Strony

piątek, 13 maja 2016

Liebster Blog Award !!! *-*

Dziękuje za nominację do LBA od Izzy Shadowhunter ( BLOG ) :* !!! 

Do napisania dostałam 15 ciekawostek o sobie 

1) Jestem potwornym leniem

2) Przyszedł w moim życiu taki czas, że nie mogę już oglądać Darów Anioła, ponieważ za każdym razem płacze na tym filmie i doprowadza mnie do załamki, kiedy wiem, że już nie zobaczymy naszego Clace w takim składzie :c

3) Gdy wpadam na pomysł co do rozdziału, zapisuje go zazwyczaj w notatkach na mojej komórce :)

4) Na egzaminie gimnazjalnym napisałam w rozprawce argumenty o Darach Anioła i dostałam max punktów xD

5) Przez ponad 9 lat byłam w chórze

6) Jestem wielką maniaczką filmową

7) W przyszłości zamierzam zamieszkać w Londynie

8) Mam znajomego, który wygląda w 100% jak Jace z filmu ( Jamie <3 ) i ubiera się jak łowca :D

9) Marze by zostać pisarką

10) Nie umiem żyć bez muzyki!

11) Za rok mam już maturę O.O

12) Chciała bym studiować psychologie xD

13) Moim celem w życiu do spełnienia jest wycieczka po Nowej Zelandii

14) Mojego następnego psa chce nazwać Klaus xD TVD, TO ; fani Klausa łączyły się! :D

15) W czerwcu wybieram się na koncert Counterfeit <3 Kocham ten zespół i szczerze polecam!

To na tyle faktów o mnie... 

Ode mnie macie do napisania...

7 RZECZY, KTÓRE WYWOŁUJĄ U WAS UŚMIECH!



NOMINUJE :

- Aley Morgenstern ; Nieznana Historia Clary


- Lady Herondale ; Dary Anioła. Inna historia

Wera & Ala ; Bo kochać to niszczyć


UWAGA !!! Prosiła bym o poinformowanie, jak uzupełnicie nominację, w komentarzach pod tym postem ;)


czwartek, 12 maja 2016

Rozdział 22


Jace długo zastanawiał się nad tą całą sytuację, wiedząc, że musi chronić Clary za wszelką cenę.Wpadł na pomysł, który niezbyt mu się podobał i rodzeństwo także nie popierało, ale potrzebował ich wsparcia. Postanowili wybrać się do królowej jasnego dworu by tam spotkać się z Elijah, dowiedzieć się, po której stronie jest. Swojego brata, swojej rodziny, swojej krwi czy po stronie Clary do której najwyraźniej czuje pewną sympatię. Sam nie wie co mu powie ale musi mieć jakąś broń przeciwko Klausowi. Boi się że jak kiedyś dostanie się on do Clary, nie będzie mógł nic na to poradzić.


- Jesteś pewny że to dobry pomysł? - spytała Izzy


- Nie ufam mu ale jest jedyną pomocą dla nas i dla Clary

- Sądzisz że będzie chciał z nami rozmawiać? - Zdziwił się Alec - Przecież to niedorzeczne! to Elijah Mikaelson - Podkreślił młody Lightwood - Brat Niklausa Michaelsona, naszego największego wroga


- Pod jakimś względem nie pozwolił skrzywdzić Clary, nie wiem po której stronie jest ale jakby był lojalne swojemu bratu już dawno by powiedział gdzie się znajduje Clary. Wystarczy że pójdę do ludzi królowej i załatwię spotkanie z nim


- Już się tym zajęłam - powiedziała Izzy


- skąd ty... - Zdziwił się Alec


- Mam znajomych u królowej, nie było żadnego problemu. Będzie w wyznaczonym miejscu za kwadrans


- Dobra robota Izzy. Zbieramy się i pamiętajcie nie chcemy żadnych kłopotów.


Jace razem z rodzeństwem poszli w wyznaczonym miejsce gdzie zastali tam już czekającego na nich Elijah'e. Dał znać rodzeństwu by poczekali na niego a on sam podszedł porozmawiać z Mikaelsonem.


- Nigdy nie spodziewałem się że będę miał tą przyjemność rozmawiać z młodym Herondale'em - Odezwał się Elijah - Jest coś szczególnego, czego ode mnie potrzebujecie?


- Nie pochlebiaj sobie Mikaelson - Rzucił Jace - Chcemy tylko informacji


- Podejrzewam że o moim bracie. Czy jednak macie zamiar oskarżać mnie już o zdradę naszego rodu bo jak tak to lepiej wyjmij już ten miecz - Stwierdził mężczyzna


- Dam Ci szansę, wiedząc jednak, że jesteś bratem Klausa trudno nam jest ci zaufać


- Ah tak... myślicie że jestem po jego stronie? Może myślicie że także jestem mieszańcem tak jak on. Sądzicie, że stał bym u jego boku wybaczając mu że zabił całą naszą rodzinę... a mnie oszczędził - Powiedział lekko zirytowany


- Pytanie jest dlaczego? - Syknął blondyn


- Klaus jest możliwie potężny i może nawet nieśmiertelny, sam nie wiem, ponieważ nie badałem tego. Ale w głębi duszy, nadal jest moim małym braciszkiem i najwidoczniej mnie potrzebuje ale ja nie potrzebuję jego...Więc co chcecie to wam powiem...


- Dlaczego mamy Ci zaufać?


- Odpowiesz sobie na to pytanie, po tym jak każdy z nas pójdzie w swoją stroną


- Jesteśmy przygotowani na twoje sztuczki więc lepiej nas nie zawiedź


- Dobrze więc... co chcecie wiedzieć?


- Po pierwsze powiedz nam jak to się stało? Jest za tym jakieś zakręcie... klątwa?


