środa, 23 marca 2016

Rozdział 17


Rodzeństwo wybrało się rano do jednej z kawiarni, gdzie właścicielką jest znana im wiedźma. Wiedzą, że za całym więzłem stoi czarnoksiężnik. Wątpią by była to akurat oba, lecz nie są teraz zbytnio ufni wobec innych.


- Zelda Tisserman? - Odezwał się Alec, do jednej z kelnerek przy blacie

- Kto pyta? - Zapytała podejrzliwie

- Powiedz, że przyszli Lighwood'owie. Bedzie wiedziała o kogo chodzi - Odezwała się Isabelle. Dziewczyna wyszła na zaplecze i zaraz wróciła.

- Pani Tisserman oczekuje was - Rzekła, przepuszczając ich. Alec puścił pierwszą siostrę, a sam się dyskretnie obejrzał za siebie, by zbadać czy ktokolwiek przypadkiem ich nie śledził do tego miejsca.

W pokoju wypełnionym ciemnymi ścianami i meblami, była Wiedźma, stojąca przy oknie

- Witajcie łowcy - Przywitała ich z uśmiechem - Proszę - Wskazała na krzesło przy okrągłym stoliku. Isabelle usiadła na nim na przeciwko kobiety, a Alec stanął za siostrą wyprostowany z założonymi rękoma za plecy.

- Co was do mnie sprowadza? - Zapytała nalewając gustownie herbatę do filiżanki

- Chcemy prosić o przysługę - Rzekła Izzy

- Wy, nephilim nie macie w zwyczaju proszenia - Stwierdziła, drażniąc się z nimi

- Moja siostra jest zbyt łaskawa - Odezwał się Alec - Będziemy musieli żądać twojej pomocy, gdy będziesz stawiać oporu - Syknął czarnowłosy, zniecierpliwiony

- Spokojnie braciszku - Wtrąciła Isabelle zerkając na brata z lekkim uśmiechem - Pani Tisserman chyba nam nie odmówi - Powiedziała szeroko uśmiechając się do kobiety

- Czego wiec chcecie? - Zapytała srogo

- Wykonaj zaklęcie tropiące - Powiedział Alec - Poszukujemy Magnusa Bane'a - Stwierdził

- Magnus Bane... - Powtórzyła wstając i podchodząc do regału. Wyjęła z niego zwiniętą mapę i wróciła do stolika - Legenda tego miasta - Stwierdziła, zerkając na czarnowłosego, oczekując od niego jakiejś rzeczy, która należy do czarodzieja. Alec westchnął i wyjął z płaszcza jego zegarek kieszonkowy

- Nie kochaniutki - Zadrwiła z niego, kobieta - Daj rękę - wyciągnęła do niego dłoń. Isabelle wstała od stołu i przyjrzała się całej sytuacji. Alec spojrzał jednym okiem na siostrę, a gdy tak kiwnęła głową, ten wyciągnął otwartą dłoń do czarownicy

- Macie z Magnusem pewną historię za sobą - Zgadła kobieta

- Co to ma do rzeczy? - Syknął niebieskooki

- Zapewne sprawi Ci satysfakcje, że to właśnie ty się przyczyniłeś do odnalezienia go - Stwierdziła i wyjęła sztylet zza pasa i nacięła dłoń chłopaka. Krople krwi opadły na mapę.
Zelda usiadła przed mapą i uniosła dłoń nad świeczką stojąca obok niej. Wystarczył jeden, prosty ruch palcami aby świeczka zapaliła się. Alec odsunął się trochę i przetarł sobie dłoń chustą, którą wyjął z kieszeni. Kobieta wypowiedziała zaklęcie w nieznanym rodzeństwu słowach. Po chwili wpatrywania się w mapę, krople krwi złączyły się w jedną i zaczęła poruszać się po papierze.

