- Miałaś czego chciałaś królowo, teraz pomóc nas - Odezwał się Alec, podchodząc bliżej.
- Panie Herondale, chciała bym poznać twoją opinie na temat tańca - Zignorowała Lightwood'a i skupiła się na Jace'a, który pozostał z tyłu.
- Uważam, że był... - Przerwał, bo bał się, że nie przejdzie mu to przez usta - był bardzo oryginalny - Dokończył i lekko się uśmiechnął. Królowa nie takiej odpowiedzi się spodziewała, co sprawiło, że zawiodła ze swoim niecnym planem, by wprowadzić Jace'a w zazdrość.
- Przyśle do was jednego z moich ludzi, gdy dowiemy się czegoś o waszym bracie - Przeszła do tematu - Obiecuje wam, że nie zignoruje waszej prośby - Dodała - Drogi przyjacielu, odprowadź proszę naszych gości - Zwróciła się do Mikaelsona.
Elijah prowadził ich przodem do wyjścia, gdy Jace, nie mógł znieść jego widoku i wciąż trzymał dłoń na wyciągnięcie ostrza. Clary bała się, że blondyn zaraz nie wytrzyma i zaatakuje mężczyznę.
- Chce porozmawiać z Elijah na osobności - Odezwała się Clarissa, przy wyjściu. Cała trójka spojrzała na nią, z wyrazem : Na anioła! Postradałaś zmysły?! - To ważne - Dodała kierując to zdanie do młodego Herondale'a. Reszta łowców oddaliła się i poczekała na rudowłosą.
- Nie wiem co tu robisz, ale nie boje się twojego brata - Powiedziała srogo.
- Na prawdę myślisz, że jestem tu z rozkazu brata? - Zaśmiał się - Niklaus, wybrał swoją drogę, to nie znaczy, że podążę za nim.
- Ale... to twój brat - Stwierdziła niechętnie.
- Tak, dlatego oddał bym za niego życie albo nawet zabił dla niego, ale nie przyłącze się do jego niecnych planów przejęcia władzy w całym świecie nephilim i podziemnych, lecz wciąż jest moją rodziną - Stwierdził.
- Niklaus pojmał za to moją i członków rodziny Lightwood'ów. Nie ma w nim krzty dobra - Rzekła młoda Morgenstern.
- A jaki interes ma w tym młody Herondale? Nie wiesz, że mężowie z jego rodu, zawsze byli dumni, zachłanni i zakochani w sobie? - Powiedział zerkając na blondyna, który stał parę metrów od nich, obserwując ich z założonymi rękoma.
- W porównaniu z twoim bratem, wszyscy, włączając Jace'a są gotowi, do poświęcenia w mieniu najbliższych! Klaus jest potworem i mimo, że się od niego różnisz to jesteś teraz moim wrogiem - Warknęła, dosyć głośno, że grupa przyjaciół ich usłyszała. Clary jednak nie myślała w tym momencie, co sobie pomyśli Jace, a chciała pokazać Elijah'y, że się nie boi.
- Dobrze to przemyślałaś Clarisso? - Zapytał, ponieważ w głębi duszy nie chce niczyjej krzywdy, a zwłaszcza jej.
- Clary, musimy już iść - Pospieszył ją Jace
- Przekaż Klausowi, że nie dostanie tego czego chce. Nie pozwolę mu na to - Rzekła i odeszła przyłączając się do przyjaciół.
Po powrocie do instytutu, grupa łowców udała się na kolacje. Posiłek przesiedzieli w ciszy, szczególnie, że obecnie na nim była Maryse, która wróciła po całym dniu załatwianiu papierkowej roboty na mieście. Clary wróciła do swojego pokoju przebrać się, mając zamiar trochę potrenować. Odświeżona i przebrana udała się na salę treningową. Zignorowała fakt, że znajdował się na niej Alec i Jace. Alec, zajęty był na końcu sali, strzelaniem z łuku, tak, że nawet nie zauważył obecności rudowłosej. Jace zajmował się celowaniem sztyletami w manekina. Rzucał bardzo intensywnie w sam środek klatki piersiowej.
- Mam nadzieje, że nie motywujesz się, wyobrażając sobie twarz Elijah'y na tym manekinie? - Zapytała biorąc łuk z półki i kołczan ze strzałami.
