Strony

czwartek, 11 sierpnia 2016

Rozdział 30


Po tym jak Bane i młoda Morgenstern znikli im z oczu, spacerowali po salonie. Gdy nagle, do domu ktoś wszedł, trzaskając drzwiami.

- Maryse? - Zdziwił się Jace - Nie spodziewaliśmy się Ciebie tak szybko

- Ty, zamilcz! - Rzuciła do blondyna - A ty, natychmiast mów dlaczego Clave mnie tu przysłało na przesłuchanie?! - Zwróciła się do syna

- Matko, ja nie mam z tym nic wspólnego - Wyjaśnił na spokojnie.

- Jak Clave dowiedziało się o Tobie i Magnusie, to będzie wstyd dla całej naszej rodziny - Syknęła.

- Przyrzekam Ci matko, że nikt oprócz was o tym nie wie... ręczę słowem - Oznajmił.

- Przekonamy się o tym. A teraz, gdzie on jest? Nie trudno zauważyć brokat w powietrzu - Syknęła

- Jest zajęty Maryse! - Wtrącił Jace - Bada Clary - Dodał. Ta bez słowa ruszyła schodami na górę do pokoju dziewczyny.

- Maryse! - Krzyknął oburzony Herondale, ale kobieta szła dalej.


Z hukiem weszła do sypialni rudowłosej. Byli w trakcie badania. Gdy zobaczyła, że jego dłoń jest nad jej łonem, miała swoje obawy.

- Pani Lightwood... - Zdziwiła się Clary i uniosła lekko głowę - Co Pani tu robi? - Rzuciła trochę roztrzęsiona.

- Co tu się dzieje? - Spytała oburzona - Magnus wyjdź! - Rozkazała po chwili.

- Ale Maryse, Clarissa... - Wtrącił.

- Nie będę kolejny raz powtarzać - Syknęła. Magnus zmarszczył kąciki ust i postanowił wyjść

- Ale nie rzekłeś co mi jest - Powiedziała łapiąc go za rękaw

- Maryse Ci wyjaśni. Wyczuwam, że wie już o co chodzi. A jak chodzi o mnie, to nie powiem nikomu ze względu na szacunek do Ciebie i twojej rodziny - Oznajmił i wyszedł. Clary poprawiła się na łokciach podciągając trochę. Maryse usiadła na brzegu łóżka i przyjrzała rudowłosej.

- Byłam zaledwie w twoim wieku, gdy to się stało. Myślałam, że sobie nie poradzę, lecz Robert był zawsze przy mnie...

- Ale o czym Pani mówi?! Nie rozumiem! - Powiedziała zdezorientowana

- Clarisso, nosisz pod swoim sercem życie - Oznajmiła. Clary osłupiała. Gdy by stała, zapewne nogi odmówiły by jej posłuszeństwa.


Poczuła chłód i dreszcze na całym ciele.


- Pani śmie żartować sobie ze mnie? - Szepnęła łamiącym się głosem.


- Jesteś w ciąży Clarisso - Rzekła


- To... to nie możliwe. Ja...


- I z moim obserwacji, mogę sobie pozwolić na jasne stwierdzenie kto jest ojcem. Jace czyż nie? - Dziewczyna nerwowo przytaknęła i złapała się za głowę, powstrzymując łzy


- Nie może się dowiedzieć. Musi Pani mi to obiecać - Rzekła łapiąc ją za dłoń - Nikomu Pani nie powie. Ani Jace'owi, ani nawet mojej matce... Proszę - Powiedziała szlochając


- Wiesz, że nie możesz tego przed nim ukrywać. Po paru miesiącach, będzie to widoczne - Rzekła


- Na Anioła, co ja narobiłam! - Wyszlochała - Nie dosyć mamy problemów a ja dokonałam takiego wstydu...


- Przecież kochasz Jace'a. A on Ciebie.


- Gdy ojciec się dowie... - Przerwała i mocno ścisnęła powieki


- Dobrze, nikomu nie powiem. Zostanę i pomogę Ci w tym - Powiedziała nagle


- Nie mogę o to prosić - Stwierdziła - To za wiele - Odparła


- Będziesz potrzebować pomocy - Rzekła - Sama byłam w twoim wieku, kiedy to się stało, będziesz potrzebowała otuchy - Stwierdziła


- Mogła byś poprosić ponownie Magnusa? Chce coś z nim ustalić - Powiedziała zawstydzona. Kobieta lekko uśmiechnęła się i poszła po czarodzieja



- Oczekuje Cię - Odezwała się przerywając sprzeczkę Jace'a z Magnusem. Jace westchnął i zrobił już pierwszy krok, przekonany, że mowa o nim


- Nie Ciebie. Bane'a - Odparła surowo. Parabatai spojrzeli na siebie podejrzliwie a potem Magnus już znajdował się ponownie w pokoju Morgenstern



- Nie zdążyłem nic powiedzieć Jace'owi, jak o to chcesz mnie pytać - Od razu się odezwał tuż po zamknięciu drzwi od pokoju


- To dobrze... Nie chce by się dowiedzieć na tą chwile, za dużo się dzieje - Powiedziała, ze zmarszczoną buzią podnosząc się na łokciu. Po badaniu Magnusa, wciąż czuje nieprzyjemny ucisk w brzuchu.