- Dobrze główkujesz młody Herondale - Powiedział z uśmiechem - Kraus urodził się z krwią nephilim. Ojciec jednak nie wiedział że matka go zdradziła i miała romans z wilkołakiem, zaszła w ciążę i wmówiła ojcu że to jego dziecko. Nasz ojciec jednak nie był głupcem. Szybko się zorientował po zachowaniu chłopca, po tym, że w żaden sposób nie był do niego podobny... - Opowiadał Elijah


- Czyli Klaus urodził się pół łowcą, pół wilkołakiem? - zdziwił się chłopak


- By wybudzić w sobie część wilkołaka, Klaus musiał zabić kogoś i tak się stało. Wieku 12 lat dostał pierwsze Iratze i poczuł w sobie siłę, agresję jakiej w życiu jeszcze nie czuł. Pewnej nocy nakrył naszego ojca jak katuje naszą matkę. Wypominał jej błędy jakie popełniła. Nigdy nie kochał Klausa, nigdy nie traktował jak syna. Klaus z zimną krwią poderżnął ojcu gardło najbliższym sztyletem jaki był pod jego ręką. Do tego dnia nie czuje się za to winny, uważa, że ojciec zasłużył na to - Prychnął mężczyzna. Widać było po nim, że przez dłuższy czas opłakiwał ojca - Przez kolejne lata, w każdą pełnie przemieniał się. Byłem przy nim przy każdej przemianie i pilnowałem go. Wkrótce zaczynał nad tym panować. Lecz nikt z nas nie podejrzewał, że jego krew nie współpracowała w krwią wilka. Parę lat od tego incydentu zaczął chorować, runy przestały działać a zaczęły mu szkodzić. W Wieku 18 lat odnalazł potężną wiedźmę. Opowiedział jej swoją historię. Nie była świadoma komu to mówi ale powiedziała mu jakie może być z tego wyjście. Miała przeczucie, że to może być błąd lecz sądziła, że wyrośnie na porządnego i dobrego człowieka - Zaśmiał się sztucznie Mikaelson - Wymieszała jego krew z krwią wampira i stworzyła pierwszego mieszańca.


- To wtedy zabił waszą rodzinę? - Zapytał Jace


- Klaus nie miał umiaru, nie potrafił być przy żywej osobie, nie umiał się kontrolować więc któregoś dnia jak nasza siostrzyczka go zdenerwowała po prostu wbił się w nią i wyssał ostatnią krople krwi - Przez ułamek sekundy, Jace mógł zauważył, jak głos mężczyzna łamał się, a jego oczy świeciły się od łez - Po tym zrobił to z resztą... Mnie nie było wtedy w mieście, wyjechałem w interesach do Idrysu. Kiedy wróciłem... - Przerwał mężczyzna na chwilę - On klękał przed ciałami naszej matki, siostry i 6 letniego brata. Płakał, wymazany cały w ich krwi - Rzekł - Nie potrafiłem go tak zostawić. Jestem zły na niego do dzisiejszego dnia ale to mój mały brat więc jeśli chcecie coś zrobić, zróbcie to słusznie, ponieważ nie zdołacie go zabić. Szukałem wiedźmy przez 10 lat i nie znalazłem po niej ani śladu.


- Słuchaj... Przykro mi z powodu, co się stało z twoją rodziną ale to powinno otworzyć Ci oczy. Nie wiem po której stronie jesteś ale musimy to przerwać. Klaus zajął cały Idrys. Morduje tam prawdopodobnie naszych braci. Musisz przyznać, że nie chcesz krzywdy Clary. Mógłbyś już dawno temu pójść do brata i mu wszystko powiedzieć, gdzie jest, z kim jest ale nie zrobiłeś tego - Przyznał blondyn


- Nie uważam że zasłużyła na taki los... Jeśli dostanie się w ręce Klausa spotka ją coś gorszego niż śmierć. Zawładnie światem a z umiejętnościami Clary, będzie najpotężniejszy i nie zdołamy go powstrzymać. Spróbuje wam pomóc ale nic nie obiecuje.


- Zdołasz być przeciwko swojemu bratu? - Zapytał dla pewności Herondale


- Liczy się sprawiedliwość... Oddajcie Klausa w moje ręce, a ja się nim zajmę


- Co więc planujesz? Nie damy rady wkroczyć do Alicante. Zapewne roi się tam od demonów i innych istot


- Do czasu kiedy Clary nie wróci z bratem nie może nic zrobić - Oznajmił.


- Skąd wiesz o Jonathanie?! - Spytał zdezorientowany blondyn .


- Obserwuje was od kilku dni ale to teraz nieważne - Odparł - Jonathan był tam najdłużej i wie najlepiej co tam się dzieje.


- Najwyraźniej musimy współpracować razem - Powiedział Jace, marszcząc z niezadowolenia kąciki ust - Nie próbuj nas zdradzić. Nie chcesz wiedzieć co Ci zrobię jeśli Clary coś się stanie - Zagroził mu Jace


- Na to liczę. Do następnego spotkania Jace'e Herondale - Powiedział z lekkim uśmiechem Elijah i odszedł.

Rodzeństwo szybko podeszło do blondyna i obserwowało jak Elijah znika im z oczu

- Dobrze usłyszałem? Chcesz mu zaufać? - Spytał zirytowany Alec

- Każdy zasługuje na szansę - Odparł Jace krzyżując ręce i rzucając lekko ramionami

- Niedobrze mi się robi jak na niego patrze - Odpadła Izzy z kwaszoną miną - Nie wiem co mnie powstrzymuje by go nie dogonić i przebić jego serce sztyletem

- Może to, że jest nam naprawdę potrzebny - Odezwał się blondyn - Trzymaj broń przy sobie Izzy, przyda Ci się - Stwierdził Jace i ruszył w stronę instytutu

- Od kiedy to on zrobił się taki ufny? - Zapytała Izzy - Ostatnim razem, nie mógł znieść jego widoku z Clary - Przypomniała dziewczyna

- Zmienia się - Stwierdził Alec - Coś mi mówi, że nie robi on to dla Alicante. Szczerze interesuje go tylko Clary - Oznajmił czarnowłosy

- Pomóżmy mu więc - Powiedziała pozytywnie Isabelle.




Parę godzin później...

Clary pojawiła się w holu, gdzie Isabelle i Alec dyskutowali o rozkładzie treningów Maxa


- Clary! Nareszcie - Rzuciła Izzy i podeszła do dziewczyna - Powiedz mi, że to nie jest ta suknia od Thomas'a Burberry? - Pierwsze pytanie, które zadała jej Izzy przerażonymi oczami, gdy zobaczyła w jakim stanie znajduje się suknia rudowłosej. Clary nie znała się zbytnio na modzie, ale mogła stwierdzić po twarzy Isabelle, że ten Thomas to jakiś słynny projektant sukien.


