Strony

piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 11

Clary nie chciała oglądać, jak ciało niewinnego dziecka staje w płonieniach. Nie chce słyszeć cienkiego pisku chłopca który cierpi. Została w swoich pokoju, siedząc na parapecie i wypłakując się do okna, gdzie po chwili pojawia się para na szkle od jej ciężkiego oddychania. Wszyscy poszli na egzekucję, nawet Jace. Jace... Nie wie co sądzić o tym co się miedzy nimi działo. To było nie rozsądne i bezmyślne. Pod pewnym względem cieszy się, że ma czyste sumienie a z innej strony potrzebowała wtedy tej bliskości. Gdy czuła jego ciepły oddech na swojej skórze, poczuła się bezpiecznie a zarazem doprowadziło, że jej oddychanie stało się lekką trudnością.

Nagle w pokoju rozeszło się pukanie do pokoju
- Wejść - Rzuciła, szybko i niezdarnie przecierając łzy. Do środka weszła służąca z nową suknią w dłoni
- Przesyłam prezent od lorda Niklausa - Powiedziała delikatnie układając suknie na łóżku - Prosił by założyła ją panienka, na dzisiejszy bal
- Odeślij ją - Powiedziała rudowłosa odwracając od niego wzrok - Nie idę na dzisiejsze przyjęcie - Oznajmiła
- Pani ojciec wyraził się dosyć srogo, że jak Panienka nie przyjdzie, będzie bardzo zły - Stwierdziła służąca, drżącym głosem bo pewnie czuła się nie pewnie mówiąc to swojej pani
- Dobrze... - Powiedziała nagle - Pójdę, lecz w swojej garderobie. To moja ostateczna decyzje - Rzekła pewna siebie i odesłała dziewczynę by zostać sama.
Wieczorem, Clary zeszła już gotowa na salony, gdzie muzyka i rozmowy wypełniały sale. Dziewczyna zdecydowała się na czarną suknie ze złotymi świecidełkami, z długim rękawem oraz rozpuszczonymi, długimi lokami z delikatną opaską na czubku głowy.

Znajdując się na sali, rozglądała się po pomieszczeniu w oczekiwaniu na znajomą twarz. Udało jej się dostrzec brata rozmawiającego z jakąś dziewczyną. Nie gubiąc białowłosego z oka, ruszyła prosto do niego, próbując nie zwracać na siebie uwagi innych.

- Jonathan... - Zaczęła. Dziewczyna z którą rozmawiał odwróciła się do rudowłosej, szybko ukłoniła się i zostawiła ich samych.

- Ominęłaś egzekucje - Stwierdził biorąc łyka wina z kieliszka

- Wybacz, że nie chciałam oglądać jak nasz ojciec oszalał z tego wszystkiego - Przyznała

- Ojciec zrobił to co powinien - Stwierdził - Nie powinnaś podważać jego decyzji - Oznajmił
- Dziękuje, że chociaż w tobie mam wsparcie - Powiedziała sarkastycznie

- Clarisso, pozwól na słówko - Zawołał ją Klaus, który stał trochę dalej od nich. Spojrzała na brata, bo nie chciała do niego podchodzić. Sądziła, że sprzeciwi się woli mężczyzny, lecz pękła i niechętnie podeszła do niego
- Nie założyłaś mojego prezentu, jestem zawiedziony - Stwierdził teatralnie
- Posiadam własną garderobę. Dziękuje ale nie potrzebuje prezentów - Powiedziała dosyć grzecznie lecz ją to dużo kosztowało. Nie miała ochotę dłużej z nim rozmawiać wiec zdecydowała się go opuścić. Ten jednak delikatnie zatrzymał ją, łapiąc za jej łokieć

- Chce porozmawiać - Oznajmił

- O czym to Pan chce rozmawiać? - Zapytała obojętnie

- Nie myśl, że nie widze, jak się zbliżyłaś do Panicza Herondale'a

- Jeśli się nie mylę, nie jest to zakazane, albo nie jestem powiadomiona o nowych zasadach Clave - Przerwała mu szybko i powiedziała

