Strony

czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział 27



Po ciężkiej nocy, Clary zdołała zasnąć na kilka godzin. Budzi się jednak zmęczona, z bólem głowy i zaschniętymi łzami na policzkach. Leniwie wstaje z łóżka i odsłania firanki. Na ulicach Londynu jest szaro, deszczowo i ponuro. Tak samo jak jej humor. Nie wzywając służącej, sama naszykowała sobie kąpiel dla relaksu. Następnie wyjęła bladoróżową suknie z białym gorsetem.


Jak na zawołania, pukanie rozległo się do pokoju. Poddenerwowana służąca wchodzi bez pozwolenia i ze spuszczoną głową mówi:


- Wybacz panienko za wtargnięcie - Rzuciła łamiącym się głosem - Lecz ogłoszono alarm w instytucie. Wszyscy przenosimy się do Magnusa Bane'a dopóki jest czas - Powiedziała pospiesznie, nerwowo plącząc sobie palce.


- Ilu intruzów? - Zapytała dosyć spokojnie dziewczyna spoglądając przez okno


- Kilkunastu... - Rzuciła - W tym prawdopodobnie Niklaus Mikaelson - Oznajmiła. Clary przełknęła głośno ślinę lecz nie ruszyła się ani na krok.


- Szybko panienko, zanim będzie za późno - Pospieszyła ją służąca, zbierając rzeczy dziewczyny.


- Ja zostaje - Rzekła rudowłosa


- Panienka nie myśli logicznie. Trzeba uciekać dopóki mamy szanse


- O to właśnie mu chodzi - Odwróciła się Clary do dziewczyny - Chce bym uciekała. Mój strach go tylko wzmacnia - Stwierdziła.


- Uciekaj z resztą - Powiedziała Clary - Już! - Wrzasnęła. Służąca nie posłuchała ją za pierwszym razem. Mimo drobnego ciała rudowłosej, dziewczyna zatrzęsła się i wybiegła z pokoju.


Po jakimś kwadransie, Clarissa obracała w dłoni stele, słysząc chaos w cały budynku. Wszyscy sie przenosili do Magnusa i miała nadzieje, że Lightwood'owie pomyślą, że ona już się tak znajduje.


- Clary! - Usłyszała męski głos. Odwróciła sie i zobaczyła w drzwiach Enzo. Mimo wczorajszego urazu, szybko wrócił do sił i wyglądał gdy by nic się nie stało - Co tu jeszcze robisz? Kazano nam uciekać - Stwierdził wchodząc w głąb pokoju - Lightwood'wie już dawno myślą, że jesteś u Magnusa - Przyznał


- A mój brat, Jonathan? - Zapytała dziewczyna


- Tak samo! Zostałem tylko ja, by pomóc służbie. Ale mieli Cię już dawno powiadomić


- Dowiedziałam się nie dawno - Powiedziała spokojnie ukazując lekki uśmiech.


- Bezużyteczna służba - Syknął brunet - Dobrze, idziemy - Powiedział i podszedł do niej


- Nie! Ja nie idę!


- Ale Clary...


- Jeśli chce mnie dostać to dostanie! Nie zamierzam uciekać do końca życia. Chce mu stawić czoła. Tylko tak uratuje moich bliskich - Oznajmiła


- Jeśli myślisz, że Cię zostawię tu samą to się grubo mylisz - Stwierdził


- To nie twoja walka Enzo... Uciekaj dopóki masz okazje - Odparła zmęczona. Chłopak przetarł oczy, zastanawiając się co robić.


- Uciekajmy więc razem. I tak nie zdołasz sama ich uratować. Potrzebny jest plan, czas... - Podszedł do niej i ujął jej dłoń


- Mówisz jak Jace - Uśmiechnęła się - Dobrze. Otworze portal - Oznajmiła. Chłopak odetchnął i cofnął się trochę. Clary chwyciła mocniej stele, którą wciąż trzymała w dłoni i przystawiła do ściany. Wyryła znane już jej znaki, które opanowała już bardzo dobrze.