- Musisz jednak jeszcze coś wiedzieć - Westchnął Bane i podszedł bliżej łoża - Mary nie była tu bez powodu. Oni wiedzą... Klaus wie, że nosisz dziecko w sobie - Oznajmił


- Ale jak?! Jakim cudem mógł się dowiedzieć przede mną? - Spytała zszokowana


- Mary włada bardzo potężną mocą - Oznajmił czarownik - Obserwuje Cię od dłuższego czasu - Stwierdził - To nie wszystko....


- Klaus przysłał tu Mary by uśmiercić wasze dziecko - Rzekł Bane, a Clary patrzyła na niego z przerażeniem.


- Nawet sobie nie wyobrażasz jakie umiejętności to dziecko może mieć - Oznajmił - Dzięki twojej sile Clarisso, każde dziecko, które urodzisz będzie silniejsze od przeciętnego łowcy - Clary zabrakło słów.


- Musisz się pilnować. Dziecko jest silne, lecz może nie przeżyć następnej wizyty wiedzmy


- Dziękuje Magnusie - Odezwała się wreszcie

- Wiem, że jesteś w szoku, lecz sądzę, że powinnaś powiedzieć Jace'owi. Widzę co jest pomiędzy wami a ta nowina by go tylko jeszcze bardziej uszczęśliwiła - Stwierdził z lekkim uśmiechem dając dziewczynie otuchy


- Doceniam to Magnusie, jednak sama będę musiała zdecydować kiedy mu powiedzieć - Powiedziała ze smutnym uśmiechem. Bane pokiwał głową i zostawił Clarisse samą.


- Powiesz wreszcie co z nią? - Spytał zniecierpliwiony, gdy czarodziej wrócił do łowców. Maryse już nie było. Udała się do Clave, gdzie została wezwana i gdzie zapewne spotka się z Jocelyn.


- Nic jej nie jest. Mary nie zdążyła nic uczynić. Powinieneś podziękować temu chłopakowi, który ją uratował - Rzekł Magnus, mówiąc o Enzo.


- Lepiej wiem, co mam robić, dziękuje - Powiedział sarkastycznie i poszedł na górę zapewne do Clary.




Gdy wszyscy byli zajęci czymś innym, Enzo siedział kolejną godzinę w blibliotece. Przeglądał tone książek, lecz nie wiedział nawet co szukać. Ostatnio dziwnie się zachowuje i czuje płonący ogień od środka. Nie wie co to może znaczyć. Ta bójka z Jace'em, powodowała, że chciał, naprawdę zrobić krzywdę blondynowi. Wie, że nie powinien tak myśleć, ale jego myśli w tamtym momencie, skupiły się tylko na zranieniu Herondale'a. Następna dziwna sytuacja, była gdy dotknął przez przypadek Jace'a i poczuł silny ból, paraliżujący stopniowo jego ciało. Wszystko nie miało sensu! Odkładał kolejną książkę, nie znajdując niczego. Boi się jednak, że podejrzenia Jace'a mogą stać się prawdziwe. Co jak naprawdę płynie w nim krew Klausa? Co jak część Klausa, gdzieś w nim jest? Nie przyznając się reszcie, często czuje agresję jakiej w życiu nie czuł. Ma ochotę rozerwać kogoś na strzępy choć wie, że nie powinien mieć takich myśli.

- Enzo wszystko w porządku? - Z myśli wybudził go dziewczęcy głos. Uniósł leniwie głowę i ujrzał Isabelle. Wyglądała uroczo w czarnych lokach, prostej sukni bez gorsety w ciemnym kolorze. Dzięki licznym świeczkom, jej zielone, duże oczy świeciły jeszcze bardziej - Siedzisz tu już od paru godzin - Stwierdziła.

- Zasiedziałem się - Rzekł podnosząc się z ziemi, otoczony książkami.

- Nie mieliśmy okazji podziękować Ci za ratunek Clary - Oznajmiła - Dzięki twojej zasłudze wciąż żyje - Rzekła spacerując koło niego

- Jace także przejawia tą inicjatywę? - Spytał sarkastycznie

- Musisz wiedzieć, że Jace nie lubi rywalizacji. Najwidoczniej uważa Cię za nią - Odparła dziewczyna, na co brunet parsknął cicho śmiechem.

- Przejawia do mnie większą nienawiść, że udałem się do jej sypialni, niż wdzięczność, że ją ocaliłem - Prychnął

- Cały Jace - Odparła niezręcznie młoda Lightwood, będąc jej trochę wstyd za przyrodniego brata - W głębi duszy, jest Ci wdzięczny - Pocieszyła go i uśmiechnęła.

- Często przejawia taką zazdrość? - Po chwili ciszy, spytał zaciekawiony

- Rzadko mu się zdarza - Stwierdziła - Jednak od kąt Clary pojawiła się w jego życiu, widzi tylko ją - Rzekła.

