umiejętności podążania za głosem serca. I to właśnie ta siła tworzy z Ciebie prawdziwego wojownika.
Valentine znał te słowa. Powtarzał je swoim dzieciom, przy każdej nabytej okazji od małego.
- Nie ma tu miejsca dla podziemnego! - Syknął mężczyzna obok ojca. Valentine uciszył go gestem ręki
- Proszę Cię ojcze - Szepnęła dziewczyna - On nie jest dla nas zagrożeniem - Oznajmiła.
Valentine powstał.
- Moja córka ma rację - Rzekł. Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech - Zapomnieliśmy, że jesteśmy tu wszyscy braćmi. Dopóki walczymy po tej samej stronie, nie możemy nikogo odrzucać. Enzo jest jednym z nas. I tak będziemu go traktować - Oznajmił i wyszedł ze wściekłą radą z sali. Dziewczynie kamień spadł z serca. Mogła na chwilę odetchnął. Spojrzała na matkę i podeszła do niej
- Przepraszam mamo - Wydusiła i uścisnęła matkę
- Ważne, że nic Ci nie jest - Rzekła kobieta - Jesteśmy z ojcem tacy z Ciebie dumni - Objęła twarz córki.
Jace poszedł wieczorem potrenował, sam. Sprawia mu to co raz większą trudność ale nie może się poddawać.
Clary przyszła mu się przyjrzeć. Oparła się framugę drzwi i z uśmiechem na twarzy patrzyła na jego dokładne ruchy. Gdy trenował ostrzami, wydawało się jak by czas się zatrzymał. Jak by działo to się w zwolnionym tempie. Chłopak przyspieszył swoje ruchy. Lecz nagle ręka mu zadrgnęła a ostrze, zrobiło ranę na jego ramieniu. Blondyn syknął i opuścił broń. Clary od razu do niego podbiegła.
- Jace, jesteś ranny - Spojrzała na ranę. Paskudnie to wygląda
- To nic - Odparł, niezadowolony
- Daj mi to opatrzeć - Oznajmiła
- Nic mi nie jest - Burknął choć i tak pociągnęła go za rękaw i zaprowadziła do sypialni. Kazała ku usiąść w fotelu i zdjąć koszulę. Rana wciąż spoczywająca na jego ręku była zasłonięta dzięki wciąż działającej miksturze, którą dali mu cisi bracia. Za chwile wróciła z nawilżonym ręczniczkiem i stelą.
- Może zapiec - Rzuciła. Delikatnie przemyła mu ranę. Blondyn oparł się łokciem i przyglądał się czemuś obojętnie
- Byłem z Ciebie dziś dumny przed Clave - Odezwał się jednak i uśmiechnął do niej lekko - Jeszcze nigdy nie słyszałem o łowczyni w tak młodym wieku, która umiała poruszyć do rozsądnego myślenia tak wiele ludzi. Oni pójdą za tobą choćby na śmierć, Clary. Zawsze będziesz mogła liczyć na ich lojalność
- Zawsze umiałeś pięknie mówić - Oznajmiła z uśmiechem - Lecz tylko ja wiem, kiedy chcesz się podlizać - Powiedziała, próbują powstrzymać śmiech, w trakcie rysowania mu Iratze na ramieniu. Blondyn zaśmiał się cicho
- I tylko ty wiesz, jak bardzo Cię kocham - Dotknął jej policzka, kciukiem gładząc jej skórę - Mówiłem poważnie. Widzą w tobie przyszłego przywódce. Prawdziwa Morgenstern - Powiedział dumny z dziewczyny.
- A ty będzie stał u mego boku - Ujęła tą dłoń, która dotykała jej policzka - Tylko razem będziemy mogli coś zmienić w naszym świecie - Oznajmiła z radością a Jace posmutniał nie dając po sobie poznać. Wyprostowała się, odkładając stele i wrzucając zabrudzony ręcznik do kosza, którymi zajmują się służące. Jace zdążył błyskawicznie wstać i znaleźć się przy rudowłosej. Odgarnął jej włosy na jeden bok. Odkryty kawałek szyi musnął ustami.
- Zbyt dawno, nie czułam twojej bliskości - Szepnęła, gdy on zdjął jej koronkową zarzutkę
- Nie miałem zamiaru dłużej tego przeciągnąć - Oznajmił i rozwiązał jej gorset. Dziewczyna odwróciła się do niego - Zbyt mocno Cię kocham bym potrafił Cię od Siebie odpychać - Ujął jej policzek i powoli nachylił się nad nią muskając bardzo delikatnie jej usta. Clary cała się trzęsła, gdy poczuła jego ciepłe i słodkie wargi na swoich. Tak bardzo jej tego brakowało.
Spędzili ze sobą noc. Clary przypomniała sobie jak ich ciała umieją współgrać ze sobą. Są ze sobą jak jedność. Tylko z nim potrafi być w 100% sobą.
