Strony

wtorek, 20 grudnia 2016

Rozdział 35 ~ KONIEC KSIĘGI I

Enzo wszedł do pokoju. Clary uniosła się. Brunet stanął koło Jace'a.


- Co robisz? - Spytała


- Próbuje pozbawić go bólu - Oznajmił i złapał jego dłoń


- To mu pomoże? - Powiedziała przez płacz. Enzo zmarszczył się - Co się dzieje? - Odezwała się rudowłosa


- Nie mogę wyczuć jego bólu - Stwierdził


- Dlatego, że nic mnie nie boli - Odezwał się zachrypniętym głosem Jace - Spędzenie z tobą krótkiej chwili sprawiło, że od razu się lepiej poczułem - Uśmiechnął się słabo. Jemu się nie poprawiło, jednak Clary jest taka dumna z niego, że chłopak potrafi być tak silny.


- Enzo... - Powiedziała błagalnym głosem


- Musicie się pokazać na balu. Wszyscy na was czekają - Oznajmił Enzo.


- Jace jest za słaby. Nie da rady - Odparła


- Dam rade - Chrząknął i usiadł na łóżku.


- Jace nie. Może Ci się pogorszyć - Podeszła do niego.


- Zaryzykuje - Uśmiechnął się lekko.






Para zeszła na sale. Wszyscy byli zbyt zajęci rozmowami i tańcami by byli aż tak zauważalni.


- Tam jest wolne miejsce. Usiądź lepiej - Szepnęła wskazując na wolne krzesło. Ktoś nagle klasnął. Sala ucichła a tańce ustały


- Orkiestra! Specjalny taniec dla Panny Clarissy i Jace'a Herondale - Zrobili im miejsce i wszystkie oczy spoczęły na nich


- Jace nie musimy tego robić - Szepnęła.


- Nie. Chce z tobą zatańczyć - Uśmiechnął się i ujął jej dłoń. Wiedział, że nie będzie innej okazji. Nie przepadał za tańcem ale jeśli ostatnią rzeczą jaką ma zrobić za życia jest zatańczyć z ukochaną to zrobi to z przyjemnością.


Delikatna muzyka skrzypc wpłynęła do ich uszu. Para zaczęła tańczyć tradycyjny taniec. Clary była przerażona. Bała się, że Jace może upaść w każdej chwili. A Jace widział tylko ją. Wyobraził sobie ich samych na sali.


W którymś momencie, blondyn się trochę zachwiał. Clary niezauważalnie podtrzymała go, mocniej trzymając jego dłonie


- Zostań ze mną. Zostań - Szepnęła.


- Prowadzisz - Zaśmiał się cicho za chwilę.


- Nie myśl teraz o tym. Skup się na moim oczach - Rzekła przejęta


- Patrz na mnie - Szepnęła, gdy jego powieki robiły się dla niego ciężkie. Po chwili znów stał prosto i dalej wykonywał ruchy. W którymś momencie, blondyn podniósł dziewczynę w tali i obrócił ją delikatnie.


- Wyglądają tak pięknie razem - Szepnęła Isabelle przyglądając się całemu tańcu. Jonathan stał przy niej.


- Ciesze się, że sobie wszystko wyjaśnili - Odezwał sie brat rudowłosej. Isabelle pokiwała głową i uśmiechnęła się. Nie zdawali sobie sprawy, że to wszystkie się miało zaraz skończyć.







Enzo odnalazł Magnusa w pokoju Alec'a. Młody Lightwood nie czuł się za dobrze.


- Co mu jest? - Zdziwił się Enzo


- Więź parabatai daje o sobie znać - Odparł Bane próbując uśmierzyć ból chłopakowi


- Otwórz mi portal, Magnusie. Musze dostać się do Klausa - Stwierdził Enzo


- Co takiego? Wiesz, że Klaus chce Cię dla siebie - Odparł


- Nie interesuje mnie to teraz. Tylko on może wiedzieć jak uratować Jace'a


- Na to nie ma lekarstwa! - Powtórzył Bane


- Powtórzysz mi to kiedy wrócę. A teraz nalegam byś otworzył mi portal - Warknął.


Bane westchnął i wyczarował portal


- Wiesz, że jeśli wyczuje zagrożenie, nie bede mógł Cię sprowadzić z powrotem


- Wiem - Szepnął


- Powodzenia - Rzekł Magnus. Enzo przeszedł przez portal.






Wylądował przed wielkim domem. Obejrzał się wokół siebie i od razu wiedział, że jest po za Idrysem. Dom był otwarty. Wszedł po cichu do środka. Podświadomość kazała mu pomyśleć o tym miejscu, choć nigdy wcześniej tu nie był. 
Mieszkanie było ogromne i bardzo bogato urządzone. Idzie po długim korytarzu, który jest ozdobiony długim ciemno czerwonym dywanem. Dochodzi do głównego salonu.

- Wiedziałem, że się zjawisz - Słyszy specyficzny akcent. Brunet od razu się odwraca. Na drugim końcu salonu, Klaus siedzi w fotelu i na kolanach ma jakąś kobietę. Nagle zrzuca jej zwłoki na ziemie. Jego usta są ubrudzone krwią, a kły rozchylone kiedy uśmiechnął się szeroko. Enzo skrzywił się z obrzydzenia.

Mieszaniec wstał z fotelu i podszedł do chłopaka, kciukiem wycierając sobie krew z wargi.


- Wiesz po co tu jestem - Powiedział brunet


- Ah tak - Powiedział teatralnie i uśmiechnął się szeroko - Zagubiony chłopak. Szuka swojego miejsca na świecie. I odnalazł je miedzy Lightwoodami i Morgensternami - Odparł - Żałosne - Parsknął śmiechem


- Na mnie chociaż komuś zależy - Warknął - Tym się właśnie różnimy stryju - Powiedział z predytacją. Klaus uśmiechnął się złowieszczo.


- Uważasz, że pomagając Herondale'owi zdobędziesz serce Clarissy? - Odparł - Dla takich jak my nie ma miłości. Miłość jest dla słabym


- Clary i tak zostanie przy Jace'e choć by nie wiem co. Jest zbyt uparta ale jeśli taka jest jej wola... - Odparł


- Pomóż Jace'owi. Wiem, że masz na to lekarstwo - Zarządzał a Mikaelson się zaśmiał


- A co bym z tego miał? - Zapytał rozsiadając się w fotelu.


- A więc jest lekarstwo - Zaciekawił się chłopak


- Tego nie powiedziałem - Zwrócił mu uwagę - A więc... - Uśmiechnął się szeroko - Przed nami długa rozmowa.






Tuż po tańcu, Clary zabrała Jace'a z balu. Wiedziała, że nie powinni tu przychodzić. To tylko pogorszyło jego stan. Na szczęście nikt nie zauważył, że z Jace'em jest coś nie tak.