- Wybacz Izzy, ale na prawdę jest ona dla Ciebie aż taka ważna? - Zdziwiła się młoda Morgenstern, oglądając zniszczoną suknie i nie widząc nic w niej nadzwyczajnego, wzruszyła ramionami


- Czy jest ważna? - Wydusiła Isabelle i na chwile straciła równowagę. Alec stojący za nią złapał ją i przewrócił oczami.


- Pozwól, że ją zaprowadzę do pokoju. Nie chcemy tu trupa z powodu sukni - Odparł Alec i zaprowadził siostrę na górę. Clary zaśmiała się cicho i w tym samym momencie w budynku, tuż za nią pojawił się Magnus i Jonathan. Brat Clary podpierał się lekko o czarodzieja i trzymał blisko dłoń przy boku, gdzie miał świeżo założony opatrunek.


- Powiadomię Maryse, że jesteśmy. Zaprowadź proszę Jonathana do mojego pokoju. Schodami na górę i pierwsze drzwi na prawo - Powiedziała. Bane kiwnął głową i ruszył po schodach. Clary odprowadziła ich wzrokiem a potem ruszyła do gabinetu Maryse. Zapukała cicho i jak usłyszała stanowcze wejść, sięgnęła za klamkę.


- Maryse... - Zaczęła.


- Clarisso, wreszcie jesteś - Powiedziała uśmiechnięta i zamknęła z hukiem jakąś księgę - Jak zdrowie brata? - Zapytała siadając przy swoim biurku i wskazując krzesło przed nią. Clary usiadła na przeciwko kobiety i położyła dłonie na udach


- Lepiej - Odparła z uśmiechem - Musi teraz dużo wypoczywać - Stwierdziła - Nie jest jeszcze na tyle silny by opowiedzieć nam o Alicante


- Rozumiem... - Westchnęła kobieta - Ważne, że jesteście już z nami - Uśmiechnęła się i wstała odprowadzając rudowłosą do drzwi


- Nie wspomniałam jeszcze o jednej rzeczy - Oznajmiła dziewczyna - Magnus przybył z nami. Nie sprawiało by to problemu jak by zatrzymał się tutaj? Jest nam bardzo potrzebny przy Jonathanie - Stwierdził Clary


- Nie ma problemu - Rzekła Maryse - Dzięki Jace'owi mamy tu dużo wolnych pokoi - Odparła kobieta. A no tak... Jace. Nie zdziwiło to Clary ani trochę a wręcz przeciwnie. Jak usłyszała jego imię, jeszcze bardziej chciała go zobaczyć


- Tak więc, widzimy się na kolacji. Na pewno jesteście zmęczeni, idźcie wszyscy odpocząć a potem pośle po was służbę - Powiedziała z uśmiechem i otworzyła Clarissie drzwi.





Clary zasnęła siedząc przy Jonathanie. Obudziła się, gdy wiercenie brata stało się nieznośne.


- Jak się czujesz? - Zapytała cichym, zaspanym głosem.


- Bywało lepiej - Zażartował i leniwie wstał z łóżka


- Jesteś pewien, że masz siłę wstać? - Spytała przejęta


- Nie martw się siostro. Wszystko jest w porządku - Odparł pokazując jej, że pod bandażem pozostał jedynie paskudny ślad. Nagle pukanie rozległo się po pokoju...


- Proszę... - Rzuciła Clary. Jonathan zakładał niezdarnie koszule na gołe ciało, gdy służąca weszła do pokoju


- Pani Lightwood zaprasza na kolacje - Oznajmiła chowając rumieniec, który jej wyskoczył na widok Jonathana.


- Powiedz jej, że zaraz przyjdziemy - Powiedziała Clady z uśmiechem. Kobieta kiwnęła głową i zostawiła ponownie rodzeństwo same.


- Zadomowiłaś się już tutaj prawda? - Stwierdził brat z lekkim uśmiechem


- To dobrzy ludzie - Przyznała Clary - Przyjęli mnie z otwartymi ramionami - Dodała


- Pamiętaj, że to brat Ci o tym pierwszy powiedział - Przypomniał


- Nie wspominałeś, że Jace jest tak zawzięcie uparty - Zażartowała i rzuciła w niego poduszką.


- Sądziłem, że sama się szybko przekonasz - Odparł śmiechem łapiąc poduszkę szybkim chwytem.


- Idź, dogonię Cię - Rzuciła Clary. Jonathan wyszedł z pokoju. Dziewczyna podeszła do toaletki i przejrzała się w lustrze.


Rozczesała jeszcze trochę włosy i zmarszczyła się ze względu na bladość na jej twarzy. Przebrana była już w luźną sukienkę bez gorsetu z krótkimi, falowymi rękawkami.


Idąc korytarzem, rozmyślała o swojej decyzji podjętej już u Magnusa. Wiedziała, że ryzykuje wszystko ale tylko takim sposobem może ocalić tych których kocha.


- Dziwne, że nie posłałaś po swojego królewicza - Jej rozmysły przerwał piękny głos za jej plecami


- Ciii... Ktoś może usłyszeć - Zareagowała Clary. Jace uśmiechnął się i niepostrzeżenie rozejrzał po korytarzu


- Większość i tak już wie, że coś się miedzy nami dzieje - Stwierdził blondyn




- Ale Jonathan nie wie, wiec nie chce by się dowiedział w taki sposób - Warknęła łagodnie rudowłosa - Chodź, spóźnimy się na kolacje - Rzuciła dziewczyna


- Jak Jonathan? - Zapytał Jace w drodze do jadalni


- Wraca do sił - Odparła - Niedługo pokaże Ci na treningu co potrafi - Zażartowała


- Tym razem nie pozwolę sobie na to - Oznajmił z uśmiechem.


- Jace, powinnam Ci coś powiedzieć - Powiedziała rudowłosa nerwowo bawiąc się palcami


- Pozwól, że ja zacznę - Wtrącił blondyn - Sądzę, że powinniśmy przedyskutować gdzie stoimy - Stwierdził blondyn


- Co masz na myśli? - Zapytała ciekawska


- Rozważyłem z Maryse i Robertem ratowanie Idrysu. Zdecydowaliśmy sprowadzić łowców z różnych części świata, a, że Jonathan wrócił i wraca do sił to...