- Jako moja przyszła żona... - Warknął
- Przyszła - Powtórzyła - I to też jeszcze nie wiadomo - Odparła. Mężczyzna nagle złapał ją za ręke i mocno ścisnął, dyskretnie przybliżając ją do siebie
- Nie wyrażam zgody na taki ton! - Syknął
- A ja nie pozwole sobie na takie traktowanie. Właśnie straciłeś mój szacunek do Ciebie. Nie wiem, co planujesz ale nie uda Ci się to - Syknęła
- Ty już wiesz - Szepnął uśmiechnięty - Masz już podejrzenia. Jesteś inteligentniejsza od reszty - Powiedziała, lecz Clary nie wiedziała o czym mówi mężczyzna
- Nie wiem o czym mówisz. Oddale się jeśli pozwolisz...
- Nie, nie pozwole! - Powiedział mocniej trzymając ją za ręke - jeśli komukolwiek powiesz, pozbawie Cię każdej osobie, na której Ci kiedykolwiek zależało - Oznajmił srogo. Dziewczyna bała się, lecz próbowała tego nie okazywać
- Wybaczcie... Clary, proszono mnie bym Cię znalazł - Nagle u ich boku pojawił się Jace. Zupełnie w dobrym humorze, uśmiechnięty... 
Klaus puścił w mgnieniu oka i nie chętnie pozwolił Clary odejść. Jace odszedł z Clary na pewną odległość i oparł delikatnie Clary o ściane
- Co robisz? - Rzuciła szeptem zatrzymując go dłonią, gdy blondyn nieświadomie położył dłoń na jej tali. Szybko zabrał dłoń i położył na jej rękawie.
- Udawaj, że tylko rozmawiamy - Szepnął
- On mi właśnie groził - Stwierdził przerażona
- Wiem. Uspokój się... Obserwuje nas - Powiedział dyskretnie zerkając na niego
- Powiedział, że pozbawi mnie, każdej osoby którą kocham - Oznajmiła.
- Nie słuchaj go. Nie pozwól sobie na to - Powiedział.
- Wyprowadź mnie stąd. Nie mogę się pokazywać w takim stanie - Stwierdziła. W słabym stanie ruszyła razem z pomocą Jace'a by ją wyprowadził na zewnątrz. Gdy tylko poczuła świeże powietrze oddaliła się od blondyna by się trochę uspokoić
- Jace...- Chłopak usłyszał głos swojego parabatai
- Co się stało? - Zapytał
- Dostaliśmy wezwanie - Szepnął, unikając tego by rudowłosa ich usłyszała. Jace zmarszczył brwi i spojrzał na swojego przyjaciela oczekując wyjaśnień
- Jeszcze jutro przed południem opuszczamy Idrys - Oznajmił. Clary nie chciała się przyznać ale słyszała szepty Aleca. W sumie sama kazała ojcu odesłać ich do domu. Jace zapewne tęsknił za rodzeństwem, może nie w takim stopniu jak Alec. Nie chce by ryzykowali dla niej tak wiele. Wiedziała, że potrzebowała pomocy Jace'a i Alec'a w rozwiązaniu tej sprawy, lecz gdy przypomniała sobie słowa Klausa, nie mogła zaryzykować. Mówił bardzo poważnie i bała się, że będzie powodem jakiejś wielkiej katastrofy.
- Z czyjego rozkazu? - Zapytał szeptem. Alec poprowadził Jace'a dłonią, którą wskazał na rudowłosą
- Nie dokończyliśmy naszego zadania. Ona nadal jest w niebezpieczeństwie - Przypomniał swojemu parabatai wracając do środka by ich nie słyszała
- Wiem tylko, że Clave potrzebuje nas w Anglii
- Izzy sobie poradzi - Odparł
- Musi utrzymać instytut i opiekować się Maxem, przecież wiesz, że sobie nie poradzi. Wracamy, by sprawy wróciły do normy - Oznajmił. Jace spojrzał niepewnie na Clary, która obejmowała się ramionami z chłodu, który panował w dzisiejszą noc.
- Nie martw się o nią. Wszędzie podwojono straże, nikt się do niej nie zbliży - Zapewnił go jego parabatai. Jace pomimo tego, nie chciał zostawiać dziewczyne samą, poszedł z Aleciem by sie spakować.
Clary wstała bardzo wcześnie, by spróbować sama pójść na trening. Pomimo swoich niechęci do tego, postanowiła sprawić, że bedzie silniejsza i odważniejsza.
Założyła strój bojowy a włosy rozpuściła zarzucając je do tyłu. Szybko przemyknęła do sali treningowej, gdzie zaczęła od rozciągania się. Następnie poszła etapem takim jakim prowadził ją Jace. Wspięła się na sam szczyt, by przejść przez linkę. Tym razem poszło jej dużo lepiej niż ostatnim razem kiedy spadła
- Nie powinnaś sama tego robić - Usłyszała znany głos
- Co tutaj robisz? - Zapytała dosyć ponuro, odważnie zatrzymując się na lince, utrzymując równowagę
- Niedługo ruszamy - Stwierdził - Nie chciałem wyjechać bez pożegnania - Powiedział krzyżując ręce i spacerując po sali
- Nie musiałeś. Obeszło by się od tego - Stwierdziła kończąc zadanie z sukcesem
- Zeskocz - Rzucił spoglądając na nią do góry
- Nie! Oszalałeś?! - Odparła
- Daj sobie szanse! Możesz skoczyć na mnie jak się boisz! - Powiedział kręcąc oczami 
- Nie jestem żadną dzikuską by robić coś takiego - Powiedziała opierając dłonie na biodrach
- Nie miałem tego na myśli - Zaśmiał się - Zamortyzujesz upadek - Stwierdził. Dziewczyna się spięła i zaryzykowała. Jace ustawił się tak by ją złapał.
Złapał ją lekko i oboje upadli na ziemie. Oboje zaśmiali się, gdy Clary wylądowała na ziemi a blondyn nad nią. Nie dostrzegli jednak tego, że są zbyt blisko siebie.
- Zrobiłeś to specjalnie - Zaśmiała się Clary
- Możliwe - Odparł tajemniczo Jace. Za chwile jednak zrobiło się zbyt poważnie. Rudowlosa zaślepiła się w szczupłą twarz chłopaka, którą dzieliły milimetry od niej
- Wiesz co, jeśli mam czuć się za coś winny, chce być winny za to - Powiedział nagle Jace i niezdarnie dotykając policzka dziewczyny, złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Clary zabrakło tchu... Niespodziewanie przyjęła pocałunek. Co mogła przyjąć za nieodpowiednie, Clary wtedy nie myślała o konsekwencjach. Motylki w brzuchu wykonywały piruety w jej brzuchu a wargi trzęsły się jej z nerwów i podekscytowania. 
Jace całował świetnie. Mogła poczuć dokładnie jego słodkie i delikatne usta. Przerywając pocałunek, Clary zdecydowała sie otworzyć oczy. Dłoń chłopaka spoczeła na jej policzku, dotykając równocześnie jej rudych loków
- Nie powinnam... - Szepnęła rozproszona.
- Wiem - Wtrącił - Byłem głupcem, że się powstrzymałem od tego ostatnim razem - Dodał. Wstał i podał dziewczynie rękę by pomóc jej stanąć na równe nogi. Clary nadal miała mętlik w głowie i nie wiedziała dokładnie co powinna powiedzieć.
- Odwołaj ślub - Powiedział ponownie - Nie ze względu na to co się przed chwilą stało, ze względu na siebie. Jesteś lepsza od niego... Jesteś lepsza od nas obu - Stwierdził. Gdy Jace dotykał jej policzka a ona dotknęłam jego dłoni, do sali wszedł Jonathan. Chrząknął, co spowodowało, że para odskoczyła od siebie jak oparzona.


- Magnus przybył - Oznajmił - Otworzy wam portal - Dodał. Blondyn kiwnął głową i zerkając okradkiem na Clary, ominął przyjaciela, dołączając do rodziny w głównej sali.

- Jonathan... - Zaczęła, chcąc się mu wytłumaczyć
- Nie musisz się tłumaczyć - Powiedział krzyżując ręce i podchodząc do niej powoli

- Nie planowałam tego - Rzuciła czując się winna

- Clary, przecież widze jak na niego patrzysz - Stwierdził - To nic złego, czuć coś do kogoś - Powiedział kładąc dłoń na jej ramieniu

- To był tylko jeden niewinny pocałunek - Rzuciła chowając swoją twarz w podłodze i nerwowo płącząc palce u rąk
- Nie musisz się tego wstydzić - Przyznał - Jeśli by to ode mnie zależało, zrobił bym wszystko tylko by Cię ujrzeć szczęśliwą. Przeciez to wiesz... - Uniósł jej podbrudek i schylił się lekko by spojrzeć w smutną twarz siostry.
- Jesteś moją siostrą... Moją krwią... Możesz mi mówić o wszystkim - Oznajmił
- Boje się Jonathan. Tak bardzo się boje - Wyszlochała tuląc się do brata - Nie chce wychodzić za Klausa. Popełniłam błąd - Przyznała
- Coś wymyślimy - Powiedział, obejmując siostrę.
Rodzeństwo razem z państwem Lighwood przeszli przez portal. Wylądowali w głównym salonie w instytucieie, gdzie czekali już na nich Isabelle razem z Maxem i dwoma służącymi. Alec z uśmiechem podszedł do siostry i objął ją z radością. Objął małego Maxa ramieniem, gdy siostra oznajmiła mu
- Brakowało mi nas - Odezwała się dziewczyna - Prowadzenie instytutu to na prawdę nie moja dobra strona - Powiedziała z uśmiechem, jak Max wyrwał się i podbiegł do swojego największego idola, którym był Jace - Co z Jace'em? - Zapytała zerkając na blondyna, który z lekko smutnym uśmiechem objął młodszego brata, kucając przed nim.
- Sam nie wiem - Rzucił - Najwidocznie zostawił w Idrysie coś bardzo ważnego - Oznajmił
- Jace! - Zawołała go Isabelle i podbiegła w podskokach do blondyna - Nie przywitasz się ze swoją siostrzyczką?
- Szczerze Izzy, tęskniłem za tobą - Powiedział i ucałował czarnowłosą w czoło.
- A co z tobą? Wszystko w porządku? - Zapytała
- Oczywiście, nie musisz się o nic martwić - Stwierdził.
Jace przesiedział cały dzień w swoim pokoju. Nie miał ochoty siedzieć z rodzeństwem i słuchać opowieści Isabelle, jak to miałam mnóstwo na głowie pod naszą nieobecność i marudzenia Maxa, jak nie mógł wytrzymać z Izzy. Wciąż myślał o Clary. Nie może zapomnieć tego co się stało przed opuszczeniem Idrysu. Nigdy nie poznał tak czystej i anielskiej duszy. Dotyk jej rudych loków i gładkiej skóry, był dla niego samą przyjemnością. Zdaje sobie sprawę, że może już jej nigdy nie zobaczyć. Doprowadza go to do szału.
Wsciekły zdjął niezdarnie koszule przez glowę i sięgnął po swoją stele z komody. Usiadł na brzegu łóżka i napiął przedramię.
,, Runa złamanego serca jest bardzo bolesna '' - Przypomniał sobie słowa swojego parabatai. Dla niego w sumie nie miały znaczenia. Od tylu lat walki i treningów jest odporny na ból. Musi jednak umilżyć sobie myśl o niej, o dzwięku jej głosu, o słodkim zapachu jej skóry.

