Kolejne tygodnie mijały. Reguły ustalone przez Clave, nadal funkcjonują w brytyjskim instytucie. Jace kolejne raz wymyka się po nocach mimo zakazów Maryse. Blondyn czuje się dużo lepiej, wykorzystując swoje umiejętności w walce z demonami.
Blondyn przechadza się mroczną nocą po głównej ulicy w Londynie. Już od jakiegoś czasu śledzi demona, który zmienia już kolejny raz postać i zatrzymał się na ciemnoskórym mężczyźnie.
Demon kieruje się do baru, gdzie zmierza także Jace, z bronią na wyciągnięcie ręki. Blondyn jest skupiony na zadaniu i bardzo precyzyjny. Coś jednak odwraca jego uwagę, tuż przy drzwiach budynku. Chłopak już wie, że ktoś go śledzi i, że tuż za swoimi plecami ktoś się znajduje. Wyciąga w przeciągu sekundy sztylet i przystawia do gardła intruza
- Max? - Rzuca imię młodszego brata, z szokiem na twarzy - Co ty tu robisz? - Zapytał chowając ostrze za pas.
- Zobaczyłem jak wychodzisz... Chce Ci pomóc - Oznajmił z uśmiechem
- Wracaj do domu. Tu nie jest bezpiecznie - Rozkazuje poważnym głosem, prostując się i krzyżując ręce na piersi
- Proszę Jace... Alec i Isabelle nie pozwalają mi z wami chodzić - Stwierdził oburzony
- I mają racje - Szepcze blondyn kucają przed bratem - Jeszcze bedziesz dawał dumę swoim rodzicom jak i nam. A teraz zrób mi tą przysługę i wracaj do instytutu zanim coś Ci się stanie - Rzekł do chłopca. Czarnowłosy z niechęcią kiwa główką i godzi się wracać do domu
- Trafisz sam? - Pytał blondyn odprowadzając kawałem brata, obejmując go ramieniem. Chłopiec potwierdza lekkim uśmiechem a Jace mu odpowiada tym samym, gdy w tej chwili z ciemnych zaułków wyłaniają się różne postacie. Max zatrzymuje się przerażony na widok tylu podziemnych. Jace nabiera powagi i chowa brata za siebie, broniąc go całym sobą.
- Jace Herondale... Szukaliśmy Cię - Odzywa się jeden z nich, gdy reszta okrąża ich dookoła.
Wampiry - stwierdził Jace, gdy dostrzega wychodzące kły przy uśmiechu ciemnowłosego.
- Przyniosłeś przekąskę - Stwierdza zerkając z szerokim uśmiechem na Maxa, gdy od reszty wyłania się cichy, złowieszczy śmiech
- Rusz go tylko a tym razem na prawdę umrzesz - Ostrzega go Jace - Nic wam po nim... Jest z anielskiej krwi... Zabronionej wam - Oznajmia
- Znamy kogoś, dla kogo twój brat bedzie niezłym pożytkiem - Twierdzi
- Czego chcecie? Jeśli szukacie dziecka-wampira, to z przykrością stwierdzam, że został spalony na stosie - Mówi sarkastycznie
- On chce Ciebie. Jesteś powodem, dla którego jego plany nie mogą być zrealizowane - Twierdzi wampir
- Kto? - Dziwi się blondyn
- Dowiesz się wkrótce - Oznajmił i kiwa głową do wampira za nimi. Zanim Jace mógł się zorientować, Max jest w objęciach wampira z którym rozmawiał. Szybkość wampira nie pozwoliła mu by zareagować
- Co jest Herondale? Nic nie zrobisz?... Jak twój ojciec? - Jace nie wiedział co miał na myśli krwiopijca, ale nie mógł po sobie poznać i pozwolić na myslenie teraz o tym
- Puść go, a wrócicie wszyscy do domów, a ten incydent przejdzie do zapomnienia - Ostrzega go blondyn. Nie może znieść widoku małego chłopca, przerażonego, zdezorientowanego.
- Dlaczego miał bym Cię słuchać? - Prychnoł wampir, szarpiąc się trochę z małym Lighwood'em, który próbował się wyrwać. Jace wyjął z za pasa dwa sztylety i miał je w gotowości. Pierwszy wampir tuż za nim ruszył do ataku, a blondyn wykonał szybki cios i okaleczył podziemnego.