- Chce porozmawiać z Elijah na osobności - Odezwała się Clarissa, przy wyjściu. Cała trójka spojrzała na nią, z wyrazem : Na anioła! Postradałaś zmysły?! - To ważne - Dodała kierując to zdanie do młodego Herondale'a. Reszta łowców oddaliła się i poczekała na rudowłosą.
- Nie wiem co tu robisz, ale nie boje się twojego brata - Powiedziała srogo.
- Na prawdę myślisz, że jestem tu z rozkazu brata? - Zaśmiał się - Niklaus, wybrał swoją drogę, to nie znaczy, że podążę za nim.
- Ale... to twój brat - Stwierdziła niechętnie.
- Tak, dlatego oddał bym za niego życie albo nawet zabił dla niego, ale nie przyłącze się do jego niecnych planów przejęcia władzy w całym świecie nephilim i podziemnych, lecz wciąż jest moją rodziną - Stwierdził.
- Niklaus pojmał za to moją i członków rodziny Lightwood'ów. Nie ma w nim krzty dobra - Rzekła młoda Morgenstern.
- A jaki interes ma w tym młody Herondale? Nie wiesz, że mężowie z jego rodu, zawsze byli dumni, zachłanni i zakochani w sobie? - Powiedział zerkając na blondyna, który stał parę metrów od nich, obserwując ich z założonymi rękoma.
- W porównaniu z twoim bratem, wszyscy, włączając Jace'a są gotowi, do poświęcenia w mieniu najbliższych! Klaus jest potworem i mimo, że się od niego różnisz to jesteś teraz moim wrogiem - Warknęła, dosyć głośno, że grupa przyjaciół ich usłyszała. Clary jednak nie myślała w tym momencie, co sobie pomyśli Jace, a chciała pokazać Elijah'y, że się nie boi.
- Dobrze to przemyślałaś Clarisso? - Zapytał, ponieważ w głębi duszy nie chce niczyjej krzywdy, a zwłaszcza jej.
- Clary, musimy już iść - Pospieszył ją Jace
- Przekaż Klausowi, że nie dostanie tego czego chce. Nie pozwolę mu na to - Rzekła i odeszła przyłączając się do przyjaciół.
Po powrocie do instytutu, grupa łowców udała się na kolacje. Posiłek przesiedzieli w ciszy, szczególnie, że obecnie na nim była Maryse, która wróciła po całym dniu załatwianiu papierkowej roboty na mieście. Clary wróciła do swojego pokoju przebrać się, mając zamiar trochę potrenować. Odświeżona i przebrana udała się na salę treningową. Zignorowała fakt, że znajdował się na niej Alec i Jace. Alec, zajęty był na końcu sali, strzelaniem z łuku, tak, że nawet nie zauważył obecności rudowłosej. Jace zajmował się celowaniem sztyletami w manekina. Rzucał bardzo intensywnie w sam środek klatki piersiowej.
- Mam nadzieje, że nie motywujesz się, wyobrażając sobie twarz Elijah'y na tym manekinie? - Zapytała biorąc łuk z półki i kołczan ze strzałami.
- Nie tym razem - Odparł z lekkim uśmiechem, za chwile rzucając kolejnym sztyletem - To miejsce zarezerwowane jest dla kogoś innego - Stwierdził. Clary domyślała się, że chodzi o Klausa, wiec nie wypadało jej drążyć tej rozmowy. Stanęła przed tarczą, na stacji kilka metrów od Jace. Wyjęła pierwszą strzałę z kołczanu i naciągnęła nią cięciwę. Uspokoiła oddech i skupiona wycelowała w środek. Wypuściła strzałę, ale nie trafiła w środę tak jak chciała tylko nieco z boku.
- Nieźle - Rzucił Jace
- Nie trafiłam w środek - Burknęła, nie zadowolona ze swojego wyniku.
- Ponieważ źle trzymasz łuk - Stwierdził podchodząc do niej - Ręka trochę wyżej - Powiedział, pokazując palcem. Clary złapała za łuk trochę wyżej jak polecił jej chłopak. Spróbowała jeszcze raz i naciągnęła kolejną strzałę na cięciwę - Łokieć na wysokości ramienia - Wtrącił. Dziewczyna szybko poprawił się i zaraz puściła strzałę. Trafiła w sam środek...