Rano obudziła się już sama. Mimo, że chciała go zobaczyć, tuż po przebudzeniu, uśmiechnęła się na samo wspomnienie zeszłej nocy. Odwróciła się na drugi bok i natknęła się na liścik leżący na poduszce na której ostatnio spał blondyn. Ujęła kawałek zwiniętego papieru na pół.
Uwielbiała te jego liściki. Szeroko się uśmiechnęła na sam gest. Kiedyś zawsze kiedy go nie było po przebudzeniu, zostawiał jej wiadomość. Już się nie może doczekać by spędzić resztę życia z nim. Nie jest jednak świadoma, że mogła to być ostatnia noc spędzona z nim.
Jace stał oparty o kamienną i krzywą ścianę, która wbijała mu się w plecy. Z założonymi rękoma przyglądał się śpiącemu Enzo. Rano odzyskał przytomność. Po licznych badaniach Magnusa, stwierdzono, że pozytywnie przeszedł swoją pierwszą przemiana i wystarczy, że teraz tylko odpocznie
- Nie potrzebuje opiekunki - Odezwał się brunet wyczuwając obecność blondyna
- Ja również - Odparł odrywając się od ściany
- Z tym bym się akurat nie zgodził - Rzekł i uniósł się stękając cicho. Jego mięśnie wciąż były obolałe. Sięgnął po koszule, znajdującą się koło niego i zarzucił ją - Ah tak. Przyszedłeś bo zdajesz sobie sprawę, że teraz wyczuwam niektóre rzeczy po przemiany. Zmartwię Cię jednak. Nie, nie wiem co Ci jest. Wiem tylko, że umierasz - Stwierdził.
- Zapach zatrutej krwi, płynącej w twoich żyłach unosił się w całym lesie - Skrzywił się - Nie dziwie się dlaczego, tak mnie poniosło przy Clary - Stwierdził
- Mogłeś ją skrzywdzić! - Syknął
- Myślisz, że o tym nie wiem?! - Warknął na niego - Po co przyszedłeś? - Odparł, zmieniając temat i unosząc się na równe nogi
- Zawrzeć umowę - Oznajmił i zrobił kilka kroków w stronę chłopaka
- Zamieniam się w słuch - Powiedział sarkastycznie i uśmiechnął się lekko
- Zaopiekuj się nią - Rzekł - Nie mam dużo czasu wiec musisz mi to teraz obiecać
- Dlaczego prosisz o to mnie?
- Zależy Ci na niej. Nie umiałbyś odmówić - Podkreślił swoje słowa, bo wie, że Enzo nigdy by jej nie skrzywdził - Nie boje się śmierci. Chce tylko by Clary była szczęśliwa i bezpieczna
- Sądzisz, że śmierć najbliższej jej osoby sprawi, że będzie szczęśliwa? - Burknął
- Dość widziałem ją załamaną ostatnio. Nie chce by się to powtórzyło, dlatego sam jej o tym powiem - Oznajmił blondyn.
- Umiesz odbierać ból - Zmienił temat. Brunet spojrzał na niego zdziwiony - Gdy ostatnio mnie dotknąłeś zwijałeś się z bólu. To był mój ból. Będziesz umiał to powtórzyć kiedy nadejdzie czas? - Spytał teraz poważnie
- Sądzę, że tak - Odparł. Blondyn kiwnął głową i chciał się odwrócić.
- Poczekaj... - Rzucił brunet i zatrzymał go i nagle złapał go za ramie i się skupił. Zaraz skrzywił się, zacisnął zęby i opadł na kolana.
- Oszalałeś?! - Warknął kucając przed nim
- Chciałem spróbować - Wydusił
- Jesteś za słaby na to teraz. Dopiero co przebudziłeś się po przemianie - Stwierdził Jace i pomógł mu wstać
- Jak ty walczysz z bólem? - Zdziwił się Enzo wracając do formy
- Próbuje go kontrolować. Cisi bracia mi pomogli. A teraz chodź. Możesz wrócić do nas - Rzekł Jace
Jace wrócił już z Enzo do domu Morgensternów. Może już wrócić do normalnego życia i ludzie nie będą go traktować jak potwora.
Obaj weszli do głównej sali. Sala była w trakcie dekoracji. Obaj się zdziwili.
- Co tu się wyrabia? - Zapytał na głos. Isabelle i Clary stały przy stole i wybierały dekoracje. Jednak na głos Herondale'a obie się odwróciły
- Enzo! - Wykrzyknęła z radością Izzy i łapiąc za skrawek sukienki podeszła do niego, uścisnąć go. Jace ominął ich bo tylko widział na swojej drodze Clary. Z uśmiechem jakim go powitała, nachylił się i pocałował czule.