- Przerwij proszę! - Odezwała się łagodnie Clary - Sądziłam, że jak wrócę to zostawimy sprawy naszego kraju na bok. Chciała bym na chwile o tym zapomnieć i pobyć z tobą


- Dobrze więc - Powiedziała z postawą blondyn


- Gdy bym był tylko Jace.. Nie najlepszym łowcą w historii - Powiedziała, dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i poczuła jak blondyn ujmuje jej dłonie - A ty, Clarissą... Clary - Poprawił - Żadną potężną łowczynią, z nadzieją na odmianę naszej rasy i aniołem w moich oczach... Deklarowałbym się, że jestem twój... Tylko twój - Oznajmił


- A ja twoja... Szczerze... - Rzekła rudowłosa


- I prawdopodobnie zaprosił bym Cię na jutrzejszy bal u Królowej Faerie


- A ja prawdopodobnie bym się zgodziła


- A ja prawdopodobnie bym Cię wtedy pocałował - Oznajmił dociskając ją do murku


- A ja bym Ci nie pozwoliła... Na początku - Stwierdziła z uśmiechem. Oparta o ścianę poczuła delikatne usta blondyna. Nigdy nie wiedziała, że można czuć coś tak silnego do drugiej osoby. Wszystko się zmieniło od poznania Jace'a. Poznaje swój nowy, lepszy los. To właśnie Jace, uświadomił jej, że może do wszystkiego w życiu dojść i, że potrafi uratować tych których kocha.


- Co chciałaś mi powiedzieć? - Zapytał, gdy sobie przypomniał, że także miała mu coś do powiedzenia

- Już nie ważne... Liczymy się teraz tylko ty i ja - Oznajmiła ze sztucznym uśmiechem.


- Clarisso to może kosztować Cię życie! - Oznajmia Magnus

- Podjęłam już decyzję - Przerwała mu kolejny raz. Po kolacji wszyscy rozeszli się po swoich pokojach. Clary za to poszła do Magnusa by szczerze z nim porozmawiać - Jesteś przyjacielem mojej rodziny. Musisz zrozumieć jakie jest to dla mnie ważne - Rzekła

- Musisz zdać sobie sprawę, że nie uratujesz swojego kraju - Skomentował

- Ważne, że ocalę rodziców. Będą wolni!

- I jak będzie wyglądać ich życie? Przemyślałaś to? Jesteś ich dzieckiem Clarissą - Powiedział, próbując ją przekonać - Nie spoczną, dopóki Cię nie odzyskają i wtedy możesz ich stracić - Przyznał.

- Za parę dni wyruszam do Idrysu, czy tego chcesz czy nie! I nie zdołasz mnie powstrzymać! - Oznajmiła odważnie i opuściła pokój.

czwartek, 5 maja 2016

Rozdział 21


Magnus postanowił wysłać pierwsze osoby przez portal. Alec razem z ojcem przenieśli się do instytutu, a Jace z Clary zostali.

- Nie zostawię go - Powiedziała Clary rozmawiając z blondynem na korytarzu, gdy Magnus pilnował śpiącego Jonathana. - Wracaj do instytutu a ja zostanę tyle czasu ile będzie trzeba

- Clary tu nie jest bezpiecznie. Ściana ochronna kosztowała Magnusa dużo wysiłku. Nie zdoła jej powtórzyć - Stwierdził.

- Jace sądzisz, że zostawię tu Jonathana? Co byś zrobił, gdy by chodziło o Alec'a czy Isabelle?

- Zapewne bym został - Przyznał jej niechętnie racje po chwili.

- Zatem rozumiesz. Jonathan nie jest jeszcze w stanie się teleportować a nie podejmę tego ryzyka - Oznajmiła.

- Rozumiem - Szepnął - Tylko czy jesteś pewna, że mogę Cię tu zostawić?

- Nic mi nie będzie. Magnus ukrywał się tu tyle czasu więc zdoła i jeszcze trochę - Powiedziała

- Postaraj się wrócić szybko - Szepnął z lekkim uśmiechem - Może jak wrócisz udamy się na naszą pierwszą schadzkę - Zaproponował

- Podoba mi się ten pomysł - Stwierdziła

- Jace pospiesz się - Przerwał im Magnus, który czekał z otwartym portalem na Jace'a. Para podeszła do czarodzieja i stanęła przed niebieską plamą.

- Wróć najszybciej jak się da. Nie ukrywam, że będę się o Ciebie bał - Szepnął do niej

- Wszystko będzie w porządku. Niedługo wrócę z Jonathanem - Powiedziała. Blondyn zbliżył się do niej i musnął jej usta, opuszkami palców dotykając jej szyi. Następnie bez dalszego zastanowienia wszedł w portal przenosząc się do instytutu.

- Niedługo znów go zobaczysz - Odezwał się Magnus, gdy Clary oglądała jak portal znika

- Wiem... - Oznajmiła - Mam tylko nadzieje, że jak wrócę to zdoła mi wybaczyć to co zamierzam zrobić.




Jace podczas parudniowej nieobecności Clary, postanowił razem z Maryse i Robertem przedyskutować, co zamierzają zrobić z Klausem.

- Wiadomo, że Klaus chce Clary, a w szczególności jej umiejętności - Oznajmił Jace, krążąc po gabinecie Maryse ze skrzyżowanymi rękoma, gdy Maryse siedziała przy swoim biurku a jej mąż stał tuż przy niej - Clary jest zdolna zrobić wiele by odzyskać rodziców ale nie pozwolimy jej dostać się do Idrysu - Powiedział - Prawda? - Odparł, gdy zobaczył miny swoich przyrodnich rodziców

- Jace, wiemy jak bardzo zależy Ci na tej dziewczynie. Także chcemy jej bezpieczeństwa, lecz z biegiem czasu może dojść przez to do wojny - Odezwała się Maryse

- Nie wyobrażasz sobie jakie piekło, przyniesie nam Mikaelson - Stwierdził Robert

- Chcecie powiedzieć, że chcecie oddać Clary w ręce tego tyrana? - Oburzył się blondyn i zatrzymał na środku pokoju.

- Jace uspokój się. Oczywiście, że nie chcemy - Powiedziała spokojnie Maryse.

- Chce wojny? To będzie miał wojny. Zbierzemy łowców z całego świata. Nie odmówią ocalenia ich rodzinnej stolicę. Wkroczymy do Alicante i go zaskoczymy.

