Strony

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 28



Isabelle wypróbowała sale treningową rodziny Morgenstern. Na wieczór przebrała się w strój treningowy i rozpoczęła rozciąganie. Dziwnie się czuła przy ostatniej rozmowie z Jonathanem i dlatego musiała wyrzucić z siebie te myśli. Nie wie co jest gorsze? Wieczna nienawiść do niego czy przyznanie, że zaczyna w nim widzieć człowieka, którego opisywała mu Clary. Wie, że będą potrzebować pomocy w odnalezieniu Valentine'a wiec nie ma szansy by mogła unikać chłopaka.


Isabelle wyćwiczona w boju, sięgnęła po łuk i bez stresu poćwiczyła strzelanie do tarczy.


Gdy zabrakło jej strzał odwróciła się by pójść po więcej, lecz zobaczyła białowłosego stojącego przy stole z bronią, opartego jedną dłonią o drewniany brzeg stolika.


- Wybacz, nie wiedziałem, że kogoś tu zastane o tej porze - Odezwał się pierwszy, prostując się.


- Nie mogłam zasnąć - Odparła unikając jego wzroku. Wzięła kilka strzał i znów stanęła przed tarczami.


- Ja też - Westchnął - Strzelanie z łuku zawsze mnie relaksowało - Stwierdził.


- My nie mamy takich łuków w instytucie. Ten musiał być zrobiony gdzieś w Idrysie - Stwierdziła i naciągnęła cięciwę


- Konkretnie przeze mnie - Oznajmił z uśmiechem


- Nie wiedziałam, że wyrabiasz broń - Stwierdziła.


- Nie chwaląc się, miewam pewne zainteresowanie do tego - Powiedział robiąc kilka kroków w stronę dziewczyny.


- Robisz bronie, prowadzisz armią. Prawdziwy wojownik z Ciebie - Odparła dziewczyna i odłożyła jego łuk.

- Staram się - Rzekł z lekkim uśmiechem.

- Powiedz mi jedno. Dlaczego tak wzorowy łowca jak ty, który jest przykładem dla wszystkim, musi być tak irytujący? - Postawiła mu się


- Zależy jak Pani Isabelle na to patrzy. Gdy byś dała mi szansę mogę być przesadnie szarmancki. Musze jednak ostrzec, że nie jedna dama uległa mojemu wdziękowi - Powiedział, co spowodowało cichy śmiech u czarnowłosej

- Zbyt pewny siebie się wydajesz - Powiedziała z tajemniczym uśmiechem i ruszyła do wyjść

- Isabelle... - Zatrzymał ją, wiec z ciekawości odwróciła się do niego - Dobrej nocy życzę - Powiedział z szarmanckim uśmiechem. Izzy jedynie kiwnęła głową i zostawiła go samego.







Clary nie mogąc znaleźć przyjaciółki udała się do sypialni chłopaka. Ten otworzył jej zaraz drzwi, i nie będąc ani trochę zaskoczonym, z uśmiechem wpuścił ją.

- Mam nadzieje, że Cię nie obudziłam - Rzekła

- Skądże - Oznajmił - Nie szybko mi do spania - Odparł i podszedł do niej.

- Myślałam, o tym co dzisiaj powiedziałeś. Tam w sali anioła - Powiedziała

- Trzeba było grać na czas - Przyznał westchnąwszy - Ale możesz przyznać, że nie najgorzej mi szło - Zażartował, co wywołało u nich cichy śmiech.

- Głupio mi trochę było, tak przy wszystkich. Ale dobrze to wszystko wymyśliłeś - Odparła

- Pamiętaj, że to wyłącznie nasza sprawa. Ludzie wiedzą, że to była tylko przykrywka - Powiedział gładząc ją po ramieniu. Clary po chwili przemyślenia, uniosła się na palcach i ucałowała blondyna. Zaraz odsunęli się od siebie tak by spojrzeć sobie głęboko w oczy

- Chce tego - Szepnęła


- Jesteś pewna? - Zapytał szeptem.


- A widzisz przyszłość ze mną? - Zapytała - Ponieważ ja widzę ją bardzo wyraźnie - Stwierdziła.