- Bardzo otwarcie to okazuje - Odparł sarkastycznie. Izzy rzuciła uśmiech, gdy w tym samym momencie do biblioteki wszedł Jonathan.

- Szukałem Cię po całym domu - Odezwał się, wypuszczając powietrze z ulgą

- Clave Cię wzywa. Natychmiast - Oznajmił

- Moja matka już się tam udała. Cóż więc chcą ode mnie? - Zdziwiła się Isabelle

- Źle mnie zrozumiałaś. Oni wzywają Enzo, nie Ciebie - Powiedział podkreślając imię chłopaka. Izzy zdziwiona przepuściła Enzo, który zaraz znikł jej z oczu razem z Morgensternem.



Obaj szli do sali anioła. Enzo już rozmawiał z Clave, więc nie wie co od niego chcą. Maryse już tam jest jak i Jocelyn. Nikt z jego towarzyszy nie został wezwany, tylko on.

- Mówili o co chodzi? - Odezwał się Enzo do białowłosego.

Gdy Enzo zamieszkiwał Alicante w młodszych latach, lepiej poznał się z Jonathanem i można było ich nazwać nawet przyjaciółki. Jonathan wiedział, że miedzy nim a jego siostrą coś jest ale uważał to tylko za niewinne zauroczenie wiec nie miał nic na przeciwko.

Jednak nie rozmawiał z nim jeszcze tak szczerze, od momentu, gdy znów zagościł w życiu Morgensternów. Wydaje się jednak, że Jonathanowi nie przeszkadza jego obecności a może wręcz przeciwnie? Może potrzebuje starego przyjaciela? Do tej pory, Jace miał posadę tego brata, który zawsze, gdy przychodziły do ciężkich chwil, był przy młodym Morgensternie. Mimo kilometrów, które ich dzieliły, odwiedzał go w Idrysie. Clary jednak tego nie pamiętała. Była zbyt młoda. A potem, gdy już dorośli, nie było okazji, by odwiedzać Idrys. Dlatego Clary i Jace poznali się dopiero teraz.

- Clave jest ostatnio bardzo tajemnicze. Od kąt odzyskaliśmy Idrys, doszukują się najmniejszych szczegółów - Rzekł - Zniknięcie naszego ojca dużo zmieniło. Bez niego... nie potrafią tego wszystkiego opanować - Oznajmił marszcząc kąciki ust.

Dotarli na miejsce. W środku już znajdowała się Maryse stojąca z przodu obok Jocelyn. Sala nie była zapełniona, choć sporo łowco znajdowało się w niej. Nie wyglądało to jak zebranie, ponieważ zdecydowanie większa iść osób by się na nim znajdowała.

Wszystkie oczy przeniosły się na chłopców. Konkretnie na Enzo. Czuł wzrok każdego minionego łowcy, aż do momentu zatrzymania się tuż przed radą.

- Lorenzo Branwell. Wezwaliśmy Cię, ponieważ spoczywają na tobie pewne zarzuty - Rzekła jedna z rady. Brunet wyprostował się i schował ręce za plecy.

- Mieszkańcom nie podoba się, że twoje pochodzenie nie jest określone. Wnioskując, że Klaus Mikaelson uważa Cię za swojego krewnego, nie możemy tego ignorować - Rzekł następny z rady

- Stoję aktualnie przed sądem? Czy mogę jednak usłyszeć jakieś konkretniejsze zarzuty? - Warknął krzyżując ręce na piersi.

- Ludzie oskarżają Cię o współprace z Klausem Mikaelsonem i branie udziału w próbie zamordowania Clarissy Morgesntern - Oznajmił mężczyzna. Sala wypełniła się głośnymi szelestami. Jocelyn spojrzała na rade ze zdziwieniem i nie może uwierzyć w to co słyszy

- To jakiś nonsens! Osobiście uratował Clary dzisiaj życie - Odezwał się

- Cisza! Nie dostałeś prawa głosu! - Wtrącił się mężczyzna

- Wcześniejsze relację z Clarissą mogą Cię na razie powstrzymywać od skrzywdzenia jej, lecz przyjdzie taki czas, kiedy zdasz sobie sprawę gdzie należysz

- Zdajecie sobie sprawę co wy teraz czynicie? Oskarżacie go o zdradę - Odezwała się Maryse

- Pani Lightwood, proszę nie bronić chłopaka - Wtrąciła kobieta

- Za to ja znam Enzo od małego - Wtrąciła Jocelyn - Nie zdołacie mu udowodnić waszych zarzutów - Stwierdziła

- Już podjęliśmy pewne kroki. Helena wystąp proszę - Nagle ze zgromadzenia wyszła kobieta na przód - Była blada, zmęczona i zrozpaczona.