- Co to za okazja? - Zapytał rozglądając się
- Ojciec organizuje dziś bal. Dla mnie i Jonathan'a - Rzekła z uśmiechem - Chcemy z Izzy by wszystko było idealnie urządzone - Skomentowała i spojrzała na niego.
- To znaczy, że nie uda mi się Cię porwać na spacer? - Spytał
- Może znajdę chwilkę - Stwierdziła. Blondyn ujął jej dłoń i wyszli z domu, a potem poszli w zaciszne miejsce by spędzić trochę czasu sami.
Przechadzali się po pięknych lasach i polach, gdzie nikt im nie przeszkadzał.
- Jak spotkanie z Enzo? Nie skakaliście sobie do gardeł? - Blondyn cicho się zaśmiał
- Chyba znaleźliśmy porozumienie - Stwierdził.
- Cieszy mnie to. Wszystko wreszcie zaczyna się układać - Westchnęła zadowolona i oparła głowę o ramie blondyna. On trochę posmutniał.
Usiedli na słupku pod drzewem.
Spędzili ze sobą noc. Clary przypomniała sobie jak ich ciała umieją współgrać ze sobą. Są ze sobą jak jedność. Tylko z nim potrafi być w 100% sobą.
Rano obudziła się już sama. Mimo, że chciała go zobaczyć, tuż po przebudzeniu, uśmiechnęła się na samo wspomnienie zeszłej nocy. Odwróciła się na drugi bok i natknęła się na liścik leżący na poduszce na której ostatnio spał blondyn. Ujęła kawałek zwiniętego papieru na pół.
Poszedłem odwiedzić Enzo. Nie martw się, chce z nim tylko porozmawiać. Ostatnia noc była niesamowita
Kocham Cię aniele.
Uwielbiała te jego liściki. Szeroko się uśmiechnęła na sam gest. Kiedyś zawsze kiedy go nie było po przebudzeniu, zostawiał jej wiadomość. Już się nie może doczekać by spędzić resztę życia z nim. Nie jest jednak świadoma, że mogła to być ostatnia noc spędzona z nim.
Jace stał oparty o kamienną i krzywą ścianę, która wbijała mu się w plecy. Z założonymi rękoma przyglądał się śpiącemu Enzo. Rano odzyskał przytomność. Po licznych badaniach Magnusa, stwierdzono, że pozytywnie przeszedł swoją pierwszą przemiana i wystarczy, że teraz tylko odpocznie
- Nie potrzebuje opiekunki - Odezwał się brunet wyczuwając obecność blondyna
- Ja również - Odparł odrywając się od ściany
- Z tym bym się akurat nie zgodził - Rzekł i uniósł się stękając cicho. Jego mięśnie wciąż były obolałe. Sięgnął po koszule, znajdującą się koło niego i zarzucił ją - Ah tak. Przyszedłeś bo zdajesz sobie sprawę, że teraz wyczuwam niektóre rzeczy po przemiany. Zmartwię Cię jednak. Nie, nie wiem co Ci jest. Wiem tylko, że umierasz - Stwierdził.
- Zapach zatrutej krwi, płynącej w twoich żyłach unosił się w całym lesie - Skrzywił się - Nie dziwie się dlaczego, tak mnie poniosło przy Clary - Stwierdził
- Mogłeś ją skrzywdzić! - Syknął
- Myślisz, że o tym nie wiem?! - Warknął na niego - Po co przyszedłeś? - Odparł, zmieniając temat i unosząc się na równe nogi
- Zawrzeć umowę - Oznajmił i zrobił kilka kroków w stronę chłopaka
- Zamieniam się w słuch - Powiedział sarkastycznie i uśmiechnął się lekko
- Zaopiekuj się nią - Rzekł - Nie mam dużo czasu wiec musisz mi to teraz obiecać
- Dlaczego prosisz o to mnie?
- Zależy Ci na niej. Nie umiałbyś odmówić - Podkreślił swoje słowa, bo wie, że Enzo nigdy by jej nie skrzywdził - Nie boje się śmierci. Chce tylko by Clary była szczęśliwa i bezpieczna
- Sądzisz, że śmierć najbliższej jej osoby sprawi, że będzie szczęśliwa? - Burknął
- Dość widziałem ją załamaną ostatnio. Nie chce by się to powtórzyło, dlatego sam jej o tym powiem - Oznajmił blondyn.
- Umiesz odbierać ból - Zmienił temat. Brunet spojrzał na niego zdziwiony - Gdy ostatnio mnie dotknąłeś zwijałeś się z bólu. To był mój ból. Będziesz umiał to powtórzyć kiedy nadejdzie czas? - Spytał teraz poważnie
- Sądzę, że tak - Odparł. Blondyn kiwnął głową i chciał się odwrócić.
- Poczekaj... - Rzucił brunet i zatrzymał go i nagle złapał go za ramie i się skupił. Zaraz skrzywił się, zacisnął zęby i opadł na kolana.