- Gotowe - Powiedziała w pewnym momencie, przerywając zaklęcie - Wasz przyjaciel obecnie przebywa w mieście - Rzekła

- To nie możliwe - Odezwała się Isabelle w lekkim szoku

- Moja magia nigdy nie zawodzi - Stwierdza kobieta

- Myślisz, że Magnus nie poinformował by nas, gdzie przebywa, gdy by nie ważny powód? - Zapytała Izzy brata.




Gdy Clary usłyszała zdrobnienie z jakim nazwał ją Jace, dziewczynę przeszły dziwne dreszcze i zmusiły do spuszczenia głowy, z obawą, że jej poliki mogą płonąć.

- Jace, powinniśmy pogadać...

- Wiem - Wtrącił, chyba nie zadowolony z tego

- Chciałabym tylko wiedzieć... - Przerwała, by przemyśleć sobie dokładnie o co chce zapytać - W Idrysie, radziłeś mi by odwołać ślub... Ponieważ jestem lepsza i od Klausa ale i też od Ciebie... Co miałeś wtedy na myśli? - Zapytała zaciekawiona

- Minęły miesiące Clary, nie rozpamiętuj przeszłości - Oznajmił

- Mam rozumieć, że nic to dla Ciebie nie znaczyło? - Stwierdziła - Miałam rację od początku, jesteś tylko rozpuszczonym i irytującym łowcą - Powiedziała i wstała ze schodków omijając go. Blondyn zaśmiał się pod nosem, lecz po chwili postanowił pobiec za nią. Złapał ją lekko za łokieć ale pod pływem siły chłopaka, a lekkiej wagi dziewczyny, z łatwością przyciągnął ją do siebie

- Potrafisz być chociaż trochę mniej spięta? - Powiedział z szarmanckim uśmiechem

- Jeśli byłbyś mniej pokorny, może dostrzegł byś u mnie trochę więcej akceptacji - Stwierdziła

- Nic się nie zmieniłaś. Tak samo uparta i złośliwa - Odparł Jace - Nie powinniśmy zaczynać tego tematu - Stwierdził

- To dlaczego mnie trzymasz? - Szepnęła zaraz po jego wypowiedzi, trochę zestresowana. Jace dopiero tego dostrzegł, że dotyka jej talii, na wypadek, gdy by chciała się wyrwać

- Jace! - Ich walke na oczy przerwało wołanie - Jace! - Usłyszeli po chwili ponownie, bardziej niecierpliwie. Blondyn zmarszczył brwi i wyślizgując Clary ze swojego objęcia, truchtem zszedł po krągłych schodach. Clary po chwili ruszyła za nim, choć nie była zadowolona z tej rozmowy bo do niczego nie doszli.

Na parterze, spotkali Alec'a i Isabelle. Alec był dosyć wściekły za to Izzy zdezorientowana

- Co wy robiliście w oranżerii? - Zdziwił się czarnowłosy - Dobrze, nie ważne - Dodał szybko

- Wiemy, gdzie jest Magnus - Wtrąciła szybko Isabelle

- Gdzie?! - Spytała w pośpiechu Clary - Musimy jakoś do niego trafić - Oznajmiła

- Wiemy, że to dziwnie zabrzmi, ale Magnus jest w mieście - Rzekła Izzy

- Nie możliwe - Odezwał się Jace - Przybyłby by sprawdzić Clary - Dodał.

- Jace, to jest potwierdzone - Powiedział Alec - Wiemy, tylko, że znajduje się gdzieś na obrzeżach Londynu - Oznajmił.