- Co Pani Flemming tu robi? Magnus jest do waszych usług tu w Idrysie. - Rzekł oburzona Jocelyn

- Magnus Bane jest przyjacielem rodziny Morgenstern. Nie uczynił by tego o co poprosiliśmy Panią Helene - Powiedziało Clave

- Co tu robisz? Co z twoją siostrą? - Zapytał ją Jonathan

- Wybrała swoją drogę - Wymamrotała oschle

- Co zamierzacie zrobić? - Spytał zaniepokojony białowłosy zwracając się do Clave. W tym momencie, czarownica uniosła dłoń i wskazała nią na bruneta. ten opadł na kolana i z krzykiem złapał się za głowę

- Co wy robicie?! - Krzyknął młody Morgenstern, lecz dwóch łowców go przytrzymało

- Nie sprzeciwiaj się Clave Jonathanie. Zwłaszcza w obecności swojej matki - Zwróciła mu kobieta na podium.

Enzo cierpiał, gdy Helena majstrowała mu w głowę, przy zamkniętych oczach.

- Przerwijcie to! Tak nie wolno! - Krzyknęła Maryse. Jednak Clave bacznie obserwowała doczynania wiedzmy.

Różne obrazy pojawiały się w jej głowie. Dużo gniewu i siły. Ukazała jej się scena bójki z Jace'em. Jego odczucia, myśli... wszystko. Pojawił się także Klaus - Myśli o nim. Nieustannie myśli...

Czuje krew. Nie tylko krew nephilim. Czuć truciznę pływająca w jego żyłach. Boi się i to go pochłania.

Ujawnia jej się także Clary. Zależy mu na niej i szczerze uratował jej życie w dobrych zamiarach. Jednak moc Klausa go zasysa. Mikaelson czeka na swojego siostrzeńca. słabego, by łatwiej go wyszkolić na swoją tajną broń.

Nagle kobieta przerwała zaklęcie i spojrzała zza kaptura na Clave

- Co widziałaś Heleno? - Zapytał zaciekawiony mężczyzna

- Gniew. Ból. Klaus nim dowodzi, lecz nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy - Rzekła. Chłopakowi udało się po chwili wstać na proste nogi i chwile jeszcze odetchnąć

- Co więc proponujesz moja droga? - Pyta kobieta.

- Cisi bracia niech się nim zaopiekują. Jest za wcześnie by cokolwiek działać - Oznajmiła z kamienną twarzą.

- Heleno jestem zbyt zrozpaczona faktem, że straciłaś siostrę. Nie możesz mówić takich rzeczy pod wpływem emocji - Odezwała się Maryse.

- Dobrze wiem co widziałam Maryse! - Uniosła się wiedźma - Dla nas wszystkich jak i dla niego będzie lepiej jak spędzi kilka nocy w zamknięciu. Cisi bracia otworzą mu umysł i pomogą - Stwierdziła

- Dziękujemy Heleno. jesteśmy bardzo wdzięczni - Rzekł mężczyzna. Kobieta jedynie kiwnęła głową a potem wyszła z sali anioła, opuszczając Idrys.

- W imieniu prawa nocnych łowców, Lorenzo Branwell zostanie przeniesiony do celi u cichych braci - Rzekła kobieta i cała rada wstała i opuściła sale. Maryse i Jocelyn szybko ruszyły za Clave by wskórać coś u nich. Jonathana puścili i obserwował jak dwóch łowców wyprowadza Enzo z sali anioła.




Gdy obie matki zostały jeszcze u boku Clave by namówić ich o zwolnienie Enzo z aresztu, Jonathan późną nocą wrócił zmęczony do domu. Poszedł do jadalni, gdzie podszedł do stołu i nalał sobie wody do kieliszka. W tym momencie, ktoś ze świeczką w rękach wszedł do sali.

- Gdzie jest Enzo? - Zapytała Isabelle, ubrana w nocką, długą koszule i zarzucony na to cienki szlafrok

- Jak miło, że wreszcie wróciłeś Jonathanie. Już zaczynałam się martwić - Powiedział sarkastycznie białowłosy, udając młodą Lightwood.

- Sądziłam, że już dawno wróciłeś - Odparła nie reagując na żarty chłopaka - Gdy bym wiedziała, martwiłabym się o was obu - Rzekła. Chłopakowi zrobiła się trochę głupio. Dopił wodę i odłożył naczynie idąc w stronę już swojej sypialni. Isabelle ruszyła za nim, dotrzymując mu kroku.

- Wiec powiesz mi co się dzieje z Enzo? - Spytała, gdy chłopak westchnął głośno

- Zatrzymano go. Przebywa u cichych braci - Rzekł. Zaraz białowłosy zatrzymał się, gdy zrobiło się ciemno. To Isabelle. Z szoku zatrzymała się i stanęła jak skamieniała. Odwrócił się zdziwiony do niej. Była na prawdę w sporym szoku.

- Jak Clave mogło? Przecież nic złego nie zrobił - Rzuciła zszokowana

- Nasze matki walczą teraz o jego wolność. Nic nie możemy zrobić. Musimy poczekać do rana - Stwierdził robiąc pierwsze kroki do niej.