- Jace nie wiesz do czego ten człowiek jest zdolny - Stwierdziła Maryse

- Myślisz zbyt pochopnie. Co 19 latek może wiedzieć o wojnie? - Uniósł się Lightwood

- Robercie... - Uspokoiła go żona - Jace także ma prawo uczęszczać w sprawach życia i śmierci - Rzekła - Do tego zostaliśmy stworzeni - Stwierdziła zerkając na przyrodniego syna - Przeanalizujemy twoją propozycję. Jak na razie, idź do rodzeństwa i proszę byś zajął się treningiem Maxa - Oznajmiła. Jace przewrócił tylko oczami i wyszedł z pokoju zostawiając drzwi otwarte.

- Clarissa jest dla niego naprawdę aż tak ważna? - Stwierdził Robert zamykając za blondynem drzwi

- Chyba tak - Westchnęła Maryse wstając od biurka - Trzeba ich pilnować. Clarissa jest teraz pod naszą opieką, a wiesz jak się kończy pozwalanie dzieciom na zbyt dużą swobodę - Stwierdziła kobieta podchodząc do męża i kładąc mu dłoń na piersi

- Skąd ja mam o tym wiedzieć? - Odparł mężczyzna

- Chce Ci przypomnieć, że byłam zaledwie w wieku Clarissy, gdy urodziłam Alec'a - Przypomniała

- O taką swobodę Ci chodzi - Zawstydził się mężczyzna - Dobrze, będziemy mieć ich na oku - Oznajmił Czarnowłosy i ucałował żonę w głowę.




- Wyżej głowa! Wyprostuj ręce! - Krzyczał na niego kolejny raz Jace, karząc mu wykonać kolejne ćwiczenie - Max nigdy się nie nauczysz jeśli nie będziesz mnie słuchał! - Stwierdził, gdy chłopiec pokonał linę i zeskoczył na materac

- Staram się - Powiedział zmęczony chłopiec

- 10 okrążeń wokół sali - Rzucił blondyn, gdy zauważył Isabelle obserwujących ich. Max westchnął i ruszył truchtem wokół sali.

- Nie musisz być dla niego taki srogi - Stwierdziła Isabelle w luźniej falbankowej sukni.

- Srogi? Prędzej jestem pobłażliwy - Odparł Jace podchodząc do siostry - Nie pamiętasz już naszych lekcji, gdy byliśmy w jego wieku? - Zapytał.

- I tak nie może uczęszczać na zajęcia w Idrysie wiec nie ma presji

- Przez dłuższy czas nie będzie na nie uczęszczać - Stwierdził ponuro blondyn

- Wiem... - Szepnęła niechętnie dziewczyna - Jakieś wieści od Clary? - Zmieniła szybko temat Izzy

- Żadnych... - Odparł blondyn podchodząc do półki z treningowymi mieczami, zdejmując dwa z półki - Powinienem z nią tam teraz być - Przyznał blondyn wymachując sprawnie mieczem

- Jace, przestań wreszcie się nad sobą użalać - Powiedziała - Jeśli chcesz być z Clary na poważnie, musisz doceniać jej decyzję - Oznajmiła czarnowłosa

- I kto to mówi ? - Rzucił Jace z szybkim uśmiechem - Jesteś chyba najbardziej zbuntowaną osobą jaką znam - Stwierdził

- A ty najbardziej upartą... Mam nadzieje, że Clary zdoła Cię ustawić do pionu - Zażartowała i wyszła z sali

- Izzy? - Zatrzymał ją przy drzwiach - Dziękuje - Powiedział niepewnie

- Nie ma za co braciszku - Rzekła z uśmiechem i znikła zza drzwi. Izzy pozwoliła mu znów posprzeczać się z rodzeństwem i pośmiać się z nimi. Brakowało mu tego. Lecz za nim poznał Clary nie czuł się nigdy tak jak czuje się przy niej.





W tym samym czasie, w Alicante...


Echo przechodzi przez całą piwnicę, gdy ktoś kaszlnie z odwodnienia. Dzieci tulą się do swoich matek. Mężów nie ma. Nie widziały ich już od paru dni i nie ma o nich żadnych wieści. Nie wiedzą, czy żyją czy nie. Ale Jocelyn wie... Wierzy, że Valentine, miłość jej życia nie dała się tak szybko zgładzić.


Krzyk kobiety rozległ się po lochach. Jocelyn podeszła do młodszej od siebie kobiety, która zwijała się z bólu na zimnej i brudnej podłodze.


- Zaczyna rodzić, Pani - Oznajmiła jakaś kobieta, obok ciężarnej, która wydawała się wiekowo podobna do rodzącej - Nie pozwól jej rodzic w takich warunkach - Zaszlochała kobieta


- Wszystko będzie dobrze - Oznajmiła Jocelyn - Masz... Przecieraj jej tym czoło - Morgenstern rozdarła kawałek swojej sukni i podała delikatny materiał kobiecie by przecierała rodzącej mokre czoło i policzki. Za to Jocelyn wstała z ziemi i podeszła do krat


- Strażniku! - Krzyknęła do jednego z ludzi Klausa


- Cisza! - Krzyknął i kompletnie ją zignorował


- Jestem Jocelyn Morgenstern i żądam żebyś tu podszedł. Gwarantuje Ci, że twojemu Panu nie spodoba się, że zignorowałeś żonę Valentine'a Morgensterna - Oznajmiła odważnie. Mężczyzna schował seraficki miecz który miał w ręku i podszedł do krat


- Ta kobieta zaczyna rodzic. Potrzebuje warunków, bo inaczej dziecko nie przeżyje - Oznajmiła.


- Nie mogę nic zrobi bez rozkazu - Stwierdził Łowca


- Tak więc idź po swojego Pana - Rozkazała - Jeśli będzie się sprzeciwiał, powiedz mu, że jeśli będzie mnie kiedyś oczekiwał, będzie musiał mnie zabić bo ja ich nie zostawię tu samych - Powiedziała mówiąc o swoich obywatelach. Łowca kiwnął głową i wykonał rozkaz.


- Nie wiemy jak się odwdzięczyć - Stwierdziła kobieta, gdy Jocelyn wróciła do kobiet by pomóc w porodzie


- Przetrwajcie to a wasz dług zostanie spłacony - Powiedziała kobieta, odgarniając mokre włosy z twarzy cierpiącej.


