Strony

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 2



Clary nie zdawała sobie sprawy, że spotka swojego narzeczonego właśnie tej nocy. Było to dla niej zaskoczenie i mimo, że zdawała sobie sprawę, że niedługo go pozna, zrobiła się nerwowa i bardzo się tym zdenerwowana. Brat odprowadził ją do ojca i jego znajomego i stanął przy jej boku. Jonathan nie był zachwycony tym widokiem, bo co by nie było, to był ich wróg i wciąż jest, do czasu ceremonii ślubnej. To jest nasz rozejm. Zgodziła się wyjść za mąż za człowieka które jeszcze niedługo zabijał jej rodaków. W jego oczach było coś niesamowitego, pewność siebie lecz nie taka jak u Jace'a. Władza, zło, nienawiść to widziałam w jego oczach... Podeszła do niego i uklęknęła przed nim lecz ten szybko ujął jej dłoń i ucałował.

Poczuła się 
dosyć dziwnie, bo był on wyższej władzy i nie spodziewała się takiego gestu z jego strony.


- To jest właśnie moja córka, Clarissa


- Zadziwiającej urody twa córka jest - Odezwał się.


- Me imię Niklaus - Przedstawił się


- Interesujące imię - Przyznała z uśmiechem


- Imię nadał mi ojciec, proszę, mów mi Klaus - Oznajmił.


Miał piękny, wypracowany akcent, mieszanka brytyjskiego i irlandzkiego. Blisko nich pojawił się Jace tak dla bezpieczeństwa. Przyjął bezpieczną odległość od nich, lecz nie dało się ukryć, że ich obserwuje.


- Panicz Herondale... - Rzekł nie odrywając oczu od rudowłosej - Nie spodziewałem się tu syna Stephena - Dodał zerkając na niego. Dziewczyna odwróciła się szybko bo nie miała pojęcia, że stoi za nią. Miał niezbyt zadowoloną minę, bo chyba jest takiego samego zdania co jej brat Jonathan.


- Jace, to jest właśnie Niklaus Mikaelson, lord panujący w Szwajcarii - Przedstawił go Valentine - Jemu powierzono Clarisse, jako jego przyszłą żonę - Oznajmił blondynowi. Miał kamienną twarz lecz tylko Clary mogła wyczytać z jego złotych oczu, że jest srogo nastawiony do mężczyzny i ma złe o nim zdanie.


- To zaszczyt poznać tak zacnego nephilim - Odezwał się wreszcie Jace i ukłonił się lekko choć kosztowało go to dużo wysiłku.


- Mogę prosić następny taniec? - Zwrócił się do Clarissy.


- Obawiam się, że pani powinna odpocząć, późno już - Wtrącił Jace.


- Znajdę siłę na jeszcze jeden taniec - Odezwała się Clarissa zaślepiona osobą Niklausa. 
Ujął jej dłoń i poprowadził na parkiet.

Jace stanął obok Valentine'a i obaj obserwowali parę


- Jace, musisz się powstrzymać od tych komentarzy. Nie możemy zepsuć sobie reputacji - Rzekł Valentine.


- Valentine, on jest naszym wrogiem. Nie umiem, stać bezczynnie i nie myśleć o tym, że zabił setki naszych braci - Syknął do niego blondyn.


- Dlatego zawrzemy pokój. To już się nigdy nie powtórzy - Oznajmił.


- Oddając własną córkę tego draniowi? - Warknął


- Dosyć Jace! - Przerwał mu - Clarissa sama się zgłosiła do tego i jestem z niej z tego powodu dumny - Stwierdził mężczyzna


- Spraw bym był z Ciebie, chroniąc ją za wszelką cenę - Dodał i 
odszedł w stronę Jocelyn, która rozmawiała z Lightwoodami. Jace wypatrywał brata w tłumie i wreszcie go znalazł. Byli parabatai wiec od razu zgrali się samym wzrokiem. Spotkali się w holu gdzie mogli spokojnie porozmawiać


- Valentine nie pozwoli by ktokolwiek skrzywdził jego córkę - zaczął Alec.


- Valetine jest ślepy. Nie zdaje sobie sprawy kogo wpuścił na salony - Syknął Jace - Czuję, że coś się zbliża. Widziałem to w jego oczach. Łaknie władzy, nie pokoju - Stwierdził blondyn.


- To nie nasza sprawa Jace - Rzekł czarnowłosy - Zajmijmy się tym do czego zostaliśmy tu przysłani - Dodał - Nie wtrącaj się do tego. Dzięki Morgensternom, wszyscy nocni łowcy będą mogli znów współpracować razem - Stwierdził - Przemyśl to - Dodał i wrócił na przyjęcie a po chwili Jace ruszył za nim.