Tumblr (cassandraclare)

Przystawił błękitną pałeczkę do skóry z której wyłoniło się jasne światło. Blondyn rozpoczął okrężnymi ruchami wypalać sobie kształt runy, którą pamiętał z szarej księgi. Alec miał racje, runa parzyła o wiele mocniej niż runy, które rysują sobie na co dzień.



Kolejne dni, mijały Clary w Idrysie jak przez mgłę. Unikała Klausa, który przebywał u nich gościnnie tylko z jej powodu. Dużo czasu spędza u boku Jonathanu, który pomaga jej w tej całej sytuacji. Dowiedział się od niej, o groźbach ze strony Niklausa, którymi jest zaniepokojona. Szukając każdego logicznego powodu, dla którego ślub powinien być odwołany bez konsekwencji dla Alicante.

Pewnej Nocy, Clary spacerowała po korytarzach posiadłości. Było dosyć ciemno i cicho. Odgłos jej obcasów było słychać wzdłuż całego korytarza. Zatrzymała się przy jednym z gościnnych pokoi, gdzie drzwi znajdowały się w połowie otwarte. Delikatnie uchyliła drzwi i to co zobaczyła doprowadziło ją prawie do zawału. Widok krwi, lejący się z szyi służącej i wpite kły znanej jej osoby spowodowało, że dziewczynie zrobiło się niedobrze. Swobodne ciało dziewczyny opadło na podłogę. Z niedowierzenia spojrzała na sprawcę tego czynu. Jego kły schowały się a oczy powróciły do swojej naturalnej barwy. Widziała to już w Szwajcarii. Wmawiała sobie, że to tylko wybryk jej wyobraźni, lecz się myliła. 

Odruchowo chcąc uciec z pokoju, mężczyzna w błyskawiczną szybkością znalazł się tuż koło niej

- Jak ty to...? - Wydusiła, nie wiedząc skąd u niego ta szybkość - Kim ty jesteś? - Zapytała przerażona
- Dowiedziałaś się... Fantastycznie - Powiedział szeroko uśmiechnięty, umazany krwią w kącikach ust. Jego kły ponownie wysunęły się a oczy ściemniały.
- Klaus nie... - Powiedziała zatrzymując go dłonią. Jednak za chwile poczuła nie do opisania ból, który wysyłał jej życie, Jej krzyk wypełnił połowę posiadłości. Jednak nikt nie mógł ją usłyszeć, bo wszyscy wybrali się na zebranie Clave. Pozostało jej tylko czekać na stopniową śmierć, która czuła, że nadchodzi.



niedziela, 17 stycznia 2016

3x LIEBSTER BLOG AWARD !!!

Chciała bym bardzo mocno podziękować Veronice Hunter ( To love is to destroy, and that to be loved is... ) za nominację do LBA! Jest to moja pierwsza nagroda na tym blogu, który w sumie dopiero zaczęłam. DZIĘKUJE ŚLICZNIE :*
Pytania od Veronici :

1. Dlaczego akurat ta tematyka bloga?
- Tematyka powstała, dlatego, że ubóstwiam Dary Anioła i twierdziłam też, że umieszczenie bohaterów w innych czasach będzie dobrym pomysłem ;).
2. Bez jakich trzech książek/książkowych serii nie mógłbyś/abyś żyć?
- Dary Anioła <3 Diabelskie Maszyny :D Cienie Nevermore.
3. Skąd czerpiesz inspiracje do dalszego pisania?
- Mnóstwo filmów i książek, pomagają mi na różne, nowe pomysły
4. Wyobrażasz sobie czasami zakończenie bloga?
- hmmm... Jeszcze o tym nie myślę, bo dopiero zaczęłam ;)
5. Ile masz książkowych mężów :D???
- Paru mam ;) Jace Herondale ( to na pewno <3 ) Will Herondale, Stefan Salvatore, Damon Salvatore, Jacob Black, Gale Hawthorne, Jonathan Christopher ( *Sebastian* ) Morgenstern,
6. Najgorsza książka jaką w życiu czytałeś/aś?
- Trudno powiedzieć :/ hmmm... 
7. Jak wygląda twój idealny obiad nad dziś?
- Tajskie jedzenie i lemoniada :3
8. Pisanie to twoje pasja czy hobby?
- Na moim innym blogu było to Hobby, lecz pisanie tego bloga stało się dla pasją.
9. Kim chciałbyś/łabyś zostać w przyszłości? Dlaczego?
- Od małego chciałam zostać pisarką. Siedzieć sobie spokojnie w domciu i robić coś co Cię inspiruje :3
10. Jak brzmi/ą twoje motto/a życiowe?
- Spełniaj swoje marzenia za wszelką cenę. 
- Bądź sobą i nie przejmuj się opinią innych.
11. Jak brzmi jeden z twoich ulubionych i najbardziej znaczących dla ciebie cytatów?
- Barely Beating Heart 


Bardzo dziękuje za kolejną nominację do LBA !! Tym razem zawdzięczam to Voodoo Doll ( Give Me Love ). Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.
A o to pytanka od Voodoo'i :


1) Masz postanowienia noworoczne?
- Więcej ćwiczeń, więcej pisania, więcej podróży ;)
2) Ulubiona książka?
- Dary Anioła <3 ( oczywiście :3 ),  Diabelskie Maszyny
3) Od kiedy piszesz?
- Ogólnie piszę od niecałego roku ale tego bloga założyłam nie dawno
4) Ulubiony sport?
- Siatkówka
5) Jaki zespół lubisz najbardziej?
- COUNTERFEIT <3
6) Jaki film ostatnio oglądałaś?
- ,, Dziewczyna w czerwonej pelerynie " ( Drugi raz tak dla przypomnienia xD )
7) Kim chcesz być w przyszłości?
- Zawsze chciałam zostać pisarką. Robić coś co sprawiło by mi przyjemność z mojego zawodu
8) Gdzie chciałabyś wyjechać?
- Jestem zakochana w Anglii, wiec w przyszłości planuje zamieszkać tam na stałe

Trzecia nominację dostałam  ponownie od Veronici Hunter ( To love is to destroy, and to that to be loved... ). Jesteś kochana :* !!

Pytania od Veronici :

1. Twój ulubiony aktor/ka?
- Jamie Campbell Bower, Chloe Moretz
2. Twój ulubiony kolor?
- Niebieski <3
3. Wierzysz w reinkarnacje?
- Gdzieś głęboko, jest to dla mnie ciutka prawdy ;)
4. Co sądzisz o obrazach olejnych?
- Widziałam już dużo i są naprawdę piękne
5. Czy kiedy zapamiętasz swój sen, to sprawdzasz czasami jego znaczenie/a w internecie?
- Nie, ale zazwyczaj opowiadam przyjaciółce o nich :)
6. Co cię zainspirowało do założenia bloga?
- Chyba to, że naczytałam się już dużo opowiadań o podobnej tematyce i pomyślałam, że może ja spróbuje ;)
7. Jak byś ocenił/a mój blog w skali od 1-10?
- 100000 *-* Jest cudowny ! <3
8. Twoja ulubiona pora roku?
- Wiosna
9. Ile książek znajduje się w twojej biblioteczce (możesz wstawić zdjęcie, jeśli chcesz)?
- W sumie to nie dużo, bo większość pożyczam, ale te podstawowe serię są na mojej półce ;)
10. Bez jakiego napoju nie mogłabyś żyć?
- Cola Zero *-* ( uzależnienie ) 
11. Smak miętowy czy truskawkowy?
- Miętowy :3






sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 10

Jest i 10 rozdział po kilku dniowej przerwie. Skończył mi się właśnie 1 semestr szkolny wiec musiałam w te ostatnie dni trochę przycisnąć parę przedmiotów :). Nie długo 1 luty, co oznacza ferie, wiec będę miała dla was więcej czasu ;)

Zapraszam do czytania :*


Chłopiec zasnął na kolanach dziewczyny. Ta głaskała go po blond włosach i położyła lekko pod brudek na czubku jego głowy. Tatia, służąca która siedziała na przeciwko swojej pani, wciąż ich obserwowała i ciekawiła kim jest dziecko


- Panienka jest pewna, że zabranie dziecka ze sobą było dobrym pomysłem? - Szepnęła tak by nie obudzić małego


- Musi stanąć przed Clave. To jedyne rozwiązanie - Odpowiedziała jej.