Położył się do łóżka i nabrał zimnych potów i trudności z oddychaniem.


- Clary... - Szepnął, ściskając mocno powieki, pewnie z bólu. Miała ze sobą wilgotny ręczniczek i próbowała opanować poty. Była zrozpaczona.


- Ciiii, spokojnie. Jestem tu. Nigdzie się nie wybieram - Wyszlochała. Próbowała być silna dla niego ale nie potrafiła, patrząc jak cierpi.


- Słyszę go - Wymamrotał. Clary zmarszczyła brwi - Naszego syna bawiącego się z Izzy w ogrodzie


- Jace... - Wypowiedziała jego imię ze smutkiem i przekazać mu, że to tylko wyobraźnia


- Nathan. Jest taki silny. Nigdy nie pozwoli Izzy wygrać - Wypowiedział zadowolony


- Tak. Nathan. Jest taki podobny do Ciebie... - Powiedziała Clary dając blondynowi ostatnie chwile przyjemności


- Chce byś mu poczytał przed snem. Bardzo mu na tym zależy, będziesz mógł to zrobić? - Jace spojrzał na nią z uśmiechem


- Tak, postaram się - Rzekł spokojnie


- Obiecujesz? Obiecaj mi. Obiecaj mi, że spróbujesz - Zbliżyła się do niego i dotknęła jego mokrego od potów polika - Jeśli nasza miłość nie wystarcza... Walcz Jace, proszę! - Wyszlochała. Ledwo uniósł swoją dłoń, co sprawiło mu dużo wysiłku. Dotknął jej polika - Dam Ci dzieci. Nie porzucaj naszych marzeń, życia, które możemy mieć!


Blondyn lekko uśmiechnął się


- To takie piękne marzenie - Szepnął i przymknął oczy jak by chciał zasnąć


- Jace... - Wypowiedziała jego imię z przerażeniem - Nie, Jace nie! - Objęła jego twarz - Nie zostawiaj mnie Jace, jeszcze nie! - Rozpłakała się i potrząsnęła go ale on ani drgnie - Jace, wróć do mnie, proszę! - Wyszlochała i ktoś nagle wszedł do pokoju. Zerwała się z łóżka. Do pokoju wszedł Enzo


- Już go nie ma - Wyszlochała


- Clary, poczekaj znalazłem sposób - Oznajmił


- Jest za późno - Wydusiła, a do pokoju wszedł nagle Klaus. Spojrzała przerażona na niego i sięgnęła po sztylet, który leżał zawsze na szafce nocnej.


- Nie zbliżaj się! - Warknęłam


- Clary spokojnie, on może uratować Jace'a - Wtrącił Enzo


- Co takiego? Nie zbliżysz się do niego - Syknęła do mieszańca


- Spokojnie kochanie. Przywróce twojego królewicza - Uśmiechnął się złowieszczo


- Nie wierze Ci - Warknęła


- Ja jemu też nie - Odparł Enzo zerkając na swojego członka rodziny - Ale nie mamy innego wyjścia Clary. Musimy zaryzykować - Stwierdził


- Czas leci Morgenstern - Odezwał się Klaus. Clary nie wiedziała co robić. Ale co mogła stracić. I tak za nią już leży jej zmarły ukochany. Jest zdesperowana, musi zaryzykować.


Opuściła sztylet i odeszła kilka kroków.


Klaus podszedł do ciała chłopaka. Clary stanęła koło Enzo i płakała.


Klaus nagle ugryzł się w nadgarstek. Dziewczyna aż słyszała paskudny dźwięk rozdartej skóry.


- Co ty robisz?! - Spytała nagle i podbiegła po drugiej stronie łóżka z płaczem. Klaus wbił mu jego zakrwawiony nadgarstek do ust. Clary przyglądała się całemu zdarzeniu. Za chwile nadgarstek Klausa wyleczył się sam. Enzo dokładnie obserwował ciało Jace'a. I nagle usłyszałam dokładnie ten dźwięk.


Łzy wciąż leciały z oczu Clary bo nie wiedziała na co oni czekają


- Słyszysz? - Spytał Enzo, Klausa. Ten kiwnął głową


- Co? Słyszy co? - Zapytała nerwowo


- Bicie serca - Oznajmił Lorenzo.


- Nie ma za co - Odparł Klaus.

Clary chyba sama nie umiała zdać sobie sprawy co właśnie usłyszała


- Jace żyje - Uświadomił ją Enzo, bo bał się, że wpadła w szok.


Dziewczyna rozchyliła lekko usta a potem leciutko się uśmiechnęła.


Jace nagle wciągnął głośno powietrze unosząc się


- Jace! - Wypowiedziała jego imię z radością. Spojrzał na nią a ona objęła jego twarz.


- Wróciłeś do mnie, wróciłeś - Szepnęła wzruszona. Przetarł kciukiem jej łzy a potem pocałował namiętnie.


Klaus zdążył już zniknąć. Napewno by nie chciał twarzą w twarz spotkać się z Jace'em. Enzo upewnił się, że Klaus przeszedł przez portal i już wszyscy są bezpieczni. W pokoju zostali tylko oni. Clary nie mogła uwierzyć, że jest znów z nią. Rozpłakała się tym razem ze szczęścia.


- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - Zażartował. Dziewczyna zaśmiała się i go znów pocałowała.






Wszyscy po jakimś czasie spotkali się w głównym salonie, kiedy goście już poszli. Jace trzyma dłoń Clary. Alec stoi w towarzystwie Magnusa a Enzo za chwilę przyłącza się do nich.


- Jace! Ostatni raz mnie okłamałeś - Odzywa się Alec do swojego parabatai i obejmuje go mocno. Jace uśmiechnął się lekko


- Bolało? - Spytał Jace


- Kpisz sobie ze mnie? Człowieku, ty umarłeś - Oznajmił - Wydawało mi się, że ktoś wyrywa mi serce gołymi rękoma - Stwierdził. Ta więź parabatai. Clary zawsze uwielbiała o niej słuchać. To fascynujące jak mocno są ze sobą związani.


- Wybacz bracie - Rzekł i objął przyjaciela.


Za chwile blondyn znów mocno objął dłoń ukochanej a ta uśmiechnęła szeroko i spojrzała mu w oczy. Do pokoju weszła Izzy w towarzystwie Jonathana


- Mogę wiedzieć, gdzie wy wszyscy byliście? - Spytała poirytowana dziewczyna - Przez cały bal musiałam zagadywać waszych rodziców, kryjąc Cię - Zwróciła się do Clary


- Wybacz Izzy - Odparła Clary przekonywując ją uśmiechem


- A ja pilnowałem, by nie wybuchła, bo jeszcze ją tak wściekłej nie widziałem - Odezwał się Jonathan a dziewczyna przewróciła oczami.


- Ważne, że już jesteście. Valentine was oczekuje - Zwróciła się do Clary i Jace'a - Ja idę odpocząć. Jestem wykończona - Westchnęła i ominęła przyjaciół, idąc schodami na górę. Jonathan za chwilę podążył jej krokami i też poszedł na górę. Alec spojrzał jeszcze na swojego parabatai. Rozumieli się bez słów. Alec nie umiałby sobie wyobrazić życia bez Jace'a, jak i Jace bez Alec'a. Młody Lightwood wyszedł z domu z Magnusem na spacer.

- Enzo... Nie wiem jak Ci się odwdzięczyć - Odezwała się do bruneta i podeszła do niego. Uśmiechnął się lekko - Gdy byś nie zaryzykować nie odzyskałabym Jace'a. Dziękuje - Objęła go. Jace przyglądał się całej sytuacji i za chwile dołączył do nich

- Mam u ciebie spory dług - Oznajmił i podał mu dłoń. Chłopak przyjął ją i męsko uścisnął.

- Zapamiętam to sobie - Zażartował i cała trójka się uśmiechnęła. Enzo ominął ich.

Clary jeszcze raz spojrzała na Jace'a. Ciągle wydawało jej się, że to tylko piękny sen. Na szczęście to działo się na prawdę. Ma go z powrotem, tak samo jak drugą cześć jej serca, która odeszła w momencie, kiedy jego przestało bić.

- Wszystko dobrze? - Odezwał się Jace, gdy zauważył, że dziewczyna przygląda mu się dłuższą chwilę.

- Wróciłeś do mnie - Powtórzyła i pieściła jego końcówki włosów. Jace pochylił głowę i styknęli się czołami

- Zawsze znajdę moją drogę powrotną do Ciebie - Szepnął - Nie zależnie co się stanie.

- Mój ojciec na nas czeka - Przypomniała sobie - Jest na pewno zdenerwowany - Stwierdziła niechętnie. Jace uśmiechnął się szeroko bo wiedział, że bez wykładu się nie obejdzie. Wziął rudowłosą za rękę i poszli do gabinetu Valentine'a.




Jace czuł się jak w gabinecie Maryse, kiedy coś przeskrobał z Alec'em. Choć to nie instytut, czuł się jak by złamał pewną zasadę. I w jakimś sensie to zrobił. Valentine oficjalnie wie co jest pomiędzy Jace'em a Clary a jako jej ojciec powinien dowiedzieć się o tym pierwszy.

- Mam problem z waszą dwójką - Oznajmił srogo, opierając pieści o biurko - Cały Idrys wie, że moja córka jest związana z Jace'em Herondale'em a ja nawet nie wiem co o tym myśleć

- To dosyć proste ojcze - Odważyła się odezwać Clary

- Kocham pańską córkę - Oznajmił Jace

- A ja kocham jego - Wtrącił dziewczyna. Valentine westchnął i spuścił wzrok. Chyba zdał sobie sprawę, że jego mała córeczka zaczyna dorastać. Nie wiedział tylko kiedy stała się tak dorosła. Za każdym razem, gdy na nią patrzy wciąż widzi tą małą 6 letnią rudowłosą dziewczynkę, która zaskakiwała go każdego dnia. Teraz jednak, wydaje mu się, że go już nie potrzebuje. Wyrosła na silną i mądrą łowczynię i nie potrafi być bardziej z niej dumny.

A jeśli odnalazła miłość, to wystarczy mu się tylko z tego powodu cieszyć. Ta dwójka przypomina mu samego siebie i Jocelyn, kiedy byli w ich wieku i zaczyna rozumieć to ich całe zauroczenie.

Valentine lekko uśmiechnął się do córki

- Nie przestajesz mnie zaskakiwać Clarisso - Odezwał się Val. - Śmiało, możecie już iść - Rzekł. Para spokojnie uśmiechnęła się a następnie opuściła kabinet.





Kochali się przez całą noc. Wydawało by się, że pomiędzy ich ciałami aż roiło się od iskierek. Clary dotykała twarzy Jace'a tak jak porcelany. Delikatnie i z podziwem. Przyglądała się jego idealnej twarzy i dziękował Razjelowi, że ma go znów przy sobie.


- Nigdy więcej mnie nie zostawisz - Oznajmiła - Nie przeżyłabym tego drugi raz - Stwierdziła błąkając go po włosach


- Wychodzi na to, że jesteś skazana na mnie już do końca - Rzekł i znów ją pocałował.






O wschodzie słońca, Jace wstał cicho, by nie budzić Clary, która spała jak anioł. Ucałował ją w czubek głowy. Umył się a potem ubrał w luźną koszulę i czarne spodnie. Blondyn wyszedł na taras by przyjrzeć się miastu. Westchnął i przemyślał sobie wszystko. To co trzyma w dłoni zależy od reszty jego życia. Stwierdził jednak, że nie ma co czekać. Jeszcze kilka godzin temu jego serce nie biło. Jeśli dostał drugą szanse, musi ją wziąć na poważnie.


- Jace, co ty tam robisz? - Spytała Clary i wyszła do niego. Wyglądała tak piękne z samego rana. W długiej prostej sukienki nocnej w odcieniu beżu. Jej włosy idealnie ułożyły się przez noc i ani drgnęły.


- Przyszedł popatrzeć na miasto - Odparł. Dziewczyna spojrzała na Alicante i uśmiechnęła się. Clary zauważyła po dłuższej chwili, że Jace jej się przygląda


- Czemu mi się tak przyglądasz? - Spytała troche zawstydzona


- Jesteś taka piękna. Gdybyś tylko widziała co ja widzę - Stwierdził


- Odpowiada mi mój widok - Uśmiechnęła się i musnęła jego usta - Dostaliśmy drugą szansę i nie mogę być bardziej szczęśliwsza - Oznajmiła. Jace przyjrzał jej się jeszcze chwile


- A więc, jeśli to oficjalne, chce zrobić jak tradycja przyziemnych nakazuje - Oznajmił a Clary nie wiedziała o czym na razie mówi do czasu kiedy klęknął na jedno kolano


- Jace, to ty robisz? - Spytała przerażona


- Clarisso Adele Morgenstern, obiecuje kochać Cię do końca naszych dni i gdy odnajdziemy się po śmierci wciąż będę Cię kochał. Nie znam lepszej okazji, jak poprosić Cię byś spędziła ze mną resztę życia, gdy dostałem drugą szansę by być na zawsze u twego boku... - Mówił ukazując pierścionek. Clary nie widziała piękniejszego i nie miała nawet pojęcia, kiedy znalazł się w posiadanie blondyna

- Wyjdź za mnie - Rzekł. Clary zatkało. Chciało jej się płakać


- Tak... - Szepnęłam - Tak! - Powiedziała z radością. Jace wstał i obejmując jej twarz pocałował. Ujął jej drobną dłoń i założył pierścionek. 
- Należał do mojej matki. To jedyna rzecz, która po niej pozostała - Spojrzała na niego dokładnie. Był przepiękny. Jace podrzucił ją i obrócił. Oboje zaśmiali się z radości.


- Kocham Cię... Clarisso Herondale.







Tak, kochani. Księga I, czyli pierwsza część powieści została zakończona. Oczywiście, będzie Księga II i już bardzo niedługo! Postaram się wstawić pierwszy rozdział z Księgi II, w okolicach sylwestra, czyli już za niecałe 2 tygodnie :D

Uratowałam Jace'a, powinno was to ucieszyć <3 Nie potrafię się go tak szybko pozbyć ;)

Mogę wam zdradzić, że w Księdze II możemy zobaczyć wreszcie coś pomiędzy Izzy a Jonathan'em. Jestem ciekawa, czy zainteresował was ten ship, tak samo jak mnie :D Mam nadzieję, że pokochacie tą parkę tak samo jak Clace albo Malec *-*


I przy okazji życzę wam WESOŁYCH ŚWIĄT, DUŻO PREZENTÓW, SPOTKANIA Z RODZINOM I NIEZAPOMNIANEGO SYLWESTRA <3 :*

czwartek, 15 grudnia 2016

Rozdział 34

PEŁNIA
Noc podziemnych... Noc wilkołaków...
W Idrysie wzniesiono alarm. Dom Morgensternów doszły słuchy, że podziemny pod postacią wilkołaka błądzi po mieście i na ulicach nie jest bezpiecznie. Clary bez zastanowienia przebrała się i zarzuciła płaszcz z kapturem by nikt jej nie rozpoznał i wymknęła się z domu nie mówiąc o tym nikomu zwłaszcza z Jace'owi. Myślała tylko o Enzo. Z przykrością podejrzewa tylko jego. Boi się o niego dlatego musi mu pomóc. Clave kazało pozostać w domach i nie wychodzić na zewnątrz. Dlatego całe Alicante było puste. Clary przemykała ulicami miasta w kompletnej ciszy i głuchocie. Nie widziała w Enzo zagrożenia a wręcz potrzebę by mu pomóc. Przemiany nie są przyjemne i należy przechodzić przez nie po długich treningach samokontroli.


Clary przeszła całe miasto i nic. Ani śladu wilkołaka. Przeszła się także po lesie. Rozglądała się i nasłuchiwała jakichkolwiek dźwięków.


- Enzo! - Zawołała. Chce go odnaleźć. Nie zależnie w jakiej postaci jest, musi go znaleźć - Enzo! - Zawołała jeszcze raz, tracąc nadzieje. Lecz tym razem usłyszała łamiące się gałęzie. Z lekki przerażeniem, obejrzała się za siebie. Przed nią stał spory wilk z wyraźnymi żółtymi oczami. Wilk warczał na nią. Zrobiła powolny krok do tyłu.

- To ja, Clarissa - Powoli kucnęła - Nic Ci nie grozi - Wyciągnęła powoli dłoń.

- Clary! - Ktoś nagle krzyknął. Odwróciłam się. W jej stronę biegł Jace i Jonathan. Enzo się rozzłościł i prawie ugryzł dziewczynę ale zabrała szybko dłoń. Wilk odsłonił ostre zębiska.

- Stójcie! - Syknęła dziewczyna. Jonathan zatrzymał blondyna, który mimo zakazów rudowłosej, chciał to przerwać.

- Enzo, nikt Cię nie skrzywdzi. Nie dopuszczę do tego - Ponownie spróbowała wyciągnąć do niego dłoń. Wilk cicho warczał. Jace bał się, że zaraz coś złego może się stać więc wyrywał się jeszcze bardziej, ale Jonathan go utrzymał.

- Zaczekaj. Daj jej działać - Szepnął białowłosy. Blondyn przyglądał się całej sytuacji z niepokojem.

Wilk pozwolił się dotknąć. Pogłaskała go po jego puszystej sierści. Wtedy zwierze zapiszczało i położyło się bezwładnie pod nogami dziewczyny. Wilk zaczął głośno wyć i zaczął się przeobrażać w człowieka. Enzo wrócił do swojej ludzkiej postaci. Był nagi, pokryty zimnymi potami, trząsł się. Dziewczyna zdjęła z siebie szybko płaszcz i przykryła nim bruneta.

- Pomóżcie mi go zanieść do cichych braci - Odezwała się dziewczyna. Jonathan szybko podbiegł do Lorenzo i podniósł go ruszając przodem. Clary martwiąc się w tej chwili tylko o przyjaciela, ominęła Jace'a bez słowa.

Co miał wtedy czuć Jace? Zazdrość? To zbyt proste, by znalazło się w jego słowniku. Karci się jednak za to co ostatnio powiedział, jedynej osobie, którą potrafił tak mocno pokochać. Nie takich ostatnich dni się spodziewał. Nie potrafi żyć z myślą, że w każdej teraz chwili może go nie być a nie będzie miał okazać wyznać co na prawdę czuł, gdy wypowiadał te puste słowa.




Po tym jak Cisi bracia przejęli Enzo, reszta wróciła do domu. Clary udała się od razu do swojego pokoju. Jace nie czekał ani chwili dłużej i zapukał cicho do jej drzwi. Nie czekając na zaproszenie złapał za klamkę. Dziewczyna stała przy oknie i zerknęła na niego, stojącego w drzwiach.

- Nic mi nie jest - Odezwała się ponuro i odwróciła od niego

- Czy na pewno? - Spytał zamykając za sobą drzwi. Podszedł do niej. Swoją obecnością, Clary była zmuszona by odwrócić się do niego.

- Nie umiałem poradzić sobie z myślą, że mogło Ci się dziś coś stać. Bałem się, że mogłem Cię stracić - Oznajmił a Clary dobrze wsłuchała się w jego słowa. Nastała krótka cisza

- Musisz wiedzieć, że nie miałem na myśli tych słów, które Ci rzekłem, nawet przez chwilę - Rzekł - Byłem zdesperowany, bałem się o Ciebie - Powiedział, a Clary zaszkliły się oczy

- Nie potrafie Clary. Nie potrafie żyć, będąc tak daleko od Ciebie - Wyznał

- Więc przestań mnie odpychać. Powiedz, dlaczego tak się boisz?! - Chłopak przyjrzał się jej ale nie odpowiedział - Cokolwiek to jest, będę walczyć u twego boku!

- Zrobiłabyś to, prawda? - Uśmiechnął się z przekonania, jaka uparta jest Clary - Walczyłabyś do końca... - Mówił i obserwował reakcje dziewczyny, która była na to gotowa

- Nie ma potrzeby, by czuć taką presje - Zmienił nastawienie - Po prostu, czułem się okropnie po utracie naszego dziecka, nie myślałem logicznie - Oznajmił - Wybacz - Rzekł prostując się

- Wiedz, że cokolwiek się stanie, nigdy Cię nie opuszczę. Nigdy Cię nie zdradzę...