Gdy blondyn wrócił na sale, muzyka akurat się kończyła. Od razu dostrzegł Clary i Klausa. Dokładnie ich obserwował jak ponownie całuje ją w dłoń. Dziewczyna kłania się i kieruje się w stronę Jace'a choć na początku go nie zauważa.


- Powinnaś na siebie uważać Clarisso - Odezwał się. Zatrzymała się przy nim i na niego spojrzała bo dopiero teraz uniosła głowę.


- Nie mam po co - Stwierdziła bezinteresownie - A tak przy okazji, zachowałeś się nieodpowiednio przy powitaniu Niklausa - Rzekła


- jestem za Ciebie odpowiedzialny - Przypomniał.


- Nie słyszałeś mnie?! Powinieneś przeprosić tego dżentelmena


- Nie mam na to czasu - Odparł rozglądając się dyskretnie - Moim zadaniem jest utrzymanie Cię przy życiu - Powiedział marszcząc kąciki ust


- Zachowujesz się nieodpowiednio. Nie mam ochoty kontynuować tej rozmawiać. Pozwól, że udam się teraz na spoczynek, jestem zmęczona - Powiedziała szybko się kłaniając i poszła do swojego pokoju na górę. W pokoju czekała już na nią Tatia by pomóc Clary przygotować sie do spania. Wzięła długą kąpiel by się odprężyć. Następnie już w długiej, białej koszuli nocnej usiadła przy toaletce. Tatia zajęła się jej włosami, rozpuszczając je i dokładnie rozczesując


- Powiedz mi... Jakie jest twoje pierwsze wrażenie na lordzie Niklausie? - Zapytała służącej


- Nie śmiała bym go oceniać - Stwierdziła.


- Masz moje pozwolenie - Rzekła Clary


- Jest na pewno bardzo władczy i inteligentny. Przewiduje szczęście u panienki u jego boku - Oznajmiła - jest także całkiem przystojnym dżentelmenem - Zachichotała a rudowłosa uśmiechnęła się do niej przez lustro lecz szybko posmutniała. Tatia nachyliła się ku dziewczynie i dodała


- Panicz Jace także jest nieskazitelnej urody - Wtrąciła


- Na to już nie wyraziłam zgody - Oznajmiła.


- Wybacz pani - Powiedziała i ukłoniła się lekko, wychodząc z pokoju. Clary spojrzała na swoje odbicie i sama miała ochote delikatnie i z gracją przeczesać długie włosy grzebieniem.


Myślała jeszcze przed kolejny kwadrans jak potoczy się jej życie po tym jak poznała narzeczonego. Najbardziej obawia się tego jak bardzo jest tajemniczy. Czy bedzie szczery i interesował się jej zdaniem? Jest czarujący, to prawda, lecz jest coś w jego oczach co ją drażni. Siła, która może objąć cały Idrys.






Jace wstał o świcie i rozpoczął dzień od samodzielnego treningu jak to miał w zwyczaju w instytucie. Znalazł wielką sale treningową, kształtem i sprzętem przypominającą ich w Londynie, lecz ta była o wiele większa, która należała w szczególności do Jonathana. Na rozgrzewkę wykonał wspinaczkę na sam szczyt. Pokonał przeszkodę w parę sekund i przy tym nawet mu kropla potu nie poleciała po czole. Następnie przećwiczył równowagę, przechodząc przez linie na wysokości jakiś 4 metrów by potem zeskoczyć z niej na ziemie z potrójnym saltem.


- Widzę, że odnalazłeś moją fortece - Wstał z uklęku by ujrzeć Jonathana, także przygotowanym na trening. Obaj mieli czarne, bojowy stroje bo było im najwygodnie w nich ćwiczyć wczuwając się w trening jeszcze bardziej.


- Może być - Odparł blondyn by podrażnić przyjaciela lecz po chwile uśmiał się żartując sobie. Jonathan dołączył się do treningu i obaj sięgnęli po drewniane miecze, przypominające serafickie ostrza. Stanęli na środku sali i rozpoczęli pojedynkę na miecze przy czym mogli poćwiczyć swoją atletykę i gibkość. Są jednymi z najlepszych młodyh nocnych łowców. Jace wierzy, że jest wyjątkowy i nikt nie potrafi go pokonać tak samo myśli Jonathan który nie odpuści tak szybko.


W pewnym momencie do pomieszczenia weszła Clarissa. Pocichu i bez szumy by im nie przeszkadzać choć najchętniej przerwała by to wszystko bo nigdy nie lubiła tej sali. Wie, że jako nocna łowczyni powinna trenować tak samo jak oni, lecz nigdy nie akceptowała tego wyboru i Valentine za bardzo był wpatrzony w swoją małą córeczke, że nie wyobraża sobie by teraz musiała walczyć i ryzykować życie.