- Nie chce się na razie ujawniać - Odezwała się Izzy - Czar chroni miejsce w którym przebywa - Rzekła

- Ukrywa się, kiedy jest mi tak bardzo potrzebny? - Syknęła Clary i odeszła od grupy parę kroków, odwracając się do nich plecami

- Nie możemy czekać - Stwierdził Jace, mówiąc do swojego parabatai - Musimy przygotować się na wizytę u faerie... Nie mamy innego wyboru jak tylko radzić sobie sami - Stwierdził. Clary słyszała całą rozmowę, lecz przyglądała się ścianie, którą pamiętała z zeszłej nocy. Pozostał jeszcze po niej mokry ślad i tak jak mówił Jace, kształtem przypominały drzwi. Próbowała sobie przypomnieć, co jej się wtedy śniło ale miała zupełną pustkę w głowie. Podeszła do ściany i przyjrzała się jej. Uniosła dłoń i dotknęła mokrej ściany. w momencie kiedy jej dłoń spoczęła na niej, przed jej oczami pojawiło się mnóstwo obrazów. Przemknęła przez obraz swoich rodziców, następnie Jonathana, potem Klausa, widoku krwi i cierpienia a zatrzymało się na Magnusie. Zobaczyła go stojącym nad czyimś ciałem, wykonując nad nim jakieś czary. Jednak nie były one skuteczne. Czarownik warknął i przerwał czar, zamykając oczy

- Clary przypomnij sobie - Rzekł - Otwórz portal - Dodał. Po tym tylko osłabła i opadła na podłogę

- Clary! - Pierwsza zauważyła ją Isabelle. Cała trójka podbiegła do dziewczyny. Izzy kucnęła za nią i ją lekko podniosła. Clary szybko się ocknęła i złapała za głowę

- W porządku? - Zapytał Jace, kucając przy niej. Ta lekko przytaknęła i burknęła

- Magnus chce mi coś powiedzieć - Odezwała się - Musze stworzyć portal

- To niedorzeczne, jak chcesz to niby zrobić? - Prychnął Alec, stojący nad nią - Musiałaś na prawe mocno uderzyć się w głowę - Odparł czarnowłsy

- To jedna z twoich blokad, zgadza się? - Przypomniał sobie Jace

- Tak sądzę - Odparła - Ale na razie nie wiem jak ją złamać

- Niesamowite - Szepnął Jace, z wrażenia
- Czy ktoś mi wytłumaczy o co w tym wszystkich chodzi? - Uniósł się Alec

- Uspokój się, wszystko Ci zaraz wytłumaczę - Powiedział Jace unosząc się - Izzy przygotujcie się, wieczorem wyruszamy do faerie - Oznajmił po drodze. Bracia poszli wzdłuż korytarza, a Isabelle pomagając dziewczynie wstać, udały się na górę do pokoju czarnowłosej.

- Jesteś pewna, że dasz radę iść z nami? - Spytała troskliwie, wyjmując piękne suknie w ciemnych odcieniach brązu i czerni. Do królowej Faerie, nie można przyjść ubranym nie dostojnie. Tam wiecznie toczą się niekończące się przyjęcia i nie wpuszczą ich, jeśli bedą mieli na sobie zwykle stroje bojowe.

- Tak, potrzebuje tylko chwili - Odparła rudowłosa

- Te twoje napady bardzo martwią Jace'a - Powiedziała troskliwie czarnowłosa, szukając dla niej sukni

- Przepraszam Cię Izzy, ale zbytnio mnie teraz nie interesuje co myśli Jace - Powiedziała nerwowo - A tak w ogóle, to nie był upoważniony do tego by wszystkim opowiadać co zaszło ostatniej nocy - Stwierdziła Clary

- Clary, on nie ma złych zamiarów - Przyznała Izzy podchodząc do młodej Morgenstern

- Wiem, tylko że jest wścibski i działający na nerwach - Powiedziała Clary - Możesz mu przekazać, że liczyłam na inny przebieg dzisiejszej rozmowy...




Grupa łowców spotyka się przed instytutem. Ruszają do miejsca, gdzie trzeba na razie być zaproszonym do królowej faerie. Isabelle i Clary idą z tyłu, sprzeczając się na temat dzisiejszej rozmowy Clary i Jace'a.