- Powinnam wiedzieć chociaż kim jest ten chłopiec? - Spytała zaniepokojona całą sprawą


- Nie martw się Tatia, wiem co robię - Stwierdziła rudowłosa.

Gdy dojechali na miejsce, chłopiec już nie spał tylko wyglądał na zewnątrz. Clary kazała zatrzymać się przed budynkiem, gdzie aktualnie odbywa się zebranie Clave. Wzięła małego na ręce i bez zastanowienia poszła do środka. Dziwiła się dlaczego Chłopiec może przybywać w słońcu ale podejrzewała, że broni go może zaklęcie lub inne zjawisko

- Panience nie wolno - Rzuciła szybko służąca próbując ją zatrzymać

- Jestem Morgenstern, mi wolno wszystko - Powiedziała pewna siebie. Pierwszy raz tak się wyraziła, była po prostu zła na cały ich system, że pozwolili doprowadzić do czegoś takiego.

Z hukiem otworzyła wielkie drzwi, gdzie znajdowały się tłumy ludzi. Jej ojciec stał akurat na podium i przemawiał. Jednak wszystkie oczy skierowały się nagle na rudowłosą. Szepty pewnie wskazywały na to, że nie powinna tu być ze powodu na wiek.

- Clarissa - Szepnął ojciec a potem zdezorientowany spojrzał na tłumy, które plotkowały teraz o czynności jego córki

- Chce zgłosić przestępstwie, które miało miejsce w Szwajcarii! - Oznajmiła na głos, podchodząc do ojca razem z Sebastianem na rękach

- Clarisso nie powinnaś tu być. Możesz porozmawiać ze mną w domu! - Stwierdził nerwowo

- Stoję przed tobą jako obywatelka Idrysu, nie jako córka. Nephilim której zależy na sprawiedliwości!

- Kim jest dziecko, które trzymasz w ramionach? - Odezwała się kobieta, jedna z głównej rady, wstając

- To nie ważne Diana - Syknął do niej Valentine - Moja córka jest po prostu zmęczona podróżą. Najlepiej będzie jak wrócisz do domu odpocząć - Spławił ją.

- Ojcze! - Krzyknęła z pewnością i wściekłością w głosie. Valentine spojrzał na nią z dużymi oczami - Wysłuchaj mnie! - Dodała.

- Valentine - Odezwała się Jocelyn z pierwszego rzędu. Spojrzał na żonę z mieszanymi uczuciami. Postanowił jednak dać jej szansę i wysłuchać na spokojnie.

- Mów Clarisso - Oznajmił zasiadając na swoje miejsce

- W Szwajcarii grasuje wampir, który żywi się anielską krwią- Powiedziała - A to jedna z jego ofiar - Wskazała na chłopca zdejmując z rąk i biorąc go za rączkę - Ma na imię Sebastian, jest sierotą...

- Nephilim - Powiedział Valentine rzucając ramieniem z przekonaniem. Clary spojrzała na ojca z wyrazem twarzy który jeszcze nie znał. Nagle z tłumu wyszedł Jace i Alec. Złotooki podejrzanie kucnął przy dziecku. Ujął jego główkę i dokładnie przyjrzał się dziecku.

- Jace proszę Cię - Szepnęła do niego Clary. Uniósł na nią dyskretnie wzrok. Jace już wiedział, że dziecko nie jest niczym innym jak tylko krwiożerczą bestią.

- Jace? - Odezwał się Valentine do chłopaka. Ten wstał i odwrócił się do głównego z rady

- Nephilim - Potwierdził niechętnie. Skłamał... Skłamał dla niej. Clary pomyślała przez chwile, że Jace nie jest może i takim bez uczuciowym chłopakiem za którego miała go jeszcze parę dni temu.

- Zajmiemy się tym. Poślemy ludzi by się zajęli tą sprawą - Oznajmił Valentine. Kazał Jace'owi zabrać Sebastiana do ich domu. Jace i Alec opuścili sale a Clary jeszcze została

- Coś jeszcze Clarisso? - Pospieszył ją ojciec

- Mam pewne obawy co do Niklausa Mikaelsona - Stwierdziła


- Clarisso jeśli chodzi o ślub - Westchnął Valentine. Sądził, że Clary wciąż chce to przeciągać i chce zbudzić żal przed wszystkimi


- Nie o to chodzi - Warknęła - Prosiła bym, byście go obserwowali. Jeśli mam być jego żoną, chce wiedzieć o każdych jego tajemnicach


- Nie prosisz za wiele? - Zdziwiła się jedna z kobiet


- W jego posiadłości znajduje się służąca pogryziona przed wampira którego szukamy. Gdy go o tym powiadomiłam, kompletnie mnie spławił i wyśmiał! - Powiedziała odważnie


- Musiałaś coś źle zrozumieć! - Oznajmiła Diana, siedząca koło jej ojca


- Wiem co widziałam! - Syknęła - Dziewczyna miała ranę na szyi. Mogę też wtrącić, że gdy Klaus zobaczył skaleczenie na mojej dłoni nie wyglądał jak na zwykłego nephilim


- Co sugerujesz? - Zdziwił się ojciec - Chcesz oskarżyć go o zdradę naszej rasy? - Zapytał Valentine dosyć nerwowo i zawstydzony postawą córki


- Ależ nie śmiała bym - Odparła - Proszę tylko, byście mieli na niego oko - Powtórzyła


- Dobrze Clarisso. Rada przedyskutuje twoją prośbę - Powiedziała ojciec - Koniec zebrania! - Krzyknął i wyszedł z radą tylnymi drzwiami gdzie podążyła też jej matka


Clary już na piechotę, przeszła sama w drodze do domu. Była z siebie zarazem dumna a z drugiej strony bała się jaka kłótnia ją czeka gdy ojciec wróci by z nią porozmawiać o nagłym wtargnięciu na zebranie. Nie widziała jednak innego rozwiązania. Nie pozwoli by skrzywdzenie tego niewinnego dziecka uniknęło wszelkiej kary, który to zrobił. Czuje się jednak źle, że okłamała Clave kim jest na prawdę chłopiec i, że spowodowała, że Jace też skłamał. Wiedziała jednak, że jak dowiedzą się, że wprowadziła wampira do Idrysu, oskarżą chłopca na śmierć albo wprowadzą do lochów. Niewinne dziecko, które nawet nie wie co się z nim dzieje. Jest też wdzięczna Jace'owi. Nie uważała, że ją posłucha i wesprze w jej samotnej decyzji.


Szybko udała się do swojej posiadłości a następnie do pokoju Jace'a. W środku już na brzegu łóżka siedział chłopiec a Jace krążył po pokoju z założonymi rękoma. Nie był przekonany co do tej sprawy. Nie znosił wampirów prawie w takim stopniu jak demonów. Spotkał się z nie jednym, który był przebiegły i zdradziecki. Jace zna tylko jedną zasadę. Odnaleźć i zgładzić!


