Jakie to uczucie?
Jak by ktoś odebrał część jej duszy i cały sens życia. Czuje się obca w swoim ciele. Obrzydza ją widok w lustrze a Jace'owi nie potrafi spojrzeć w oczy. Wydaje jej się jak by lunatykowała... I nie mogła się wybudzić.
Clary nie dopuszcza Magnusa do swojego pokoju, by ją zbadał. Nie chce opieki, bo wierzy, że na nią nie zasłużyła.
Pukanie rozległo się po jej sypialni. Nie słysząc odpowiedzi, osobnik wchodzi do środka. Clary wciąż stoi przy oknie i pustym wzrokiem patrzy się na miasto.
- Clary... - Usłyszała znany jej głos. Dziewczyna odwróciła się do przyjaciółki, przesyłając jej minimalny uśmiech - Twój ojciec wrócił - Rzekła Isabelle uradowana. To dopiero tknęło rudowłosą i poczuła ukucie w sercu, wracając na ziemie. Od razu wyszła z sypialni i w towarzystwie przyjaciółki zeszła do głównego salonu.
- Ojcze! - Zawołała go i podbiegła do niego, łapiąc za materiał sukni. Valentine odwrócił się do córki i z żalem i tęsknotą przytulił do siebie córeczkę. Nie zwracał już uwagę na zasady, w tym momencie liczyła się dla niego rodzina i tęsknota za nimi
- Clarisso! Tak bardzo was zawiodłem! - Wydusił.
- To nie twoja wina ojcze. Tęskniłam za Tobą - Przyznała się dziewczyna przyjrzawszy się ojcu
- Ja za Tobą także córeczko - Uśmiechnął się i ucałował ją w czubek głowy.
- Widzimy się na kolacji? Spędzimy rodzinnie czas - Odezwał się. Dziewczyna przytaknęła z uśmiechem. Valentine podszedł do żony, którą ucałował z tęsknoty i obejmując jej dłoń wyszli z domu zapewne do sali anioła. Clary podeszła do brata odprowadzając rodziców wzrokiem.
Jace stał oddalony od nich i przyglądał się Clary, która mimo radości w przypadku odzyskania ojca, wciąż jest nieobecna. Z wielkim trudem patrzy na jej cierpienie. Wie, że płakała przez całą noc i nawet jego do siebie nie dopuszczała.
- Jest zdruzgotana - Odezwał się głos w jego głowie - Musisz ją chronić dopóki masz czas - Oglądał się dookoła, gdy nagle obok siebie zobaczył kobietę. Z długimi blond włosami i dużymi zielonymi oczami
- Matko... - Szepnął - Dlaczego Cię widzę? - Zdziwił się
- Zbliżasz się do nas synu... Jesteś co raz bliżej - Rzekła
- Nie boję się śmierci - Burknął, zerkając na Clary, rozmawiającą z bratem
- Zawsze byłeś odważny... Zupełnie jak twój ojciec - Uśmiechnęła się kobieta - Wiem co Cię gryzie... Boisz się ją zostawić - Powiedziała
- Jest załamana... Tak bardzo - Warknął i przetarł zmęczone oczy - Straciliśmy dziecko, matko. Tego nie da się naprawić. Będzie pamiętała o tym przez resztę jej życia - Załamał się
- Wiem synu... Razem z ojcem jesteśmy przy Tobie przez cały czas. Nie zasłużyliście sobie na to z Clarissą - Szepnęła dotykając ramienia syna
- Wiem, że jesteś tylko wybrykiem mojej wyobraźni, ale tęsknie za wami - Oznajmił i zerknął na miejsce, gdzie stała jego matka. Już jej nie było - Niedługo znowu się zobaczymy - Rzekł.
Poczuł nagle parzący ból przeszywający jego ciało. Mocno ścisnął powieki a potem oparł się o ścianę
- Jace? - Odezwała się Isabelle, która akurat przechodziła korytarzem - W porządku? - Spytała podchodząc do niego zdziwiona.
- Tak... Nic mi nie jest - Odparł prostując się. Dopiero wtedy schyłkiem oka spojrzał na Clary, która zdziwiona i zaniepokojona widziała tą całą sytuacje. Przeczesał włosy do tyłu i szybkim krokiem wyszedł z domu.
Po kolacji spędzonej w gronie pełnej już rodziny, Clary nie mogła dłużej wytrzymać sama w tym pokoju. Mimo, że sama zmieniła w tajemnicy przed służbą, pościel to nie umiała patrzeć na materac łóżka bez wyobrażenia sobie łoża pełne krwi.
Przez jej gołe stopy przeszedł nieprzyjemny chłód. Szybkim krokiem zeszłam na parter a potem zaszła do głównego salonu, gdzie wciąż paliło się w kominku. Musiała usiąść przed nim i objąć się szybko ramionami. Dreszczy przechodziły przez całe jej ciało...