- Gotowe... - Odparła.


- Wciąż mnie zaskakujesz panno Morgenstern - Odparł chłopak. Dziewczyna szybko rzuciła uśmiech i schowała stele pod suknie.


- Teraz, za nim będzie za późno - Powiedziała. Podszedł do niej i spojrzał na nią


- Ruszaj, wezmę tylko sztylet - Powiedziała. Chłopak lekkomyślnie zaufał dziewczynie i wszedł przez portal. Gdy był już dostatecznie daleko stąd, portal zniknął. Clary zeszła na dół. Instytut świecił pustkami i ciszą. Czekała na korytarzu przyglądając się wejściowym drzwiom. Stanęła jak dama, złączyła dłonie, wyprostowała się i uniosła dumnie głowę.


Wtedy grupa ludzi otworzyła drzwi. Łowcy rozeszli się po prawej i lewej stronie stojąc na baczność. Pusta ścieżka pojawiła się idealnie do rudowłosej. Klaus pojawił się przed nią i ze złowieszczym uśmiechem podszedł do dziewczyny.

- Clarisso... Stęskniłem się za Tobą - Powiedział z uśmiechem. Ujął jej dłoń i mimo sprzeciwów dziewczyny, musnął jej skórę - Miałem nadzieje Cię tu spotkać. Gdzie reszta? - Zapytał spokojnie. Clary jedynie patrzyła na niego zimny wzrokiem nie odzywając się ani słowem.

- Przeszukać Instytut! Chłopak musiał gdzieś się ukrywać! - Powiedział do swoich ludzi. Kilku łowców poszła w głąb budynku a paru zostało przy swoim panu.

- Denerwujesz się moja droga? Twoje serducho bije zbyt szybko - Stwierdził.

- Instytut jest pusty. Jestem tylko ja - Odezwała się

- I niezmiernie się ciesze - Rzekł dotykając jej szyi - Ah już zapomniałem jak smakuje twoja czysta krew - Westchnął przyglądając się jej szyi

- Zechciałabym na razie, usłyszeć nowinę o moich rodzicach. Jesteś przesadnie gościnny jak chodzi o to - Powiedziała srogo dziewczyna

- Ah tak. Valentine i Jocelyn. Co bym bez nich zrobił. Zawdzięczam im taki wspaniały skarb którym jesteś ty moja Clarisso - Rzekł z uśmiechem

- A Pan Herondale? - Zapytała - Chciałabym się z nim niezłocznie widzieć

- Odważna jesteś. I na ogół pyskata od naszej ostatniego widzenia - Stwierdził dumny

- Nie usłyszałam odpowiedzi - Syknęła zniecierpliwiona dziewczyna. Mężczyzna lekko nachylił się ku niej. Z ciągłym uśmiechem na twarzy zmarszczył brwi, przyglądając się prosto w oczy zielonookiej.

- Miedzy wami jest jakaś nieskazitelna więź - Szepnął - Ty... Go kochasz - Stwierdził po chwili zastanowienia - Jakże romantycznie - Odparł teatralnie

- Instytut pusty mój panie - Powiedział do niego łowca wracając z poszukiwań

- Jakże będzie mi miło patrzeć na dwoje zakochanych, wyznających sobie miłość w swoich ostatnich minutach - Powiedział i mocno ścisnął dziewczynę za nadgarstek - Wracamy do Idrysu! - Krzyknął do wszystkich.




Jednak z wiedźm otworzyła grupie łowców portal. Przenieśli się wszyscy do Alicante przed dom Clarissy.

- Nie będę przesadnie okrutny i pozwolę Ci przebywać w swoim domu - Powiedział - Gdy będziesz chciała wyjść, straże będą śledzić każdy twój krok.

- Pozwól mi się zobaczyć z rodzicami! Wypuść ich draniu! - Krzyknęła szarpiąc się w objęciach innego łowce.