Patrząc na chłopca nie widział w nim dziecka tylko maszynę do zabijania. Jest nowo narodzonym, który jest nieprzewidywalny bardziej niż inne. W każdej chwili może rzucić się na szyje Clary nawet tego nie chcąc


- Nie podchodź do niego - Rzucił do niej Jace, gdy chciała do niego podejść


- To tylko dziecko - Uniosła się, mimo zastrzeżeń blondyna podchodząc do niego


- Krwiopijca - Poprawił ją srogim głosem


- Dlaczego w takim razie nie wydałeś mnie mojemu ojcu?! - Zdziwiła się


- Clave spaliło by go w mgnieniu oka. Nie na taki los zasługuje - Stwierdził marszcząc kąciki ust.


- Co w takim razie zrobimy? - Spytała już normalnym tonem głosu


- Trzeba odnaleźć jego stwórce. Nawet w świecie podziemnych, przemienianie dzieci jest karane śmiercią - Oznajmił.


- Jak długo taki jesteś? - Zapytała go czule dziewczyna.


- Kto jest twoim stwórcą? - Zapytał Jace. Dziewczyna spojrzała na niego, z lekko srogą miną. Chyba już dawno nie gadał z małym dzieckiem i nie wie, że trzeba z nimi postępować powoli i delikatnie


- Sebastian, chcesz nam powiedzieć kto Ci to zrobił? - Zapytałam z uśmiechem


- Przyjdzie po Ciebie, tak samo jak i po mnie - Powiedział to samo co wczoraj po cichu. Dziewczyna westchnęła ciężko i wstała od chłopca by przejść się po pokoju


- Mówi tylko to, od kąt go znalazłam - Odparła by wyjaśnić Jace'owi


- Wiesz o kim mówi? - Pyta zdziwiony


- Nie mam pojęcia - Powiedziała zmęczona wzruszając ramionami


- Wiemy, że jesteś w niebezpieczeństwie - twierdzi Jace krzyżując ręce - Trzeba powiadomić resztę


- Nie! Zabiją go! - Unosi się Clary


- Spróbujemy tego uniknąć - Oznajmia podchodząc do niej bliżej - Nie pozwolę jednak by cokolwiek Ci się stało - 
Mówi ciszej, odważając się dotknąć jej policzka. Lekki, nie powstrzymany uśmiech pojawił się na jego twarzy. Mógł poczuć jej delikatną i gładką skórę. Zapach wanilii, gdy był co raz bliżej.


- Jestem głodny - Burknął chłopiec powodując, że para odsuwa się od siebie pod wpływem niezręcznej sytuacji.


- Mamy problem - Odparł Jace, lekko żartobliwie - Masz jakiegoś przyziemnego na zbytku? - Spytał z lekkim uśmiechem. Dziewczyna rzuciła oczami i westchnęła cicho, kucając przed chłopcem


- Nie żywi się krwią nephilim. Nie mógł by - Stwierdziła - Nowo narodzeni potrzebują krwi ludzkiej by przetrwać - Stwierdziła mówiąc do Jace'a lecz obserwując dokładnie Sebastiana


- Co z krwią zwierzęcą? - Rzucił blondyn. Clary spojrzała na chłopca, by upewnić się, czy da rade. Ten kiwnął za chwile główką, dając Jace'owi znak, że jest w stanie


- Idę w takim razie na polowanie - Oznajmił - Niedługo wrócę - Powiedział, łapiąc za swoją stele z komody, którą następnie włożył do tylnej kieszeni.


- Jace! - Zatrzymała go dziewczyna przy drzwiach - Dziękuje - Powiedziała szczerze


- Za co? - Zdziwił się


- Skłamałeś by go ocalić. Dziękuje, Ci za to - Oznajmiła.


- Nie zrobiłem tego dla niego - Stwierdził i wyszedł.



Czekała na Jace'a nie całą godzinę razem z chłopcem w jego pokoju. Spodziewała się, że zaraz drzwi się otworzą i przejdzie przez nie blondyn razem ze świeżą krwią. W pewnym jednak momencie, drzwi nagle trzasnęły a do pokoju wparowało dwóch uzbrojonych łowców


- Co to ma znaczyć? - Warknęła Clary


- Na rozkaz Valentine'a Morgensterna, zabieramy podziemnego do Clave - Powiedział jeden z nich


- Jak śmiecie?! Żądam rozmowy z mym ojcem! - Powiedziała z wyższością


- W Alicante nie ma miejsca dla wampira, Clarisso Morgenstern - Syknął łowca obok - Za wprowadzenie podziemnego do Idrysu, mogła byś zostać zamknięta w lochach. Jednak ze względu na twoje pochodzenie, skończy się tylko na ostrzeżeniu - Oznajmił. Jeden z nich zarzucił chłopcu czarny worek na głowę, który zaczął się nagle miotać


                                                                - Co wy robicie?! Nie macie prawa! - 
Krzyknęła chcąc powstrzymać ludzi swojego ojca. Wyższy z nim niezdarnie podniósł Sebastiana, gdy drugi stanął jej drogę. Przez przejście przecisnął się nagle Jace. Nie zaznajomiony z sytuacją, podszedł do Clary oczekując niecierpliwie wyjaśnień


- Zabrali go! Clave go zabrało! - wyszlochała i przytuliła się do blondyna. Ten objął ją i pozwolił by wypłakała się w jego ramie. Sam w głębi duszy nie chciał takiego rozwiązania. Wie, że chłopiec będzie unicestwiony jeszcze dzisiaj. Zdaje sobie sprawę, że całe to zamieszanie nie powinno wziąć miejsca. Ale co ma poradzić, mógł już poznać Clary na tyle dobrze, by dowiedzieć się, że jest uparta i tak szybko nie odpuszcza. Jest taki sam, wiec docenia taką cechę. Z tego powodu pomoże jej rozwiązać tą zagadkę.


Clary razem z Jace'em udali się do Valentine, którego znaleźli w głównej siedzibie Clave w którymś z pokoi.

- Ojcze jak mogłeś?! - Zaczęła jego córka wparowując do pokoju. Mężczyzna wstał z krzesła i pięściami oparł się o biurko

- Okłamałaś mnie Clarisso. Zaświadczyłaś przed Clave, że dziecko jest z krwi Nephilim - Przypomniał, srogo patrząc na córkę

- Bo nie miał szans na terenie Idrysu! Kazał byś go spalić przy najbliższej okazji! - Odpowiedziała podniesionym tonem głosu

- I tak się stanie. Za chwile dokonamy egzekucji, przy wszystkich mieszkańcach Alicante - Oznajmił

- Nie wierzę - Wydusiła szeptem - Zobacz co przyjaźń z Klausem z tobą zrobiła? - Stwierdziła, pierwszy raz mówiąc imię narzeczonego jak to robił Jace lub Magnus

- Możesz mu tylko podziękować - Stwierdził - To on powiadomił nas o podziemnym, karmiącym się anielską krwią - Oznajmił, pokazując na coś dłonią za nią. Clary odwróciła się gdy do pokoju wszedł Niklaus uśmiechnięty od ucha do ucha. Jace stojący ciągle przy boku Clarissy, wyszedł wściekły bez słowa. Clary chcąc pobiec za nim zatrzymała się przy mężczyźnie

- Oboje wiemy, że to nie prawda. Dowiem się co miałeś z tym wspólnego

- Clarisso! - Krzyknął na nią ojciec.

- Sebastian to nie wampir, którego szukamy - Stwierdziła zwracając się do ojca - To jeszcze dziecko - Powiedziała z pogardą - Sprawca wciąż jest na wolności. Poślij ludzi, ojcze... Proszę - Oznajmił błagalnie

- Podjąłem już decyzje - Trzymał się swojego. Clary zrozpaczona wybiegła z pokoju, w poszukiwaniach blondyna. Znalazła go dopiero w ogrodzie za jej domem jak obserwował całe miasta

- Jace! - Zawołała go. Odwrócił się, gdy usłyszał swoje imię i zobaczył zbliżającą się do niego rudowłosą.