- Ale byłeś tam? Nic nie mogłeś zrobić? - Zapytał z lekką pretensją

- Próbowałem coś wskórać, lecz wiesz jakie Clave może być uparte - Oznajmił - Uważają Enzo za zagrożenie. Trzeba im przemówić do rozsądku, że nie jest naszym wrogiem

- Gdy by był tu wasz ojciec, nie pozwolił by na to. Bez niego, nie wiedzą co robić - Odparła

- Odnalezienie ojca to działanie na większą skalę. Jak na razie, spróbujmy uwolnić Enzo. Nie będzie łatwo. Z cichymi braćmi raczej nie wchodzi się w kompromisy - Przypomniał.

- Jutro powiadomimy resztę i spróbujemy wstawić się za nim - Rzekła Izzy z leciutkim uśmiechem

- My? To już oficjalne? - Spytał z szarmanckim uśmiechem

- Nie pochlebiaj sobie zbytnio Panie Morgenstern - Powiedziała z tajemniczym uśmiechem i ruszyła do swojego pokoju, zostawiając go na ciemnych korytarzu samego.




Gdy rano, jej powieki powoli się uchylają, oczy szczypią ją od promieni słonecznych i godzinnego płakania przez noc. Usiłowanie robienia tego jak najciszej sprawiało jej jeszcze większą trudność. Gdy Jace spokojnie spał koło niej, ta przez większość nocy myślała tylko o jednym.

Ciąża?

Clary leniwie przewraca się na drugi bok, przepędzając myśli. Znowu go nie ma. Zdziwiona maca miejsce gdzie jeszcze nie dawno leżał na nim młody Herondale. Już kolejny raz, gdzieś się wymyka o świcie.

Drzwi nagle przerywają jej myśli, cichych skrzypem zamykając je. Dziewczyna uniosła się lekko i zobaczyła blondyna.

- Obudziłem Cię? - Powiedział dosyć cicho, zdejmując z siebie skórzaną kurtkę i zostawiając przy fotelu broń.

- Skądże - Odparła obojętnie.


- Maryse jakoś dziwnie się zachowuje od wczoraj - Stwierdził marszcząc brwi - Konkretnie od momentu opuszczenia twojej sypialni - Dodał kładąc się obok niej i zakładając ręce pod głowę.


- Ma dużo na głowie. Clave, instytut i ta niechęć do Magnusa pod jego obecność tutaj - Oznajmiła westchnąwszy.


- Ważne, że Tobie nic nie jest - Szepnął i odgarnął delikatnie i powoli kosmyk jej loków. Z rumieńcem i ze świadomością, że go okłamuje wpatrzyła się w sufit. - Martwiłem się, że Mary coś Ci zrobiła - Westchnął spokojnie.


- Nic mi nie jest - Rzuciła wymuszając szybki uśmiech.


- Zastanawiałem się, czy byśmy dziś nie poszli...


- Gdzie byłeś gdy spałam? - Przerwała mu w połowie zdania, zerkając na niego poważnym wyrazem twarzy. Jace leżąc w ciszy, zmarszczył brwi i przyjrzał się rudowłosej.


- Mała przejażdżka, nic wielkiego - Prychnął i przedstawił jej jeden z tych jego uśmiechów.


- Tak wcześnie? Z bronią? - Wtrąciła szybko


- To tak z przyzwyczajenia - Rzucił i wstał z łóżka.


- Powiedziałbyś mi gdy by coś się działo? - Zapytała unosząc się do pozycji siedzącej, gdy chłopak zdjął koszule i wyjął z szafy, nową świeżą, białą.


- Oczywiście, skąd to pytanie - Odparł


- Ufam Ci Jace. Jak nikomu innemu - Powiedziała poważnie. Blondyn westchnął oparty rękoma o materac nachylając się nad dziewczyną.


- Kocham Cię, rozumiesz? - Zapytał, gdy Clary przymknęła oczy by wysłuchiwać tych słów w kółko w swojej głowie - Na Zawsze - Szepnął i musnął jej usta. Był tak delikatny, że poczuła jedynie lekki dotyk jego warg.


- Zawsze... - Szepnęła bardzo cichutko, gdy Jace znów stanął na równe nogi.


- Musze się zająć treningiem Maxa zanim pójdzie na zajęcia - Powiedział zabierając przy okazji ze sobą broń. Clary tym czasem wstała i zarzuciła na siebie szlafrok.


- Postaram się szybko do was dołączyć - Uśmiechnęła się słabo. Jace przy drzwiach zerknął na nią i przyglądał przez chwile jak podchodzi do lustra i upina włosy w wysoki kok.


Wychodzi i kieruje się do sali treningowej. Po drodze myśli mu nie dają spokoju. Znów ją okłamał i nie sprawia mu to najmniejszej przyjemności. Znów udał się do cichych braci. To że umiera, nie oznacza, że nie może być przydatny. Bracia pomagają mu w specjalnych treningach, ponieważ zauważa, że traci siłę w dłoni gdzie spoczywa rana. Chce być silny i wytrzymały. Szczególnie dla Clary. Jeśli przyjdzie do walki w jego ostatnich godzinach, będzie gotowy.