- Czy one kiedykolwiek przestaną mówić? - Odparł ponuro Alec, obracając sztylet w ręku, w czasie gdy szedł równo ze swoim parabatai. Jace odpowiedział mu łobuzerskim uśmiechem, a następnie ukradkiem zerknął na dziewczęta za nimi. Clary od razu zauważyła wzrok blondyna co ją szybko zirytowało i przyspieszyła tempa wyprzedzając ich, będąc tym razem u boku Alec'a. Jace skończył obok Izzy, zdziwiony i nie świadomy reakcji rudowłosej.


- Możesz zaprzestać wreszcie swoich irytujących zachowań? - Syknęła do przybranego brata, trochę zwalniając tempa by oddalić się lekko od pozostałych


- Co masz na myśli? - Zaśmiał się


- Może nadszedł czas byś przyznał, że czujesz coś do Clarissy? - Stwierdziła


- Nie, Izzy, nie będę rozmawiał o tym z tobą - Oburzył się


- Tu nie chodzi o to... Może nie umiesz spojrzeć jej w oczy i przyznać, że słynny Jace Herondale jest zdolny do uczuć? - Stwierdziła zatrzymując go, łapiąc za łokieć. Jace westchnąwszy rzucił oczami i rozglądał się wszędzie, lecz nie odważył się spojrzeć na siostrę.

- Jesteśmy na miejscu - Rzucił Alec. Doszli do miejsca, gdzie wrota taranowały im przejście. Tylko postacie nadprzyrodzone, włączając nephilim widzieli je.

- I co teraz? - Zapytała Clary

- Czekamy - Odparł Jace - Już wiedzą, że tu jesteśmy. Wszystko zależy od nich, czy nas wpuszczą - Stwierdził blondyn krzyżując ręce. Po dłuższej chwili ciszy, wrota, zaczęły powoli się otwierać. W drzwiach stanął jeden z faerie, co na to wskazują odstające uszy, koścista szczęka i niezwykła uroda.

- Nasza Pani oczekuje was - Powiedział dogodnie i zaprosił ich do środka. Wszyscy ruszyli za faerie, Jace niezbyt za nimi przepadał. Wiedząc, że nie potrafią kłamać, blondyn zdawał sobie sprawę, że potrafią oni być bardzo przechytrzy.

Weszli na główną salę. Znajdowało się tak mnóstwo pół demonów, pół aniołów, których oczy spoczęły na grupę łowców.

- Isabelle i Aleksander Lighwood - W sali pojawiła się kobieta, wymieniająca imiona rodzeństwa. Miała za sobą straże a sama, była nieskazitelnej urody a ubrana była w same dobrocie. Kobieta podeszła do rodzeństwa i teatralnie objęła witając się z nimi i dając lekkiego całusa w policzek, który ledwo poczuli - Rzadcy goście - Stwierdziła

- Jace Herondale, mój ulubiony łowca - Powiedziała łobuzersko - Co Cię sprowadza w moje skromne... - Nie dokończyła bo jej oczy spoczęły na Clary

- Kogo to moje piękne oczy widzą... Clarissa Morgenstern - Rzekła podchodząc do dziewczyny - Najczystsza dusza ze wszystkich nephilim - Szepnęła, dotykając jej końcówek loków. Clary nie czuła się zbyt komfortowo, wiec szybko spojrzała na swoich towarzyszy. Wszyscy jednak po kolei mieli kamienne twarze i nic nie można było z nich wyczytać - Co bym oddała by mieć Cię w moim królestwie? - Stwierdziła.

- Jesteśmy tu w innej sprawie, królowo - Odezwał się Alec, przerywając zachwyty królowej

- Oczywiście. Słucham was - Powiedziała i podeszła do swojego tronu na którym usiadła, a jej służący podał jej kieliszek z jakimś kolorowym płynem

- Szukamy naszego młodszego członka rodziny - Odezwała się Izzy

- Ah tak, jak miał na imię ten uroczy młodzieniec? Maxymilian? - Zapytała

- Max, zgadza się - Potwierdziła Izzy - Chcemy wiedzieć, czy wiesz coś o jego porwaniu?