- Klaus zaślepił mojego ojca. Sebastian nie jest tym wampirem, o którym mówiłam - Powiedziała szybko

- Wiem to - Wtrącił - Wybacz mi... Um, za to, że tak wyszedłem - Wydusił - Nie mogę po prostu patrzeć mu prosto w twarz - Warknął myśląc o nim

- Wierze Magnusowi - Wtrąciła, gdy nagle Jace spojrzał na nią z lekko rozszerzonymi, złotymi oczyma - Dostrzegam teraz prawdę w jego słowach o nim - Oznajmiła - Chce poznać jego tajemnicę ale sama nie dam rady- Stwierdziła tajemniczo

- Myliłem się co do Ciebie - Stwierdził z lekkim uśmiechem - Jesteś odważniejsza niż mi się wydawało - Przyznał, podchodząc do niej bliżej.

- Zawdzięczam to komuś, komu ufam - Stwierdziła

- Co czyni Cię jeszcze bardziej niezwykłą- Szepnął

- Jace... Gdy bym nie była zaręczona... Co by się stało? - 
Zapytała zdziwiona. Blondyn zbliżył swoją twarz do rudowłosej, przymykają oczy i zastanawiając się w tamtej chwili co on najlepszego wyprawia. Jednak było to silniejsze od niego, nie wiedział co tak mocnego i silnego go do niej przyciąga. Chaos który stworzył się w jego głowie, powstrzymywał go od logicznego myślenia.

- Nie mogę - Szepnął i odszedł, zostawiając Clary w całkowitym mętlikiem w głowie.

sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział 9

Gdy księżyc zastąpił słońce a gwiazdy pojawiły się na ciemnym niebie, służba była już gotowa do wyjazdu. Clary ubrała się wykwitnie, w czarną suknie a na to płaszcz z dużym kapturem by ukryć twarz w momencie wsiadania do karocy. Straże i służące lojalnie czekali przy pojeździe w oczekiwaniu na swoją panią Clarisse.


Clary zdecydowała się wyjechać późną nocą jak już wszyscy zdążyli zasnąć, nie chciała niemiłych wykrętów i tłumaczeń


- dziękuje Edwardzie - Powiedziała do strażnika, który pomógł jej wejść do karocy.


Drogi ojcze,


Wybacz mi za moje zachowanie przy naszej ostatniej rozmowie. Nie byłam sobą i nie wiem czy szybko będę po ostatnich zdarzeniach na terenie Alicante. Wyjeżdżam do Szwajcarii, do Niklausa. Zamierzam przedyskutować z nim temat zaślubin. Matka Ci już pewnie wspomniała, że żyje w tym momencie w niepokoju przed tym. Nie musisz się o mnie martwić, wracam za kilka dni. Nie obawiaj się także o traktat. Jestem świadoma co nam grozi, przy zerwaniu pokoju. Nie przyniosę Ci rozczarowania, obiecuje Ci to.
Proszę byś nie mówił reszcie gdzie się udałam. Przekaż, że zmierzam do krewnych w Niemczech by trochę wypocząć w berlińskim instytucie. Przekaż, że jestem bezpieczna i nic mi tam nie grozi.
Wierze Ci ojcze, że nie zdradzisz córki, która szanuje i kocha Cię miłością szczerą.

Miej o mnie lepsze zdanie, kiedy wróce ojcze


Clarissa




Jechała cały dzień i zastanawiała się co ma powiedzieć Klausowi. Chciała ostrożnie dopasowywać słowa bo jednak chodzi o mieszkańców Alicante. Jednak nie może dopuścić by ślub był tak szybko. Potrzebuje czasu, może pół roku, może rok... Nie zerwie zaręczyn a czekanie z datą ślubu jest w sumie normalne.


Podjechali pod wille Mikaelsonów wieczorem. Gdy wyszła z karocy, czekały już na nią miejscowe służące i po chwili z willi wyszedł Elijah, brat jej narzeczonego


- Clarissa Morgenstern... Co Cię do nas sprowadza? - Zapytał kiwając do niej głową


- Elijah... - Szepnęła i ukłoniła się - Przybyłam do twego brata. Przepraszam za brak powiadomienia, ale spodziewam się, że mogę liczyć na waszą gościnę - Przyznała


- Um... Oczywiście, tak, zapraszam - Zaproponował mi dłoń - Wprowadźcie bagaże panienki do pokoju gościnnego - Powiedział do swoich pracownic a te poszły razem ze służącymi Clarissy na salony


- Musisz wybaczyć memu bratu ale niema go jeszcze. Możesz poczekać na niego, powinien zaraz wrócić, chyba że jesteś zmęczona po podróży - Oznajmił kierując ją do głównego salonu


- Chętnie poczekam - Powiedziała z uśmiechem


- Coś Cię niepokoi Clarisso, wydajesz się spięta? - Stwierdził siadając razem z nią na sofie


- Krótko znam twojego brata. Nie będę ukrywać, że zaślubiny mnie troche przerażają - Powiedziała nerwowych szybkim uśmiechem


- To zrozumiałe. Jesteś jeszcze bardzo młoda i wzięłaś na siebie tak wielką odpowiedzialność za całą stolice Idrysu - Oznajmił


- Krążą plotki w Alicante, że... - Zaczęła, jednak przerwała w pół zdania


- Tak...?


- Nie wypada mi o tym mówić - Powiedziała nerwowo plącząc sobie palce u rąk


- Clarisso, niedługo będziesz Panią Mikaelson, powinnaś mówić nam o twoich obawach


- Ludzie mówią o Niklausie. Że posiada jakąś mroczną tajemnice, że wasz naród wyróżnia się od innych - Dziewczyna mówiła a Elijah nie wydawał się zadowolony z tych zwierzeń bo bardzo dobrze wiedział o czym mowa. Jednak przysięgał na anioła, że będzie bronił brata za wszelką cenę i, że nigdy go nie zdradzi.


- Nie śmiała bym w to wierzyć... i nie wierzę - Oznajmiła - Lecz nie ukrywam także, że niepokoją mnie te plotki


- Zawrzeliśmy pokój. Twoi rodacy nie mają o co się martwić - Odparł swobodnie


- Jesteś inny niż brat - Stwierdziła odważnie


- Czyżby - Rzekł z uśmiechem


- W oczach Niklausa widzę wyraźną pewność siebie, władze, potęgę... A u Ciebie, troskę o o niego. Kochasz brata, prawda? - spytała go ciekawa, gdy nagle do salonu wchodzi Klaus. Lekko zaskoczony wizytą dziewczyny, lecz jest nadal w dobrym humorze i nie daje po sobie nic poznać


- Niklaus - Rzekła wstając i kłaniając się mu - Co się stało?! - Spytała zszokowana podchodząc do niego, gdy zobaczyła, że jego biała koszula jest umazana krwią


- Małe nieporozumienie na polowaniu - Odparł


- Jesteś ranny? - Zapytała


- Skądże - Powiedział dosyć normalnie - Wybacz, zaraz do Ciebie wrócę, tylko się przebiorę - Oznajmił i wyszedł. Nie czekała długo kiedy Klaus wrócił już przebrany w luźną, białą koszulę. Elijah opuścił ich bo miał jeszcze coś do załatwienia


- Co Cię do nas sprowadza? - Zapytał


- Um... Miałam nadzieje, że uda nam się porozmawiać o ślubie - Powiedziała otwarcie


- Masz obawy? - Spytał nalewając wina do dwóch kieliszków


- Zaczęłam właśnie treningi. Chciała bym jak najwięcej się nauczyć a po za tym w Alicante nie jest teraz bezpiecznie. Przynajmniej dla mnie nie jest bezpiecznie... Ostatnio wydarzyło się dużo, dziwnym zjawisk, których nie umiem wyjaśnić - Opowiadała a Klaus podszedł do niej podając jej kieliszek wina. Przyjęła go niechętnie bo była zbyt zmęczona a wino jeszcze by ją jeszcze uśpiło


- Chcesz poczekać ze ślubem? - Stwierdził z dziwnym wyrazem twarzy z którego nic nie mogła wyczytać. Nie wiedziała, czy jest zły, rozczarowany, zdziwiony...