- Oszalałeś?! - Warknął kucając przed nim
- Chciałem spróbować - Wydusił
- Jesteś za słaby na to teraz. Dopiero co przebudziłeś się po przemianie - Stwierdził Jace i pomógł mu wstać
- Jak ty walczysz z bólem? - Zdziwił się Enzo wracając do formy
- Próbuje go kontrolować. Cisi bracia mi pomogli. A teraz chodź. Możesz wrócić do nas - Rzekł Jace
Jace wrócił już z Enzo do domu Morgensternów. Może już wrócić do normalnego życia i ludzie nie będą go traktować jak potwora.
Obaj weszli do głównej sali. Sala była w trakcie dekoracji. Obaj się zdziwili.
- Co tu się wyrabia? - Zapytał na głos. Isabelle i Clary stały przy stole i wybierały dekoracje. Jednak na głos Herondale'a obie się odwróciły
- Enzo! - Wykrzyknęła z radością Izzy i łapiąc za skrawek sukienki podeszła do niego, uścisnąć go. Jace ominął ich bo tylko widział na swojej drodze Clary. Z uśmiechem jakim go powitała, nachylił się i pocałował czule.
- Co to za okazja? - Zapytał rozglądając się
- Ojciec organizuje dziś bal. Dla mnie i Jonathan'a - Rzekła z uśmiechem - Chcemy z Izzy by wszystko było idealnie urządzone - Skomentowała i spojrzała na niego.
- To znaczy, że nie uda mi się Cię porwać na spacer? - Spytał
- Może znajdę chwilkę - Stwierdziła. Blondyn ujął jej dłoń i wyszli z domu, a potem poszli w zaciszne miejsce by spędzić trochę czasu sami.
Przechadzali się po pięknych lasach i polach, gdzie nikt im nie przeszkadzał.
- Jak spotkanie z Enzo? Nie skakaliście sobie do gardeł? - Blondyn cicho się zaśmiał
- Chyba znaleźliśmy porozumienie - Stwierdził.
- Cieszy mnie to. Wszystko wreszcie zaczyna się układać - Westchnęła zadowolona i oparła głowę o ramie blondyna. On trochę posmutniał.
Usiedli na słupku pod drzewem.
- Wiesz, że Cię Kocham Clary... I będę do ostatniej chwili mojego życia - Powiedział z przerwą - A jeśli potem jest jakieś życie, nadal będę Cię kochać - Rzekł.
Dziewczynie zaświeciły się oczy. Uśmiechnęła się szeroko, gdy dotknął jej polika a potem pocałował ją czule.
- Przed nami dużo wspaniałych lat razem. Nie mówmy o śmierci jak o czymś co się zbliża. Pomówmy o naszej przyszłości, którą zamierzam spędzić z tobą - Uśmiechnęłam się. Blondyn opuścił dłoń, która obejmowała jej twarz. Wstał i stanął przodem na widok całego miasta.
- Jace co się dzieje? - Spytała zdziwiona i podeszła do niego.
- Nie chcesz wybiegać w przyszłość? Dobrze, żyjmy chwilą która jest teraz
- Nie Clary, nie możemy - Odezwał się i stanął do niej przodem. To ten moment. Powie jej. Nie ma co zwlekać.
- Dlaczego?! - Spytała zmęczona, bo już nie rozumiała o co chłopakowi chodzi.
- Ponieważ nie będziesz miała z kim spędzić tych lat - Oznajmił z łamiącym się głosem. Clary wpatrywała się w niego z przerażeniem. Blondyn nabrał powietrza i postanowił jej powiedzieć
- W dniu, kiedy miałaś poślubić Klausa, on ugryzł mnie w ramię. Sądziłem, że Iratze pomoże. Cisi bracia jednak nie dali mi dużo czasu.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Spytała przerażona
- Jad Klausa przejął moją krew. Cisi bracia powiedzieli, że nie ma na to lekarstwa
- Nie! Mylą się! - Zaprotestowała
- I kiedy mnie zabraknie, chce byś była ubezpieczona na wszystkie przypadki
- Nie! Znajdziemy innych lekarzy. Ekspertów! - Skomentowała
- Clary posłuchaj mnie! - Przerwał jej. Oczy Clary już zdążyły nabrać łez
- Ja umieram - Powiedział zachrypniętym głosem i przytulił do siebie dziewczynę, z której łzy lały się po policzku a głos odmówił posłuszeństwa. Oddychanie stało się dla niej trudnością. Miała jednak dość siły by go do siebie mocno ścisnął i nie chcąc go już nigdy wypuścić.
Wieczorem, Clary nie umiała uświadomić sobie tego, co dziś powiedział jej Jace. Siedziała już od kilku godzin w bibliotece i szukała jakiś informacji, które mogły by poprowadzić ją do rozwiązania.