Jace nie rozumiał powodu lecz jego oczy nie mogły oderwać wzroku od rudowłosej. Lekko zdyszany przerwał walke lecz po chwili tego pożałował. Jonathan wykorzystał sytuacje i zdobił wymach mieczem podcinając nogi chłopakowi. Białowłosy się zaśmiał i sarkastycznie ukłonoł na znak zakończenia walki. Siostra chłopaka podeszła do niego, gdy wreszcie przerwali.


- Trzeba było uważać - Szepnął do blondyna i pomógł mu wstać podając mu pomocną dłoń


- Odegram się - Odparł ponuro, masując się po karku.


- Bracie, nie bądź okrutny dla naszego gościa - Odezwała się - I tak wiadomo, że jesteś najlepszych wojownikiem, lecz nie powinieneś tego pokazywać tak łapczywie - Powiedziała specjalnie zerkając na Jace'a. Chłopak zrobił ponurom minę i rzucił oczami.


- Czy ja się nie mylę, czy pan Herondale właśnie bezczelnie rzucił oczami? - Odważnie zapytała.


- Modle się do anioła Razjela, by dał mi cierpliwość do panienki - Odgryzł się jej


- Siostro wystarczy - Przerwał ich sprzeczkę białowłosa - Co Cię do nas sprowadza? - Zapytał


- Ojciec oczekuje Cię w swoim gabinecie za kwadrans - Oznajmiła - Zdawał się czymś zaniepokojony - Powiedziała także tym zmartwiona. Jonathan rzucił broń do Jace'a a ten bez problemu i z gracją ją złapał. Chłopak wyszedł z sali a Clary zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu spacerując. Jace zrobił kilka kroków by odłożyć sprzęt na miejsce.


- Nigdy nie walczyłam. Swoją pierwszą rune dostałam w wieku 13 lat. Ojciec rozkazał mi bym narysowała sobie runy anielskiej, gdy wiedział, że nic ze mnie już nie będzie - Jace słuchał każde jej słowo nie odwracając się do niej. Clary spacerowała po sali, dotykając każdego sprzętu służącego do ćwiczeń.


- Jesteś z rodu Morgensternów. Jesteś stworzona do walki z naszym wrogiem - Odezwał się.


- Chyba sam w to nie wierzysz - Prychnęłam - Myślisz, że dlaczego zgodziłam się na za mąż pójście? Chciałam tylko, by ojciec był ze mnie dumny. Ile razy słuchałam z jego ust jaki to Jonathan jest najlepszych nocnym łowcom w całym Idrysie, musiałam wreszcie dokonać czegoś co sprawi, że Valentine będzie zemnie dumny


- Ojciec Cię kocha Clarisso, pamiętaj o tym - Oznajmił


- Jace! - Zanim dziewczyna zdążyła coś powiedzieć do pokoju wszedł Valentine - Wyjeżdżam z Jonathanem i Robertem na kilka dni, opiekuj się Clarissą - Powiedziała na co blondyn tylko kiwnął głową


- Znów wyjeżdżasz ojcze? - Posmutniała dziewczyna


- Jako członek rady i najwyższy jej dowodzący to mój obowiązek - Wyjaśnił - Jace, możemy pogadać na osobności? - Spytał i po chwili obaj wyszli z sali. Dziewczyna została sama, lecz za chwile wyszła na taras przez balkon. Założyła dziś sukienke bez gorsetu ponieważ na co dzień go nie nosiła. Miała wygodną, przewiewną sukienkę do ziemi. Cała w bieli i do tego białe balerinki. Zeskoczyła z barierki i chciała pobyć trochę sama. Ma dosyć, że ojca wciąż nie ma w domu, zwłaszcza teraz gdy go naprawde potrzebuje.


Gdy Jace był po rozmowie z Valentine'em, wrócił do sali treningowej


- Clarissa? - Zawołał lecz jej już nie było. Zastał tylko otwarte drzwi tarasowe z przewiewnymi zasłonami.




Dziewczyna szła po lesie, który dobrze znała. Zajmowało dużo czasu by przez niego przejść lecz wiedziała, że po zielonym lesie otworzy się wielka polana, przepiękna, pełna ciszy i spokoju. Przychodziła tu jak była młodsza by chować się przed rodzicami, gdy przyjeżdżał do nich Magnus - jeden z najpotężniejszych czarodzieji jacy byli dotychczas znani. Robił na niej eksperymentu i próbował różnych zaklęć. Zawsze się ich bała lecz teraz jak o tym myśli, to widzi to wszystko, przez mgle. Wizyty Magnusa skończyły się jakieś 4 lata temu, gdy utrzymała swoją pierwszą runę anielską.


Usiadła na mocno zielonej trawie i zrywała małe kwiatuszki wokół niej by się czymś zająć. Po jakimś czasie usłyszała głośny odgłos konia. Zerknęła za siebie i spostrzegła jadącego przed las Jace'a na czarnym rumaku.