- Clarisso? Szukaliśmy Cię - Usłyszała szept kobiety. Do salonu weszła zaspana Maryse, owinięta szlafrokiem - Jace zajrzał do Ciebie ale nie było Cię w łóżku - Skomentowała
- Chce zasnąć, lecz wciąż cała się trzęsę i jest mi tak bardzo zimno - Odparła mówiąc nerwowo
- To szok po wczorajszym wydarzeniu - Stwierdziła i zbliżyła się do niej, siadając obok niej na kanapie, gdy w tym samym czasie w pokoju zjawił się Jace
- Clary... Nie strasz mnie tak - Westchnął i szybkim krokiem, zjawił się przed nią, kucając przy niej. Ujął jej blade i drobne dłonie, mocno je do siebie ściskając
- Jesteś lodowata - Odparł
- Nie mogę tam spać - Szepnęła, marszcząc brwi i spuszczając głowę. Jace kiwnął głową do Maryse. Ta wstała i zostawiła ich już samych. Jace stanął na równe nogi i delikatnie wziął ukochaną na ręce. Ta objęła ręce wokół jego szyi a głowę schowała w jego szyi.
Zaniósł ją do swojej sypialni, gdzie paliło się jeszcze światło, wypełnione dużą ilością świeczek. Ułożył ją na sofie, na której sam zaraz usiadł i wtulił w siebie dziewczynę. Po dłuższym czasie ciszy, Jace zdecydował się przemówić.
- Nigdy Ci o tym nie mówiłem, ale pamiętam Cię jeszcze z wizyt w Idrysie jako dziecko - Oznajmił. Dziewczyna zmarszczyła brwi i uniosła na niego wzrok - Nie mam dużo wspomnień, lecz pamiętam Cię jako niemowlę, którym mieliśmy się razem z Jonathanem opiekować, a my wymykaliśmy się by pobawić się daleko od miasta, udając, że zabijamy demony - Uśmiechnął się szeroko a za chwile spuścił głowę. Clary uśmiechnęła się lekko i słuchała go uważnie - Pamiętam, jak Valentine krzyczał na nas, gdy znajdował Cię samą w kołysce po jego powrocie od Clave - Clary zaśmiała się i sorknęła nosem, jak by miała się rozpłakać.
- Pomyśleć, że nie zdawałem sobie sprawy, że miałem zaszczyt opiekować się moją przyszłą miłością
- Dlaczego mi to teraz opowiadasz? - Spytała.
- Ponieważ mogłem Cię bronić od małego, a wciąż Cię rozczarowuje. Nie pilnowałem Cię jako niemowlę i nie potrafiłem także wczoraj - Stwierdził ponuro.
- Przez całe życie walczyłeś przeciwko złu, w imieniu dobra - Oznajmiła głaszcząc go po włosach - W takim własnie Jace'e się zakochałam...
- Kocham Cię - Odezwała się odchodząc od lustra, ze szczotką w ręku. Jace siedział akurat przy kominku i masował niepostrzeżenie rękę, która bolała go coraz bardziej od rany. Siedział do niej tyłem, dlatego dziewczyna nic nie zauważyła.
Przełknął ciężko powietrze i wstał do dziewczyny
- Chce, że byś o tym wiedział - Rzekła podchodząc do niego bliżej - Mimo, że jestem ostatnimi czasy taka jak jestem, nie zapominam o twoich staraniach
- O moich staraniach... - Powtórzył ponuro
- Zdaje sobie sprawę, że cierpisz tak samo jak ja... Wybacz, że o tym czasami zapominam. Ale jesteśmy już bezpieczni. Klaus nie powinien więcej nam ubliżać - Stwierdziła. W tym momencie Jace bez słowa chciał wyjść
- Jace porozmawiaj ze mną - Skomentowała jego zachowanie. Zatrzymał się... - Nie pomożemy sobie poprzez milczenie - Oznajmiła
- To nie jest takie proste - Szepnął
- Jace, czego ty mi nie mówisz? - Zapytała zmęczonym głosem chcąc wydobyć coś od niego
- Jesteśmy po prostu na innych ścieżkach! Inaczej to wszystko przeżywam niż ty!
- Dzieję się coś jeszcze...Oddaliłeś się ode mnie. Zachowywałeś się, jakbyś był przez coś opętany
- Potrzebuje chwili spokoju - Szybko wtrącił i zrobił kolejne kroki w stronę drzwi
- Musisz mi zaufać! - Powiedziała głośniej - By dzielić się ze mną różnymi rzeczami. Musisz się przede mną otworzyć!
- Nie wszystko można rozwiązać przez rozmowę, przez naszą miłość, przez samą Ciebie! Są rzeczy, które nie możemy zmienić. Rzeczy, które nie pozwalają mi Cię chronić
- Chronić przed czym?! - Krzyknęła zniecierpliwiona
- Powiedziałem już za wiele - Stwierdził
- Powiedziałeś zbyt mało! W jakim wielkim niebezpieczeństwie mogę się jeszcze znajdować, że nie mogę o tym wiedzieć?! Co jest tą tajemniczą groźbą?! - Zapytała ponownie krzykiem. Gdy mijały kolejne chwile, a Jace nie odpowiadał, Clary przemyślała sobie wszystko
- Coś co JA nie mogę naprawić? Coś co TY nie możesz zmienić? Twoje dziecko, które straciłam... - Powiedziała i dotknęła swojego brzucha jak by ciągle wierzyłam, że wciąż tam jest - Martwisz się, że nie dam rady... - Stwierdziła przerażona - Martwisz się, że nie urodzę Ci dziecka? - Zapytała
- Tak - Powiedział stanowczo - Czy to chciałaś usłyszeć? - Rzekł. Clary była w szoku, jej oczy zaświeciły się kiedy łzy nabrały jej się do powiek - Jako łowca noszący nazwisko Herondale nie wyobrażałem sobie by nie mieć potomstwa by dalej czcić ten rud - Oznajmił, a Clary tylko i wyłącznie stała i słuchała - Czy teraz wiesz, jak bardzo mnie rozczarowałaś i zawiodłaś? - Clary sądząc, że zemdleje usiadła w fotelu. Poczuła nieprzyjemny chłód i ból w klatce piersiowej - Skończyliśmy tą niedorzeczną rozmowę - Odparł i podszedł do kominka
Jednak gdy spojrzał na jej wyraz twarzy... Po prostu nie mógł. Wie, że traci rozum i sam już nie wie co ma począć
- Clary wybacz, nie powinienem... - Rzucił lecz sam nie wiedział co ma powiedzieć
- Prosiłam Cię o prawdę i jasno mi ją przekazałeś - Powiedziała wstając z fotelu - Nie chce jej więcej słyszeć - Powiedziała i wyszła z ich sypialni.
Izzy właśnie przechodziła korytarzem, gdy zauważyła wychodzącą Clary z sypialni Jace'a. Zdziwiona chciała do niej podejść, gdy wydawało jej się, że dziewczyna jest zapłakana, lecz zbyt szybko znikła jej z oczu. W tym samym czasie, przeszedł z przeciwnej strony Jonathan, który również zdziwiony obejrzał się za siostrą.
- Wiesz co mogło się stać? - Spytała go Isabelle zatrzymując się
- Nie jest to ich najlepszy czas. Martwię się o nią - Westchnął
- Spróbuje się czegoś dowiedzieć - Odparła chcąc go ominąć
- A gdzie tak podążasz? - Spytał ciekawski
- Idę odwiedzić Enzo, podobno ostatnio źle się czuł - Oznajmiła
- Nie wolno Ci - Rzekł z wyższością.
- Nie doszły mnie słuchy o żadnym zakazie. Odwiedziny są dopuszczalne przez Clave - Stwierdziła
- Nie tylko Clave ma tu coś do powiedzenia - Odparł - Co jak bym Ci powiedział, że nie życzę sobie byś do niego szła? To niestosowne zwalczając na jego stan.
- Pomyślała bym, że postradałeś zmysły - Parsknęła śmiechem - Odpowiadam sama za siebie i to ja decyduje o swoich czynach. Po za tym, sądziłam, że nie wierzysz w ten nonsens dotyczący Enzo
- Myliłem się. Jest niebezpieczny, nie pójdziesz do niego dziś - Powiedział marszcząc kąciki ust
- Nie muszę Cię słuchać. I nie posłucham, mówisz jak opętany - Zadrwiła z niego
- Isabelle! - Zatrzymał ją zniecierpliwiony zatrzymując się jej na drodze - Mówię śmiertelnie poważnie. Dziś pełnia, więc nie będziesz tam bezpieczna
- Co pełnia ma z tym wszystkim wspólnego?! - Spytała wyższym tonem głosu, zniecierpliwiona
- Cisi bracia mnie ostrzegli. Od początku mogliśmy brać to na poważnie. Nie wierzę, że Enzo może być choć trochę podobny do Klausa lecz płynie w nim jego krew. To potwierdzone. Dlatego się tak dziwnie zachowywał, dlatego stawał się agresywny... W Enzo jest nieaktywowana siła wilkołaka - Oznajmił. Oczy Isabelle lekko zaświeciła. Rozmyślała już o tym w taki sposób lecz nie spodziewała się, że może się to okazać prawdą - Jeśli ma zamiar się przemieć dzisiejszej nocy, nikt nie może mu towarzyszyć.
- Jeśli to prawda... Trzeba mu pomóc, ktoś powinien być przy nim - Rzekła, lecz Jonathan złapał ją za nadgarstek, gdy chciała odejść
- Jonathan... - Rzuciła, chcąc niepostrzeżenie się wyrwać z uścisku
- Nie rozumiesz, że może Ci się stać krzywda - Warknął cicho
- A od kiedy to ty przejmujesz się o moje bezpieczeństwo? - Oparła lekko poddenerwowana. Zapadła cisza. Była trochę niższa od niego, lecz nie przeszkodziło mu to, by spojrzeć jej prosto w oczy, gdy ona patrzyła na niego z lekką pogardą. Niepostrzeżenie zbliżył się do niej na niebezpieczną odległość. Izzy głośno przełknęła ślinę i spojrzała na jego wargi, które zbliżały się do niej.
- Wybacz, jeśli Cię poirytowałem - Szepnął - Radzę Ci jednak ponownie, byś została tutaj - Rzekł. Isabelle nic nie odpowiedziała. Nic jej nie przychodziło na język. Spuściła lekko wzrok a potem odwróciła się i wróciła do swojej sypialni, zostawiając białowłosego na środku korytarza, który sam nie wiedział, co się przed chwilą stało.
Alec siedział na brzegu łóżka. Zajęty naprawą jego łuku, myśli o przyszłości. Łuk został mocno zniszczony po ostatniej walce w trakcie odzyskiwania Valentine'a, wiec miał dużo czasu by zastanowić się nad jego przyszłością z Magnusem. W pewnym momencie usłyszał ciche pukanie. Wystarczyło, że drzwi się lekko uchyliły a w powietrzu zauważył mieniące się drobinki brokatu. Magnus wślizgnął się do pokoju Lightwood'a. Chłopak posłał mu uśmiech i wrócił do pracy. Bane usiadł blisko niego na łóżku i bacznie przyglądał się czynom niebieskookiemu.
- Wiesz, że mogę to załatwić machnięciem ręki - Odezwał się pewny siebie, mówiąc o naprawie broni
- Nie trzeba, lubię to robić - Skomentował wysyłając mu delikatny uśmiech. Zapadła dłuższa chwila ciszy. Magnus jednak nie odpuścił i pstryknął palcami. Łuk nagle był jak nowy, Alec Westchnął nerwowo lecz za chwile uśmiechnął się pod nosem.
- Jesteś bardzo spięty, musisz się rozluźnić - Stwierdził Magnus siadając za nim i delikatnie masując jego dobrze zbudowane ramiona. Alec odłożył broń, opierając ją o łóżku i pozwolił sobie na chwilę relaksu.
- Nie mamy zbytnio czasu, by spędzać ze sobą czasu - Odezwał się Alec
- Już niedługo Aleksandrze... Gdy tylko sytuacja w Idrysie się poprawi, zabiorę Cię gdzieś. Tym razem nikt nam nie przeszkodzi - Oznajmił.
- Nie ukrywasz swojej pewności siebie - Skomentował Alec z uśmiechem. Magnus znów pojawił się koło niego, a Alec oparł się o oparcie łóżka.
- To dlatego, że nie pozwolę, by ktoś nam przeszkodził w czymkolwiek - Szepnął z uśmiechem i zbliżył się do chłopaka by musnąć jego usta. Ich delikatny pocałunek spowodował, że obaj chcieli więcej. Bane ujął jego policzek i pocałował chłopaka namiętniej. Strony się zaraz odwróciły i to Alec położył czarodzieja na miękkim materacu i zawisł nad nim. Bane jeszcze nie widział tej strony łowcy. Tej dominującej,.. Alec zawsze był zbyt skromny i nieśmiały, lecz po jakimś czasie spędzonym z Bane'em, czarodziej wybudził z niego tą dominującą część.
- Zostań dziś na noc - Oznajmił szeptem.
- To nie podlega nawet dyskusji Aleksandrze - Rzekł szarmancko.
Jest i rozdział, dla tych najbardziej cierpliwych <3 :*
A ja mam do was pytanko. Macie twittera czy może snapa? Jeśli tak, do podawajcie w komentarzach, chętnie was zaobserwuje :3
mój TWITTER : @Miss_Crazy mój SNAPCHAT : magdzia15
Ooo Boze co tu sie dzieje Clary i Jace no tego sie nie spodziewałam . MALEC kocham <33.
OdpowiedzUsuńMatko! Mój Malec! <3
OdpowiedzUsuńJejku mega super rozdział
OdpowiedzUsuń