- Dlaczego wyczuwam w tym nie dość szczerości? - Stwierdziła zmęczona i zasmucona

- Musisz wierzyć, że to naprawię. Pozbędę się tego dystansu między nami, obiecuję. Wierzysz mi, prawda? - Pierwszy raz słyszała Jace'a takiego zdesperowanego. Nie wie co się z nim dzieje? Martwi się o niego co raz bardziej

- Oczywiście, że Ci wierzę - Podeszła do niego i ujęła jego policzek. Uśmiechnęła się lekko

- Naprawdę tak jest? Nie chce być czuła się zobowiązana do tego...

- Pamiętaj, że Cię kocham. To nigdy się nie zmieni. Dlatego wierzę Ci Jace. Bezgranicznie - Rzekła i objęła go, gładząc jego blond włosy. Posmutniała. Bała się o niego, bardziej niż sądziła, że jest to możliwe. Tej nocy spali już w jednym łóżku, razem. Clary nie spała przez połowę nocy. Wpatrywała się wyłącznie w spokojną twarz blondyna. Próbowała dotrzeć do swoich najskrytrzych myśli i zdać sobie dlaczego Jace się tak zmienił ostatnio. Nic jej jednak nie przychodziło do głowy. Czy to chodzi o Enzo? Jest zazdrosny? Czy chodzi o nasze dziecko... Może na prawdę, nie potrafił sobie z tym poradzić i dlatego się oddalił?

Nagle blondyn zaczął się wiercić i głośno oddychać. Sniło mu się coś, ale wydawało by się jak by cierpiał. Clary zbliżyła się do niego i uspokoiła. Jace uspokoił się i wrócił do normalnego snu.

- Co się z tobą dzieje, Jace? - Szepnęła chyba sama do siebie.




Następny dzień. Śpiew ptaków budzi niewyspaną Clarisse. Przeciera oczy i rozchyla powieki. Jace wciąż śpi. Nie budząc go, dziewczyna szykuje się na trening. Jest gotowa by wrócić do normalnych czynności. 
Za chwile znajduje się na sali treningowej. Wybiera z półki miecz treningowy i ćwiczy nim. Po jakimś czasie zaczeli się zjawiać pierwsi łowcy. Na razie Jonathan, a potem Alec w towarzystwie Magnusa. W dziewczynie coś pękło i podeszła do nich zdenerwowana

- Gdzie byliśmy, kiedy alarm poruszył miasto? - Spojrzeli się na nią zdziwieni - Byliście nam potrzebni, gdy wy zajmowaliście się sobą!

- Clarisso, co się stało? - Zapytał Magnus

- Enzo musiał przeżyć przemianę. Sam! Myślałam, że możemy na Ciebie liczyć i mu w tym pomożesz - Powiedziaał zezłoszczona

- Nic mu nie jest? - Wtrącił się Alec, ale dziewczyna jedynie przesłała mu zdenerwowany wyraz twarzy. Lightwood westchnął, dotknął ramienia Magnusa i kiwnął do niego głową i odszedł, pewnie sprawdzić co z Enzo.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Syknęła Clary do Magnusa. Zmarszczył brwi

- O czym Clarisso? - Zapytał nieświadomy

- Sądziłam, że jesteś naszym przyjacielem. Sądziłam, że mogłam Ci ufać - Rzekła załamana

- Clarisso, nie wiem o czym mówisz - Odparł

- Nie kłam! - Warknęła, podłożyła mu nogę. Czarownik upadł a dziewczyna zawisła nad nim i przyłożyło mu broń treningową do szyi

- Dlaczego nie powiedziałeś mi o Jace'e? Co mu jest? Musiał pójść z tym do Ciebie! - Wykrzyknęła, lecz Jonathan pojawił się przy nich i odsunął siostrę od Bane'a

- Clary, uspokój się! - Szarpał się z siostrą. Wszyscy patrzyli na nią ze zdziwieniem - Co w Ciebie wstąpiło? - Szarpnęła i wyślizgnęła się z objęć brata.

- Clarisso Morgenstern - W pomieszczeniu pojawił się łowca - Twój ojciec wzywa Cię byś wstawiła się przed Clave - Oznajmił i odszedł. Wszystkie oczy spoczęły na nią. Za chwilę, szturchając Bane'a poszła przodem do sali anioła, a jej przyjaciele za nią.




Clary stanęła przed radą. Zerknęła na matkę w pierwszym rzędzie, która była tak samo na nią zdenerwowana co Valentine

- Pomimo alarmu, zeszłej nocy opuściłaś mieszkanie w poszukiwaniach podziemnego, zgadzasz się z tym? - Spytał ją jeden z rady

- Nie - Odpowiedziała prosto i szybko. Valentine, gładził się teatralnie po brodzie i zdziwił się na odpowiedź córki

- Więc proszę, wytłumacz nam co robiłaś wczoraj wieczorem na ulicach Alicante, pomimo zakazu? - Spytano ją.

- To co każdy inny łowca miał wtedy obowiązek zrobić - Rzekła zmęczonym głosem

- Oświeć nas Clarisso - Odezwała się kobieta z rady

- Wy chyba powinniście najlepiej o tym wiedzieć. Jako nocni łowcy, wszyscy jesteśmy równi i wasze życie jak i każdego innego nephilim jest wartościowe.

- Chcesz powiedzieć, że poszłaś na własną rękę ratować tego podziemnego?! - zdenerwował się Valentine i odezwał do córki

- Łowcę, ojcze. On jest łowcą! - Syknęła. W tym momencie, do sali przybiegł Jace. Przeszedł przez tłum i zobaczył Clary przed Clave. Stanął obok Jonathana.

- On mógł Cię zabić Clarisso! - Syknął do niej ojciec - Mogła być od czasu do czasu pomyśleć, o rodzinie która martwi się o Ciebie. Nie sprawiać tyle nerwów mi i własnej matce - Clary spojrzała na kobietę. Miał rację. Jocelyn wydawała się jak by nie spała całą noc, była blada i zmęczona.

- Nic na to nie poradzę - Przyznała - Ktoś mi kiedyś powtarzał : Clarisso, twoje czyny świadczą o twojej sile. Bycie łowcą, nie polega tylko na umiejętności walki ale na umiejętności podążania za głosem serca. I to właśnie ta siła tworzy z Ciebie prawdziwego wojownika.

Valentine znał te słowa. Powtarzał je swoim dzieciom, przy każdej nabytej okazji od małego.