Sprawnym ruchem zeskoczył z konia, jednocześnie przerzucając linkę przez jego grzbiet.


- Postradałaś zmysły? - Podniósł głos


- Nie rozumiem - odezwała się dziewczyna podnosząc się z ziemi


- To miejscu roi się od niebezpieczeństw - Stwierdził


- Jak mnie znalazłeś? - Zdziwiła się


- Zapach twoich perfum czuć już z połowy lasu - Odparł - Wracamy - Powiedział, a raczej brzmiało to jak rozkaz. Wyciągnoł do niej dłoń i czekał do momentu aż ją przyjmie


- W głębi duszy wiesz, że jestem zdolny zrobić to siłą jak mnie do tego zmusisz - Oznajmił. Przestraszyła się trochę i się poddała. Ujął ją delikatnie w talii a zarazem poczuła silne dłonie na ciele i podrzucił ją bokiem na konia. Nigdy nie była dotykana w ten sposób i poczuła dziwne ciepło w okolicach gdzie ją dotykał. Czy to nazywa się przyjemność? Zasiadł tuż za nią i objął by sięgnąć po linkę do prowadzenia konia. Poczuła się jak w klatce zrobiona z jego ramion, lecz nie czuła się z tym źle, wręcz przeciwnie, poczuła się na prawdę bezpiecznie. Przejeżdżając po polania, dziewczyna zauważyła zwierze na ziemi, jeszcze dychające.


- Zatrzymaj się - Rzekła. Jace zatrzymał szybko poruszającego się konia. Clary jak tylko miała możliwość zeskoczyła z konia i podbiegła do jelenia, klękając przed nim na kolanach. Zwierze ciężko oddychała i miało strzałę na przed ramieniu. Przerażenie w oczach bezbronnego zwierzęcia było okropne. Kto w tych czasach zostawia niedobite zwierze?


- Clarisso nie mamy na to czasu - Syknął chłopak


- Podzielimy jego los jeśli mu nie pomożemy - Stwierdziła. Zawsze, ból i cierpienie bezbronnych stworzeń doprowadzało ją do rozpaczy i załamki. Chłopak zeskoczył z konia i westchnoł ciężko.


Clarissa rozerwała końcówke materiału sukienki by zrobić bandarz jeleniowi.


- Pomóż mi wyjąć strzałę - rzuciła dziewczyna, gdy wiedziała, że jest wbita głęboko. Chłopak z niechęcią posłuchał jej się i uklęknął przy zwierzęciu z drugiej strony.


- Przytrzymaj go - Powiedział. Dziewczyna przytrzymała go za łeb a Jace zręcznie, za jednym zamachem wyjął strzałę. Zwierzę, zaczęło się wiercić z bólu, to było widać gołym okiem. Zawiązał mu opartunek dokładniej zrobiony z sukni dziewczyny


- Daj mi stele - Odezwała się patrząc z żalem na zwierze z przekonaniem, że nie przeżyje


- Po co Ci? - Zdziwił się.


- Zaufaj mi - Powiedziała wyciągając do niego dłoń. Niepewnie wyjął stele z tylnej kieszeni i podał ją dziewczynie


- Runy nie działają na zwierzętach, zabijesz go tym - Oznajmił


- Nie zamierzam używać ich na nim - Stwierdziła. Wyrysowała wzór na otwartej dłoni a płomień rozświetlił z jej dłoń. Cicho syknęła bo troche ją piekło. Jace obserwował z zainteresowaniem i dokładnością co ona robi. Sprawnymi ruchami wyrysowała jakąś runę. Przyłożyła otwartą dłoń nad raną jelenia. Czerwone światło rozświetliło z ręki dziewczyny. Po chwili światło zgasło a z ranny wyleciała lekko para. Odsłoniła bandaż i z rany została tylko świeża blizna. Jeleń nagle bez problemu wstał i w podskokach pobiegł w polane. Dziewczyna była z siebie dumna, że zdołała pomóc bezbronnemu zwierzęciu lecz była też na siebie zła, że użyła tego ponownie po tak długiej przerwie. Oddała stele chłopakowi i pozostawionym materiałem sukienki owinęła ją rękę by ukryć runę.


- Clarisso... Tej runy nie ma w szarej księdze - Odezwał się dosyć zszokowany


- Proszę... Nazywaj mnie Clary

3 komentarze:

  1. MEGA! Idę czytać dalej! Pozdrawiam Elka:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ślicznie :* Bardzo mi zależy na opinii innych :D ;)
      Pozdrawiam ! :3

      Usuń
  2. kocham to opowiadanie <3
    rozdział boski :D
    Clary szalona biega po lesie xdd
    weny xoxo
    -V

    OdpowiedzUsuń