- Clary widzę ją, od kąt, moje oczy pierwszy raz Cię ujrzały - Oznajmił. Clary stanęła ponownie na palcach i musnęła usta blondyna.

Ten zahaczył palcem o gorset dziewczyny i rozsznurował go. Gdy gorset spadł na podłogę, Jace
położył dłonie na biodrach dziewczyny i w drodze na łoże, całował namiętnie rudowłosą. Położył ją delikatnie na miękkim materacu i zawisł nad nią


- Powiedz, kiedy będziesz chciała przerwać - Powiedział troskliwie.


- Nigdy - Szepnęła.


To była długa noc. Clary mimo zdenerwowania, nie żałowała swojej decyzji. Bliskość jaką czuła wtedy z Jace'em była jedyna w swoim rodzaju. Mogła wciąż przebywać w jego objęciach i nie krępować się niczym. Każdym ruchem i gestem zapamiętywała jego obecność. Rozgrzane powietrze otaczało ich bezwstydnymi chichotami, które plątały się w odcieniu ich ciał.
Po spędzonej razem nocy, Clary szybko zasnęła oparta o jego pierś.
 Blondyn ucałował jej czoło i oparł policzek o czubek jej głowy.

Nie spał aż do wschodu słońca. Delikatnie wstał z łóżka i zarzucił na siebie koszule i czarne spodnie. Następnie sięgnął po swoją stele i nerwowo wyrył sobie Iratze na ramieniu. Trochę odetchnął i poprawił rękaw.


- Jace? - Mruknęła dziewczyna - Wszystko w porządku? - Zdziwiła się.


- Oczywiście - Odparł i szybko wrócił do niej, kładąc się ponownie koło niej - Dopiero świta. Śpij jeszcze - Szepnął przylegając do jej ciała.


- Kocham Cię Jace - Mruknęła dziewczyna przy zamkniętych już oczach

- Ja Ciebie też Aniele - Rzekł - Zawsze... - Szepnął. Dziewczyna po chwili uniosła głowę by spojrzeć na chłopaka.

- Wydajesz się czymś zmartwiony - Stwierdziła - Na pewno nic się nie stało? - Upewniła się

- Nie psujmy nastroju - Oparł i jeździł dłonią po ciele dziewczyny zatrzymując się na brzuchu, zerkając na niego

- Mam nadzieje, że jesteś w ciąży - Szepnął

- Jace! - Skarciła go rozweselona

- Valentine zapewne zaakceptował by naszą miłość, gdy by się dowiedział, że oczekuje wnuka - Stwierdził

- Skąd ten pośpiesz mój kochany? - Zdziwiła się - Jeszcze tyle chwil przed nami - Stwierdziła

- Mamy poważniejsze sprawy niż samolubne zajmowanie się tylko sobą - Przyznała niechętnie

- Znajdziemy Valentine'a - Oznajmił Jace - I przywrócimy go z powrotem - Dodał - Obiecuje Ci to - Szepnął.




Parę godzin później, wszyscy spotkali się na śniadaniu. Atmosfera była chłodna i napięta. Jocelyn grzebała widelcem po talerzu wykonując irytujący dźwięk rysowania widelcem po porcelanie. Alec nie mając apetytu, obracał w palcach winogrona, martwiąc się o Magnusa. Isabelle wyjątkowo cicha pochłaniała swój posiłek. Reszta skrępowana nie wiedziała co powiedzieć.

- Matko... Poświęciłabyś mi uwagi po śniadaniu? - Odezwała się Clary z drugiego końca stołu.

- Naturalnie - Powiedziała kobieta zachrypniętym głosem - Zapraszam Cię potem do gabinetu ojca - Oznajmiła - Wybaczcie mi - Szepnęła i odeszła od stołu znowu udając się do sypialni.

- Dzieci... - Zaczęła Maryse - Wracamy z ojcem do Instytutu. Przyślemy do was jutro Maxa by dalej kontynuował nauki - Oznajmiła.