- Jocelyn! - Usłyszała swoje imię. Spojrzała na mężczyznę który wypowiedział jej imię. Zadowolony Klaus rozstawił ręce idąc przez korytarz prosto do niej - Droga Jocelyn - Powtórzył - Czym mogę służyć? - Zapytał teatralnie

- Ta kobieta rodzi. Jeśli nie dostanie warunków do tego, dziecko umrze - Stwierdziła Jocelyn


- Co ja mam z tym wspólnego? - Spytał bezinteresownie Klaus


- Potrzebujemy ręczników, czystej wody i steli w razie czego - Oznajmiła, lecz Mikaelson wybuchł śmiechem


- Myślisz, że nie wiem, że chcesz się skontaktować ze swoją córeczką - Stwierdził - Nie dostaniesz steli - Syknął


- Klaus tu nie chodzi o Clary! Pomóż dziecku! Pokaż chociaż trochę dobroci - Powiedziała srogo


- Zrobie lepszą rzecz - Stwierdził ze złowieszczym uśmiechem. Wyciągnął prawą dłoń i wezwał drugiego strażnika. Jocelyn odsunęła się, gdy strażnik otworzył kraty.


- Przytrzymaj ją - Rzucił znudzony do łowcy i złapał Jocelyn za szyję przystawiając do ściany. Reszta kobiet odsunęła się jak najdalej od Klausa jak przed ogniem. Klaus podszedł do kobiety, kucając przed nią


- Ciiii... Za chwile nie bedziesz czuła nic - Powiedział głaszcząc ją po policzku, gdy ta spocona i przerażona próbowała opanować ból. Nagle oczy Klasa, zmieniły się w krwisto czerwony kolor a tęczówki zrobiły się żółte. Jego twarz zbladła a pod oczami ukazały się ślady jak by wychodziły mu żyły


- Klaus nie! - Krzyknęła Jocelyn, próbując wyrwać się z uścisku łowcy, lecz Mikaelson zdążył zbić swoje kły w brzuch dziewczyny. Wszystkie kobieta krzyknęły i zakryły oczy. Kobieta, w którą się wgryzł się zdążyła nawet krzyknąć, ponieważ już nie żyła. Po chwili cela wypełniła się płaczem dziecka. Towarzyszka zmarłej odważyła się podbiec i zabrać dziecko, owijając je w szmatkę.

Klaus wstał i cały ubrudzony krwią uśmiechnął się zadowolony na widok niemowlęcia


- Jesteś diabłem! - Krzyknęła Jocelyn już z łatwością wychodząc z objęć strażnika


- Kochana Jocelyn... - Szepnął i podszedł do niej - Spełniłem twoją prośbę, uratowałem dziecko - Stwierdził zadowolony z siebie - Nic nie wspominałaś o życiu dziewczyny - Przyznał, lecz jego zadowolenie przerwała Jocelyn plując mu w twarz.


- Jestem ciekawy, czy Clarissa przybędzie do mnie jak się dowie o śmierci swojej matki - Zagroził jej i wyszedł


- Posprzątajcie to - Rzucił tylko wściekły i zniknął skręcając za korytarz. Strażnik nachylił się po ciało dziewczyny, gdy Jocelyn zaryzykowała i wykonała ruch by obalić łowce jednocześnie pozbawiając go serafickiego ostrza i przystawiając mu je do gardła.


- Ani słowa - Syknęła i szperając mu po kieszeniach odnalazła stele.


- Szybko... Wyprowadź wszystkich i poczekajcie na mnie przy schodach - Szepnęła. Kobieta trzymająca dziecko na rękach kiwnęła głową i ruszyła pierwsza a za nią reszta. Gdy została sama ze strażnikiem wykonała sprawny ruch i zabiła go szybką śmiercią. Pozbawiła go reszty broni, kilku sztyletów i kamienia oświetlającego drogę


- Ave Atque Vale siostro - Powiedziała kucając przy ciele łowczyni - Twoje dziecko będzie wiedziało jak odważna i silna była jego matka - Oznajmiła i zamknęła dłońmi jej szkliste oczy.

poniedziałek, 2 maja 2016

Rozdział 20



Jace wreszcie odczuł ulgę, gdy dowiedział, się, że mały Max nie wini go za to co się stało. Mimo, że jest jeszcze młody, rozumie niektóre sprawy Clave i wie, że nie stało się to bez powodu.


- Gdzie jest Clary? - Odezwał się blondyn, Isabelle, gdy zanieśli Maxa do swojego pokoju


- Alec poszedł do niej zajrzeć - Rzuciła, wciąż patrząc z radością na młodszego brata. Jace niepostrzeżenie zostawił rodzeństwo i poszedł do pokoju Clary.


Swobodnie wszedł do środka bez pukania. Rozejrzał się po cały pokoju i dopiero wtedy przez oczy przemknął mu jego parabatai i niska, rudowłosa wchodzących do portalu. Jace nie zastanawiając się rzucił się na niebieską jak woda plamę, myśląc tylko i wyłącznie o Clary.






Alec i Clary przenieśli się na jakimś pustkowiu. Oboje wylądowali na ziemi. Alec szybko podniósł się i wyciągnął do Clary pomocną dłoń. Przyjęła ją i gdy stanęła na własnych nogach zobaczyła jak bardzo jej suknia została zniszczona, przez błoto.


- Gdzie my jesteśmy? - Zdziwiła się rudowłosa rozglądając się po polanie. W tym samym momencie, w sprawnym uniku, wylądował obok nich Jace.



- Jace! Coś ty uczynił? - Oburzyła się trochę


- Myślałem, że was zgubiłem - Powiedział i szybko objął dziewczynę. Był tak wysoki, że dziewczyna mogła dokładnie poczuć bicie jego serca.


- Um... Czy ja o czymś nie wiem? - Zdziwił się Alec, unosząc jedną brew.


- Nie zaprzątaj sobie tym głowy bracie - Rzekł Jace z uśmiechem. Odsunął się od ukochanej by rozejrzeć się.


- Gdzie my jesteśmy? - Jace powtórzył to samo pytanie które zadała Clary


- Sama nie wiem. To jakieś pustkowie - Stwierdziła - W ogóle jak się tu dostałeś? Nie wiedziałeś gdzie chcemy się przenieść - Zdziwiła się.


- W ten sam sposób w jaki dostałaś się do Instytutu - Powiedział z uśmiechem - Pomyślałem o kimś. O kimś szczególnym - Rzekł, a policzki rudowłosej momentalnie zrobiły się czerwone.


- Chciałbym przypomnieć, że twój Parabatai stoi tuż koło Ciebie. Wydaje mi się, że jesteśmy w jakiś sposób powiązani - Powiedział zazdrosny niebieskooki. Jace jedynie przesłał mu szeroki uśmiech i rzucił brwiami.