- Moje drogie dziecko, po co mi się mieszać do spraw nephilim - Zaśmiała się kobieta teatralnie

- Wasz rud spoczywa na więźle celtyckim, który jest związany z zaginięciem naszego brata - Odezwał się surowo Jace

- Czyli jednak, nasza śliczna buzia umie mówić - Odgryzła się królowa

- Wybacz królowo, lecz nie raduje się na wieść o faerie - Powiedział ze sztucznym uśmiechem

- Słyszałam... Jace Herondale, dumny łowca, nie wierzący nikomu, nie potrafiący otworzyć przed nikim swoich uczuć - Powiedziała. Clary spuściła lekko głowę, a Jace spojrzał ukradkiem na rudowłosą. Królowa szybko zauważyła ten wzrok i co leży w jej naturze, od razu to wykorzystała dla rozrywki.

- Pomogę wam - Nagle odezwała się, prostując się jeszcze bardziej. Cała czwórka spojrzała na kobietę poważnym wyrazem twarzy, co sprawiło, że kawałek kamienia spadł im z serca

- Nie wiemy, jak okazać naszą wdzięczność - Stwierdziła Izzy udarowana

- Jest haczyk - Odparł leniwie blondyn - Faerie nigdy nic nie robi bezinteresownie

- Przystojny i do tego inteligentny - Wtrąciła królowa. Jace, zmarszczył kąciki ust, ponieważ zaczynały już go irytować komentarze faerie, jak i cała misja tu.

Królowa szepnęła coś do swojego podwładnego na ucha, ten za chwile kiwnął głową i zniknął za drzwiami, znajdujące się za tronem królowej. Za chwile służący wrócił a za nim osoba, którą Clary miała okazję poznać.

- Elijah... - Szepnęła rudowłosa

- Zgadza się. Elijah Mikaelson, brat Niklausa - Rzekła królowa. Wtedy, Jace, wyjął zza płaszcza, ukryty na wszelki wypadek sztylet i stanął przed Clary, broniąc ją xałym swoim ciałem

- Wpuściłaś tego zdrajcę na własne salony? - Syknął Jace

- Zdrajce? Mój drogi, Elijah to mój przyjaciel jak też i wasz - Oznajmił - Odłóż proszę broń, bo będę zmuszona, oskarżyć Cię o zamach na nasz rud - Warknęła dla niepoznaki. Clary, dotknęła lekko dłoni blondyna a ten nie patrząc na nią, opuścił broń i schował ją

- Dzieje mojego brata, pozostawmy na inną okazję - Odezwał się mężczyzna

- Oddaj nam naszego brata, to wtedy pogadamy - Syknął Alec.

- Dosyć tego! - Uniosła się królowa, która oburzyła się, że już dłużej nikt nie zwraca na nią uwagi

- Elijah nie zna miejsca, przebycia Max'a - Stwierdziła Faerie - Lecz pomożemy wam, go odnaleźć - Powtórzyła

- Gdzie twój obiecany haczyk? - Spytał pyskliwie chłopak

- Muzyka tak pięknie gra - Stwierdziła teatralnie i złowieszczo królowa - Jeden taniec Clarissy z naszym drogim przyjacielem, a odnajdziemy waszego braciszka - Królowa lubi bawić się uczuciami innych. Szybko zauważyła, że Jace i Clary nie są zwykłymi znajomymi i zależy im na sobie. Od momentu, kiedy Jace spojrzał na Clary zupełnie innym wzrokiem niż dotychczas, królowa nie mogła tego zignorować

- To pułapka. Gdy raz zatańczyć, będziesz tańczyć do końca życia - Odezwała się Izzy

- Wszystko zależy ode mnie. A tak w ogóle, na dwóch tańczących nephilim nie działa ta przepowiednia.