- Udało się! - Powiedział zadowolona z siebie. Za chwilę spojrzała na blondyna, który przyglądał jej się stojąc za nią z założonymi rękoma za plecami.
- Oczywiście, że tak, ponieważ Cię poprawiłem - Odparł z szybkim uśmiechem, wracając do swojego manekina i rzucania ostrzami.
- Przepraszam - Rzuciła do blondyna, który szybko na nią spojrzał oczekując, że powie swój powód przeproszeń - Nie powinnam ulegać woli królowej. Nie posłuchałam Cię - Stwierdziła niechętnie
- Masz szczęście, że powstrzymałem się od zaatakowania go. Skończyło by się to nieco gorzej - Stwierdził.
- Nie rozumiem jednak dlaczego. Czym Elijah'a sobie zasłużył na to? Ponieważ jest bratem Niklausa? - Zdziwiła się
- Ponieważ, odważył się Cię dotknąć - Powiedział szybko - Nie miał prawa Cię tknąć - Dodał, robiąc pierwsze kroki ku niej.
- Jace, to był tylko taniec - Powiedziała po chwili, gdy przeanalizowała sobie co właśnie do niej powiedział Herondale.
- Nie wiesz co chodziło po głowie królowej - Odparł niechętnie
- A ty wiesz? - Zdziwiła się Clarissa
- Każda chwila waszego układu, kusiła mnie do przerwania tego - Zignorował jej pytania - Myśl sobie o mnie co chcesz, ale nie potrafiłem patrzeć na was obojętnie - Szepnął
- Więc otwórz się przede mną - Powiedziała szeptem, unosząc swoje zielone oczy ku niego
- Wytłumacz mi, co tak silnego kazało Ci to wtedy przerwać - Rzekła, czując motylki w brzuchu, gdy była dostatecznie blisko by poczuć jego oddech
- Wciąż zawzięta - Szepnął lekko ukazując uśmiech
- Jace? - Usłyszeli dziewczęcy głos co sprawiło, że dyskretnie odskoczyli od siebie. Odwrócili się do Isabelle, która stała w drzwiach.
- Alec! - Zawołał brata. Ten przerwał trening i podszedł do reszty grupy.
- Matka nas wzywa - Oznajmiła - Ciebie też Clary - Dodało, zwracając się do dziewczyny.
Grupa dotarła do gabinetu Maryse. Kobieta stała za swoim biurkiem oczekując młodzież.
- Jesteście już wszyscy. Dobrze, mam do was sprawę - Oznajmiła wychodząc zza miejsca pracy - Jak wszyscy wiecie, ostatnim przystankiem kręgu będą wampiry. Z powodu ostatniego wypadku Alec'a i Jace'a nie mogę pozwolić na wasze udanie się tam - Oznajmiła.
- Ale matko! - Uniosła się Izzy
- Isabelle, nie widzę tu powodu do dyskusji - Skarciła córkę.
- Maryse, nie mamy innego wyboru, musisz nas puścić - Odezwał się tym razem Jace, wychodząc przed grupę.
- Chyba ja lepiej wiem, co jest lepsze dla moich dzieci, czyż nie? - Stwierdziła
- A chcesz odzyskać syna? - Rzucił
- A mam stracić kolejnego?! - Syknęła srogo, co zmusiło Jace, do cofnięcia się z powrotem do rówieśników - Znajdziemy inny sposób a teraz pogodzicie się z moją decyzją - Powiedziała do wszystkich.
- Jest inny sposób - Odezwała się dumnie Clary - Ja - powiedziała krótko - Ja udam się do siedziby wampirów - Stwierdziła - Sama... - Dodała.
- Clarisso, to nie czas na żarty - Rzuciła Maryse
- Mówię bardzo poważnie - Skomentowała to Morgenstern - Jestem dla wampirów jak trucizna. Magnus już się o to postarał - Stwierdziła
- Co to ma niby znaczyć? - Zapytała zniecierpliwiona kobieta
- Magnus pomógł mi zmieszać moją krew z werbeną, wymarłą roślinę, szkodliwą dla wampirów. Nie będą mogli mnie ugryźć ani zahipnotyzować - Oznajmiła - Dam sobie radę.