- Szukałem Cię po cały domu - W pomieszczeniu pojawił się Jace. Usiadł na podłodze, na przeciwko niej.
Spojrzała na niego. To była katorga. Świadomość, że go może niedługo nie być, łamie jej serce
- Enzo przysiągł mi, że się tobą zaopiekuje. Będziesz bezpieczna u jego boku i u boku Lightwoodów - Słuchała go ze złamanym serce
- Chciałem dać Ci dziecko. Obronić Cię przed złem, by część mnie pozostała z Tobą - Łzy poleciały po jej policzku
- W każdej chwili będziesz mogła zamieszkać w instytucie. Maryse i Robert traktują Cię i tak już jak bliską rodzinę. Nie będziesz sama. Poradzisz sobie. Musimy teraz trzymać moją chorobę w sekrecie.
- Przestań być tak silny. Tak idealny. Martwić się o mnie kiedy ty... kiedy my... - Nie umiała się wysłowić. Dotknęła jego polika.
- Nie wiem ile czasu nam zostało. Każdy moment się liczy. Nie wiem dlaczego nie powiedziałem Ci tego wcześniej. Chyba uważałem, że jeśli mnie znienawidzisz, moje odejście nie będzie tak...
- Zauważalne - Dokończyła z zaskoczeniem. Spojrzał na nią z potwierdzeniem - Jace... - Westchnęła - Zawsze Cię kochałam i kochać będę.
- Jeśli byłem samolubny, wybacz. Nie chciałem znów patrzeć na twoją rozpacz - Kciukiem przetarł jej łzy.
- Chodź ze mną. Chce Ci coś pokazać - Szepnął. Wstał i wyciągnął do niej dłonie.
- Przed nami dużo wspaniałych lat razem. Nie mówmy o śmierci jak o czymś co się zbliża. Pomówmy o naszej przyszłości, którą zamierzam spędzić z tobą - Uśmiechnęłam się. Blondyn opuścił dłoń, która obejmowała jej twarz. Wstał i stanął przodem na widok całego miasta.
- Jace co się dzieje? - Spytała zdziwiona i podeszła do niego.
- Nie chcesz wybiegać w przyszłość? Dobrze, żyjmy chwilą która jest teraz
- Nie Clary, nie możemy - Odezwał się i stanął do niej przodem. To ten moment. Powie jej. Nie ma co zwlekać.
- Dlaczego?! - Spytała zmęczona, bo już nie rozumiała o co chłopakowi chodzi.
- Ponieważ nie będziesz miała z kim spędzić tych lat - Oznajmił z łamiącym się głosem. Clary wpatrywała się w niego z przerażeniem. Blondyn nabrał powietrza i postanowił jej powiedzieć
- W dniu, kiedy miałaś poślubić Klausa, on ugryzł mnie w ramię. Sądziłem, że Iratze pomoże. Cisi bracia jednak nie dali mi dużo czasu.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Spytała przerażona
- Jad Klausa przejął moją krew. Cisi bracia powiedzieli, że nie ma na to lekarstwa
- Nie! Mylą się! - Zaprotestowała
- I kiedy mnie zabraknie, chce byś była ubezpieczona na wszystkie przypadki
- Nie! Znajdziemy innych lekarzy. Ekspertów! - Skomentowała
- Clary posłuchaj mnie! - Przerwał jej. Oczy Clary już zdążyły nabrać łez
- Ja umieram - Powiedział zachrypniętym głosem i przytulił do siebie dziewczynę, z której łzy lały się po policzku a głos odmówił posłuszeństwa. Oddychanie stało się dla niej trudnością. Miała jednak dość siły by go do siebie mocno ścisnął i nie chcąc go już nigdy wypuścić.
Wieczorem, Clary nie umiała uświadomić sobie tego, co dziś powiedział jej Jace. Siedziała już od kilku godzin w bibliotece i szukała jakiś informacji, które mogły by poprowadzić ją do rozwiązania.
- Szukałem Cię po cały domu - W pomieszczeniu pojawił się Jace. Usiadł na podłodze, na przeciwko niej.
Spojrzała na niego. To była katorga. Świadomość, że go może niedługo nie być, łamie jej serce
- Enzo przysiągł mi, że się tobą zaopiekuje. Będziesz bezpieczna u jego boku i u boku Lightwoodów - Słuchała go ze złamanym serce
- Chciałem dać Ci dziecko. Obronić Cię przed złem, by część mnie pozostała z Tobą - Łzy poleciały po jej policzku
- W każdej chwili będziesz mogła zamieszkać w instytucie. Maryse i Robert traktują Cię i tak już jak bliską rodzinę. Nie będziesz sama. Poradzisz sobie. Musimy teraz trzymać moją chorobę w sekrecie.
- Przestań być tak silny. Tak idealny. Martwić się o mnie kiedy ty... kiedy my... - Nie umiała się wysłowić. Dotknęła jego polika.