- Dobrze.. Bardzo dobrze - Mówi złowieszczym głosem wampir, który daje miejsce reszcie i odsówa się razem z Maxem na pewną odległość, gdy Jace jest zajęty walką przez licznych wampirów, którzy otaczają go.
- Dosyć! - W pewnym momencie krzyczy i wampiry przerywają walke, na rozkaz swojego przywódcy. Blondyn lekko zziajany zerka na brata sprawdzając jak się trzyma
- A teraz spójrz na brata. Powiedz, że wszystko będzie dobrze... Skłam, niech zobaczy, że nie ma co brać z Ciebie przykładu - Rzekł, bawiąc się ich udręką
- Wrócisz do domu, obiecuje Ci to - Oznajmia. Chłopiec kiwa główką do swojego idola i mimo, że zdaje sobie sprawy z tego, że to tak szybko się nie skończy, wierzy mu - Teraz co? - Warczy na wampira
- Na razie to tyle. - Oznajmia i znika razem z Maxem. Jace szybko się ogląda. Jest sam na ulicy, pozbawiony wyjaśnień, rozumienia a co najważniesze Maxa. Jace nie może uwierzyć, że przez jego głupote, pozwolił by jego rodzina była w niebezpieczeństwie. Co on teraz ma powiedzieć Maryse? Robertowi? Alecowi?... Isabelle? Prędzej go zabije, niż zrozumie.
Jace musi wrócić niepostrzeżenie do instytutu, po więcej broni. Musi znaleźć Maxa i musi zrobić to szybko, za nim ktoś się zorientuje.
Wchodząc po cichu przez bramę instytutu, nie udaje mu się przemknąć niezauważalnie
- Jace Herondale! - Słyszy krzyk kobiety. Na korytarzu stoi Maryse, wścieklejsza niż zwykle, w długim brązowym szlafroku i koszuli nocnej do ziemi.
- Czy ja nie wyraziłam się jasno?! Żadnych nocnych wędrówek po zmroku! - Warczy, podchodząc do niego. Blondyn nie wie co powiedzieć by się usprawiedliwić ani nie wiem jak reagować. W myślach wciąż jest z Maxem, który został pojmany przez wampiry
- Co się stało? - Zapytała nagle zmartwiona, gdy lepiej i bliżej zerknęła na młodą twarz chłopaka, którą oświetlała świeca
- Nic, kilka demonów... Pozwolisz? Jestem zmęczony - Powiedział, zerkając wszędzie tylko nie na nią. Chcąc ją ominąć, stanęła mu na drodzę
- Wiem, kiedy kłamiesz - Stwierdziła - Spójrz na mnie i powiedz co się stało - Nakazała, wiedząc, że chłopak coś przed nią ukrywa. W tym momencie, Korytarze wypełniły wołanie
- Matko! - Zawołała kilkakrotnie Izzy, pospiesznie schodząc ze schodów
- O co chodzi Isabelle? - Zapytała poważnym głosem, gdy zauważyła zrozpaczoną córkę
- Max! Nie ma go! - Wrzasnęła. Maryse ponownie odwróciła się do adoptowanego syna.
- Co zrobiłeś z moim synem? - Warknęła a jej oczy zaświeciły się od napływających łez do powiek
- Wymknął się, tuż po mnie - Szepnął spuszczając głowę
- Patrz na mnie!- Nakazała. Chłopak uniósł swój wzrok na przybraną matkę. Widział w jej oczach wściekłość ale także i zawieść. Był winny zniknięciu brata i zdaje sobie z tego sprawę.
- Gdy tylko go zobaczyłem, kazałem wrócić do instytutu - Oznajmił - Chciałem go nawet odprowadzić, ale te wampiry... - Przerwał nerwowym głosem
- Zrobił wszystko co w jego mocy, by go ochronić - Odzywa się głos Alec'a z ciemnego korytarza. Wyłania się twarz chłopaka i staje koło matki
- Więzły parabatai mnie nie zawiodły - Stwierdził - Wyczułem twój niepokój - Powiedział zwracając się do przyjaciela
- Odnajdziemy go. Razem. Wiem gdzie jest - Odezwał się Jace, nabierając odwagi i wiary w siebie, zerkając na Alec'a. Czarnowłosy skierował się do zbrojowni, przygotować wszystko co potrzebne w walce
- Izzy ty nie idziesz - Oznajmił Jace, po chwili podążając za bratem
- Co?! Dlaczego?! - Zapytała zszokowana
- Zostaniesz w instytucie i poczekasz na ich powrót. Ja idę powiadomić Clave - Poparła ich Maryse. Dziewczyna chcąc się sprzeciwiać została zatrzymana przez matkę definitywnym wyrazem twarzy.