Jace urządził godzinny trening najmłodszemu z Lightwood'ów. Ostatnim ćwiczeniem był pojedynek na kije. Dla Herondale'a była to w jakiś sposób zabawa bo oglądanie, jak Max wysila się by za wszelką cenę pokonać starszego brata, ten wybucha śmiechem.

- Nie wysilaj się mały. Minie sporo czasu, kiedy zdołasz mi chociaż odebrać broń - Zaśmiał się blondyn

- Jeszcze zobaczymy - Warknął i wysiłkowo walił w kij przeciwnika, gdy Jace opierał łokciem o niego leniwie

- Wiedziałeś o tym? - Nagle oboje usłyszeli kobiecy głos. Do sali weszła Clary. Ubrana w strój bojowy i rozpuszczonymi puszystymi lokami.

- Co się stało? - Spytał Jace, gdy ponownie zaczął się bronić, kiedy mały Max wykorzystał lekko nieuwagę trenera i próbował go zaatakować

- Clave zamknęło Enzo u cichych braci. Wszyscy już o tym wiedzą, wiec dlaczego ja się dowiaduje o tym ostatnia? - Spytała z lekką pretensją

- Max koniec treningu. Zostaw nas proszę samych - Zwrócił się do małego. Chłopiec odstawił kij i posłusznie opuścił salę.

- Dlaczego go zatrzymali? Nie zrobił nic złego - Powiedziała z pretensją. Blondyn zmarszczył kąciki ust i odstawił kij na miejsce.

- Czemu Clave widzi w nim zagrożenie? Czemu chcą go porównać do Klausa? - Wypytywała. Jace podszedł do niej i wysłuchiwał ją

- Powiedziano mi, że spiskuje przeciwko nas wszystkich. Że wiedział o wczorajszym zamachu na mnie - Rzekła, łamiącym się głosem - Nie wierze w to, po prostu nie wierze - Odparła i przytuliła się do blondyna. Ten objął ją i westchnął cicho.

- Pomożemy mu. Obiecuje Ci to - Szepnął.




Cała grupa łowców udała się do cichych braci. Jedyny Alec został w posiadłości Morgensternów z Magnusem. Odprowadzili Maxa na zajęcia młodziaków a sami zostali w posiadłości.

Jace nie zdawał sobie sprawy, że przebywając tu rano, w tym samym miejscu, znajduje się także Enzo w celi.

Clary była strasznie przejęta. Chciała jak najszybciej wyjaśnić ten incydent. Wciąż uważa, że zarzuty przedstawione przez Clave są niedorzeczne.

- Nie dopuszczą nas wszystkich - Odezwał się Jonathan, gdy byli na miejscu.

- Co więc robimy? - Spytała Izzy, patrząc na każdego towarzysza po kolei

- Ty powinnaś iść. Ciebie na pewno wysłuchają - Powiedział Jace do Clary z założonymi rękoma, choć nie chętnie chce ją puścić do niego.

- Wysłuchają nas obojga - Oznajmiła z lekkim uśmiechem i pokiwała głową, by poszedł razem z nią.

Szli ciemnymi zakamarkami, przez które przechodziło głośne echo. Clary wyjęła anielskie światło by oświetliło im drogę.

- Masz spore zdolności w rozmowie z Cichymi braćmi - Odezwał się Jace

- Czyli? - Odparła dziewczyna patrząc pod nogi

- Jedna z twoich umięjętności pod blokadą. Potrafisz rozmawiać z nimi w myślach - Oznajmił - Valentine mi opowiadał. Imponujące - Stwierdził. Clary parsknęła cichym śmiechem i nie odezwała się już aż do dotarcia na miejsce


- Przyszliśmy ubiegać się o spotkanie z Enzo Branwell - Powiedziała Clary na głos


- Nie radził bym. Nie jest on najbezpieczniejszy na ten moment - Rzekł cichy brat w myślach obu łowców.


- Enzo uratował mi życie. Jestem jego dłużniczką - Oznajmiła z wyższością


- Spróbuj myśli - Szepnął do niej Jace - Zaimponujesz im - Dodał.


- Nie potrafię... - Odszepnęła słabo. Spojrzała na blondyna. Przyjrzała mu się i wiedziała, że wierzy w nią i nie zaszkodzi spróbować. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, jak by normalnie z nimi rozmawiała


- Tędy proszę - Nagle Jace usłyszał w myślach. Cichy wykonał gest ręką i ruszył przed nimi


Clary uśmiechnęła się dumnie do blondyna i ruszyła za cichym bratem. Ten za chwile podążył za nimi. Prowadził ich schodami na dół, gdzie zrobiło się chłodniej a schody były kręte.


- Jace'e Herondale. Słabniesz. Widać to w twoich oczach - Odezwał się głos w jego głowie. Jace nie mógł odpowiedzieć na głos. Nie w obecności Clary.


- Jesteś silny, lecz nawet najsilniejsi tego nie przetrwają - I znowu...


Doszli przez pierwsze kraty. Cichy brat wyjął z długiej szaty, zbiór kluczy i otworzył pierwsze drzwi.


- Tylko jedno z was może wejść - Odezwał im się w myślach. Jace przytaknął lekko głową i bez namysłu puścił ją przodem. Ta przesłała mu lekki uśmiech i weszła do ciemnej celi.


