Strony

wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 3



Clary poszła do siebie, szybko się przebrać a służącym kazała zająć się przygotowaniem do kolacji. Rudowłosej zachciało się iść na miasto, przejść się po rynku. Poprosiła tylko Tatie by pomogła jej zawiązać gorset. Wychodząc na miasto musiała dobrze wyglądać, reprezentując swój ród. Założyła na gorset bordową suknie a do tego delikatną parasoleczkę pod kolor sukni i wyszła szybko i niewidocznie bo miała ochotę pobyć sama


- Gdzie panienka się wybiera? - Wychodząc prawie za bramę posiadłości usłyszała głos Jace'a


- Mam ochotę na spacer po rynku, nie chciałam zawracać paniczowi głowy - Oznajmił odwracając się do niego


- Nie udawaj, że nic się nie stało...


- Nie wiem w czym problem... Śpieszę się, będzie rozmawiać tutaj czy przyłączysz się do mnie? - Zaproponowała.


Spacerowali aż doszli na rynek pełny ludzi. Lubiła czasami pobyć wokół ludzi i jako ich ,, zbawczyni,, chciała spędzić z nimi trochę czasu, udowadniając, że nie jest samolubną bogatą panną.


- Mogę się dowiedzieć co zrobiłaś wtedy na polanie? - Szepnął Jace idąc koło Clary


- Uleczyłam go - Oznajmiła czasami uśmiechając się do przechodniów.


- Clarisso...


- Clary - Poprawiła go


- Clary... - Zaczął odpowiednio - Użyłaś runy, która nie istnieje w szarej księdze. To nierealne w kodeksie nocnych łowców - Stwierdził.


- Oh jaki piękny materiał - Przerwała i podeszła do staruszki ze stoiskiem materiałów do sukienek. Był to piękny błękitny kolor, który ujęła i poczuła miłe uczucie w dotyku


- Clarissa Morgenstern, Eres una esperansa para nosotros. ( jesteś nadzieją dla nas wszystkich ) - Powiedziała kobieta lecz Clary jej nie zrozumiała. Zaśmiała się cicho i zerknęła na Jace'a


- Eres hermosa... ( jesteś piękna...)


- como un ángel ( jak anioł ) - Dokończył za nią Jace. Zawsze był dobrze wykształcony, nie tylko był świetnym wojownikiem lecz znał się na literaturze, znał dużo językach


- Estoy de acuerdo ( zgadzam się )


- Po powiedziała? - Zaciekawiła się dziewczyna, wiec spytała Jace'a, który znał hiszpański


- Że jesteś nadziejom dla nas wszystkim - Oznajmił


- A co ty powiedziałeś? Usłyszałam od ciebie, słowo anioł? - Zdziwiła się.


- Powiedziałem, że aniołowie są dumni - Skłamał, by nie brzmiało to zbyt dziwnie, gdy by jej wyznał prawdę.


- Chodźmy dalej - Zmienił temat Jace i pospieszył ją, lekko dotykając w tali by szła dalej


- Wyjaśnisz mi wreszcie, jakim cudem zrobiłaś sobie tą runę? - Zapytał zniecierpliwiony


- Clary! - Pierwszy raz odezwał się do niej tak jak chciała, lecz z podniesionym tonem głosu


- Spocznij - Oznajmiła, gdy akurat byli przy ławce. Usiadł a ona zaraz zrobiła to samo - Parę lat temu, regularnie przyjeżdżam do nas pewien czarownik, Magnus Bane...


- Znam go, co ma z tym wspólnego? - Odparł


- Prowadził na mnie jakieś zaklęcia z których nigdy nie rozumiałam skutku. Zakładał mi jakąś blokadę tylko nie wiem przed czym - Stwierdziła - nieznane runy pojawiały się wciąż w moich snach a pewnej nocy po prostu ustały. Magnus przestał już nas odwiedzać i przez pare lat o tym zapomniałam. Lecz, gdy zobaczyłam to zwierze, wiedziałam, że nie przeżyje, wciąż chodziło mi to po głowie. Nagle tysiąc obrazów pojawiło się w mojej głowie. Sama nie wiedziałam co robię, po prostu instynkt mi podpowiadał, że to może pomóc.


- Chcesz mi powiedzieć, że stworzyłaś nową runę? - Zapytał dosyć niepewnie


- Nie wiem... Nie są one na stałe. Zobacz już znikła - Powiedziała pokazując dłoń - Proszę powiedz, że spotkałeś się już z tym przypadkiem i, że to się zdarza - Powiedziała poddenerwowana


- To nie jest normalne Clary, wiesz o tym - Odezwał się - Dużo rzeczy jest możliwe w naszym świecie Clary, ale niektóre zjawiska są po prostu niemożliwe - Wyjaśnił. Chwile się zastanowiła i spojrzała na przechodzących ludzi. Pomyślała, że jak ma ratować swój lud, nie mogą ją traktować jako dziwadła. To był jeden przypadek i więcej się nie powtórzy.


- Zapomnijmy o tym, zgoda? - Odezwała się - nie Zawiodę mojego ludu. Zaprzestam widzeniom...


- Jak chcesz to przerwać? Nowe runy pojawiają się w twoich snach. Gdy by rada się dowiedziała...


- Mam tylko nadzieje, że się nie dowie - Szepnęła.


- Skazali by Cię na śmierć - Dokończył.


- Clary... - Zaczął - Przysięgam na anioła, że nie zdradzę Clave twej tajemnicy, nawet gdy musieli by mnie zabić - Oznajmił. Dziewczyna była dosyć zszokowana wyznaniem chłopaka. Dlaczego ma przeczucie, że na prawdę może mu ufać?


- Skąd wiem, że mogę Ci ufać? - Spytała zdezorientowana


- nie wiesz. Ale nie masz innego wyboru Clarisso.






Gdy wrócili na salonu, już nie poruszali tego tematu ani razu. Rozeszli się na różne strony, Clary udałam się sypialni a Jace w kierunku biblioteki. Dziewczyna przebrała się, zakładając inną, luźną suknie. Była zmęczona tymi przebieraniami. Zaraz bedzie musiała znów się przebierać na kolacje. To, że nie ma Velentine'a to nie znaczy, że nie musi się stroić. Tylko on uważa, że jesteśmy za wysokim rodem. Że musimy pokazywać swoją wyższość w każdym przypadku, o każdej porze.


Próbowała zapomnieć o tym co jej powiedział Jace, lecz to było silniejsze od niej. Nigdy nie chciała, przy nikim okazywać swoich mocy ale nie mogła poświęcić bezbronnego zwierzęcia.


Wstała od toaletki i otworzyła jedną z szuflad komody. Miała tam różnorodne koszule nocne lub materiały do sukien. Zagłębiła rękę w ubrania i wyjęła z pod nich drewniane pudełeczko. Usiadła przy toaletce i otworzyła je. To była jej stela którą dostała od ojca, lecz nigdy jej nie otwierała drugi raz. Była ona pięknie, zrobiona z śnieżno białego rzadkiego kamienia. Ujęła ją i już zapomniała jak delikatna i wygodna może być. Postanowiła od dziś, że bedzie ją nosić, nauczy się akceptować kim jest.


Clary udała się na spacer po domu by odnaleźć matkę i pogadać z nią o Magnusie. Nie pamieta o co chodziło, bo była za mała by zrozumieć. Gdy zauważyła uchylona drzwi od biblioteki, weszła do pokoju zdziwiona. Chętnie tu przybywała. Kochała czytać lecz ostatnio nie miała na to czasu. Biblioteka jest ogromna, z wysokimi pułkami na książki do których potrzebna jest drabina. Znalazła Jace'a przy regale z zakazanymi książkami


- Co ty robisz? - Syknęła i obejrzała się za siebie by upewnić się, że są sami


- To regał z zakazanym księgami. Odłóż je - Oznajmiła podchodząc do niego


- ,,Tylko czarownik o wielkiej mocy, może wytłumaczyć nierealne zjawiska nephilim” - Przeczytał z książki


- Co to znaczy? - Zapytała, podchodząc bliżej by zerknąć na treść


- To oznacza, że trzeba wezwać Magnusa






- Nie wyrażam zgody! - Powiedziała srogim głosem


- Clary tu chodzi o twoje życie - Stwierdził


- Nie interesuj się nim. Niedługo wychodzę za mąż i moje życie nie będzie już zależne ode mnie


- To szaleństwo... Jak mogłaś się na to zgodzić? - Zmienił temat


- To da naszym ludziom lepsze czasy. Nie możesz tego zrozumieć? Będziemy wszyscy współpracować, jako jedność. To moja decyzja, a ty nie jesteś tu od tego by mi to wypominać - Powiedziała i wyszła. Szybkim krokiem udało jej się odnaleźć matkę w salonie z panią Lightwood.


- Pani Lightwood - Odezwał się rudowłosa witając się z nią, ukłonem, a kobieta przytaknęła głową.


- Matko... - Zwróciła się do niej, kucając przed nią. Jej suknia rozłożyła się po podłodze, tak delikatnie jak chmurka.


- Możemy porozmawiać w cztery oczy? - Spytała - Proszę, bardzo mnie to dręczy - Oznajmiła


- Czy Jace jest dla Ciebie nie miły? - Zaniepokoiła się Maryse. Wie dlaczego kobieta mogła się tym zaniepokoić. Jace jest arogancji i potrafi doprowadzić drugiego człowieka do szaleństwa


- Nie o to mi chodzi ale dziękuje za troskę pani Lighwood - Uśmiechnęła się do kobiety


- Zostawię was samych - Szepnęła wstając i uklęknęła w stronę mojej matki i wyszła. Clary zajęła miejsce na kanapie koło matki gdzie przed chwilą siedziała Maryse.


- Co się stało Clarisso? Czym się niepokoisz? - Spytał głaszcząc córkę po włosach.


- Czy kochałaś ojca na początku? - Zapytała


- Oczywiście... Wzięliśmy ślub z miłości. Runy miłości spoczywają szczerze na naszych sercach - Oznajmiła - Skąd to pytanie? - Zdziwiła się


- Boje się - Szepnęła - Bo ja nie kocham lorda Niklausa - Stwierdziła skronie i zagubiona


- Oczywiście, że nie kochasz. Nocni łowcy tak łatwo nie kochają, a jak pokochają oddali by życie za tą osobę


- Czy dobrze postąpiłam? Godząc się na ślub?


- Clarisso, razem z ojcem jesteśmy z Ciebie bardzo dumni. Nie łatwo będzie nam Cię puścić, ale masz silne serce, dasz sobie rade


- Skąd będę wiedziała, że go na prawdę kocham?


- Najważniejszy jest czas. Nie odpuszczaj zbyt szybko. Z biegiem czasu nauczysz się jak z nim żyć aż w końcu go pokochasz. Gdy zdasz sobie sprawę, że możesz poświęcić wszystko dla tej osoby, nawet rodzinę to to będzie prawdziwa miłość. Anioł Razjel będzie Cię miał w opiece, nie lękaj się niczego - Wyznała i ucałowała córkę czulę w czoło.

Dziewczyna myślała o słowach matki przez cały wieczór. Siedziała w pokoju po kolacji przed toaletką i szykowała się do spania. Zdejmowała biżuterie i odkładała ją na miejsce.


Jace wracając do swojego pokoju zatrzymał się przy uchylonych drzwiach rudowłosej. Zerknął na jej odbicie w lustrze i nie wiedział dlaczego nie mógł oderwać od niej wzroku. Blondyn nie wie dlaczego, ona wyróżnia się od innych dziewczyn które poznał.

Było ich tak wiele a tak innej dziewczyny jeszcze nie znał.


- Jace! - Syknął do niego Alec. Chłopak stał na korytarzu i niezadowolony zawołał przyjaciela. Blondyn ostatni raz spojrzał na nią a za chwile podszedł do swojego parabatai.


- Co się z tobą dzieje?! Opamiętaj się wreszcie. Gapienie się na nią nie przyniesie Ci nic dobrego


- Wiem co robię - Warknął


- Nie, nie wiesz. Zawsze Ci się zdaje, że wiesz co robisz. Tym razem jest inaczej. Jesteś odpowiedzialny za jej życie. Nie wolno Ci wchodzić z nią w większe relacje


- Alec... Pozwól, że sam zdecyduje co mam robić - Odezwał się blondyn


- Ojciec zostawił mnie bym Cię tu pilnował - Warknął podchodząc do niego bliżej - Nie każ mi chodzić za tobą krok w krok - Rzekł


- Chyba mi ufasz prawda? Nie musisz się przejmować - oznajmił blondyn.


Gdy chłopcy rozeszli się w dwie różne strony, Jace ponownie przechodził koło pokoju rudowłosej, tym razem chciał przejść szybko i niezauważalnie.


- Jace? - Dziewczyna zauważyła chłopaka przez odbicie lustra

- Pomożesz mi ? Naszyjnik zaplątał mi się we włosach - Do pokoju wszedł blondyn. Dziewczyna wstała by było mu wygodniej.

Blondyn przerzucił jej długie, rude loki na jeden bok. Przez przypadek dotknął jej bladej jak porcelana skóry, która jego zdaniem była delikatna i gładka jak piórko. Bez problemu rozlątał włosy od naszyjnika


- Mogę Ci zadać osobiste pytanie? - Zapytała


- Pytaj - Odparł


- Byłeś kiedyś zakochany? - Zapytała. Blondyn spojrzał na nią ukrakiem przez odbicie w lustrze


- Nie - rzekł po chwili - Nie wierze w miłość - Stwierdził - Skąd to pytanie?


- Zastanawiam się nad sensem mojego małżeństwa - Odparła


- Nie ma czegoś takiego jak miłość - Oznajmił, podając jej zdjęty już wisiorek


- Może mówisz tak, bo nigdy jej nie nie odnalazłeś - Rzekła odwracając się do niego przodem


- Wszelkie uczucia nas osłabiają Clarisso. Zdasz sobie z tego sprawę za jakiś czas - Oznajmił. Skierował się do wyjścia ale zatrzymała go tuż przy drzwiach


- Mogę Cię o coś prosić? Wyda Ci się głupie, ale... - Prychnęła. Blondyn spojrzał na nią i oczekiwał proźby


- Mógłbyś mnie nauczyć walczyć?


- Co? - zaśmiał się - Ja jestem od tego by Cię bronić


- Tylko podstawowe ruchy. Może obudzę w sobie prawdziwego nephilim

- Zgoda. Jeśli tego chcesz. Jutro rano, przed wschodem słońca - Powiedział i wyszedł. Dziewczyna pod jakimś względem była szczęśliwa. Nie lubiła nigdy przemocy lecz obudzenie w sobie prawdziwej nocnej łowczyni zawsze ją fascynowało.

2 komentarze:

  1. Rozdział cudowny, MEGA... Czekam na next! Elka:*

    OdpowiedzUsuń
  2. jery super rozdział !!
    Clary i Jace słodziaki <333
    Jace tak słodko się o nią martwi ;)))
    buziaczki xoxo
    -V

    OdpowiedzUsuń