- Chciałem Ci zrobić niespodziankę, lecz jesteś taka niecierpliwa - Westchnął teatralnie - Zapraszam do środka - Powiedział z uśmiechem a potem poszedł w swoją drogą. Łowca popchnął ją i wypuścił z uścisku pozwalając jej wejść do środka. Clary otworzyła z hukiem drzwi tarasowe i wbiegła do domu

- Mamo! Tato! - Powiedziała głośno

- Clarisso! Córeczko - Usłyszała głos matki i zaraz znalazła się w jej objęciach - Przepraszam Cię! Przepraszam Cię za wszystko - Wyszlochała Jocelyn

- To nie twoja wina mamo - Szepnęła dziewczyna - Ważne, że nic wam nie jest - Rzekła i odsunęła się by spojrzeć na kobietę. Wyraz twarzy miała zmęczony. Sine oczy pod oczami i blada skóra postarzały ją. Jej rude włosy za to nadal gęste i puszyste, nie traciły blasku.

- Clary? - Usłyszała kolejny raz swoje imię. Jocelyn zeszła jej z drogi. Młoda Morgenstern zobaczyła blondyna w luźnej beżowej koszula, która prześwitywała mu ciało, odkrywając liczne runy na skórze. Spodnie jak zwykle czarne i ciężkie czarne buty. Włosy w nieładzie, jak by dopiero wstał doskonale mu pasowały do szczupłej twarzy. Promienie słoneczne wpadające przez taras, powodowały, że jego złote oczy świeciły jeszcze mocniej.
Clary nie wytrzymała i podbiegła do ukochanego. Rzuciła mu się na szyję z wielką siłą, lecz chłopak nawet nie drgnął. Objął ją mocno gładząc po włosach. Jace lekko się odsunął by spojrzeć na twarz dziewczyny.

Stykali się czołami. Ręce Jace'a spoczęły na włosach dziewczyny a Clary swoim kciukiem gładziła pod brudek chłopaka. Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko kiedy zobaczyła całego i zdrowego Herondale'a. Spodziewała się najgorszego. Ważne, że znów jest przy niej.

- Co tu robisz, na Anioła? - Szepnął chłopak

- Ratuje Cię - Zaśmiała się cicho - Nigdy sobie nie wybaczę, że Cię tam zostawiłam - Stwierdziła, ściskając końcówki jego blond włosów

- Nie wygłupiaj się Clary. Nigdy nie chciałem byś dostała się w jego ręce. I nie upilnowałem tego - Stwierdził spuszczając głowe

- Hej... - Szepnęła unosząc jego pod brudek tak by ich oczy się spotkały - Jesteśmy w tym razem - Oznajmiła - Na zawsze - Szepnęła.

- Porozmawiamy o tym później - Przerwała im Jocelyn. Oboje spojrzeli na kobietę i była dosyć zadowolona z ich szczęścia. Clary zawstydziła się lekko i odskoczyła od chłopaka

- A gdzie tata? - Spytała. Spojrzała na matkę... potem na Jace'a ale nie otrzymała odpowiedzi.

- Clarisso - Usłyszała głos ojca. Odwróciła i zobaczyła Valentine'a. Z rozłożonymi rękoma i uśmiechem na twarzy podszedł do niej.

- Ojcze... - Szepnęła i niepewnym krokiem podeszła do Morgensterna.

- Brakowało nam Cię tu - Powiedział i objął córkę - Znów będziemy razem - Dodał. Clary dziwnie czuła się w objęciach ojca. Było jej zimno a jego ramiona wydawały się być jej obce.