- Dziwne... Czuje czyjąś obecność. Jak by ktoś nas obserwował - Powiedziała Clary, oddalając się od nich na parę metrów


- Czyli nie bez powodu się tu znaleźliśmy - Oznajmił Alec.


- Clary stój! - Krzyknął nagle Jace, lecz dziewczyna zdążyła zrobić już kolejny krok. Wyrzuciło ją na jakieś 10m. Niewidzialna blokada, z niewyobrażalną siłą powstrzymała przybyszy. Jace rzucił się na kolana koło nieprzytomnej rudowłosej.


- Zbudź się, Clary! - Warknął blondyn wyciągaj nerwowo stele z kieszeni. Wypalił jej Iratze na odkrytym dekolcie. Alec dobiegł do nich i stanął po drugiej stronie, przy Clary. Dziewczyna nagle wybudziła się, wciągając głęboko powietrze i unosząc się do pozycji siedzącej. Rudowłosa krztusząc się nachyliła się, tak, że Jace położył swoją dłoń na plecach młodej Morgenstern i delikatnie pogładził ją po nich.


- Już dobrze... Oddychaj - Szepnął


- Co to było? - Wykrztusiła rudowłosa


- Najwyraźniej Magnus założył ścianę obronną - Odezwał się Alec


- Czego się spodziewał? Stada Abbadonów?! - Uniósł się blondyn.


- Patrzcie - Szepnęła Clary i uniosła dłoń by wskazać palcem. Niewidzialna ściana zaświeciła się na całą swoją objętość i opadła jak kryształy. Pod ukrycie znajdował się dom. Nie za duży, drewniany w ciemnych odcieniach brązu.


- Dasz rade wstać? - Zapytał przejęty blondyn


- Tak, nic mi nie jest - Odparła i wstała dosyć chwiejnym ruchem. Cała trójka udała się do środka. Clary stanęła jedną nogą na teren zabudowania. Drewno zaskrzypiało i wydobyło dźwięk starych mebli.


- Maryse? - Wydobyło się echo z drugiego pokoju. Zaraz wyłonił się z niego wysoki mężczyzna. Dobrze zbudowany, z zarostem. Robert Lightwood


- Ojcze! - Rzucił Alec i podszedł do ojca. Uścisną go mocno i po męsku. Gdy Clary i Jace stali w przejściu, przez korytarz wydobył się straszny krzyk. Clary wszędzie by go poznała


- Jonathan? Jonathan! - Krzyknęła przerażona Clary i łapiąc suknie w ręce, pobiegła za krzykiem brata.


- Idź pomóc... Jonathan jest w ciężkim stanie - Powiedział ojciec do syna i wypuścił z ramion. Ten kiwnął głową i pobiegł za rudowłosą


- Dobrze, że jesteście cali - Podszedł do niego Jace - Robert, co się tam działo? - Spytał. Mężczyzna westchnął i usiadł na ławce, która stała pod ścianą. Jace stanął przed nim przodem i skrzyżował ręce.


- Wybuchła panika - Oznajmił - Clave zostało odcięte od miasta. Klaus uwięził ich w lochach w sali anioła - Rzekł


- A co z Morgensternami? Valentine i Jocelyn? Żyją? - Zapytał blondyn


- Mam nadzieje... Żyli, gdy ostatnio ich widziałem - Powiedział przejęty.


- Mogłem przechytrzyć Klausa wcześniej - Warknął na siebie blondyn


- Nic nie mogliśmy zrobić - Stwierdził Lightwood - Klaus wszystko sobie dokładnie zaplanował - Oznajmił - Jedyne co mu się nie udało to zawładnąć Clarissą - Rzekł - Musimy ją bronić za wszelką cenę, bo inaczej stracimy kolejnego z rodu Morgensternów.






Clary pobiegła za odgłosami. Odnalazła brata w jednym z pokojów. Leżał na dużym drewnianym stole, zalany potem i krwią. Magnus stoi nad nim, zmęczony i opadnięty. Z jego rąk wyłania się błękitne światło, nad ciałem białowłosego. Clary przez ułamek sekundy, dostała przypomnienia, że dokładnie ten sam obraz zobaczyła w wizji, w momencie, gdy dotknęła ściany w instytucie.


Clary podeszła szybko do brata i złapał do mocno za rękę


- Magnus co się dzieje?! - Krzyknęła próbują przekrzyczeć wrzaski brata


- Nie wiem czy uda mi się zatamować rane! - Powiedział - Użyj Runy! - Krzyknął. Clary nerwowo wyjęła z rękawa stele i wyryła parę Iratze na ramionach i brzuchu brata. Białowłosy ucichł trochę lecz rana nadal wyglądała paskudnie. W tym momencie do pokoju wbiegł Alec. Widząc jak czarownik z wymęczenia, opada z sił podbiegł do niego i podtrzymał, trzymając go wciąż na nogach


- Alexander - Szepnął Magnus, uśmiechając się do niego lekko - Przybywasz zawsze w odpowiednim momencie - Dodał. Wtedy czarownik skupił się bardziej i zamknął oczy. W którymś momencie światło z jego oczu znikło a Magnus opadł ze zmęczenia opierając się o Alec'a. Brat Clarissy ucichł i lekko uchylał oczy


- Clary - Szepnął - Wybacz siostro - Dodał.


- Ciii... - Szepnęła i dotknęła jego mokrego policzka - Nie zawiodłeś mnie braciszku - Dodał. - Odpocznij teraz...


Dziewczyna siedziała przy bracie przez cały czas. W momencie kiedy zasnął, jego oddech się uspokoił a twarz nie wyglądała już tak trupio blado.


- Jak się czuje? - Szepnął blondyn wchodząc do pokoju


- Lepiej - Stwierdziła rudowłosa patrząc na śpiącą twarz brata - Rana wciąż jest jednak głęboka i potrzebuje dalszego leczenia - Dodała. Jace westchnął cicho i podszedł bliżej dziewczyny

- Wyjdzie z tego. A jak Magnus nie da rady to cisi bracia nam pomogą - Oznajmił

- Dlaczego Klaus nam to robi? - Powiedziała szlochając - Dostał już tego czego chciał. Ma władzę, Idrys...