- Twój ojciec by mnie zabił, jak by się dowiedział, że Ci na to pozwoliłam - Stwierdziła kobieta
- Po części robię to dla niego - Stwierdziła - Odnajdziemy Maxa a następnie dostaniemy się do twojego męża i moich rodziców - Oznajmiła - Nie znajdziesz innego rozwiązania
Kobieta nie była przekonana co do tego pomysłu, ponieważ mimo argumentów, które jej podała Clary, nie wie czy to rozsądne by wysłać ją samą.
- Jeśli jesteś przekonana... Jeśli na prawdę jesteś dla nich bronią, to możesz iść
- Nie - Powiedział szybko Jace - To misja samobójcza, nie zdoła zmierzyć się z nimi sama - Powiedział pospiesznie blondyn.
- Poradzę sobie - Odparła Clary
- Clary, nie rozumiesz... Nie będziemy mogli Cię osłaniać - Odezwała się troskliwie Isabelle
- Wiem, nie oczekuje tego od was - Powiedziawszy, spojrzała na Jace'a, który ze wściekłą miną wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
- Przygotujemy ją do tej misji, matko - Odezwał się po raz pierwszy Alec, stając u boku Clary
- Dziękuje synu. Przygotuj się Clarisso, nie pozwól mi żałować tej decyzji - Rzekła Maryse. Cała trójka opuściła pokój i wybrali się do pokoju Isabelle, by porozmawiać. Alec czuł się odpowiedzialny za przygotowanie Clary, w momencie, kiedy Jace postanowił odrzucić wolę matki.
- Jace'owi przejdzie, nie martw się - Pocieszył ją Alec, pierwszy raz uśmiechając się do niej, nie będąc spiętym i oschłym.
- Albo i nie - Zażartowała Isabelle by rozluźnić atmosferę - Jak już mówiłam, potrafi być naprawdę uparty - Przypomniała
- Oświeć mnie jeszcze raz... Jak dokładnie zamierzasz otworzyć portal? - Zapytał zaciekawiony Alec, krzyżując dłonie na piersiach.
- Sama nie wiem, różne obrazy pojawiają mi się nagle przed oczami i to pomaga tworzyć mi różna rzeczy, poczęści to - Odparła Clary - Musze czekać, dopóki kolejny kawałek blokady się nie złamie, by ułatwiło mi to wtedy działanie - Dodała
- Myślisz, że Magnus chce Ci w tym w jakiś sposób pomóc? - Pytał, choć wciąż nie rozumiał tej całej zagadki z blokadą Clary i jej umiejętnościami
- Ktoś tu się stęsknił za naszym przyjacielem - Stwierdziła z szerokim uśmiechem Izzy
- Po prostu... Ciekawi mnie, jak ten cały proces działa, to tyle - Odparł, wymyślając coś na szybko - Tak więc... Późno już, um... Udam się na spoczynek. Clary jutro zaczniemy trening - Powiedział do rudowłosej - Dobranoc siostrzyczko - Rzucił i ucałował siostrę lekko w głowę i wyszedł.
- Dobry z niego brat, prawda? - Stwierdziła Clary
- Tak, zawsze miał mnie na oku - Powiedziała Izzy z uśmiechem - Była bym zaszczycona poznać, któregoś dnia twojego - Rzekła kładąc dłoń na dłoni koleżanki, co podniosło Clary trochę na duchu.
Kolejne dni, Clary spędziła z Alec'em na trenowaniu. Dziwny z nich skład i nigdy nie pomyślała, że złapie z nim wspólny język. Jednak z dnia na dzień, młody Lightwood uczył się akceptować rudowłosą.
Jace unika Clary, za wszelką cenę. Czasami spędza czas w sali treningowej i obserwuje wspólny trening swojego parabatai i młodą Morgenstern. Nie odezwie się słowem, tylko patrzy. Isabelle znalazła w Clary, pokrewną duszę i może wreszcie spędzać czas na kobiecych rozmowach i chętniej spędza z nią czas.
- Nieźle - Rzucił Jace
- Nie trafiłam w środek - Burknęła, nie zadowolona ze swojego wyniku.