- Wierzymy, że możemy was tu zostawić - Odezwał się Robert zwracając się do swoich dzieci i zerkając na Jace'a - Gdy wszystko załatwimy w Londynie, Matka wróci a ja zostanę by dalej prowadzić instytut.

- Powierzacie nam Maxa? - Odezwał się Alec - Nie będziemy mieć czasu by się nim opiekować - Odparł

- Alec, nie będzie tak źle - Rzekł Jace - Jest słuchany, kilka dodatkowych treningów z nim nam nie zaszkodzi

- Też mogę pomóc - Odezwała się Clary - Słyszałam, że Max lubi dużo czytać. Nasza biblioteka jest dla niego otworem - Powiedziała z uśmiechem.

- Dziękujemy Ci Clarisso. Gwarantujemy, że nasz najmłodszy nie będzie sprawiał kłopotów - Rzekła Maryse.

Po śniadaniu Clary otworzyła państwu Lightwood portal, który przeniesie ich do Instytutu. Reszta rozeszła się do swoich pokoi by się przebrać i zająć miejsce w sali treningowej. Clary tak jak planowała poszła do matki by porozmawiać z nią na osobności.


- Usiądź proszę - wskazała na krzesło, gdy ta stała przy parapecie. Clary usiadła posłusznie i przyjrzała się zmęczonej i bladej matce

- Pamiętam jak w tym właśnie pokoju powiedziałam twojemu ojcu, że jestem z tobą w ciąży - Powiedziała z lekkim uśmiechem - Byłaś jego oczkiem w głowię Clarisso - Dodała

- Odnajdziemy go mamo. Nie odpuścimy - Oznajmiła rudowłosa, na co kobieta tylko nerwowo przytaknęła.

- Przyszłaś porozmawiać o tym? - Stwierdziła wskazując na swoją dłoń, na której wciąż spoczywał znak powiązania. Clary niechętnie przytaknęła. Jocelyn usiadła przy biurku na przeciwko córki.

- Chciałam się dowiedzieć czy to na pewno Mary Flemming za tym stoi?

- Nie tylko za tym. Okazała się, że to ona jest powodem dla którego Klaus jest mieszańcem - Oznajmiła. Clary była zaskoczona. Lecz w sumie, wszystko zaczęło mieć sens. Klausa mogła stworzyć tylko najpotężniejsza z najpotężniejszych.

- Helena będzie załamana - Szepnęła Clary - Ale trzeba ją odszukać. Tylko ona może zdjąć zaklęcie - Oznajmiła

- Jej siostra i Magnus ruszyli jej tropem. Jak na razie nic nam nie grozi, wiec nie musimy się tym martwić - Pocieszyła ją matka

- No tak, masz rację - Szepnęła

- Coś jeszcze Cię martwi? - Zapytała matka, widząc wyraz twarzy córki.

- Gdy odzyskamy ojca... Stresuje się by mu o czymś powiedzieć. Mogę teraz brzmieć samolubnie a temat nie odpowiada naszej sytuacji w państwie, ale... - Przerwała - Ja i Jace... - Powiedziała

- Widziałam jak na Ciebie patrzy - Powiedziała ukazując lekki uśmiech

- Miłuje go matko - Rzekła - Dzięki twoim słowom, wiem, że kocham go całym sercem - Oznajmiła.

- Więc nie mogę niczego innego powiedzieć, jak tylko to, że szczęśliwą jestem co was spotkało - Powiedziała wstając, co przymusiło Clary do zrobienie tego samego - Macie moje stu procentowe poparcie - Rzekła z uśmiechem. Rudowłosa szeroko się uśmiechnęła i mocno uścisnęła matkę - Ale masz rację, z Valentine'em nie będzie tak łatwo. Ale jak wszystko powróci do normy zajmiemy się wami

- Dziękuje mamo - Rzekła. Po chwili usłyszeli jakiś hałas

- Dochodzi z sali treningowej - Odarła Jocelyn. Obie sięgnęły po suknie i w truchcie udały się tam. Tam zastały grupe młodych łowców. Clary dostrzegła dwóch chłopaków tarzających się w bójce na ziemi. Od razu zauważyła blond włosy i wrzasnęła

- Jace! - Warknęła i podeszła szybko - Co tu się dzieje na anioła?! - Syknęła, gdy zobaczyła, że Enzo przygwoździł blondyna do ziemi

- Clary nie podchodź - Zatrzymał ją Alec.