- Zgadzam się - Odezwała się Clary, robiąc pierwsze kroki, lecz, Jace stanął jej na drodzę

- Zejdź mi z drogi Jace - Syknęła na niego, patrząc na niego znad oczu, w skutek jej niskiego wzrostu.

- Jeśli zauważyłaś, nie ty tu podejmujesz decyzję... to w ogóle Cię nie obowiązuje - Rzekł

- To tylko taniec Jace - Odparła - Jeśli to ma zadowolić królową i naprawdę pomóc nam w odnalezieniu waszego brata to zrobię to - Oznajmiła. Pomimo sprzeciwu, Jace, jednak zszedł jej z drogi, ale już po minionej sekundzie tego żałował. Clary weszła na parkiet i obserwowała jak Elijah podchodzi do niej.

- Elijah wraca właśnie z Hiszpanii. Skosztujesz moja droga nowych kroków - Odezwała się królowa, wygodnie usadzając się na tronie, by mieć lepszy widok. Trójka łowców zeszła z parkiety i stanęła obok. Muzyka zmieniła się, a Clary łamał się oddech ze zdenerwowania.

To tylko taniec - Powtórzyła sobie w myślach - Skup się Clary! - Syknęła sobie w głowię. Mężczyzna podszedł do Clarissy i przejechał opuszkami palców po jej nagich ramionach. Clary przeszły szybkie i nieprzyjemne dreszcze, lecz próbowała za wszelką cenę ukryć strach na swojej twarz. Elijah nagle uniósł jej ręce, które spoczęły na tyle jego głowy i powoli schodziły do jego ramion. 


Wszyscy zgromadzeni nie pozwolili sobie na żadne szepty albo chociaż by wyrazu niepokoju tym co dzieje się na parkiecie. Obserwowali jednak swoją królową, która była zachwycona wydarzeniem, wiec nie mogli jej się sprzeciwić. Jednak taki taniec może być określany jako niedorzeczny w tych czasach i w tym kraju.

Nikt tak już nie tańczy, wiec nikt nie dziwi się dlaczego, Clary jest taka spięta. Jace myślał, że wyjdzie z siebie. Miał ochotę wyciągnąć ponownie sztylet i dobrze go wykorzystać. 

Taniec trwał w kompletnej ciszy. Był namiętny i okazany z pasją. Największą zabawę chyba tu miał Alec. Oczywiście, nie sprawiało, mu przyjemności, że Clary się poświeciła, lecz to jak Jace na to reaguje.

- Dlaczego ty tak nie tańczysz? - Zapytał Jace'a ciekawski Alec, by podenerwować swojego parabatai

- Radzę Ci bracie, zamilknij bo nie ręczę za siebie - 
Powiedział nerwowo, obserwując każdy krok tańczącej pary. Alec zaśmiał się pod nosem i wrócił do wydarzenia.
W pewnym momencie, Elijah podniósł Clary, wykonując kolejny krok układu tanecznego, przy tym kończąc taniec. Postawił ją na ziemi i obrócił jeszcze wokół własnej osi a następnie ucałował jej dłoń. Clary nie czuła się jeszcze tak niezręcznie przy żadnej sytuacji.
Nigdy nie była uczona takowego tańca i nie zdawała sobie sprawę, że w innych krajach jest to normalne.

- To był dla mnie zaszczyt Clarisso - Rzekł do niej.




3 komentarze:

  1. 'To tylko taniec' hah tak tak :') Rozdział supcio! Bardzo mi się spodobał i czekam na więcej ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział ^^ Czekam na następny ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Awwww zazdrosny Jace <3 <3
    Rozdział boski <3
    Czekam na next !!!

    OdpowiedzUsuń