- Nie ma tu miejsca dla podziemnego! - Syknął mężczyzna obok ojca. Valentine uciszył go gestem ręki

- Proszę Cię ojcze - Szepnęła dziewczyna - On nie jest dla nas zagrożeniem - Oznajmiła.

Valentine powstał.

- Moja córka ma rację - Rzekł. Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech - Zapomnieliśmy, że jesteśmy tu wszyscy braćmi. Dopóki walczymy po tej samej stronie, nie możemy nikogo odrzucać. Enzo jest jednym z nas. I tak będziemu go traktować - Oznajmił i wyszedł ze wściekłą radą z sali. Dziewczynie kamień spadł z serca. Mogła na chwilę odetchnął. Spojrzała na matkę i podeszła do niej

- Przepraszam mamo - Wydusiła i uścisnęła matkę

- Ważne, że nic Ci nie jest - Rzekła kobieta - Jesteśmy z ojcem tacy z Ciebie dumni - Objęła twarz córki.




Jace poszedł wieczorem potrenował, sam. Sprawia mu to co raz większą trudność ale nie może się poddawać.


Clary przyszła mu się przyjrzeć. Oparła się framugę drzwi i z uśmiechem na twarzy patrzyła na jego dokładne ruchy. Gdy trenował ostrzami, wydawało się jak by czas się zatrzymał. Jak by działo to się w zwolnionym tempie. Chłopak przyspieszył swoje ruchy. Lecz nagle ręka mu zadrgnęła a ostrze, zrobiło ranę na jego ramieniu. Blondyn syknął i opuścił broń. Clary od razu do niego podbiegła.


- Jace, jesteś ranny - Spojrzała na ranę. Paskudnie to wygląda


- To nic - Odparł, niezadowolony


- Daj mi to opatrzeć - Oznajmiła


- Nic mi nie jest - Burknął choć i tak pociągnęła go za rękaw i zaprowadziła do sypialni. Kazała ku usiąść w fotelu i zdjąć koszulę. Rana wciąż spoczywająca na jego ręku była zasłonięta dzięki wciąż działającej miksturze, którą dali mu cisi bracia. Za chwile wróciła z nawilżonym ręczniczkiem i stelą.


- Może zapiec - Rzuciła. Delikatnie przemyła mu ranę. Blondyn oparł się łokciem i przyglądał się czemuś obojętnie


- Byłem z Ciebie dziś dumny przed Clave - Odezwał się jednak i uśmiechnął do niej lekko - Jeszcze nigdy nie słyszałem o łowczyni w tak młodym wieku, która umiała poruszyć do rozsądnego myślenia tak wiele ludzi. Oni pójdą za tobą choćby na śmierć, Clary. Zawsze będziesz mogła liczyć na ich lojalność


- Zawsze umiałeś pięknie mówić - Oznajmiła z uśmiechem - Lecz tylko ja wiem, kiedy chcesz się podlizać - Powiedziała, próbują powstrzymać śmiech, w trakcie rysowania mu Iratze na ramieniu. Blondyn zaśmiał się cicho


- I tylko ty wiesz, jak bardzo Cię kocham - Dotknął jej policzka, kciukiem gładząc jej skórę - Mówiłem poważnie. Widzą w tobie przyszłego przywódce. Prawdziwa Morgenstern - Powiedział dumny z dziewczyny.


- A ty będzie stał u mego boku - Ujęła tą dłoń, która dotykała jej policzka - Tylko razem będziemy mogli coś zmienić w naszym świecie - Oznajmiła z radością a Jace posmutniał nie dając po sobie poznać. Wyprostowała się, odkładając stele i wrzucając zabrudzony ręcznik do kosza, którymi zajmują się służące. Jace zdążył błyskawicznie wstać i znaleźć się przy rudowłosej. Odgarnął jej włosy na jeden bok. Odkryty kawałek szyi musnął ustami.


- Zbyt dawno, nie czułam twojej bliskości - Szepnęła, gdy on zdjął jej koronkową zarzutkę


- Nie miałem zamiaru dłużej tego przeciągnąć - Oznajmił i rozwiązał jej gorset. Dziewczyna odwróciła się do niego - Zbyt mocno Cię kocham bym potrafił Cię od Siebie odpychać - Ujął jej policzek i powoli nachylił się nad nią muskając bardzo delikatnie jej usta. Clary cała się trzęsła, gdy poczuła jego ciepłe i słodkie wargi na swoich. Tak bardzo jej tego brakowało.


Spędzili ze sobą noc. Clary przypomniała sobie jak ich ciała umieją współgrać ze sobą. Są ze sobą jak jedność. Tylko z nim potrafi być w 100% sobą.


Rano obudziła się już sama. Mimo, że chciała go zobaczyć, tuż po przebudzeniu, uśmiechnęła się na samo wspomnienie zeszłej nocy. Odwróciła się na drugi bok i natknęła się na liścik leżący na poduszce na której ostatnio spał blondyn. Ujęła kawałek zwiniętego papieru na pół.


 Poszedłem odwiedzić Enzo. Nie martw się, chce z nim tylko porozmawiać. Ostatnia noc była niesamowita
Kocham Cię aniele.


Uwielbiała te jego liściki. Szeroko się uśmiechnęła na sam gest. Kiedyś zawsze kiedy go nie było po przebudzeniu, zostawiał jej wiadomość. Już się nie może doczekać by spędzić resztę życia z nim. Nie jest jednak świadoma, że mogła to być ostatnia noc spędzona z nim.





Jace stał oparty o kamienną i krzywą ścianę, która wbijała mu się w plecy. Z założonymi rękoma przyglądał się śpiącemu Enzo. Rano odzyskał przytomność. Po licznych badaniach Magnusa, stwierdzono, że pozytywnie przeszedł swoją pierwszą przemiana i wystarczy, że teraz tylko odpocznie


- Nie potrzebuje opiekunki - Odezwał się brunet wyczuwając obecność blondyna


- Ja również - Odparł odrywając się od ściany


- Z tym bym się akurat nie zgodził - Rzekł i uniósł się stękając cicho. Jego mięśnie wciąż były obolałe. Sięgnął po koszule, znajdującą się koło niego i zarzucił ją - Ah tak. Przyszedłeś bo zdajesz sobie sprawę, że teraz wyczuwam niektóre rzeczy po przemiany. Zmartwię Cię jednak. Nie, nie wiem co Ci jest. Wiem tylko, że umierasz - Stwierdził.


- Zapach zatrutej krwi, płynącej w twoich żyłach unosił się w całym lesie - Skrzywił się - Nie dziwie się dlaczego, tak mnie poniosło przy Clary - Stwierdził


- Mogłeś ją skrzywdzić! - Syknął


- Myślisz, że o tym nie wiem?! - Warknął na niego - Po co przyszedłeś? - Odparł, zmieniając temat i unosząc się na równe nogi


- Zawrzeć umowę - Oznajmił i zrobił kilka kroków w stronę chłopaka


- Zamieniam się w słuch - Powiedział sarkastycznie i uśmiechnął się lekko


- Zaopiekuj się nią - Rzekł - Nie mam dużo czasu wiec musisz mi to teraz obiecać


- Dlaczego prosisz o to mnie?