- Nie wiem ile czasu nam zostało. Każdy moment się liczy. Nie wiem dlaczego nie powiedziałem Ci tego wcześniej. Chyba uważałem, że jeśli mnie znienawidzisz, moje odejście nie będzie tak...
- Zauważalne - Dokończyła z zaskoczeniem. Spojrzał na nią z potwierdzeniem - Jace... - Westchnęła - Zawsze Cię kochałam i kochać będę.
- Jeśli byłem samolubny, wybacz. Nie chciałem znów patrzeć na twoją rozpacz - Kciukiem przetarł jej łzy.
- Chodź ze mną. Chce Ci coś pokazać - Szepnął. Wstał i wyciągnął do niej dłonie.
Jace poprowadził ją na górny taras.
- Spójrz - Szepnął i pokazał jej widok podwórko. Niebo było wypełnione lampiony.
Jace objął ją w talii i ucałował.
- Jace... Zrobiłeś to dla mnie? - Stwierdziła zaskoczona i wdzięczna. Choć łzy wciąż spływała, mogła na chwile zamknąć oczy i zapamiętać tą chwilę.
Potem odwróciła się do niego.
- Świat może być ciemny, Clary. Niesprawiedliwy... I okrutny. Wierzę, że dasz sobie radę
- Ja nie potrafię - Wyszlochała - Myśl, że mam żyć bez Ciebie łamie mi serce - Powiedziała i łzy leciały po jej polikach,
- Zawsze będziesz moim światłem Clary. Nawet po śmierci. Twoja odwaga, którą w tobie podziwiam, pozwoli Ci przetrwać - Rzekł z uśmiechem i dotknął jej skroni a potem pocałował czule.
Enzo powiedział wszystko Magnusowi. Uważał, że Bane powinien wiedzieć bo będzie potrzebny, gdy nadejdzie czas.
- Musze jej to powiedzieć - Powiedział Enzo do czarownika w drodze do pokoju Clary
- Enzo, to poważna sprawa. Pozwól mu to zrobić osobiście - Rzekł śledzący go Bane
- Jace bedzie zwlekał. A ja nie bede jej okłamywać - Stwierdził i za chwile otworzył drzwi do pokoju dziewczyny. Rudowłosa siedziała przed kominkiem, gdy łzy leciały jej strumieniami. Była załamana. Ona już wie. Brunet cicho zamknął drzwi
Magnus spojrzał na niego pytająco
- Ona już wie - Szepnął niezadowolony. Wtedy brunet zauważył Jace'a na końcu długiego korytarza. Szedł ledwie co podpierając się ściany. Obaj podbiegli do blondyna i podtrzymali go prowadząc od razu do Clary
- Nie nie nie, nie waż mi się umierać. Nie teraz! - Warknął brunet. Co miał powiedzieć? Nie przepadał za Jace'em. Ale nigdy nie życzył mu źle a tym bardziej śmierci. Nie pozwoli mu tak łatwo odejść.
Blondyn nie odpowiadał. Jego blond włosy zakrywały jego skuloną twarz. Cała trójka wparowała do pokoju Clary. Ta przestraszona udźwignęła się na nogach.
- Na Razjela... Jace! - Szepnęła a potem wymówiła jego imię głośniej. Podbiegła do nich i ujęła twarz blondyna by ocenić jego stan. Był prawie nieprzytomny, albo umiera. Sama nie wie!
- Magnus... - Odezwała się nagle do Bane'a z błagalnym głosem. Magnus nie mógł wiele. Także uważa, że nie ma na to lekarstwa. Jedynie może pomóc go opatrzeć.
- Połóżmy go na łóżku - Odezwał się Magnus. Ułożyli go w łóżku. Clary zdjęła jego marynarkę by został w samej koszuli.
- Jest rozpalony - Stwierdziła Clary dotykając jego czoła. Jakoś nie interesowało ją, że Magnus wie o chorobie Herondale'a. Dla niej liczył się tylko Jace. Tylko jego zdrowie ją teraz interesowało.
Po jakimś czasie, Magnus obniżył gorączkę. Jace odpoczywał. Zasnął na szczęście. Clary była załamana. Cała się trzęsła i nie umiała regularnie oddychać. Enzo opuścił pokój i miał zamiar zrobić to także Magnus.
- Przywołaj mnie, gdy by coś sie działo - Powiedział i podarował jej do ręki zegarek, który dał Alec'owi w potrzebie.
- Dałeś go Alec'owi - Przyznała rudowłosa
- Wam jest teraz bardziej potrzebny - Stwierdził - Jace jest wojownikiem Clarisso. Nie podda się tak łatwo - Pocieszył ją choć nie umiała się w takiej sytuacji chociaż by uśmiechnąć.
Siedzi przy nim od ponad godziny i obejmuje jego dłoń. Chłopak śpi jak anioł, lecz jego blada cera i worki pod oczami świadczą o jego stanie.