- Nie odniósł zwycięstwa w całości - Stwierdził blondyn

- Co to znaczy?... Jace? - Zapytała przestraszona Clary

- Klaus chce Ciebie - Powiedział szybko - Potrzebuje Ciebie do osiągnięcia sukcesu. Do zawładnięcia naszym światem - Oznajmił.

- Chce moich zdolności. Wie o nich - Stwierdził - Jace co my zrobimy? - Zapytała

- Nie pozwolimy na to - Rzekł





Alec poprowadził czarownika do następnego pokoju by mógł trochę odpocząć.


- To co zrobiłeś dla Jonathana było bardzo szczodre - Odezwał się Alec nalewając do miedzianej szklanki wodę z dzbanka


- Wyczuwam zazdrość w twoim głosie - Stwierdził czarownik


- Nie! - Powiedział raptownie czarnowłosy - Nie, skądże - Odparł - Uważam tylko, że bardzo odważnie z twojej strony. Zużyłeś dużo siły i mocy. Clary zapewne będzie Ci wdzięczna - Stwierdził młody Lightwood podając Magnusowi szklankę


- Mam sentyment do Morgensternów tak samo jak do twojej rodziny - Oznajmił Magnus


- Kiedyś nie przepadałeś za nephilim. Obracasz się między nimi od kąt ...


- Od kąt byliśmy razem? - Dokończył za niego czarownik - Alexandrze... Tyle czasu minęło od kąt mogliśmy porozmawiać... wyjaśnić sobie niektóre kwestie


- To nie czas ani miejsce - Powiedział dosyć ponuro Alec - Rad bym z tobą porozmawiać, lecz... Mój ojciec... Dopóki jesteśmy pod tym samym dachem nie mogę sobie na to pozwolić - Stwierdził czarnowłosy

- Twój ojciec by zrozumiał. Jeśli tylko byś mu powiedział...


- Magnus! Proszę Cię - Przerwał mu Lightwood - Nie czuje się komfortowo by kwestionować z tobą cokolwiek, jeśli nadal masz przede mną tajemnice


- Alec... Żadna tajemnica nie pozwoli nas rozdzielić


- Magnusie... Jak powiedziałem, nie mogę i nie mam ochoty teraz z tobą rozmawiać - Powiedział dosyć wściekły


- Mówisz, że nie chcesz... Lecz twój łamiący się głos mówi co innego - Rzekł czarownik wstając do łowcy - Widzę jak cały drżysz, gdy jesteś blisko mnie - Powiedział zbliżając się jeszcze bliżej - Co to według Ciebie oznacza? - Zapytał


- Obiecałem komuś, że dam Ci drugą szanse - Odezwał się Alec - Nie mogę jednak zapomnieć Venecji - Stwierdził


- Alec... - Westchnął Magnus najwidoczniej znudzony już tym tematem


- Nie mój drogi... - Warknął lekko na niego - Obchodziliśmy tam naszą rocznice. Chciałeś by było wyjątkowo i magicznie. I tak to czułem. Ale widok Ciebie z tą wampirzycą... - Przerwał czarnowłosy gryząc się w język by nie rozpocząć z tego kłótni - Najwidoczniej nie da się zmienić przeszłości - Stwierdził ponuro i wyszedł szybkim tempem z pokoju.






Clary razem z Jace'em wyszli na zewnątrz. Gwiazdy pokrywało niebo a duży księżyc oświetlał polane. Gdy spędzili tu cały dzień, ze względu na Jonathana, Alec rozmawiał z ojcem opowiadając mu o wszystkim o czym powinien wiedzieć.


- Powinnam Ci o czymś powiedzieć - Odezwała się Clary, gdy Jace zdjął swój płaszcz i rozłożył na trawie by Clary mogła sobie na nim usiąść.


- Isabelle i tak mnie zabije za zniszczenie sukni - Stwierdziła rudowłosa, oglądając koniec sukni, który cały był w błocie


- Nie spodziewam się łagodnej kary - Zażartował i usiadł blisko niej - Co takiego chcesz mi powiedzieć? - Zapytał zaciekawiony


- Mając wizje, gdy dotknęłam ściany w instytucie, ukazał mi się Magnus. I Jonathan... Scena w momencie, kiedy weszłam do pokoju i zobaczyłam brata. To tak jak bym przeżyła to drugi raz


- Magnus mógł spowodować, byś zobaczyła co się dzieje - Stwierdziła Jace lekko rzucając ramieniem


- Nie chce panikować ale miałam straszny sen ostatnio. Wtedy kiedy przyszedłeś by mnie wybudzić, śniłam o tobie - Oznajmiła


- O czym mogłaś niby śnić? - Prychnął chłopak - Chyba nie śniłaś, że goniły mnie kaczki? - Powiedział zaniepokojony. Clary spojrzała na niego dziwacznie i uniosła jedną brew.

- Tak, kaczki mnie przerażają. Wierze, że ty też masz jakieś lęki - Przyznał się. Clary zaśmiała się pod nosem a następnie oparła głowę o ramie blondyna.


- Boje się mnóstwa rzeczy - Przyznała - Najbardziej boje się, że kogoś stracę. Rodzinę, przyjaciół... Ciebie - Rzekła


- Nie musisz się niczego obawiać. Nie dojdzie do wojny - Powiedział - I zapewniam Cię, że nikt z twoich bliskich nie ucierpi


- W tym rzecz Jace - Odparła - Śniliście mi się. Ty. Isabelle. Alec. Moi rodzice, Jonathan. Wszyscy... Ostatkiem sił chciałeś złączyć nasze dłonie. Nasze miasto toczyło bitwę. Łowcy leżeli martwi na ziemi naszego domu. Klaus wygrał, a ja żyłam... Nigdy nie spodziewałam się , że może do tego dojść

- Clary... - Westchnął blondyn, odsuwając się od dziewczyny by na nią spojrzeć

- A wiesz czemu krzyczałam? - Zapytała - Ponieważ Cię kocham. A nie mogłam Cię ocalić - Powiedziała szlochając. Jace spojrzał na nią ze współczuciem i ujął jej policzek - Tyle bólu, tyle cierpienia... Krew przelana przeze mnie - Oznajmiła

- Posłuchaj mnie! - Powiedział impulsywnie i objął twarz dziewczyny - Nie pozwolę by cokolwiek Ci się stało, ani naszym bliskim! Stałaś się moim światem Clary i prędzej zginę niż pozwolę mu Cię zabrać.