Parabatai kierując się do wyjścia ponownie widzą Maryse, która im towarzyszy przy drzwiach. Alec wychodzi a Jace zatrzymuje się przy kobiecie
- Maryse... Naprawdę żałuje co się stało - Przyznał, chodź z trudem mu to było zrobić
- Tylko przyprowadźcie go do domu całego - Wyszlochała - Uważajcie na siebie, obaj - Powiedziała i pozwoliła mu wyjść.
Alicante...
- Clary obudź się! Szybko, zbudź się! - Ktoś szarpał jej ramie wybudzając ze snu. Jej oczom na razie nie wyraźnie przykuły uwagę białe włosy
- Jonathan? Co się dzieje? - Mruknęła przecierając oczy i podnosząc się do pozycji siedzącej i zakrywając bardziej kołdrą
- Nie mamy dużo czasu - Oznajmia szeptem łowcy stojący za nim z serafickim ostrze w ręku tak samo jak jej brat
- Dlaczego jesteś w stroju bojowym? - Zdziwiła się
- Służące pomogą Ci się przebrać. Jesteś nam potrzebna - Oznajmił i do pokoju pospiesznie weszły dwie służące. Zdenerwowane i przerażone pomagając Clary się przebrać za parawanem
- Ale co się dzieje? - Zapytała przez parawan, gdy kobieta zawiązywała jej czarny gorset
- Zaczęło się. Demony ponownie wkroczyły do miasta. Tym razem jest ich setki - Oznajmił - Zbliżają się do naszej posiadłości - Dodał
- Ale dlaczego do nas? - Zapytała
- Chyba domyślasz się kto nimi dowodzi - Stwierdził niechętnie - Idzie po Ciebie. Nie możemy do tego dopuścić - Dodaje
Clary wyszła zza parawanu już w stroju bojowym. Sięgnęła po swoją stele i schowała ją sobie do kozaka.
- Udajcie się do sali anioła, będziecie tam bezpieczne - Odezwał się Jonathan do służących. Te kiwnęły głową i obie wyszły szybko z pokoju
- Daje Ci to tylko dlatego, bo wiem, że dasz sobie radę. Proszę... Uważaj na siebie - Powiedział brat i podał siostrze serafickie ostrzę - Trzymaj się blisko mnie - Rozkazał i ruszyli do głównej sali. Tam czekało jeszcze kilka nocnych łowców przygotowanych do walki jak i Magnus. Jego kocie oczy zaświeciły w ciemnym pokoju pod czarnym kapturem
- Jeśli będzie trzeba przeniosę Cię do innego miejsca - Szepnął jej do ucha, kiedy stanęła koło niego.
- Chcę walczyć - Syknęła, spoglądając na niego. Tylko Jonathan w nią wierzył, choć bał się o nią jak o własną skórę. Przez jednych z drzwi przeszli rodzice Clary i Jonathana. Valentine był wściekły a na widok córki, myślała, że wyjdzie z siebie
- Co tu robisz? Miałeś ją odesłać! - Uniósł się na Magnusa
- Mogę walczyć - Wtrąciła rudowłosa
- Nie! - Krzyknął na nią - Chcesz poprowadzić siostrę na czystą śmierć?! - Warknął tym razem na syna
- Valentine... - Przerwała Jocelyn, patrząc na główne drzwi - Za późno, już tu są - Stwierdziła, stając u boku męża i zakrywając Clary swoimi ciałami.
- Otwieraj portal! - Krzyknął Valentine, gdy pierwsze dźwięki które wydobywają demony przeszyły pokój echem. Czarownik wyrył kształt ręką a po chwili pojawiła się niebieska plama, przypominająca kształt fali morskiej.