- Co? Daj mi przejść, trzeba to przerwać - Oburzyła się

- Nie zasługujesz by tu przebywać! - Wydusił Jace, gdy siłował się z brunetem - Wracaj do Klausa, tam gdzie twoje miejsce!

- Powtarzam Ci, że nie mam nic z nim wspólnego! - Warknął dosyć agresywnie

- Udowodnij to! - Krzyknął Jace i udało mu się sprawnie uderzyć Włocha łokciem, co oddaliło ich od siebie. Oboje wstali w błyskawicznym tempie i z groźnymi minami ponownie ruszyli na siebie

- Wystarczy! - Krzyknęła Clary, stając pomiędzy nimi

- Wierzysz mu? - Rzucił Jace z pretensją. Gdy Clary mu nie odpowiedziała, blondyn rozczarowany opuścił sale. Clary zrobiła już pierwsze kroki by ruszyć za blondynem ale coś ją zatrzymało.

- Enzo... Już jest wszystko w porządku - Rzekła Izzy, próbując podejść do chłopaka.

- Uważaj... - Odparł Jonathan i zatrzymał ją. Enzo zaczął ciężko dyszeć i opadł na kolana

- Co się ze mną dzieje? - Wydusił. Clary niepewnie podeszła do niego i kucnęła przed nim obejmując jego twarz.

- Wszystko będzie dobrze - Wyszeptała. Pod jej dotykiem, chłopak powoli wracał do normy i się uspokoił.




Po tym jak Enzo poszedł do siebie, a reszta szybko zapomniała o tym incydencie i wróciła do treningu, Clary poszła do sypialni Jace'a. gdy weszła do pokoju, zakładał świeżą białą koszule. Od razu poczuła zapach mydła co mogło wskazywać, że chłopak jest tuż po kąpieli po treningowej.

- Przyszłam wyjaśnić wasz incydent z Enzo - Powiedziała zamykając za sobą drzwi - Nie powinien mieć miejsca, zwłaszcza w moim domu - Rzekła stanowczo

- Powiedz coś! - Rzekła. Chłopak westchnął i odwróciła się do niej krzyżując ręce na piersi.

- Enzo jest prawowitą rodziną Klausa. Wiem to bo sam Klaus mi o tym powiedział. Nie mogę ścierpieć, że jest pod tym samym dachem co my - Odezwał się

- Uwierzyłeś Klausowi? A nie mi, która powtarza Ci, że Enzo nie jest niebezpieczny - Powiedziała Clary robiąc kolejny krok.

- Więc jak wyjaśnisz mi to, że Klaus miał rodzoną siostrę, która miała dziecko? Chłopca, spłodzonego z wilkołaka i łowce, tak samo jak Klaus - Oznajmił.

- To o niczym nie świadczy. Znam Enzo. Jest z krwi nephilim! - Rzekła.

- On nie jest tym samym chłopcem, w którym się zakochałaś, Clary! - Odparł - Nie znasz go już - Dodał.

- Nie polubiłeś Enzo od pierwszego słowa, które do Ciebie wypowiedział. Nie mogę podejmować decyzji tylko ze względu na Ciebie - Oznajmiła - Jeśli masz jednak rację, nie zrezygnuje z niego. Będzie potrzebował naszej pomocy. Nie wie co się z nim dzieje, spróbuj go zrozumieć!

- Rozumiem Clary, rozumiem - Westchnął - Musze być jednak stu procentowo przekonany, że można mu zaufać i nie stanowi dla Ciebie żadnego zagrożenia - Stwierdził podchodząc do niej.

- Zagrożenia? Jace, Enzo nigdy by mnie nie skrzywdził, co ty sobie myślałeś - Zaśmiała się

- Obiecaj mi, że będziesz ostrożna - Rzekł - Obiecaj, to dla mnie ważne - Dodał, ujmując jej policzek.