- Ponieważ źle trzymasz łuk - Stwierdził podchodząc do niej - Ręka trochę wyżej - Powiedział, pokazując palcem. Clary złapała za łuk trochę wyżej jak polecił jej chłopak. Spróbowała jeszcze raz i naciągnęła kolejną strzałę na cięciwę - Łokieć na wysokości ramienia - Wtrącił. Dziewczyna szybko poprawił się i zaraz puściła strzałę. Trafiła w sam środek...
- Udało się! - Powiedział zadowolona z siebie. Za chwilę spojrzała na blondyna, który przyglądał jej się stojąc za nią z założonymi rękoma za plecami.
- Oczywiście, że tak, ponieważ Cię poprawiłem - Odparł z szybkim uśmiechem, wracając do swojego manekina i rzucania ostrzami.
- Przepraszam - Rzuciła do blondyna, który szybko na nią spojrzał oczekując, że powie swój powód przeproszeń - Nie powinnam ulegać woli królowej. Nie posłuchałam Cię - Stwierdziła niechętnie
- Masz szczęście, że powstrzymałem się od zaatakowania go. Skończyło by się to nieco gorzej - Stwierdził.
- Nie rozumiem jednak dlaczego. Czym Elijah'a sobie zasłużył na to? Ponieważ jest bratem Niklausa? - Zdziwiła się
- Ponieważ, odważył się Cię dotknąć - Powiedział szybko - Nie miał prawa Cię tknąć - Dodał, robiąc pierwsze kroki ku niej.
- Jace, to był tylko taniec - Powiedziała po chwili, gdy przeanalizowała sobie co właśnie do niej powiedział Herondale.
- Nie wiesz co chodziło po głowie królowej - Odparł niechętnie
- A ty wiesz? - Zdziwiła się Clarissa
- Każda chwila waszego układu, kusiła mnie do przerwania tego - Zignorował jej pytania - Myśl sobie o mnie co chcesz, ale nie potrafiłem patrzeć na was obojętnie - Szepnął
- Więc otwórz się przede mną - Powiedziała szeptem, unosząc swoje zielone oczy ku niego
- Wytłumacz mi, co tak silnego kazało Ci to wtedy przerwać - Rzekła, czując motylki w brzuchu, gdy była dostatecznie blisko by poczuć jego oddech
- Wciąż zawzięta - Szepnął lekko ukazując uśmiech
- Jace? - Usłyszeli dziewczęcy głos co sprawiło, że dyskretnie odskoczyli od siebie. Odwrócili się do Isabelle, która stała w drzwiach.
- Alec! - Zawołał brata. Ten przerwał trening i podszedł do reszty grupy.
- Matka nas wzywa - Oznajmiła - Ciebie też Clary - Dodało, zwracając się do dziewczyny.
Grupa dotarła do gabinetu Maryse. Kobieta stała za swoim biurkiem oczekując młodzież.
- Jesteście już wszyscy. Dobrze, mam do was sprawę - Oznajmiła wychodząc zza miejsca pracy - Jak wszyscy wiecie, ostatnim przystankiem kręgu będą wampiry. Z powodu ostatniego wypadku Alec'a i Jace'a nie mogę pozwolić na wasze udanie się tam - Oznajmiła.
- Ale matko! - Uniosła się Izzy
- Isabelle, nie widzę tu powodu do dyskusji - Skarciła córkę.
- Maryse, nie mamy innego wyboru, musisz nas puścić - Odezwał się tym razem Jace, wychodząc przed grupę.
- Chyba ja lepiej wiem, co jest lepsze dla moich dzieci, czyż nie? - Stwierdziła
- A chcesz odzyskać syna? - Rzucił
- A mam stracić kolejnego?! - Syknęła srogo, co zmusiło Jace, do cofnięcia się z powrotem do rówieśników - Znajdziemy inny sposób a teraz pogodzicie się z moją decyzją - Powiedziała do wszystkich.
- Jest inny sposób - Odezwała się dumnie Clary - Ja - powiedziała krótko - Ja udam się do siedziby wampirów - Stwierdziła - Sama... - Dodała.