- Nie chciała bym przerywać nauki - Rzekła


- Moge Ci załatwić trenera tutaj - Zaoferował


- Dziękuje ale mój brat już się zaangażował - Powiedziała z uśmiechem


- Sądziłem, że tym zadaniem powoła się twój wybawca, panicz Herondale? - Stwierdził. Brzmiało to jak zazdrość choć Clary nie ważyła by o tym nawet pomyśleć


- Niedługo wracają do Anglii, wiec nie będzie miał jak mnie szkolić - Odparła niechętnie, bo nie chciała o tym rozmawiać


- Zapewne nie potrzebujesz jego pomocy. Na pewno jesteś świetną wojowniczką - Stwierdził z uśmiechem podchodząc do niej bliżej


- Ja... Um... Nigdy nie brałam udziału w żadnej bitwie. Chciała bym być bardziej odważniejsza i pewna siebie. Robię to tylko dlatego - Przyznała.


- Chodź... Rad bym Ci coś pokazać - Dotknął jej ramienia i poprowadził przed siebie.


Tam gdzie ją poprowadził, było chłodno i ciemno. Zapach metalu unosił się w całej sali. To była zbrojownia. Nagle światła rozjaśniły cały pokój. Ostrza świeciły się w świetle i nigdy nie widziała jeszcze tyle broni. Obejrzała każdą broń wzdłuż półki gdzie spoczywały.


- Tego ostrza nie znam - Stwierdziła, gdy na jednej z półek spoczywał miecz, z okrągłym czerwonym kamieniem przy rączce.


- To jedno z mojej kolekcji. Bardzo nietypowa broń - Oznajmił, gdy dziewczyna przejechała powoli palcem po ostrzu.


- Bardzo... Ostra - Rzekł, gdy nagle dziewczyna syknęła z bólu. Miał racje, bardzo dobrze naostrzona


- Zraniłaś się? - Zapytał unosząc jej dłoń


- To tylko skaleczenie - Odparła nie robiąc z tego wielkiej sprawy. Nagle spojrzała szybko na Klausa. Zrobił się blady, a jego oczy, krwiste a w okolicach środka żółtawe


- Twoje oczy - Szepnęła przerażona, gdy odwrócił się do niej plecami


- Coś wpadło mi tylko do oka - Rzucił wymówkę, walcząc ze sobą. Po chwili nabrał kolorów a jego oczy powróciły do naturalnej barwy. Z uśmiechem odwrócił się do niej nie robiąc z tego wielkiej sprawy


- Um... Chyba wpadam w paranoje - Zaśmiała się ze wstydu - Powinnam udać się na spoczynek - Rzekła zostawiając Klausa samego i szybko kierując się do przydzielonego jej pokoju.



Dziewczyna nie mogła spać. Widok Klausa w tamtym momencie nie przestawał pojawiać się w jej głowie. To na prawdę wyglądało jak by jego oczy były całe we krwi, na widok jej skaleczenia. Przecież to jakiś obłęd!

Gdy rano, do pokoju Clary weszły dwie służące, dziewczyna od razu obudziła się marszcząc brwi. Przeciągnęła się, gdy jedna z dziewczyn odsłoniły zasłony, wprowadzając promienie słoneczne do pokoju.


- Pan Mikaelson kazał panienkę obudzić - Odezwała się jedna z nich, gdy Clary leniwie wstawała z łóżka


- Czeka na panią ze śniadaniem - Oznajmiła


- Dobrze, przekaż, że zaraz zejdę - Burknęła zaspana. Dziewczyna kiwnęła głową i chciała wyjść lecz , Clary zauważyła coś dziwnego i ją zatrzymała


- Poczekaj - Rzuciła łapiąc ją za łokieć


- Co Ci się stało? - Zapytała oglądając jej ranę na szyi. To wyglądała jak by dwie czerwone kropki spoczywały na jej szyi. Ta złapała się lekko za szyje i sama wydawała się zakłopotana


- Zraniłam się - Szepnęła i z pełnym zdziwieniem spojrzała na rudowłosą


- Jak to się stało? - Zapytała


- Wiem tylko, że się zraniłam - Powtórzyła. Mówiła jakoś dziwnie, jak by nie była pewna swoich słów. Jak by ktoś kazał jej to powiedzieć


- Możesz iść. Tylko zakryj to najpierw - Nakazała. Ta z ręką na szyi, szybkim krokiem wyszła z pokoju.


Gdy Clary zeszła na śniadanie, Klaus już czekał na nią przy stole


- Pięknie wyglądasz - Oznajmił na powitanie. Posłała mu szeroki uśmiech, lecz czuła się trochę niezręcznie.


- Mogła bym Cię o coś zapytać? Mogło by Ci się to wydawać dziwne ale...


- Pytaj - Rzucił. Zauważył, że nie chce mówić tego przy nikim wiec, machnął ręką i służące wyszły


- Czy twoje służące często wychodzą na miasto wieczorami? - Zapytała


- Raczej nie, dlaczego? - Zapytał zdziwiony, sięgając po kieliszek i upijając łyka


- Jedna z dziewcząt ma ranę na szyi - Powiedziała zaniepokojona tym

- Wiesz, nie zawsze mogę je kontrolować jak chodzi o romans z wampirami - Stwierdził żartobliwie

- Wampiry nie mają w zwyczaju pożywiania się krwią nephilim - Przypomniała mu i wprowadziła go w lekkie zakłopotanie

- Widzisz, a jednak jeden się trafił - Odparł ze sztucznym uśmiechem

- I nic z tym nie zrobisz? - Zdziwiła się. Karmienie się krwią nephilim to nie byle co. Clary była zszokowana postawią mężczyzny, że robi z tego błahą sprawę. Taki przypadek należało by nawet zgłosić Clave by wyraziła zgodę na unicestwienie podziemnego

- Clarisso... - Westchnął - Jak bym chodził za każdym moim pracownikiem, to bym zwariował - Odparł znudzony

- Trzeba powiadomić o tym Clave. Tego nie można ominąć, to poważne przestępstwo - Stwierdziła unosząc się - Zwłaszcza teraz, kiedy mamy dobre stosunki z podziemnymi

Clary udała się do stajni, gdzie znalazła konia, którego ostatnio pokazywał jej Klaus. Poszła tam kiedy Klaus szybko ją spławił ze sprawią grasującego wampira karmiącym się anielską krwią.

Zawsze przy zwierzętach umiała się rozluźnić i uspokoić. Sięgnęła po szczotkę i delikatnie wyczesała białego rumaka.


Wciąż myślała o sprawie dziewczyny ugryzionej przed wampira. Postępując właściwie powinna powiadomić o tym Clave, jednak reakcja Klausa na tą sprawe ją niepokoi. Był zdezorientowany i nerwowy, to nietypowe zachowanie nocnego łowcy, który pierwszy by się wybrał wieczorną porą by unicestwić wampira.


Jej rozmyślenia przerwał jakiś szelest, który od razu kazał jej przerwać dotychczasową czynność. Wyszła zza drzwiczek i za jednej z furtek, chował się mały chłopczyk


- Hej, nie bój się - Powiedziała czule by zachęcić do siebie dziecko - Nic Ci nie zrobię - Dodała podchodząc powoli do niego. Blond włosy chłopiec wyszedł za ukrycia ukazując się dziewczynie. Chłopiec miał piękną dziecięcą urodę i był ubrudzony krwią w okolicach ust


- Jesteś wampirem - Stwierdziła lekko przerażona - Co tutaj robisz? - Spytała zdziwiona. Chłopiec jednak wydawał się przerażony i zestresowany by odezwać się chociaż słowem.