- Przechodź - Rzucił do córki wyjmując seraficki miecz. Clary jednak nie miała zamiaru i tak samo wyjęła ostrze w gotowości i z powagą spojrzała na ojca - Przechodź! - Krzyknął ponownie, gdy drzwi z hukiem otworzyły się a do pokoju wślizgnęło się kilkadziesiąt demonów. Wszyscy wiedzieli, że będzie ich o wiele więcej i, że to dopiero początek.
Clary było przerażona. Próbowała za wszelką cenę myśleć o dniu w którym Jace zabrał ją na polane. Nauczył równowagi i opanowania w takich sytuacjach. Zamknęła na chwile oczy i głęboko wciągnęła powietrze i je powoli wypuściła, robiąc to wszystko co wskazywał jej Jace. Otworzyła oczy. Wszyscy jej bliscy byli zajęci zaciętą walką z oślizgłymi stworzeniami. Dziewczyna była zdziwiona, że jeszcze żaden ją nie zaatakował, więc zrobiła to sama, gdy jeden z demonów przygniatał jej brata do ziemi i walczył na siłę dłoni by go z siebie zwalić. Clary podbiegła i z całej siły wbiła seraficki miecz w ciało stwora. Ten zatrząsł się a po chwili znikł. Jonathan uśmiechnął się lekko do siostry, gdy podała mu pomocną dłoń
- Brawo - Szepnął - Cofnij się i trzymaj blisko mnie - Rzucił i zrobił pierwsze kroki do tyłu razem z nią, stykając się ramionami.
- Teraz Jonathan! - Krzyknął do niego Valentine, gdy unicestwił już kolejnego demona. Clary za nim zdążyła przeanalizować o co chodzi ojcu, została pchnięta przez białowłosego w portal.
Clary ląduje z piskiem twardo na ziemi. Na czworaka ogląda pomieszczenie w którym się znajduje. Jest na jakimś ciemnym, długim korytarzu. Dzięki święcą może zauważyć wiszący na ścianie wielki obraz, przedstawiający anioła Razjela, podającym wybranym, krew z kielicha by stworzyć z nich nocnych łowców. Clary podnosi się z ziemi i otrzepuje niewidzialny kusz z ubrania.
- Um... Przyszłaś zatrzymać się na noc? - Ktoś pyta dziewczynę. Ta unosi wzrok na czarnowłosą łowczynię z długimi pięknymi włosami i dużymi brązowymi oczami.
- Isabelle Lightwood - Przedstawia się i podaje jej rękę, podchodząc do rudowłosej
- Lighwood - Szepczę Clarissa na przypomnienie sobie rodziny od tego nazwiska. Niepewnie i jeszcze zdezorientowana podaje jej dłoń na powitanie
- Nie wiem nawet gdzie jestem - Oznajmia cicho, wydając się, małą, zagubioną dziewczynką
- Mieliśmy sprawdzać każdego kto wchodzi, ale dla Ciebie zrobię wyjątek. Wątpię byś przyszła tu wszystkich wymordować - Zażartowała - Matko! Mamy gościa - Woła Isabelle. Po chwili z pokoju wyłania się Maryse. Gdy zobaczyła Clary, jej oczy powiększyły się dwukrotnie, co można powiedzieć także o oczach Clary
- Maryse - Szepnęła - Jakim cudem się tu znalazłam? - Zdziwiła się i ponownie rozejrzała po pomieszczeniu
- Znasz ją matko? - Zdziwiła się Izzy
- Isabelle, to Clarrisa Morgenstern. Najważniejsza osoba w Idrysie - Oznajmiła podchodząc do dziewczyn bliżej
- Moja córka pomoże Ci się przebrać. Zaraz wszystko mi opowiesz, muszę wiedzieć wszystko - Twierdzi z powagą
- Izzy idź... A następnie przyprowadź ją do mojego gabinetu - Wydaje polecenie córce. Maryse szybko wraca do gabinetu a Izzy prowadzi nowo poznaną dziewczynę na górę.