- Clarisso, to nie czas na żarty - Rzuciła Maryse
- Mówię bardzo poważnie - Skomentowała to Morgenstern - Jestem dla wampirów jak trucizna. Magnus już się o to postarał - Stwierdziła
- Co to ma niby znaczyć? - Zapytała zniecierpliwiona kobieta
- Magnus pomógł mi zmieszać moją krew z werbeną, wymarłą roślinę, szkodliwą dla wampirów. Nie będą mogli mnie ugryźć ani zahipnotyzować - Oznajmiła - Dam sobie radę.
- Twój ojciec by mnie zabił, jak by się dowiedział, że Ci na to pozwoliłam - Stwierdziła kobieta
- Po części robię to dla niego - Stwierdziła - Odnajdziemy Maxa a następnie dostaniemy się do twojego męża i moich rodziców - Oznajmiła - Nie znajdziesz innego rozwiązania
Kobieta nie była przekonana co do tego pomysłu, ponieważ mimo argumentów, które jej podała Clary, nie wie czy to rozsądne by wysłać ją samą.
- Jeśli jesteś przekonana... Jeśli na prawdę jesteś dla nich bronią, to możesz iść
- Nie - Powiedział szybko Jace - To misja samobójcza, nie zdoła zmierzyć się z nimi sama - Powiedział pospiesznie blondyn.
- Poradzę sobie - Odparła Clary
- Clary, nie rozumiesz... Nie będziemy mogli Cię osłaniać - Odezwała się troskliwie Isabelle
- Wiem, nie oczekuje tego od was - Powiedziawszy, spojrzała na Jace'a, który ze wściekłą miną wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
- Przygotujemy ją do tej misji, matko - Odezwał się po raz pierwszy Alec, stając u boku Clary
- Dziękuje synu. Przygotuj się Clarisso, nie pozwól mi żałować tej decyzji - Rzekła Maryse. Cała trójka opuściła pokój i wybrali się do pokoju Isabelle, by porozmawiać. Alec czuł się odpowiedzialny za przygotowanie Clary, w momencie, kiedy Jace postanowił odrzucić wolę matki.
- Jace'owi przejdzie, nie martw się - Pocieszył ją Alec, pierwszy raz uśmiechając się do niej, nie będąc spiętym i oschłym.
- Albo i nie - Zażartowała Isabelle by rozluźnić atmosferę - Jak już mówiłam, potrafi być naprawdę uparty - Przypomniała
- Oświeć mnie jeszcze raz... Jak dokładnie zamierzasz otworzyć portal? - Zapytał zaciekawiony Alec, krzyżując dłonie na piersiach.
- Sama nie wiem, różne obrazy pojawiają mi się nagle przed oczami i to pomaga tworzyć mi różna rzeczy, poczęści to - Odparła Clary - Musze czekać, dopóki kolejny kawałek blokady się nie złamie, by ułatwiło mi to wtedy działanie - Dodała
- Myślisz, że Magnus chce Ci w tym w jakiś sposób pomóc? - Pytał, choć wciąż nie rozumiał tej całej zagadki z blokadą Clary i jej umiejętnościami
- Ktoś tu się stęsknił za naszym przyjacielem - Stwierdziła z szerokim uśmiechem Izzy
- Po prostu... Ciekawi mnie, jak ten cały proces działa, to tyle - Odparł, wymyślając coś na szybko - Tak więc... Późno już, um... Udam się na spoczynek. Clary jutro zaczniemy trening - Powiedział do rudowłosej - Dobranoc siostrzyczko - Rzucił i ucałował siostrę lekko w głowę i wyszedł.
- Dobry z niego brat, prawda? - Stwierdziła Clary
- Tak, zawsze miał mnie na oku - Powiedziała Izzy z uśmiechem - Była bym zaszczycona poznać, któregoś dnia twojego - Rzekła kładąc dłoń na dłoni koleżanki, co podniosło Clary trochę na duchu.
Kolejne dni, Clary spędziła z Alec'em na trenowaniu. Dziwny z nich skład i nigdy nie pomyślała, że złapie z nim wspólny język. Jednak z dnia na dzień, młody Lightwood uczył się akceptować rudowłosą.
Jace unika Clary, za wszelką cenę. Czasami spędza czas w sali treningowej i obserwuje wspólny trening swojego parabatai i młodą Morgenstern. Nie odezwie się słowem, tylko patrzy. Isabelle znalazła w Clary, pokrewną duszę i może wreszcie spędzać czas na kobiecych rozmowach i chętniej spędza z nią czas.