- Pamiętaj córeczko, że jestem z Ciebie dumny - Rzekł spoglądając na córkę - Dobrze zrobiłaś przybywając tutaj

- Val!- Warknęła Jocelyn - Odsuń się od niej - Syknęła

- Mamo co się dzieje? - Zdziwiła się dziewczyna

- Jace zabierz ją na górę - Odezwała się Jocelyn - Nie będziesz się do niej zbliżał - Warknęła na męża





Clary w towarzystwie Jace'a wybrała się do sali anioła na wezwanie Klausa. Tam już znajdowali się łowcy, których niektórych poznawała ze strony ojca a niektórych widziała pierwszy raz w życiu. Właśnie, ojciec... Jace już jej wszystko wytłumaczył. Valentine zostawił ofiarą broni, której Klaus użył na Rosalie. To już nie jest jej ojciec. Jest obcy a wyraz twarz ma złowieszczy, podobny do Klausa.
Jocelyn stała u boku męża z przodu i towarzyszyła im także Rosalie. Klaus siedział na miejscu głównego członka Clave, którym był Val. Członkowie rady siedzieli na swoich miejscach, spoglądając na siebie z niepokojem.


- Wreszcie jesteśmy wszyscy razem - Odezwał się Klaus i zszedł z podium - Mam ważną nowinę dla was wszystkich - Podszedł do Clary i nie zwracając uwagę na Jace'a, odebrał mu ją i sam złapał za rękę, podchodząc bliżej rady.


- Razjel jest po naszej stronie moi drodzy - Oznajmił. Clary ledwo wytrzymała dotyk mężczyzny i co chwile zerkała na swoje ukochanego zza ramienia, który cały gotował się od środka.


- Moi przyjaciele... - Zwrócił się do rodziców dziewczyny - Mam już wasze błogosławieństwo - Uśmiechnął się a Valentine lekko kiwnął głową, gładząc żonę po dłoni, która szybko odrzuciła jego dotyk.


- Teraz was pytam... - Zwrócił się do rady - Czy wznowicie zgodę na małżeństwo? - Zapytał, lecz było widać wymuszenie jakie im stawia.


- Co?! - Krzyknęła Clary


- Cisza! - Krzyknął jeden z rady. Clave było przerażone tak samo jak Clary. Klaus owinął ich sobie wokół palca i już wiadomo jaką decyzje podejmą.


- Nie widzimy przeszkód byście wzięli ślub. Rada już kiedyś się na to zgodziła wiec nie mamy większych powodów by zmieniać naszej decyzji


- Nie! Nie macie prawa! - Odezwał się Jace lecz za nim zdążył coś zrobić dwóch łowców przytrzymało go mocno, podcieli tak, że opadł na kolana i przystawiło seraficki miecz do gardła.


- Zrobisz to. Bo inaczej zabije go na twoich oczach - Zwrócił się Klaus do Clary, która zrospaczona przyglądała się Herondale'owi.


- Klaus to zaszło za daleko - Odparła Clary kręcąc głową - Nie chce ich krzywdy - Wyszlochała


- Będziemy razem władać Idrysem. Wszyscy będą nam składać pokłony. Będziesz moją królową Clarisso - Przyznał - Będziesz szczęśliwa... - Dodał. Spojrzała na niego błagająco i za chwile puścił ją pozwalając podejść do blondyna. Kucnęła przy nim i dotknęła jego twarzy.


- Kocham Cię Jace - Szepnęła. Chłopak zmarszczył czoło i ponownie próbował się szarpać - Dlatego musze to zrobić - Oznajmił.


- Clary, nie... - Szepnął rozczarowany


- Pamiętaj, że nie taki koniec dla nas wróżyłam - Powiedziała i cofnęła się wracając do Klausa.


- Dobra decyzja moja królowo - Szepnął i ujął ponownie jej dłoń


- Nie, nie możecie tego zrobić! - Wtrącił Jace nie odpuszczając


- Jace, to już koniec - Powiedziała Clary


- Pamietaj, że nie taki koniec dla nas wróżyłem - Powtórzył jej słowa.


- Nie możesz ożenić się z Clary - Powiedział odważnie. Niklaus odwrócił się do blondyna i pomimo słabej cierpliwości, czekał na powód


- Małżeństwo nie może być zawarte, gdy panna nie zachowała czystości - Powiedział uśmiechając się złowieszczo - Nie można brać żony, która współżyła już z innym mężczyzną


- Łżesz! - Warknął Mikaelson.