- Chciałam dać Ci dzieci - Szepnęła - Chciałam byś był ze mnie dumny. Oglądać jak bawisz się z naszym synkiem lub córeczką. O niczym innym nie marzyłam - Zaszlochałam - Wyłącznie by być z tobą na zawsze - Gładziła kciukiem jego skórę
- Jestem z Ciebie dumny - Usłyszała zachrypnięty głos. Rozchylił powieki. Udarowana, że widzi jego błękitne oczy, spowodowało, że przybliżyła się do niego i mocniej objęła jego dłoń.
- Zawołam Magnusa - Rzuciła, chcąc powiadomić czarownika, że Jace się obudził
- Nie, zostań - Szepnął i złapał ją za dłoń. Prawie tego nie poczuła. Mimo, że Jace jest znany z ogromnej silny, jego uścisk ledwo mogła poczuć bo taki był słaby teraz.
- Alec powinien tu być. Jak i reszta Lightwood'ów - Stwierdziła dziewczyna
- Mam nadzieje, że Alec nie czuje tego samego co ja. Chce te ostatnie chwile spędzić z Tobą - Uśmiechnął się. Dziewczynie drygnęły wargi jak by się uśmiechnęła lekko choć w środku umierała razem z nim. Położyła się na łóżku, plecami do niego. Obejmowali swoje dłonie, a Jace zbliżył do niej i mruknął pod miękkością jej rudych włosów.
- kocham Cię. I jestem wdzięczny Razjelowi za czas, który miałem zaszczyt z tobą spędzić - Szepnął i zamknąć oczy by w spokoju nacieszyć się chwili z ukochaną.
- Spójrz - Szepnął i pokazał jej widok podwórko. Niebo było wypełnione lampiony.
Jace objął ją w talii i ucałował.
- Jace... Zrobiłeś to dla mnie? - Stwierdziła zaskoczona i wdzięczna. Choć łzy wciąż spływała, mogła na chwile zamknąć oczy i zapamiętać tą chwilę.
Potem odwróciła się do niego.
- Świat może być ciemny, Clary. Niesprawiedliwy... I okrutny. Wierzę, że dasz sobie radę
- Ja nie potrafię - Wyszlochała - Myśl, że mam żyć bez Ciebie łamie mi serce - Powiedziała i łzy leciały po jej polikach,
- Zawsze będziesz moim światłem Clary. Nawet po śmierci. Twoja odwaga, którą w tobie podziwiam, pozwoli Ci przetrwać - Rzekł z uśmiechem i dotknął jej skroni a potem pocałował czule.
Enzo powiedział wszystko Magnusowi. Uważał, że Bane powinien wiedzieć bo będzie potrzebny, gdy nadejdzie czas.
- Musze jej to powiedzieć - Powiedział Enzo do czarownika w drodze do pokoju Clary
- Enzo, to poważna sprawa. Pozwól mu to zrobić osobiście - Rzekł śledzący go Bane
- Jace bedzie zwlekał. A ja nie bede jej okłamywać - Stwierdził i za chwile otworzył drzwi do pokoju dziewczyny. Rudowłosa siedziała przed kominkiem, gdy łzy leciały jej strumieniami. Była załamana. Ona już wie. Brunet cicho zamknął drzwi
Magnus spojrzał na niego pytająco
- Ona już wie - Szepnął niezadowolony. Wtedy brunet zauważył Jace'a na końcu długiego korytarza. Szedł ledwie co podpierając się ściany. Obaj podbiegli do blondyna i podtrzymali go prowadząc od razu do Clary
- Nie nie nie, nie waż mi się umierać. Nie teraz! - Warknął brunet. Co miał powiedzieć? Nie przepadał za Jace'em. Ale nigdy nie życzył mu źle a tym bardziej śmierci. Nie pozwoli mu tak łatwo odejść.
Blondyn nie odpowiadał. Jego blond włosy zakrywały jego skuloną twarz. Cała trójka wparowała do pokoju Clary. Ta przestraszona udźwignęła się na nogach.
- Na Razjela... Jace! - Szepnęła a potem wymówiła jego imię głośniej. Podbiegła do nich i ujęła twarz blondyna by ocenić jego stan. Był prawie nieprzytomny, albo umiera. Sama nie wie!
- Magnus... - Odezwała się nagle do Bane'a z błagalnym głosem. Magnus nie mógł wiele. Także uważa, że nie ma na to lekarstwa. Jedynie może pomóc go opatrzeć.
- Połóżmy go na łóżku - Odezwał się Magnus. Ułożyli go w łóżku. Clary zdjęła jego marynarkę by został w samej koszuli.
- Jest rozpalony - Stwierdziła Clary dotykając jego czoła. Jakoś nie interesowało ją, że Magnus wie o chorobie Herondale'a. Dla niej liczył się tylko Jace. Tylko jego zdrowie ją teraz interesowało.