- Clarissa zaczyna coś podejrzewać. Musze być dyskretniejszy - Skarcił się chłopak mówiąc na głos i obserwując jak Clary znika mu z oczu


- Zrobisz co uważasz za słuszne - Odpowiedział mu cichy brat stojący u jego boku.






- Enzo... - Zaczęła spokojnie dziewczyna. Chłopak siedział luźnie na podłodze ze spuszczoną głową w kolanach. Jedyne światło jakie na niego padało leciało z małego okienka w kratę.


Uniósł lekko głowę. Nie był zbyt zadowolony z jej wizyty. Z kamienną twarzą przyjrzał się jej, a gdy widziała, że nie jest w humorze, kucnęła przy nim.


- Przykro mi - Odezwała się - Clave nie miało prawa Cię tu zamknąć. Pójdziemy do nich i wstawimy się za Ciebie. Tak nie może być - Rzekła i odczekała chwile. Brunet spojrzał jej nagle prosto w oczy i przyjrzał chwile. Potem błąkał oczami i westchnął


- Dużo myślałem, przez tą noc - Odezwał się zachrypniętym głosem - Może Clave ma racje - Rzekł dosyć zwyczajnie


- Klaus wyraźnie mi przekazał, że odnajdę swoją prawdziwą naturę. Może tak powinno być.


- Enzo nie myśl tak. Jesteś Lorenzo Branwell, nocnym łowcą, z krwi nephilim, moim przyjacielem


- Przyjacielem? - Prychnął.


- Tak! Byłeś najważniejszą osobą w moim życiu i dlatego nie zostawię Cię teraz samego - Rzekła odważnie.


- Czuje się zagubiony - Odezwał się po chwili ciszy, zrozpaczonym głosem


- Zagubiony?! - Wymsknęło się rudowłosej z szoku.


- Jace i Clave mi nie ufają. Widzą we mnie zdrajce i sam się za niego powoli uważam. Odczuwam złość i agresje, choć nie powinienem - Syknął.


- Pomożemy Ci Enzo. Jace zdaje sobie sprawę przez co teraz przechodzisz. Możesz na niego liczyć - Wtrąciła, gdy nagle chłopak zerwał się na równe nogi.


- Nie potrzebuje jego łaski - Odparł srogo. Clary podążyła jego krokiem i również wstała - Możesz go prosić o co chcesz, a on to zrobi bo Cię kocha... Ale ja nie potrzebuje czyjegoś przymusu - Rzekł zerkając momentalnie na nią. Clary nie wiedziała zbytnio co mu rzec. Nie umiała dobrać słów by wyszła z tego sensowna wypowiedz. Skuliła głową i postanowiła wyjść.


- Clary... Wybacz - Szepnął zatrzymując ją, lekkim dotykiem za łokieć - Ciesze się, że przyszłaś - Powiedział i wymusił lekki uśmiech - Tylko ty utrzymujesz mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach - Stwierdził. Clarissa jedynie przyjrzała mu się. A potem wyszła. Już nie miała mu nic do powiedzenia. Serce jej się łamie jednak, gdy widzi go w takim stanie. To miejsce mu nie służy. Może tego nie widać ale on cierpi. Straszliwie cierpi i czuje się jak wyrzutek.


- W porządku? - Szepnął Jace gładząc ukochaną po ramionach, gdy ta wtuliła się w niego wzdychając głośno


- Trzeba go stamtąd wyciągnąć - Odezwała się - Nie jest z nim dobrze - Dodała zmęczona.


- Musisz odpocząć - Stwierdził blondyn gładząc jej włosy - Za bardzo się wszystkim przejmujesz - Szepnął.


- Najpierw wizyta u Clave, potem odpoczynek - Oznajmiła z lekkim uśmiechem. Jace przytaknął niezbyt zadowolony.


Wrócili do przyjaciół, którzy czekali na nich przed wejściem. Clary mogła się zastanawiać jak niezręcznie było zostawić Izzy z jej bratem, zważając na ich relację. I nie pomyliła się. Zastała ich w kompletnej ciszy. Jonathan oparty o kamienny mur, podrzucał sztylet w ręku. Izzy nerwowo chodziła w te i wewte z założonymi rękoma.


- Nareszcie jesteście! I co z nim? - Pierwsza zauważyła ich Izzy i podeszła od razu do Clary. Jonathan również stanął na równe nogi i podszedł do Jace'a, który nie był zbytnio zainteresowany, by się wypowiedzieć.


- Jakoś się trzyma, ale nie możemy zwlekać. Musimy udać się do Clave i pogadać z nimi - Oznajmiła dziewczyna zerkając na każdego z towarzyszy. Gdy wszyscy zatwierdzili, ruszyli do sali anioła.