- Powinieneś przestać zamartwiać się o mnie. Umiem o siebie zadbać - Przyznała

- Wiem, że umiesz. Jesteś najsilniejszą osobą jaką w życiu spotkałem - Szepnął obejmując jej całą twarz.

- Więc wciąż trzymaj się tej prawdy - Powiedziała - Staram się robić wszystko, by pomóc innym. Potrzebuje jednak do tego twojego wsparcia - Rzekła, dotykając jego dłoni.

- Moja odważna Clary. Mój anioł - Rzekł - Pamiętaj, że nie zależnie co się wydarzy, miłuje Cię całym moim sercem - Powiedział Jace co wywołało szeroki uśmiech u dziewczyny. blondyn uśmiechnął się lekko i złączył ich czoła.





Pomieszczenie było ciemne i ponure. Chłód pokrywał jego skórę powodując gęsią skórkę.


- Może przypadkowo zaszła w ciąże. Jeszcze nie wiem - Powiedział nerwowo


- Uważasz, że dziecko jej pomoże? - Głos przemówił w jego głowie


- Wzmocni ją kiedy mnie zabraknie - Oznajmił.


- Używając run, przedłużasz cały proces. Nie zdołasz długo ukrywać się z tym - Jeden Cichy brat wystąpił i stanął przed chłopakiem - Wyciągnij rękę - Rozkazał w jego głowie. Jace posłusznie wyciągnął rękę i podciągnął rękaw, odsłaniając ugryzienie, które zapodał mu Klaus. Cichy brat przyjrzał mu się dokładnie.


- Myślałem, że to po prostu ugryzienie wampira - Odparł blondyn

- Klaus Mikaelson włada jeszcze jedną postacią. Ugryzienie wilkołaka jest trucizną. Ich jad jest śmiertelny

- Nie znacie na to lekarstwa? - Zapytał.

- Nie odnaleziono go przez wieki. Pozostaje wiec nieuleczalne - stwierdził cichy brat


- Jak to przebiega? - Spytał.


- To zależy w jakim czasie, zakażenie przejdzie przez cały twój organizm. Jest to długi i bolesny proces. Nie będziesz umiał także odróżnić rzeczywistości od fikcji - Stwierdził cichy brat


- Wspaniale.. - Rzucił sarkastycznie chłopak i poprawił rękaw.


- Czyli... Umieram? - Rzekł
.

.

.

.

.

- Tak Paniczu Herondale... Umierasz.




HUHUHU Clace miało małe co nieco ;) Mam nadzieje, że nie zabijecie mnie za Jace'a za końcówkę xD

13 komentarzy:

  1. Nie zabiję Cię, bo właśnie umarłam! ;)
    Nie, Jace. ;c

    OdpowiedzUsuń
  2. CO?! ALE DLACZEGO JACE?!?! NO JA CIĘ PROSZE...NIE...BŁAGAM! MUSI BYĆ JAKIŚ LEK

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego akurat Jace błagam musi być jakiś lek

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego mam dziwne przeczucie że o właśnie Klaus będzie miał lekarstwo dla Jace .
    Czekam na next :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciepło, ciepło😈

      Usuń
    2. Kojarzy mi się to z Pamiętnikami Wampirów :)

      Usuń
    3. Ciiiii xD troche skradłam xD

      Usuń
    4. Oj tam to bez znaczenia ważne że rozdział jest SUPER !

      Usuń
    5. Ooo dziekuje! :* ja tego naszego Jace'e to tak męcze xD choć go kocham to dalej to robie xD

      Usuń
    6. Jeśli go tak bardzo kochasz > Jak ja < to proszę nie zabijaj go męcz ile chcesz ale niech żyje :)

      Usuń
    7. A tak po za tym kiedy dodasz nowy rozdział ?

      Usuń
    8. Zaczełam go dziś pisać to pewnie w przyszłym tygodniu dopiero :/ koło wtorku/ środy... Teraz zaczyna sie wreszcie coś dziać xD wiec chce się bardziej skupić

      Usuń
    9. A wię pozostaje nam tylko czekać :) No to do wtorku>środy <3

      Usuń