Po jakimś czasie, Magnus obniżył gorączkę. Jace odpoczywał. Zasnął na szczęście. Clary była załamana. Cała się trzęsła i nie umiała regularnie oddychać. Enzo opuścił pokój i miał zamiar zrobić to także Magnus.
- Przywołaj mnie, gdy by coś sie działo - Powiedział i podarował jej do ręki zegarek, który dał Alec'owi w potrzebie.
- Dałeś go Alec'owi - Przyznała rudowłosa
- Wam jest teraz bardziej potrzebny - Stwierdził - Jace jest wojownikiem Clarisso. Nie podda się tak łatwo - Pocieszył ją choć nie umiała się w takiej sytuacji chociaż by uśmiechnąć.
Siedzi przy nim od ponad godziny i obejmuje jego dłoń. Chłopak śpi jak anioł, lecz jego blada cera i worki pod oczami świadczą o jego stanie.
- Chciałam dać Ci dzieci - Szepnęła - Chciałam byś był ze mnie dumny. Oglądać jak bawisz się z naszym synkiem lub córeczką. O niczym innym nie marzyłam - Zaszlochałam - Wyłącznie by być z tobą na zawsze - Gładziła kciukiem jego skórę
- Jestem z Ciebie dumny - Usłyszała zachrypnięty głos. Rozchylił powieki. Udarowana, że widzi jego błękitne oczy, spowodowało, że przybliżyła się do niego i mocniej objęła jego dłoń.
- Zawołam Magnusa - Rzuciła, chcąc powiadomić czarownika, że Jace się obudził
- Nie, zostań - Szepnął i złapał ją za dłoń. Prawie tego nie poczuła. Mimo, że Jace jest znany z ogromnej silny, jego uścisk ledwo mogła poczuć bo taki był słaby teraz.
- Alec powinien tu być. Jak i reszta Lightwood'ów - Stwierdziła dziewczyna
- Mam nadzieje, że Alec nie czuje tego samego co ja. Chce te ostatnie chwile spędzić z Tobą - Uśmiechnął się. Dziewczynie drygnęły wargi jak by się uśmiechnęła lekko choć w środku umierała razem z nim. Położyła się na łóżku, plecami do niego. Obejmowali swoje dłonie, a Jace zbliżył do niej i mruknął pod miękkością jej rudych włosów.
- kocham Cię. I jestem wdzięczny Razjelowi za czas, który miałem zaszczyt z tobą spędzić - Szepnął i zamknąć oczy by w spokoju nacieszyć się chwili z ukochaną.
ON NIE MOŻE UMRZEĆ! BŁAGAM ZRÓB COŚ ABY GO URATOWAĆ!
OdpowiedzUsuńCoo ??? To nie może być prawda! Jace nie może umrzeć...😭😭😭. Proszę zrób coś..cokolwiek ale niech Jace przeżyje.
OdpowiedzUsuńCzekam na next i pozdrawiam.
Jak możesz?! Ty wredna ***********!!! Fajnie tak ranić czytelników?! W r e d n a (i mówię to ja XD).
OdpowiedzUsuń"Spędzili ze sobą noc. Clary przypomniała sobie jak ich ciała umieją współgrać ze sobą. Są ze sobą jak jedność. " Już się zakochałam w tym wątku a potem BUM Jace umiera. Nosz *****
PS. Domyślam się, że ten komentarz cię bawi, ale lepiej zetrzyj ten uśmieszek, bo nie ręczę za siebie!
UsuńPPS. Skończyłaś już oglądać wszystkie odcinki REIGN? Ja czekam z niecierpliwością na sezon 4, chociaż ryczeć mi się chcę, jak sobie przypomnę o zakończeniu serialu, szczególnie, że związałam się z Marią :((
Hahahaha xD no oj nie gniewaj się :* Bez Jace'a też bedzie fajnie ;) :D
UsuńA co do Reign to tak ja też nie moge się doczekać 4 sezonu :D tylko taka szkooooda, że to ostatni sezon :c
Bez Jace'a też będzie fajnie?!?!?! Dziewczyno, to jest JACE HERONDALE!!!!
UsuńNo nic na to nie poradze :c tak jakoś wyszło :'(
UsuńDziś wstawiam ostatni rozdział i bedzie w nim pogrzeb Jace'a i zakończe to
UsuńHOW DARE YOU; YOU ********************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************
UsuńOjejejeje,ile emocji w tym rozdziale. Mam nadzieję, ze Jack jakimś magicznym sposobem przeżyje..UWIELBIAM GO! Błagammmmmm!
OdpowiedzUsuńCałuski: http://guardsangel.blogspot.com/
Jest już kolejny rozdział, wiec zapraszam <3 ;)
UsuńPozdrawiam :*