- Zależy Ci na niej. Nie umiałbyś odmówić - Podkreślił swoje słowa, bo wie, że Enzo nigdy by jej nie skrzywdził - Nie boje się śmierci. Chce tylko by Clary była szczęśliwa i bezpieczna


- Sądzisz, że śmierć najbliższej jej osoby sprawi, że będzie szczęśliwa? - Burknął


- Dość widziałem ją załamaną ostatnio. Nie chce by się to powtórzyło, dlatego sam jej o tym powiem - Oznajmił blondyn.


- Umiesz odbierać ból - Zmienił temat. Brunet spojrzał na niego zdziwiony - Gdy ostatnio mnie dotknąłeś zwijałeś się z bólu. To był mój ból. Będziesz umiał to powtórzyć kiedy nadejdzie czas? - Spytał teraz poważnie


- Sądzę, że tak - Odparł. Blondyn kiwnął głową i chciał się odwrócić.


- Poczekaj... - Rzucił brunet i zatrzymał go i nagle złapał go za ramie i się skupił. Zaraz skrzywił się, zacisnął zęby i opadł na kolana.


- Oszalałeś?! - Warknął kucając przed nim


- Chciałem spróbować - Wydusił


- Jesteś za słaby na to teraz. Dopiero co przebudziłeś się po przemianie - Stwierdził Jace i pomógł mu wstać


- Jak ty walczysz z bólem? - Zdziwił się Enzo wracając do formy


- Próbuje go kontrolować. Cisi bracia mi pomogli. A teraz chodź. Możesz wrócić do nas - Rzekł Jace






Jace wrócił już z Enzo do domu Morgensternów. Może już wrócić do normalnego życia i ludzie nie będą go traktować jak potwora.


Obaj weszli do głównej sali. Sala była w trakcie dekoracji. Obaj się zdziwili.


- Co tu się wyrabia? - Zapytał na głos. Isabelle i Clary stały przy stole i wybierały dekoracje. Jednak na głos Herondale'a obie się odwróciły


- Enzo! - Wykrzyknęła z radością Izzy i łapiąc za skrawek sukienki podeszła do niego, uścisnąć go. Jace ominął ich bo tylko widział na swojej drodze Clary. Z uśmiechem jakim go powitała, nachylił się i pocałował czule.


- Co to za okazja? - Zapytał rozglądając się


- Ojciec organizuje dziś bal. Dla mnie i Jonathan'a - Rzekła z uśmiechem - Chcemy z Izzy by wszystko było idealnie urządzone - Skomentowała i spojrzała na niego.


- To znaczy, że nie uda mi się Cię porwać na spacer? - Spytał


- Może znajdę chwilkę - Stwierdziła. Blondyn ujął jej dłoń i wyszli z domu, a potem poszli w zaciszne miejsce by spędzić trochę czasu sami.


Przechadzali się po pięknych lasach i polach, gdzie nikt im nie przeszkadzał.


- Jak spotkanie z Enzo? Nie skakaliście sobie do gardeł? - Blondyn cicho się zaśmiał


- Chyba znaleźliśmy porozumienie - Stwierdził.


- Cieszy mnie to. Wszystko wreszcie zaczyna się układać - Westchnęła zadowolona i oparła głowę o ramie blondyna. On trochę posmutniał.


Usiedli na słupku pod drzewem.

- Wiesz, że Cię Kocham Clary... I będę do ostatniej chwili mojego życia - Powiedział z przerwą - A jeśli potem jest jakieś życie, nadal będę Cię kochać - Rzekł. 
Dziewczynie zaświeciły się oczy. Uśmiechnęła się szeroko, gdy dotknął jej polika a potem pocałował ją czule.


- Przed nami dużo wspaniałych lat razem. Nie mówmy o śmierci jak o czymś co się zbliża. Pomówmy o naszej przyszłości, którą zamierzam spędzić z tobą - Uśmiechnęłam się. Blondyn opuścił dłoń, która obejmowała jej twarz. Wstał i stanął przodem na widok całego miasta.


- Jace co się dzieje? - Spytała zdziwiona i podeszła do niego.


- Nie chcesz wybiegać w przyszłość? Dobrze, żyjmy chwilą która jest teraz


- Nie Clary, nie możemy - Odezwał się i stanął do niej przodem. To ten moment. Powie jej. Nie ma co zwlekać.


- Dlaczego?! - Spytała zmęczona, bo już nie rozumiała o co chłopakowi chodzi.


- Ponieważ nie będziesz miała z kim spędzić tych lat - Oznajmił z łamiącym się głosem. Clary wpatrywała się w niego z przerażeniem. Blondyn nabrał powietrza i postanowił jej powiedzieć


- W dniu, kiedy miałaś poślubić Klausa, on ugryzł mnie w ramię. Sądziłem, że Iratze pomoże. Cisi bracia jednak nie dali mi dużo czasu.


- Co chcesz przez to powiedzieć? - Spytała przerażona


- Jad Klausa przejął moją krew. Cisi bracia powiedzieli, że nie ma na to lekarstwa


- Nie! Mylą się! - Zaprotestowała


- I kiedy mnie zabraknie, chce byś była ubezpieczona na wszystkie przypadki


- Nie! Znajdziemy innych lekarzy. Ekspertów! - Skomentowała


- Clary posłuchaj mnie! - Przerwał jej. Oczy Clary już zdążyły nabrać łez


- Ja umieram - Powiedział zachrypniętym głosem i przytulił do siebie dziewczynę, z której łzy lały się po policzku a głos odmówił posłuszeństwa. Oddychanie stało się dla niej trudnością. Miała jednak dość siły by go do siebie mocno ścisnął i nie chcąc go już nigdy wypuścić.






Wieczorem, Clary nie umiała uświadomić sobie tego, co dziś powiedział jej Jace. Siedziała już od kilku godzin w bibliotece i szukała jakiś informacji, które mogły by poprowadzić ją do rozwiązania.


- Szukałem Cię po cały domu - W pomieszczeniu pojawił się Jace. Usiadł na podłodze, na przeciwko niej.


Spojrzała na niego. To była katorga. Świadomość, że go może niedługo nie być, łamie jej serce


- Enzo przysiągł mi, że się tobą zaopiekuje. Będziesz bezpieczna u jego boku i u boku Lightwoodów - Słuchała go ze złamanym serce
- Chciałem dać Ci dziecko. Obronić Cię przed złem, by część mnie pozostała z Tobą - Łzy poleciały po jej policzku
- W każdej chwili będziesz mogła zamieszkać w instytucie. Maryse i Robert traktują Cię i tak już jak bliską rodzinę. Nie będziesz sama. Poradzisz sobie. Musimy teraz trzymać moją chorobę w sekrecie.