- Wiec to ty jesteś tą słynną Clarissą - Odzywa się czarnowłosa
- Może nie słynną... - Rzuca Clary obejmując się ramionami
- Alec opowiadał mi o tobie. Jace nie co mniej... - Stwierdziła zdziwiona. Clary słysząc jego imię szybko spuściła wzrok i nerwowo zaplotła kłębek włosów za ucho. Weszły obie do pokoju dziewczyny. W środku panował porządek i chłód
Wampiry - stwierdził Jace, gdy dostrzega wychodzące kły przy uśmiechu ciemnowłosego.
- Przyniosłeś przekąskę - Stwierdza zerkając z szerokim uśmiechem na Maxa, gdy od reszty wyłania się cichy, złowieszczy śmiech
- Rusz go tylko a tym razem na prawdę umrzesz - Ostrzega go Jace - Nic wam po nim... Jest z anielskiej krwi... Zabronionej wam - Oznajmia
- Znamy kogoś, dla kogo twój brat bedzie niezłym pożytkiem - Twierdzi
- Czego chcecie? Jeśli szukacie dziecka-wampira, to z przykrością stwierdzam, że został spalony na stosie - Mówi sarkastycznie
- On chce Ciebie. Jesteś powodem, dla którego jego plany nie mogą być zrealizowane - Twierdzi wampir
- Kto? - Dziwi się blondyn
- Dowiesz się wkrótce - Oznajmił i kiwa głową do wampira za nimi. Zanim Jace mógł się zorientować, Max jest w objęciach wampira z którym rozmawiał. Szybkość wampira nie pozwoliła mu by zareagować
- Co jest Herondale? Nic nie zrobisz?... Jak twój ojciec? - Jace nie wiedział co miał na myśli krwiopijca, ale nie mógł po sobie poznać i pozwolić na myslenie teraz o tym
- Puść go, a wrócicie wszyscy do domów, a ten incydent przejdzie do zapomnienia - Ostrzega go blondyn. Nie może znieść widoku małego chłopca, przerażonego, zdezorientowanego.
- Dlaczego miał bym Cię słuchać? - Prychnoł wampir, szarpiąc się trochę z małym Lighwood'em, który próbował się wyrwać. Jace wyjął z za pasa dwa sztylety i miał je w gotowości. Pierwszy wampir tuż za nim ruszył do ataku, a blondyn wykonał szybki cios i okaleczył podziemnego.
- Dobrze.. Bardzo dobrze - Mówi złowieszczym głosem wampir, który daje miejsce reszcie i odsówa się razem z Maxem na pewną odległość, gdy Jace jest zajęty walką przez licznych wampirów, którzy otaczają go.
- Dosyć! - W pewnym momencie krzyczy i wampiry przerywają walke, na rozkaz swojego przywódcy. Blondyn lekko zziajany zerka na brata sprawdzając jak się trzyma
- A teraz spójrz na brata. Powiedz, że wszystko będzie dobrze... Skłam, niech zobaczy, że nie ma co brać z Ciebie przykładu - Rzekł, bawiąc się ich udręką
- Wrócisz do domu, obiecuje Ci to - Oznajmia. Chłopiec kiwa główką do swojego idola i mimo, że zdaje sobie sprawy z tego, że to tak szybko się nie skończy, wierzy mu - Teraz co? - Warczy na wampira
- Na razie to tyle. - Oznajmia i znika razem z Maxem. Jace szybko się ogląda. Jest sam na ulicy, pozbawiony wyjaśnień, rozumienia a co najważniesze Maxa. Jace nie może uwierzyć, że przez jego głupote, pozwolił by jego rodzina była w niebezpieczeństwie. Co on teraz ma powiedzieć Maryse? Robertowi? Alecowi?... Isabelle? Prędzej go zabije, niż zrozumie.
Jace musi wrócić niepostrzeżenie do instytutu, po więcej broni. Musi znaleźć Maxa i musi zrobić to szybko, za nim ktoś się zorientuje.
Wchodząc po cichu przez bramę instytutu, nie udaje mu się przemknąć niezauważalnie
- Jace Herondale! - Słyszy krzyk kobiety. Na korytarzu stoi Maryse, wścieklejsza niż zwykle, w długim brązowym szlafroku i koszuli nocnej do ziemi.