- Jak śmiesz tak mówić o mojej córce? - Odezwał się Valentine - To puste słowa. Clave nie poprze twojego zdania - Syknął Val


- Wręcz przeciwnie. To zmienia całą postać rzeczy - Odważyła się odezwał jedna z rady.


- Do diabła z waszym zdaniem - Rzucił Klaus do Clave i szybko spojrzał na Jace'a


- Podnieście go - Rzucił do straży. Szarpnęli chłopakiem i zaraz był na prostych nogach.


- Już kolejny raz wchodzisz mi w drogę - Syknął do chłopaka - Coś mi się wydaje, że dłużej tego nie ścierpię.


- Wiec zrób co należy zrobić - Odparł chłopak z kamiennym wyrazem twarzy. Clary wiedziała co zamierza zrobić Klaus. Musiała go powstrzymać.


Oczy Klausa zmieniły się w krwisty kolor, skóra zbladła a z jego uśmiechu wystawały dwa kły. Chcąc wgryść się w Herondale'a i pozbawić go żywota, przeszkodził mu zapach, który wyprowadza go z równowagi. To była Clary. Wyjęła dosyć szybko sztylet, który miała schowany pod suknią i nacięła sobie nim ręke. Odwróciła jego równowagę, a Jace mógł wtedy pozbawić strażników broni i wskazać nią na Klausa. W tym samym momencie drzwi od sali sie otworzyły z hukiem. Wszyscy tak byli. Maryse i Robert. Isabelle, Alec i Magnus razem z Heleną. Jonathan i nawet Enzo.


- Klaus! Koniec twojego rządzenia! - Odezwał się Robert.


- Jonathan... - Szepnęła Jocelyn z szerokim uśmiechem.


- Sądzicie, że możecie mnie powstrzymać? - Parsknął Klaus. Gdy wszystkie oczy spoczeły na nowych gościach, Klaus nagle wytrącił broń z dłoni blondyna i wgryzł się w jego rękę, który zacisnął zęby by nie krzyknąć.


- Nie! - Krzyknęła raptownie Clary. Podbiegła do nich i odsłoniła swoją rane.


- Klaus napij się ode mnie. To mojej krwi bardziej pragniesz - Powiedziała. Powoli odsuwał się od Jace'a i zaraz odepchnął go z wampirzą siłą a ten upadł na bok.


- Tak właśnie tak - Szepnęła. Klaus ujął jej dłoń i ugryzł ją. Ból nie trwał długo, bo Klaus krztusząc się jej krwią opadł na kolana.


- Co to za czary? - Wykrztusił - To pali! - Krzyknął opadając z sił.


- Mój Panie - Podbiegła do niego Rosalie, kucając przy nim przejęta


- Rosalie? - Odezwał się Enzo i podszedł bliżej macochy. Gdy zobaczył, że ta dobrowolnie podaje mu rękę by napił się od niej, chłopak obrzydzony odwrócił wzrok. Klaus odetchnął i ponownie wstał


- Zaskoczyłaś mnie Clarisso - Powiedział - Musze Ci to przyznać - Odparł - Ale przynajmniej doczekałem się Ciebie - Wskazał na Enzo. Grupa przybytych spojrzała na zdezorientowanego chłopaka


- Niedługo odkryjesz swoją prawdziwą naturę - Powiedział. Nagle złapał Rosalie, w błyskawicznym czasie, Valentine znikł z oczu Jocelyn i cała trójka znikła. Po bokach pojawiały się portale i ludzie Klausa zaczęli w nich znikać.


- Val! Val! - Krzyknęła Jocelyn rozglądając się. Rozpłakała się, gdy zdała sobie sprawę, że są oni już daleko stąd. Jonathan podbiegł do matki i objął ją.


- On odszedł! - Wyszlochała


- Znajdziemy go matko, obiecuje Ci - Oznajmił.


Clary podbiegła do Jace'a, gdy ten  leniwie podniósł się z ziemi

- Nic mi nie jest - Wyszeptał dwukrotnie, ponieważ Clary objęła jego twarz i przyjrzała się mu całemu z przerażeniem. Sięgnęła po swoją stele i wyryła mu Iratze na ramieniu i sobie też, by uśmierzyć ból po ugryzieniu.


- Już dobrze. Już po wszystkim - Rzekł Jace i objął dziewczynę, która oparła się o niego z płaczem.


- Clarisso Morgenstern. - Powiedział jeden z rady - I Jace'ie Herondale - Dodał. Odsunęli się od siebie i spojrzeli na Clave.


- Chcemy wam podziękować za granie na czasie - Powiedziała kobieta - Dzięki wam odzyskaliśmy Alicante mimo utraty kilku z naszych żołnierzy i głównego radnego, czyli twojego ojca Clarisso. Byliśmy w porozumieniu z Lightwood'ami, którzy zdążyli przybyć w razie walki. Rozplanujemy odbicie naszych obywateli lecz na ten czas prosimy sie rozejść i odpocząć.


Wszyscy zbierali się do wyjścia, lecz Enzo nie ruszył się z miejsca


- Enzo... Idziesz? - Zdziwiła się Isabelle. Enzo w którymś momencie ruszył przodem i stanął przed radą.


- Jestem Lorezno Branwell i proszę o prywatną rozmowę z Clave - Odezwał się. Radni spojrzeli na siebie lecz zaraz pozwolili mu zostać. Strażnik wyprowadził resztę i zamknął za sobą drzwi.


Grupa łowców wróciła do posiadłości Morgenstern. Jocelyn poszła do swojej sypialni by się wypłakać za mężem w poduszkę.


Alec i Magnus odeszli kilka kroków by się ze sobą pożegnać


- Helena ruszyła za tropem siostry. Musze ją znaleść - Powiedział


- Nie poradzisz sobie sam. Co jak trafisz na Klausa? - Przejął się czarnowłosy


- Nic mi się nie stanie - Odparł i wyjął zegarek kieszonkowy z kieszeni


- Gdy będziesz mnie potrzebować. Wystarczy, że przytrzymasz go w ręku i pomyślisz o mnie - Podał mu biżuterie.


- Uważaj na siebie - Powiedział Alec


- Zawsze uważam Aleksandrze - Uśmiechnął się - Watpię, że mogę Cię pocałować w obecności twoich rodziców ale nie mogę się powstrzymać - Stwierdził, lecz Alec odważnie zbliżył się i musnął usta Bane'a. Wiedział, że rodzice mu się przyglądają, lecz po chwili wyszli z salonu nie mając teraz na to czasu. Siostra dumnie przygląda się bratu, który wreszcie jest szczęśliwy i nie musi tego ukrywać.


- Nie musi się już ukrywać, prawda? - Stanął koło niej Jonathan, przyglądając się szczęśliwej parze


- Alec nigdy nie musiał się ukrywać - Powiedziała oschle - Jest po prostu skromny i skryty. To nie jest zła cecha jak tak uważasz - Odparła spoglądając na niego


- Nie uważam tak - Powiedział spokojnie - Możemy dużo nauczyć się od takich ludzi i po prostu wziąć z nich przykład - Stwierdził zagapiając się na czarnowłosą.


- Pozwól, że się oddale Panno Isabelle - Powiedział z lekkim uśmiechem i podszedł do siostry i Jace'a, gdy zostawił Izzy w całkowitym zdezorientowaniu. Pierwszy raz nazwał ją Isabelle. Żadne Lightwood, czy kruczoczarna. Pierwszy raz także się z nim nie sprzeczała. Nie było nawet takiej potrzeby.


- Clary... - Rzucił Jonathan. Clary odsunęła się od Jace'a i objęła nagle brata


- Trzeba sprowadzić ojca z powrotem - Powiedziała - Musimy działać razem bracie - Oznajmiła


- Też tak uważam - Uśmiechnął się i ucałował siostrą w głowę - Przebacz mi siostro ostatnie moje słowa...


- Nie gniewam się braciszku. Zbyt szczęśliwa jestem, że mam takiego brata by obrażać się na niego - Stwierdziła z uśmiechem.


- Dzięki Jace - Zwrócił się do przyjaciela - Wiem, że zrobiłeś wszystko tylko by uratować moją siostrę - Oznajmił. Jace kiwnął głową i lekko uśmiechnął się.


- Nie bierz sobie do serca moje słowa w sali anioła - Odparł Herondale - Gdy poprosi, wtedy możesz mnie zabić - Zażartował.

- Rozważe to - Stwierdził chłopak z uśmiechem. - Pójdę do matki. Nie jest w najlepszym stanie - Oznajmił i poszedł do sypialni rodziców.




Wieczorową porą, Clary dużo myślała. O wszystkim i o wszystkich. Mogła dziś stracić ukochaną jej osobę. Mogła stracić swoje życie, gdy by doszło do ślubu. Jej ojciec został stracony ale nie traci nadzieji i wierzy, że zdołają go uratować.Clave może znów wznowić prace i bez lęków decydować co dalej.

Dziewczyna zdecydowała się by pójść do Izzy i pogadać z nią jak dziewczyna z dziewczyną. Otworzyła już drzwi ale stał przed nimi Enzo, z już gotową ręką by zapukać

- Enzo... - Rzuciła - Długo Cię nie było, wszystko w porządku? - Zapytała

- Możemy pogadać? - Spytał cicho

- Oczywiście, wejdź - Odparła i wpuściła go do środka. Rudowłosa usiadła na sofie a chłopak został na nogach.

- Co Klaus mógł mieć na myśli, kiedy powiedział, że niedługo poznam swoją prawdziwą naturę? - Zapytał

- Klaus jest dosyć szalony, nie ma co brać sobie jego słów na poważnie - Odparła

- Widziałem pewność w jego oczach... Jak by mnie znał - Stwierdził, siadając koło niej - Wiesz coś o nim więcej? O jego rodzinie, o jego pochodzeniu? - Wypytywał

- Jace mi trochę opowiadał - Powiedziała cicho - Nie bez powodu jest tym czym jest. Jego matka była łowczynią i zdradziła swojego męża z wilkołakiem. Z tego romansu urodził się Klaus. A ten, że było mu mało, wykorzystał wiedźmę by stworzyła go także wampirem - Oznajmiła.

- Ale to nie ważne Enzo. Nic Cię nie łączy z Klausem - Powiedziała, gdy chłopak wydawał się na zdołowanego. Dotknęła jego dłoni by go pocieszyć, lecz była bardzo gorąca.

- Dobrze się czujesz? Cały płoniesz - Stwierdziła dotykając także jego czoła - Chyba masz gorączke, może powinieneś...

- Wszystko jest dobrze! - Uniósł się i stanął na równe nogi - Jestem tylko trochę zmęczony - Rzucił zdezorientowany - Twoja matka pozwoliła mi tu zostać więc pozwolisz, że pójde się przespać - Powiedział szybko i ruszył do drzwi

- Enzo poczekaj! - Rzuciła, lecz ten w szybkim tempie ruszył ciemnym korytarzem.

5 komentarzy:

  1. keidy next <3
    zapraszam do mnie http://finalpaage.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szybko niestety... Postaram się szybko ale nastepny rozdział bedzie troche ważniejszy. Chce by wszystko było przemyślane i chce być zadowolona z tego odcinka :) ale biore pod uwagę czas ;)

      Usuń
  2. Z Przyjemnością informuję cię, iż zostałaś nominowana do LBA!
    Więcej tu:
    http://the-mortal-instruments-another-story.blogspot.com/2016/07/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award!! Więcej info: http://ukrytetajemnice.blogspot.com/2016/07/lba-2.html

    OdpowiedzUsuń