Nastał wieczór w których grupa łowców ma wybrać się do siedziby wampirów. Maryse zgodziła, się by rodzeństwo i Jace zaprowadzili ją na wyznaczone miejsce i czekało z daleka od budynku.
Clary obecnie przebywa w swoich pokoju i szykuje się do wyjścia. Isabelle ma przyjść po nią kiedy reszta będzie już gotowa. Rozlega się pukanie do drzwi. Clary odwraca się i widzi Jace'a.
- Chciałem porozmawiać z tobą za nim wyruszymy - Powiedział podchodząc do niej
- Nie byłeś chętny do rozmów ostatnimi czasy - Stwierdziła.
- Nie myśl, że przekonaliście mnie do tego pomysłu. Nadal uważam, że to głupota - Powiedział - Wiedz, że będziemy czekać na Ciebie przed ich siedzibą - Rzekł, stając przodem przed nią. Clary kiwnęła głową a następnie spuściła ją lekko.
- Nie będę wiedział, co się tam dzieje. Więc proszę Cię... błagam Cię... uważaj na siebie - Wydusił i dotknął jej policzka, co trochę zaskoczyło Clary, lecz nie chciała robić z tego wielkiej sprawy, ponieważ było to miłe
- Mogę Cię o coś prosić? - Zapytała unosząc na niego wzrok - Nie wchodź za mną - Powiedziała - Cokolwiek by się działo, ile czasu by to trwało nie wchodźcie za mną
- Jak możesz to ode mnie wymagać? - Uniósł się
- Taka jest moja wola - Powiedziała srogo. Nastała cisza, oboje zamilkli, nie wiedząc jak to skomentować.
- Alec zapewne dobrze przygotował Cię na tą misję. Żałuje, że zachowałem się tak a nie inaczej i że to nie ja miałem zaszczyt Cię trenować - Stwierdził blondyn, uśmiechając się smutno
Clary obecnie przebywa w swoich pokoju i szykuje się do wyjścia. Isabelle ma przyjść po nią kiedy reszta będzie już gotowa. Rozlega się pukanie do drzwi. Clary odwraca się i widzi Jace'a.
- Chciałem porozmawiać z tobą za nim wyruszymy - Powiedział podchodząc do niej
- Nie byłeś chętny do rozmów ostatnimi czasy - Stwierdziła.
- Nie myśl, że przekonaliście mnie do tego pomysłu. Nadal uważam, że to głupota - Powiedział - Wiedz, że będziemy czekać na Ciebie przed ich siedzibą - Rzekł, stając przodem przed nią. Clary kiwnęła głową a następnie spuściła ją lekko.
- Nie będę wiedział, co się tam dzieje. Więc proszę Cię... błagam Cię... uważaj na siebie - Wydusił i dotknął jej policzka, co trochę zaskoczyło Clary, lecz nie chciała robić z tego wielkiej sprawy, ponieważ było to miłe
- Mogę Cię o coś prosić? - Zapytała unosząc na niego wzrok - Nie wchodź za mną - Powiedziała - Cokolwiek by się działo, ile czasu by to trwało nie wchodźcie za mną
- Jak możesz to ode mnie wymagać? - Uniósł się
- Taka jest moja wola - Powiedziała srogo. Nastała cisza, oboje zamilkli, nie wiedząc jak to skomentować.
- Alec zapewne dobrze przygotował Cię na tą misję. Żałuje, że zachowałem się tak a nie inaczej i że to nie ja miałem zaszczyt Cię trenować - Stwierdził blondyn, uśmiechając się smutno
- Jace...- Westchnęła
- Ciii... - Szepnął i za nim zdążyła coś powiedzieć, Jace przybliżył się do niej. Miała już pewne obawy, że stanie się coś, czego nie planowała. Lecz nie... Pomimo podejrzeń, Jace troskliwie ucałował czoło rudowłosej. W tym momencie, okazał jej jedynie troskę i skromność. Doceniła to bardziej niż cokolwiek innego. Już nie wstydził się okazać tego, zwłaszcza przy niej. Otworzyła w nim coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczył. Sam nie wie, co to jest... Ale ma nadzieje, że niebawem się dowie.