- Czy ja nie wyraziłam się jasno?! Żadnych nocnych wędrówek po zmroku! - Warczy, podchodząc do niego. Blondyn nie wie co powiedzieć by się usprawiedliwić ani nie wiem jak reagować. W myślach wciąż jest z Maxem, który został pojmany przez wampiry
- Co się stało? - Zapytała nagle zmartwiona, gdy lepiej i bliżej zerknęła na młodą twarz chłopaka, którą oświetlała świeca
- Nic, kilka demonów... Pozwolisz? Jestem zmęczony - Powiedział, zerkając wszędzie tylko nie na nią. Chcąc ją ominąć, stanęła mu na drodzę
- Wiem, kiedy kłamiesz - Stwierdziła - Spójrz na mnie i powiedz co się stało - Nakazała, wiedząc, że chłopak coś przed nią ukrywa. W tym momencie, Korytarze wypełniły wołanie
- Matko! - Zawołała kilkakrotnie Izzy, pospiesznie schodząc ze schodów
- O co chodzi Isabelle? - Zapytała poważnym głosem, gdy zauważyła zrozpaczoną córkę
- Max! Nie ma go! - Wrzasnęła. Maryse ponownie odwróciła się do adoptowanego syna.
- Co zrobiłeś z moim synem? - Warknęła a jej oczy zaświeciły się od napływających łez do powiek
- Wymknął się, tuż po mnie - Szepnął spuszczając głowę
- Patrz na mnie!- Nakazała. Chłopak uniósł swój wzrok na przybraną matkę. Widział w jej oczach wściekłość ale także i zawieść. Był winny zniknięciu brata i zdaje sobie z tego sprawę.
- Gdy tylko go zobaczyłem, kazałem wrócić do instytutu - Oznajmił - Chciałem go nawet odprowadzić, ale te wampiry... - Przerwał nerwowym głosem
- Zrobił wszystko co w jego mocy, by go ochronić - Odzywa się głos Alec'a z ciemnego korytarza. Wyłania się twarz chłopaka i staje koło matki
- Więzły parabatai mnie nie zawiodły - Stwierdził - Wyczułem twój niepokój - Powiedział zwracając się do przyjaciela
- Odnajdziemy go. Razem. Wiem gdzie jest - Odezwał się Jace, nabierając odwagi i wiary w siebie, zerkając na Alec'a. Czarnowłosy skierował się do zbrojowni, przygotować wszystko co potrzebne w walce
- Izzy ty nie idziesz - Oznajmił Jace, po chwili podążając za bratem
- Co?! Dlaczego?! - Zapytała zszokowana
- Zostaniesz w instytucie i poczekasz na ich powrót. Ja idę powiadomić Clave - Poparła ich Maryse. Dziewczyna chcąc się sprzeciwiać została zatrzymana przez matkę definitywnym wyrazem twarzy.
Parabatai kierując się do wyjścia ponownie widzą Maryse, która im towarzyszy przy drzwiach. Alec wychodzi a Jace zatrzymuje się przy kobiecie
- Maryse... Naprawdę żałuje co się stało - Przyznał, chodź z trudem mu to było zrobić
- Tylko przyprowadźcie go do domu całego - Wyszlochała - Uważajcie na siebie, obaj - Powiedziała i pozwoliła mu wyjść.
Alicante...
- Clary obudź się! Szybko, zbudź się! - Ktoś szarpał jej ramie wybudzając ze snu. Jej oczom na razie nie wyraźnie przykuły uwagę białe włosy
- Jonathan? Co się dzieje? - Mruknęła przecierając oczy i podnosząc się do pozycji siedzącej i zakrywając bardziej kołdrą
- Nie mamy dużo czasu - Oznajmia szeptem łowcy stojący za nim z serafickim ostrze w ręku tak samo jak jej brat
- Dlaczego jesteś w stroju bojowym? - Zdziwiła się
- Służące pomogą Ci się przebrać. Jesteś nam potrzebna - Oznajmił i do pokoju pospiesznie weszły dwie służące. Zdenerwowane i przerażone pomagając Clary się przebrać za parawanem
- Ale co się dzieje? - Zapytała przez parawan, gdy kobieta zawiązywała jej czarny gorset
- Zaczęło się. Demony ponownie wkroczyły do miasta. Tym razem jest ich setki - Oznajmił - Zbliżają się do naszej posiadłości - Dodał
- Ale dlaczego do nas? - Zapytała
- Chyba domyślasz się kto nimi dowodzi - Stwierdził niechętnie - Idzie po Ciebie. Nie możemy do tego dopuścić - Dodaje
Clary wyszła zza parawanu już w stroju bojowym. Sięgnęła po swoją stele i schowała ją sobie do kozaka.
- Udajcie się do sali anioła, będziecie tam bezpieczne - Odezwał się Jonathan do służących. Te kiwnęły głową i obie wyszły szybko z pokoju
- Daje Ci to tylko dlatego, bo wiem, że dasz sobie radę. Proszę... Uważaj na siebie - Powiedział brat i podał siostrze serafickie ostrzę - Trzymaj się blisko mnie - Rozkazał i ruszyli do głównej sali. Tam czekało jeszcze kilka nocnych łowców przygotowanych do walki jak i Magnus. Jego kocie oczy zaświeciły w ciemnym pokoju pod czarnym kapturem
- Jeśli będzie trzeba przeniosę Cię do innego miejsca - Szepnął jej do ucha, kiedy stanęła koło niego.
- Chcę walczyć - Syknęła, spoglądając na niego. Tylko Jonathan w nią wierzył, choć bał się o nią jak o własną skórę. Przez jednych z drzwi przeszli rodzice Clary i Jonathana. Valentine był wściekły a na widok córki, myślała, że wyjdzie z siebie
- Co tu robisz? Miałeś ją odesłać! - Uniósł się na Magnusa
- Mogę walczyć - Wtrąciła rudowłosa
- Nie! - Krzyknął na nią - Chcesz poprowadzić siostrę na czystą śmierć?! - Warknął tym razem na syna
- Valentine... - Przerwała Jocelyn, patrząc na główne drzwi - Za późno, już tu są - Stwierdziła, stając u boku męża i zakrywając Clary swoimi ciałami.
- Otwieraj portal! - Krzyknął Valentine, gdy pierwsze dźwięki które wydobywają demony przeszyły pokój echem. Czarownik wyrył kształt ręką a po chwili pojawiła się niebieska plama, przypominająca kształt fali morskiej.
- Przechodź - Rzucił do córki wyjmując seraficki miecz. Clary jednak nie miała zamiaru i tak samo wyjęła ostrze w gotowości i z powagą spojrzała na ojca - Przechodź! - Krzyknął ponownie, gdy drzwi z hukiem otworzyły się a do pokoju wślizgnęło się kilkadziesiąt demonów. Wszyscy wiedzieli, że będzie ich o wiele więcej i, że to dopiero początek.
Clary było przerażona. Próbowała za wszelką cenę myśleć o dniu w którym Jace zabrał ją na polane. Nauczył równowagi i opanowania w takich sytuacjach. Zamknęła na chwile oczy i głęboko wciągnęła powietrze i je powoli wypuściła, robiąc to wszystko co wskazywał jej Jace. Otworzyła oczy. Wszyscy jej bliscy byli zajęci zaciętą walką z oślizgłymi stworzeniami. Dziewczyna była zdziwiona, że jeszcze żaden ją nie zaatakował, więc zrobiła to sama, gdy jeden z demonów przygniatał jej brata do ziemi i walczył na siłę dłoni by go z siebie zwalić. Clary podbiegła i z całej siły wbiła seraficki miecz w ciało stwora. Ten zatrząsł się a po chwili znikł. Jonathan uśmiechnął się lekko do siostry, gdy podała mu pomocną dłoń
- Brawo - Szepnął - Cofnij się i trzymaj blisko mnie - Rzucił i zrobił pierwsze kroki do tyłu razem z nią, stykając się ramionami.
- Teraz Jonathan! - Krzyknął do niego Valentine, gdy unicestwił już kolejnego demona. Clary za nim zdążyła przeanalizować o co chodzi ojcu, została pchnięta przez białowłosego w portal.
Clary ląduje z piskiem twardo na ziemi. Na czworaka ogląda pomieszczenie w którym się znajduje. Jest na jakimś ciemnym, długim korytarzu. Dzięki święcą może zauważyć wiszący na ścianie wielki obraz, przedstawiający anioła Razjela, podającym wybranym, krew z kielicha by stworzyć z nich nocnych łowców. Clary podnosi się z ziemi i otrzepuje niewidzialny kusz z ubrania.
- Um... Przyszłaś zatrzymać się na noc? - Ktoś pyta dziewczynę. Ta unosi wzrok na czarnowłosą łowczynię z długimi pięknymi włosami i dużymi brązowymi oczami.
- Isabelle Lightwood - Przedstawia się i podaje jej rękę, podchodząc do rudowłosej
- Lighwood - Szepczę Clarissa na przypomnienie sobie rodziny od tego nazwiska. Niepewnie i jeszcze zdezorientowana podaje jej dłoń na powitanie
- Nie wiem nawet gdzie jestem - Oznajmia cicho, wydając się, małą, zagubioną dziewczynką
- Mieliśmy sprawdzać każdego kto wchodzi, ale dla Ciebie zrobię wyjątek. Wątpię byś przyszła tu wszystkich wymordować - Zażartowała - Matko! Mamy gościa - Woła Isabelle. Po chwili z pokoju wyłania się Maryse. Gdy zobaczyła Clary, jej oczy powiększyły się dwukrotnie, co można powiedzieć także o oczach Clary
- Maryse - Szepnęła - Jakim cudem się tu znalazłam? - Zdziwiła się i ponownie rozejrzała po pomieszczeniu
- Znasz ją matko? - Zdziwiła się Izzy
- Isabelle, to Clarrisa Morgenstern. Najważniejsza osoba w Idrysie - Oznajmiła podchodząc do dziewczyn bliżej
- Moja córka pomoże Ci się przebrać. Zaraz wszystko mi opowiesz, muszę wiedzieć wszystko - Twierdzi z powagą
- Izzy idź... A następnie przyprowadź ją do mojego gabinetu - Wydaje polecenie córce. Maryse szybko wraca do gabinetu a Izzy prowadzi nowo poznaną dziewczynę na górę.
- Wiec to ty jesteś tą słynną Clarissą - Odzywa się czarnowłosa
- Może nie słynną... - Rzuca Clary obejmując się ramionami
- Alec opowiadał mi o tobie. Jace nie co mniej... - Stwierdziła zdziwiona. Clary słysząc jego imię szybko spuściła wzrok i nerwowo zaplotła kłębek włosów za ucho. Weszły obie do pokoju dziewczyny. W środku panował porządek i chłód
- To znaczy, że jestem w londyńskim instytucie? - Pyta Clarissa, analizując sobie wszystko
- Zgadza się - Oznajmia z lekkim uśmiechem. Nie miewamy tu wiele gości. Charakter Jace'a niestety nie sprzyja wędrowcom - Powiedziała sarkastycznie wyjmując z szuflady, dokładnie złożoną, prostą suknie a w drugiej dłoni białą koszulę nocną do ziemi
- Jesteś drobna ale powinny pasować - Odezwała się kładąc ubrania na łożu
- Dziękuje. Jestem wdzięczna - Powiedziała, chcąc być uprzejma choć myślami wciąż była w rodzinnym mieście, gdzie teraz toczy się krwawa bitwa. Martwi się o każdą osobę po kolei. O matkę, ojca, brata, Magnusa... O wszystkich mieszkańców. Wie, że ona jest winna temu atakowi. Teraz wie, dlaczego demony jej nie atakowały.
Za wszystkim stoi Klaus. To on wysłał demony do jej rodziny. Clary jest jednak potrzebna mu żywa, wiec ją oszczędził
Stwierdziła, gdy zobaczyła wyraz twarzy dziewczyny
- Moja cała rodzina walczy teraz o życie i to ja do tego wszystkiego doprowadziłam - Wyszlochała, mówiąc na głos coś, co jej w szczególności chodzi po głowie.
- Moja cała rodzina walczy teraz o życie i to ja do tego wszystkiego doprowadziłam - Wyszlochała, mówiąc na głos coś, co jej w szczególności chodzi po głowie.
Super rozdział
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że Jace i Clary będą razem ^^
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny ;*
jeju , nie spodziewałam się :DD
OdpowiedzUsuńszok ! xd
rozdział super ;33
czekam na next !!
weny :))
-V
Na Anioła!
OdpowiedzUsuńRozdział BOSKI <3
Czekam na next !
WOW! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next ^^