- Przestań być tak silny. Tak idealny. Martwić się o mnie kiedy ty... kiedy my... - Nie umiała się wysłowić. Dotknęła jego polika.


- Nie wiem ile czasu nam zostało. Każdy moment się liczy. Nie wiem dlaczego nie powiedziałem Ci tego wcześniej. Chyba uważałem, że jeśli mnie znienawidzisz, moje odejście nie będzie tak...


- Zauważalne - Dokończyła z zaskoczeniem. Spojrzał na nią z potwierdzeniem - Jace... - Westchnęła - Zawsze Cię kochałam i kochać będę.


- Jeśli byłem samolubny, wybacz. Nie chciałem znów patrzeć na twoją rozpacz - Kciukiem przetarł jej łzy.


- Chodź ze mną. Chce Ci coś pokazać - Szepnął. Wstał i wyciągnął do niej dłonie.





Jace poprowadził ją na górny taras.



- Spójrz - Szepnął i pokazał jej widok podwórko. Niebo było wypełnione lampiony.


Jace objął ją w talii i ucałował.


- Jace... Zrobiłeś to dla mnie? - Stwierdziła zaskoczona i wdzięczna. Choć łzy wciąż spływała, mogła na chwile zamknąć oczy i zapamiętać tą chwilę.


Potem odwróciła się do niego.


- Świat może być ciemny, Clary. Niesprawiedliwy... I okrutny. Wierzę, że dasz sobie radę


- Ja nie potrafię - Wyszlochała - Myśl, że mam żyć bez Ciebie łamie mi serce - Powiedziała i łzy leciały po jej polikach,


- Zawsze będziesz moim światłem Clary. Nawet po śmierci. Twoja odwaga, którą w tobie podziwiam, pozwoli Ci przetrwać - Rzekł z uśmiechem i dotknął jej skroni a potem pocałował czule.










Enzo powiedział wszystko Magnusowi. Uważał, że Bane powinien wiedzieć bo będzie potrzebny, gdy nadejdzie czas.


- Musze jej to powiedzieć - Powiedział Enzo do czarownika w drodze do pokoju Clary


- Enzo, to poważna sprawa. Pozwól mu to zrobić osobiście - Rzekł śledzący go Bane


- Jace bedzie zwlekał. A ja nie bede jej okłamywać - Stwierdził i za chwile otworzył drzwi do pokoju dziewczyny. Rudowłosa siedziała przed kominkiem, gdy łzy leciały jej strumieniami. Była załamana. Ona już wie. Brunet cicho zamknął drzwi


Magnus spojrzał na niego pytająco


- Ona już wie - Szepnął niezadowolony. Wtedy brunet zauważył Jace'a na końcu długiego korytarza. Szedł ledwie co podpierając się ściany. Obaj podbiegli do blondyna i podtrzymali go prowadząc od razu do Clary


- Nie nie nie, nie waż mi się umierać. Nie teraz! - Warknął brunet. Co miał powiedzieć? Nie przepadał za Jace'em. Ale nigdy nie życzył mu źle a tym bardziej śmierci. Nie pozwoli mu tak łatwo odejść.


Blondyn nie odpowiadał. Jego blond włosy zakrywały jego skuloną twarz. Cała trójka wparowała do pokoju Clary. Ta przestraszona udźwignęła się na nogach.


- Na Razjela... Jace! - Szepnęła a potem wymówiła jego imię głośniej. Podbiegła do nich i ujęła twarz blondyna by ocenić jego stan. Był prawie nieprzytomny, albo umiera. Sama nie wie!


- Magnus... - Odezwała się nagle do Bane'a z błagalnym głosem. Magnus nie mógł wiele. Także uważa, że nie ma na to lekarstwa. Jedynie może pomóc go opatrzeć.


- Połóżmy go na łóżku - Odezwał się Magnus. Ułożyli go w łóżku. Clary zdjęła jego marynarkę by został w samej koszuli.


- Jest rozpalony - Stwierdziła Clary dotykając jego czoła. Jakoś nie interesowało ją, że Magnus wie o chorobie Herondale'a. Dla niej liczył się tylko Jace. Tylko jego zdrowie ją teraz interesowało.






Po jakimś czasie, Magnus obniżył gorączkę. Jace odpoczywał. Zasnął na szczęście. Clary była załamana. Cała się trzęsła i nie umiała regularnie oddychać. Enzo opuścił pokój i miał zamiar zrobić to także Magnus.


- Przywołaj mnie, gdy by coś sie działo - Powiedział i podarował jej do ręki zegarek, który dał Alec'owi w potrzebie.


- Dałeś go Alec'owi - Przyznała rudowłosa


- Wam jest teraz bardziej potrzebny - Stwierdził - Jace jest wojownikiem Clarisso. Nie podda się tak łatwo - Pocieszył ją choć nie umiała się w takiej sytuacji chociaż by uśmiechnąć.






Siedzi przy nim od ponad godziny i obejmuje jego dłoń. Chłopak śpi jak anioł, lecz jego blada cera i worki pod oczami świadczą o jego stanie.


- Chciałam dać Ci dzieci - Szepnęła - Chciałam byś był ze mnie dumny. Oglądać jak bawisz się z naszym synkiem lub córeczką. O niczym innym nie marzyłam - Zaszlochałam - Wyłącznie by być z tobą na zawsze - Gładziła kciukiem jego skórę


- Jestem z Ciebie dumny - Usłyszała zachrypnięty głos. Rozchylił powieki. Udarowana, że widzi jego błękitne oczy, spowodowało, że przybliżyła się do niego i mocniej objęła jego dłoń.


- Zawołam Magnusa - Rzuciła, chcąc powiadomić czarownika, że Jace się obudził


- Nie, zostań - Szepnął i złapał ją za dłoń. Prawie tego nie poczuła. Mimo, że Jace jest znany z ogromnej silny, jego uścisk ledwo mogła poczuć bo taki był słaby teraz.


- Alec powinien tu być. Jak i reszta Lightwood'ów - Stwierdziła dziewczyna


- Mam nadzieje, że Alec nie czuje tego samego co ja. Chce te ostatnie chwile spędzić z Tobą - Uśmiechnął się. Dziewczynie drygnęły wargi jak by się uśmiechnęła lekko choć w środku umierała razem z nim. Położyła się na łóżku, plecami do niego. Obejmowali swoje dłonie, a Jace zbliżył do niej i mruknął pod miękkością jej rudych włosów.


- kocham Cię. I jestem wdzięczny Razjelowi za czas, który miałem zaszczyt z tobą spędzić - Szepnął i zamknąć oczy by w spokoju nacieszyć się chwili z ukochaną.