Clave nie chciała ich słuchać. I gorzej... To, że przyszli upominając się o niego, zezłościło rade. Nie cieszyło ich także, że bez zezwolenia, poszli się z nim zobaczyć. Z tego wszystkiego, Clary źle się poczuła. Fakt, że jest w ciąża i wszystko wokół nie pozwala jej funkcjonować. Podczas gdy Clave po raz kolejny wykrzykiwało swoje upodobania, Clary odwróciła się do wszystkich plecami i wyszła z sali. Wszyscy zapewne pomyśleli, że nie mogła dłużej tego słuchać i po prostu wyszła. Ta jednak, poczuła ucisk w brzuchu i mdłości. Mogła jednak przewidzieć, że Jace pobiegnie za nią.


- Clary, poczekaj - Zawołał ją i dobiegł dotrzymując jej kroki - Co się dzieje? Chciałaś przecież z nimi pomówić - Rzekł


- Mogłam od razu wiedzieć, że nic u nich nie wskóramy - Odezwała się, mówiąc przez zaciśnięte zęby.


- Nie od dziś wiemy, że z Clave trudno się rozmawia, czyż nie? - Stwierdził z uśmiechem. Oboje się zatrzymali. Clary po chwili wpatrywania się w podłogę, spojrzała pustym wzrokiem na blondyna.


Był taki nieświadomy.


Chciała mu wyznać, że nosi jego dziecko ale nie mogła. Za każdym razem jednak gryzie się w język.


Uniosła dłoń i dotknęła jego złotych włosów i uśmiechnęła się lekko.


- Wczorajszy dzień był wspaniały. Chciałabym Ci się jakoś odwdzięczyć. Gdybym tylko umiała... - Rzekła, wspominając ich wspólnie spędzony dzień.


- Clary... - Zaczął, obejmując jej policzek - Odwdzięczasz mi się każdej nocy, kiedy zasypiam przy tobie... Rano, kiedy budzę się u twojego boku. Odwdzięczasz mi się każdym oddechem, który wykonujesz. Nie potrzebuje więcej. - Rzekł - I zrobie wszystko by wydostać Enzo na wolność. Uczynię co w mojej mocy by ujrzeć Cię szczęśliwą - Oznajmił


- Dopóki jestem z tobą, nie mogę czuć się bardziej szczęśliwsza - Rzekła z uśmiechem. Blondyn musnął ją w głowę a następnie styknęli się czołami.






Po południu, Clary została w pokoju, zasiadając przy kominku, okryta kocem, zajęta malowaniem. Kiedyś nie miała na to czasu, lecz od kąt pamięta zawsze było to jej pasją.


Bawiła się cieniami i malowaniem węglem do wieczora, gdy do pokoju weszła Maryse. Była dosyć zmęczona, lecz znalazła trochę czasu by zajrzeć do ciężarnej dziewczyny.


- Przyszłam sprawdzić jak się czujesz - Powiedziała kojącym głosem.


- Nie znam się zbytnio na tym - Zaśmiała się cicho i zrobiła kobiecie trochę miejsca by usiadła - Komfort jednak nie służy podczas ciąży - Zażartowała. Maryse lekko uśmiechnęła się i przyznała jej racje.


- W twoim wieku to normalne. Nie przywykłaś do takiego stanu - Oznajmiła kobieta - Widziałam Cię dziś w sali Anioła. Inni tego nie zauważyli ale ja wiedziałam, że coś poczułaś. Wiem, że sytuacja z Enzo Cię niepokoi ale musisz nad sobą panować. To źle wpływa na dziecko - Rzekła


- Nie widziałaś go Maryse. Uważa się za zdrajce. Widziałam rozpacz w jego oczach - Powiedziała przyglądając się rysunkowi na jej kolanach.


- Wszystko się niedługo wyjaśni. Nie pozwolimy by przebywał tam bez konkretnych zarzutów - Zapewniła ją kobieta gładząc rudowłosą po ręku ukazując ciepły uśmiech.


- Nie wiedziałam, że rysujesz - Zmieniła temat i wzięła rysunek do ręki - Masz talent Clarisso. Nie na co dzień widuje się taką sztukę.


- To tylko zwykłe szkice - Powiedziała skromnie - Rzadko rysuje. Jednak ten obraz ostatnio pojawia się w moich snach, ale niezbyt wiem co on przedstawia - Stwierdziła. Maryse przyjrzała się rysunkowi.


- A nie Jace'a? - Spytała zdziwiona


- Chodzi mi bardziej to co jest za nim. Od jakiegoś czasu śnie o Jace'e a za jego pleców wyłania się cień, który tak właśnie wygląda - Powiedziała pokazując dokładnie palcem. Rysunek przedstawiał Jace'a na głównym planie. Naszkicowała go jak żywego. Miał na sobie strój bojowy, a zza ramienia wystawał seraficki miecz spoczywając na jego plecach. Jego twarz, przystojna, szczupła z dużymi oczami. Po lewej stronie ukazywała się jasna część, z promieniami i słońcem a prawa strona powoli wchodziła w mrok i ciemność. Postać wyłaniająca się zza blondyna nie była zbyt straszna. Była za to postawna i wyrażała się z wyższością ale pokrywał ją mrok i zło. Lecz pytanie brzmi kim jest ta postać?

2 komentarze: