Clary nie chciała oglądać, jak ciało niewinnego dziecka staje w płonieniach. Nie chce słyszeć cienkiego pisku chłopca który cierpi. Została w swoich pokoju, siedząc na parapecie i wypłakując się do okna, gdzie po chwili pojawia się para na szkle od jej ciężkiego oddychania. Wszyscy poszli na egzekucję, nawet Jace. Jace... Nie wie co sądzić o tym co się miedzy nimi działo. To było nie rozsądne i bezmyślne. Pod pewnym względem cieszy się, że ma czyste sumienie a z innej strony potrzebowała wtedy tej bliskości. Gdy czuła jego ciepły oddech na swojej skórze, poczuła się bezpiecznie a zarazem doprowadziło, że jej oddychanie stało się lekką trudnością.
Nagle w pokoju rozeszło się pukanie do pokoju
- Wejść - Rzuciła, szybko i niezdarnie przecierając łzy. Do środka weszła służąca z nową suknią w dłoni
- Przesyłam prezent od lorda Niklausa - Powiedziała delikatnie układając suknie na łóżku - Prosił by założyła ją panienka, na dzisiejszy bal
- Odeślij ją - Powiedziała rudowłosa odwracając od niego wzrok - Nie idę na dzisiejsze przyjęcie - Oznajmiła
- Pani ojciec wyraził się dosyć srogo, że jak Panienka nie przyjdzie, będzie bardzo zły - Stwierdziła służąca, drżącym głosem bo pewnie czuła się nie pewnie mówiąc to swojej pani
- Dobrze... - Powiedziała nagle - Pójdę, lecz w swojej garderobie. To moja ostateczna decyzje - Rzekła pewna siebie i odesłała dziewczynę by zostać sama.
Wieczorem, Clary zeszła już gotowa na salony, gdzie muzyka i rozmowy wypełniały sale. Dziewczyna zdecydowała się na czarną suknie ze złotymi świecidełkami, z długim rękawem oraz rozpuszczonymi, długimi lokami z delikatną opaską na czubku głowy.
Znajdując się na sali, rozglądała się po pomieszczeniu w oczekiwaniu na znajomą twarz. Udało jej się dostrzec brata rozmawiającego z jakąś dziewczyną. Nie gubiąc białowłosego z oka, ruszyła prosto do niego, próbując nie zwracać na siebie uwagi innych.
- Jonathan... - Zaczęła. Dziewczyna z którą rozmawiał odwróciła się do rudowłosej, szybko ukłoniła się i zostawiła ich samych.
- Ominęłaś egzekucje - Stwierdził biorąc łyka wina z kieliszka
- Wybacz, że nie chciałam oglądać jak nasz ojciec oszalał z tego wszystkiego - Przyznała
- Ojciec zrobił to co powinien - Stwierdził - Nie powinnaś podważać jego decyzji - Oznajmił
- Dziękuje, że chociaż w tobie mam wsparcie - Powiedziała sarkastycznie
- Clarisso, pozwól na słówko - Zawołał ją Klaus, który stał trochę dalej od nich. Spojrzała na brata, bo nie chciała do niego podchodzić. Sądziła, że sprzeciwi się woli mężczyzny, lecz pękła i niechętnie podeszła do niego
- Nie założyłaś mojego prezentu, jestem zawiedziony - Stwierdził teatralnie
- Posiadam własną garderobę. Dziękuje ale nie potrzebuje prezentów - Powiedziała dosyć grzecznie lecz ją to dużo kosztowało. Nie miała ochotę dłużej z nim rozmawiać wiec zdecydowała się go opuścić. Ten jednak delikatnie zatrzymał ją, łapiąc za jej łokieć- Nie założyłaś mojego prezentu, jestem zawiedziony - Stwierdził teatralnie
- Chce porozmawiać - Oznajmił
- O czym to Pan chce rozmawiać? - Zapytała obojętnie
- Nie myśl, że nie widze, jak się zbliżyłaś do Panicza Herondale'a
- Jeśli się nie mylę, nie jest to zakazane, albo nie jestem powiadomiona o nowych zasadach Clave - Przerwała mu szybko i powiedziała
- Jako moja przyszła żona... - Warknął
- Przyszła - Powtórzyła - I to też jeszcze nie wiadomo - Odparła. Mężczyzna nagle złapał ją za ręke i mocno ścisnął, dyskretnie przybliżając ją do siebie
- Nie wyrażam zgody na taki ton! - Syknął
- A ja nie pozwole sobie na takie traktowanie. Właśnie straciłeś mój szacunek do Ciebie. Nie wiem, co planujesz ale nie uda Ci się to - Syknęła
- Ty już wiesz - Szepnął uśmiechnięty - Masz już podejrzenia. Jesteś inteligentniejsza od reszty - Powiedziała, lecz Clary nie wiedziała o czym mówi mężczyzna
- Nie wiem o czym mówisz. Oddale się jeśli pozwolisz...
- Nie, nie pozwole! - Powiedział mocniej trzymając ją za ręke - jeśli komukolwiek powiesz, pozbawie Cię każdej osobie, na której Ci kiedykolwiek zależało - Oznajmił srogo. Dziewczyna bała się, lecz próbowała tego nie okazywać
- Wybaczcie... Clary, proszono mnie bym Cię znalazł - Nagle u ich boku pojawił się Jace. Zupełnie w dobrym humorze, uśmiechnięty...
Klaus puścił w mgnieniu oka i nie chętnie pozwolił Clary odejść. Jace odszedł z Clary na pewną odległość i oparł delikatnie Clary o ściane
- Co robisz? - Rzuciła szeptem zatrzymując go dłonią, gdy blondyn nieświadomie położył dłoń na jej tali. Szybko zabrał dłoń i położył na jej rękawie.
- Udawaj, że tylko rozmawiamy - Szepnął
- On mi właśnie groził - Stwierdził przerażona
- Wiem. Uspokój się... Obserwuje nas - Powiedział dyskretnie zerkając na niego
- Powiedział, że pozbawi mnie, każdej osoby którą kocham - Oznajmiła.
- Nie słuchaj go. Nie pozwól sobie na to - Powiedział.
- Wyprowadź mnie stąd. Nie mogę się pokazywać w takim stanie - Stwierdziła. W słabym stanie ruszyła razem z pomocą Jace'a by ją wyprowadził na zewnątrz. Gdy tylko poczuła świeże powietrze oddaliła się od blondyna by się trochę uspokoić
- Jace...- Chłopak usłyszał głos swojego parabatai
- Co się stało? - Zapytał
- Dostaliśmy wezwanie - Szepnął, unikając tego by rudowłosa ich usłyszała. Jace zmarszczył brwi i spojrzał na swojego przyjaciela oczekując wyjaśnień
- Jeszcze jutro przed południem opuszczamy Idrys - Oznajmił. Clary nie chciała się przyznać ale słyszała szepty Aleca. W sumie sama kazała ojcu odesłać ich do domu. Jace zapewne tęsknił za rodzeństwem, może nie w takim stopniu jak Alec. Nie chce by ryzykowali dla niej tak wiele. Wiedziała, że potrzebowała pomocy Jace'a i Alec'a w rozwiązaniu tej sprawy, lecz gdy przypomniała sobie słowa Klausa, nie mogła zaryzykować. Mówił bardzo poważnie i bała się, że będzie powodem jakiejś wielkiej katastrofy.
- Z czyjego rozkazu? - Zapytał szeptem. Alec poprowadził Jace'a dłonią, którą wskazał na rudowłosą
- Nie dokończyliśmy naszego zadania. Ona nadal jest w niebezpieczeństwie - Przypomniał swojemu parabatai wracając do środka by ich nie słyszała
- Wiem tylko, że Clave potrzebuje nas w Anglii
- Izzy sobie poradzi - Odparł
- Musi utrzymać instytut i opiekować się Maxem, przecież wiesz, że sobie nie poradzi. Wracamy, by sprawy wróciły do normy - Oznajmił. Jace spojrzał niepewnie na Clary, która obejmowała się ramionami z chłodu, który panował w dzisiejszą noc.
- Nie martw się o nią. Wszędzie podwojono straże, nikt się do niej nie zbliży - Zapewnił go jego parabatai. Jace pomimo tego, nie chciał zostawiać dziewczyne samą, poszedł z Aleciem by sie spakować.
Clary wstała bardzo wcześnie, by spróbować sama pójść na trening. Pomimo swoich niechęci do tego, postanowiła sprawić, że bedzie silniejsza i odważniejsza.
Założyła strój bojowy a włosy rozpuściła zarzucając je do tyłu. Szybko przemyknęła do sali treningowej, gdzie zaczęła od rozciągania się. Następnie poszła etapem takim jakim prowadził ją Jace. Wspięła się na sam szczyt, by przejść przez linkę. Tym razem poszło jej dużo lepiej niż ostatnim razem kiedy spadła.
- Nie powinnaś sama tego robić - Usłyszała znany głos
- Co tutaj robisz? - Zapytała dosyć ponuro, odważnie zatrzymując się na lince, utrzymując równowagę
- Niedługo ruszamy - Stwierdził - Nie chciałem wyjechać bez pożegnania - Powiedział krzyżując ręce i spacerując po sali
- Nie musiałeś. Obeszło by się od tego - Stwierdziła kończąc zadanie z sukcesem
- Zeskocz - Rzucił spoglądając na nią do góry
- Nie! Oszalałeś?! - Odparła
- Daj sobie szanse! Możesz skoczyć na mnie jak się boisz! - Powiedział kręcąc oczami
- Nie jestem żadną dzikuską by robić coś takiego - Powiedziała opierając dłonie na biodrach
- Nie miałem tego na myśli - Zaśmiał się - Zamortyzujesz upadek - Stwierdził. Dziewczyna się spięła i zaryzykowała. Jace ustawił się tak by ją złapał.
Złapał ją lekko i oboje upadli na ziemie. Oboje zaśmiali się, gdy Clary wylądowała na ziemi a blondyn nad nią. Nie dostrzegli jednak tego, że są zbyt blisko siebie.
- Zrobiłeś to specjalnie - Zaśmiała się Clary
- Wiesz co, jeśli mam czuć się za coś winny, chce być winny za to - Powiedział nagle Jace i niezdarnie dotykając policzka dziewczyny, złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Clary zabrakło tchu... Niespodziewanie przyjęła pocałunek. Co mogła przyjąć za nieodpowiednie, Clary wtedy nie myślała o konsekwencjach. Motylki w brzuchu wykonywały piruety w jej brzuchu a wargi trzęsły się jej z nerwów i podekscytowania.
Jace całował świetnie. Mogła poczuć dokładnie jego słodkie i delikatne usta. Przerywając pocałunek, Clary zdecydowała sie otworzyć oczy. Dłoń chłopaka spoczeła na jej policzku, dotykając równocześnie jej rudych loków
- Nie powinnam... - Szepnęła rozproszona.
- Wiem - Wtrącił - Byłem głupcem, że się powstrzymałem od tego ostatnim razem - Dodał. Wstał i podał dziewczynie rękę by pomóc jej stanąć na równe nogi. Clary nadal miała mętlik w głowie i nie wiedziała dokładnie co powinna powiedzieć.
- Odwołaj ślub - Powiedział ponownie - Nie ze względu na to co się przed chwilą stało, ze względu na siebie. Jesteś lepsza od niego... Jesteś lepsza od nas obu - Stwierdził. Gdy Jace dotykał jej policzka a ona dotknęłam jego dłoni, do sali wszedł Jonathan. Chrząknął, co spowodowało, że para odskoczyła od siebie jak oparzona.
- Magnus przybył - Oznajmił - Otworzy wam portal - Dodał. Blondyn kiwnął głową i zerkając okradkiem na Clary, ominął przyjaciela, dołączając do rodziny w głównej sali.
- Jonathan... - Zaczęła, chcąc się mu wytłumaczyć
- Nie musisz się tłumaczyć - Powiedział krzyżując ręce i podchodząc do niej powoli
- Nie planowałam tego - Rzuciła czując się winna
- Clary, przecież widze jak na niego patrzysz - Stwierdził - To nic złego, czuć coś do kogoś - Powiedział kładąc dłoń na jej ramieniu
- To był tylko jeden niewinny pocałunek - Rzuciła chowając swoją twarz w podłodze i nerwowo płącząc palce u rąk
- Nie musisz się tego wstydzić - Przyznał - Jeśli by to ode mnie zależało, zrobił bym wszystko tylko by Cię ujrzeć szczęśliwą. Przeciez to wiesz... - Uniósł jej podbrudek i schylił się lekko by spojrzeć w smutną twarz siostry.
- Jesteś moją siostrą... Moją krwią... Możesz mi mówić o wszystkim - Oznajmił
- Boje się Jonathan. Tak bardzo się boje - Wyszlochała tuląc się do brata - Nie chce wychodzić za Klausa. Popełniłam błąd - Przyznała
- Coś wymyślimy - Powiedział, obejmując siostrę.
Rodzeństwo razem z państwem Lighwood przeszli przez portal. Wylądowali w głównym salonie w instytucieie, gdzie czekali już na nich Isabelle razem z Maxem i dwoma służącymi. Alec z uśmiechem podszedł do siostry i objął ją z radością. Objął małego Maxa ramieniem, gdy siostra oznajmiła mu
- Brakowało mi nas - Odezwała się dziewczyna - Prowadzenie instytutu to na prawdę nie moja dobra strona - Powiedziała z uśmiechem, jak Max wyrwał się i podbiegł do swojego największego idola, którym był Jace - Co z Jace'em? - Zapytała zerkając na blondyna, który z lekko smutnym uśmiechem objął młodszego brata, kucając przed nim.
- Sam nie wiem - Rzucił - Najwidocznie zostawił w Idrysie coś bardzo ważnego - Oznajmił
- Jace! - Zawołała go Isabelle i podbiegła w podskokach do blondyna - Nie przywitasz się ze swoją siostrzyczką?
- Szczerze Izzy, tęskniłem za tobą - Powiedział i ucałował czarnowłosą w czoło.
- A co z tobą? Wszystko w porządku? - Zapytała
- Oczywiście, nie musisz się o nic martwić - Stwierdził.
Jace przesiedział cały dzień w swoim pokoju. Nie miał ochoty siedzieć z rodzeństwem i słuchać opowieści Isabelle, jak to miałam mnóstwo na głowie pod naszą nieobecność i marudzenia Maxa, jak nie mógł wytrzymać z Izzy. Wciąż myślał o Clary. Nie może zapomnieć tego co się stało przed opuszczeniem Idrysu. Nigdy nie poznał tak czystej i anielskiej duszy. Dotyk jej rudych loków i gładkiej skóry, był dla niego samą przyjemnością. Zdaje sobie sprawę, że może już jej nigdy nie zobaczyć. Doprowadza go to do szału.
Wsciekły zdjął niezdarnie koszule przez glowę i sięgnął po swoją stele z komody. Usiadł na brzegu łóżka i napiął przedramię.
,, Runa złamanego serca jest bardzo bolesna '' - Przypomniał sobie słowa swojego parabatai. Dla niego w sumie nie miały znaczenia. Od tylu lat walki i treningów jest odporny na ból. Musi jednak umilżyć sobie myśl o niej, o dzwięku jej głosu, o słodkim zapachu jej skóry.
Przystawił błękitną pałeczkę do skóry z której wyłoniło się jasne światło. Blondyn rozpoczął okrężnymi ruchami wypalać sobie kształt runy, którą pamiętał z szarej księgi. Alec miał racje, runa parzyła o wiele mocniej niż runy, które rysują sobie na co dzień.
Kolejne dni, mijały Clary w Idrysie jak przez mgłę. Unikała Klausa, który przebywał u nich gościnnie tylko z jej powodu. Dużo czasu spędza u boku Jonathanu, który pomaga jej w tej całej sytuacji. Dowiedział się od niej, o groźbach ze strony Niklausa, którymi jest zaniepokojona. Szukając każdego logicznego powodu, dla którego ślub powinien być odwołany bez konsekwencji dla Alicante.
Pewnej Nocy, Clary spacerowała po korytarzach posiadłości. Było dosyć ciemno i cicho. Odgłos jej obcasów było słychać wzdłuż całego korytarza. Zatrzymała się przy jednym z gościnnych pokoi, gdzie drzwi znajdowały się w połowie otwarte. Delikatnie uchyliła drzwi i to co zobaczyła doprowadziło ją prawie do zawału. Widok krwi, lejący się z szyi służącej i wpite kły znanej jej osoby spowodowało, że dziewczynie zrobiło się niedobrze. Swobodne ciało dziewczyny opadło na podłogę. Z niedowierzenia spojrzała na sprawcę tego czynu. Jego kły schowały się a oczy powróciły do swojej naturalnej barwy. Widziała to już w Szwajcarii. Wmawiała sobie, że to tylko wybryk jej wyobraźni, lecz się myliła.
Odruchowo chcąc uciec z pokoju, mężczyzna w błyskawiczną szybkością znalazł się tuż koło niej
- Jak ty to...? - Wydusiła, nie wiedząc skąd u niego ta szybkość - Kim ty jesteś? - Zapytała przerażona
- Dowiedziałaś się... Fantastycznie - Powiedział szeroko uśmiechnięty, umazany krwią w kącikach ust. Jego kły ponownie wysunęły się a oczy ściemniały.
- Klaus nie... - Powiedziała zatrzymując go dłonią. Jednak za chwile poczuła nie do opisania ból, który wysyłał jej życie, Jej krzyk wypełnił połowę posiadłości. Jednak nikt nie mógł ją usłyszeć, bo wszyscy wybrali się na zebranie Clave. Pozostało jej tylko czekać na stopniową śmierć, która czuła, że nadchodzi.