- Powiesz chociaż jak masz na imię? - Spytała z uśmiechem by przyciągnąć do siebie małego


- Sebastian - Szepnął - Mam na imię Sebastian - Powtórzył.


- Nie bój się, chodź ze mną - Powiedziała wyciągając do niego dłoń. Chłopiec powoli zrobił pierwsze kroki do dziewczyny. Ujął jej dłoń a Clary chciała jak najszybciej zaprowadzić go do swojego pokoju i mu jakoś pomóc i przy okazji zmazać krew z jego twarzy.

Posadziła go na łóżka i za chwile wróciła z wilgotną szmatką. Usiadła koło dziecka i zmazała mu już zaschniętą krew.

- Powiesz jak się tu znalazłeś? - Spytała smutnego chłopca który nie odzywał się ani słowem

- Mało mówisz, prawda? - Westchnęła. Blondyn spuścił główkę. Clary odłożyła szmatkę i kucnęła przy dziecku

- Nie musisz się bać, jesteś tu bezpieczny - Zapewniła. Rudowłosa czuła się okropnie. Przecież to tylko dziecko! Kto był tak okropny by stworzyć z niego krwiopijce?!

- On przyjdzie po Ciebie - Szepnął - Tak samo jak przyszedł po mnie - Powiedział unosząc głowę

- Kto Ci to zrobił? - Spytała, szybko chowając swój lęk przed słowami chłopca głęboko w głowie i postanawiając zachować powagę

- Nie da się przed nim uciec - Powiedział. Clary zdecydowała zabrać dziecko i natychmiast wrócić do Alicante. Musi powiadomić o tym Clave i zapewnić Sebastianowi bezpieczeństwo.

- Tatia! - Krzyknęła biorąc Sebastiana na ręce - Tatia! - Zawołała ponownie służącą już zniecierpliwiona. Za chwile do pokoju weszła truchtem dziewczyna

- Tak pani? - Zapytała

- Wracamy do Alicante. Zwołaj straże. Za chwile wyjeżdżamy - Rozkazała

- A Pan Niklaus? - Wtrąciła dziewczyna

- Nie będę czekać by go o tym powiadomić - Odparła. Nie raczył spędzić z nią czasu tylko ponownie gdzieś się udał wiec ona też nie ma zamiaru czekać - Już! Ruszaj! - Pogoniła ją. Wybiegła z pokoju a Clary trzymając małego na rękach udała się na zewnątrz do pojazdu

- Pojedziesz ze mną. Zapewniam Cię, że będziesz tam bezpieczny. Obiecuje Ci to...

środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 8


*****

Zakłada strój bojowy i wkłada sobie do buta parę sztyletów, za plecy miecz seraficki i swoją stele. Jace zrobił to samo, lecz wziął dwa serafickie miecze i założył je sobie na plecach na krzyż. Potem obaj udali się po konie, Jonathan jechał tam gdzie Jace go poprowadził. Wyjechali na polane, gdzie Clary chętnie przesiaduje. Jace rozglądał się, lecz nie widział lasu o którym mówił Magnus. Nagle Jace usłyszał odległe rżenia konia


- Słyszałeś? - zapytał przyjaciela. Jace ruszył za dźwiękiem konia... Ukazał im się wreszcie oczekiwany las. Na początku niego było można dostrzec, kremowego rumaka dziewczyny. Jonathan zeskoczył z siodła i podbiegł do konia, który ryczał i był nerwowy


- Quiete... Quid accidit? ( Spokojnie... Co się stało? ) - Szepnął do konia. Zwierze zrobiło kilka kroków w stronę lasu namawiając ich by tam weszli.


- Dalej pójdziemy pieszo - Oznajmił blondyn zeskakując ze swojego konia. Wyjęli swoje kamienie , które rozjaśniły im drogę błękitnym światłem a do tego wyjęli sztylety by być w gotowości. Nie wiedzą czego się spodziewać i w jakim stanie odnajdą dziewczynę.


Szli bardzo ostrożnie lecz z przyspieszonym krokiem. Nie bali się, lecz w każdej chwili mogło coś wyskoczyć zza ciemnych drzew


- Clary! - Zawołał siostrę Jonathan. Jace zrobił sobie runę lepszego widzenia na ramieniu by lepiej widzieć w ciemności. Obaj byli skupieni i tak samo przygotowani na wszystko co może się za chwile wydarzyć


- Clary! - Brat ponownie krzyknął imię siostry. Głucho... Było tak cicho, że Jace mógł wsłuchać się w odgłos starych korzeni drzewa albo chociaż by w skrzeczące kruki latające nad mrocznym lasem.


- Może już jej tu nie ma - Odezwał się Jace


- Nie zostawiła by Asfaloth'a - Stwierdził brat rudowłosej - Czuje, że jesteśmy już blisko. Bądź w gotowości - Szepnął do przyjaciela. Ponownie unieśli kamienie razem ze sztyletem i przyspieszyli kroku trzymając się razem. W pewnym momencie, Jonathan kucnął przed czymś co przykuło jego uwagę. Okazało się, że to stela dziewczyny


- To jej stela - Oznajmił lekko przerażony białowłosy. Był co raz bardziej zaniepokojony faktem, że nie mogą ją znaleźć. Nie wie czego się spodziewać z tego faktu, nigdy nie był w tym miejscu, nawet nie wiedział, że istnieje.


- Czujesz? To odór demona - Odezwał się Jace


- Magnus przywrócił moc demonicznej wieży - Przypomniał Jonathan


- Najwidoczniej, to miejsce jej nie obejmuje - Odparł Jace. Blondyn już zaczął widzieć cienie pomiędzy drzewami dzięki runie widzenia. Był gotowy by walczyć, lecz nadal nie wiedzą gdzie jest Clary.


- Zobacz! - rzucił Jace po chwili. W oddali zobaczył biały materiał i wiedział, że jest to dziewczyna w śnieżnobiałej sukni


- Clary! - Zawołał jeszcze raz ją brat i pobiegł do niej


- Nie Jonathan! To pułapka! - Krzyknął blondyn, gdy nagle na chłopaka rzuciła się obślizgła, ciemna postać. Jace jednak szybko podbiegł do przyjaciela, wolną ręką wyciągając serafickie ostrze z pleców i wbił je w stwora. Ten wydobył z siebie odrażający krzyk a następnie rozpadł się w pył. Podał przyjacielowi pomocną dłoń i od razu stanęli do siebie plecami. Jonathan wyciągnął seraficki miecz i był gotów.


- Jest ich więcej - Rzucił Jonathan, gdy z mroku stopniowo zaczęły wychodzić demony


- Więcej zabawy dla nas - Zażartował Jace. Chłopak za nim spojrzał sarkastycznie na niego a potem rzucił oczami. Demony zaczęły licznie rzucać się do walki. Dwóch świetnych nocnych łowców nie mieli zbytnio problemów w tej walce, lecz demonów nie ubywało a wręcz przeciwnie. W nieskończoność wyskakiwali z mroku...


- Jace! Poradzę sobie, biegnij do Clary! - Krzyknął Jonathan


- Oszalałeś, Nie ruszam się stąd! - Wrzasnął wykonując zręczny ruch przy czym uśmierca kolejnego demona.


W pewny jednak momencie, wszystkie demony się wycofały i znikły. Chłopcy zdziwili się i odwrócili do siebie.


- Dlaczego się wycofały? - Rzucił Jace. Jonathan rzucił ramionami i za chwile wzrokiem wrócił do siostry. 
Obaj pobiegli do niej.
Clary boso szła po pomoście wypełnionym starymi gwoździami. Jakaś siła kazała jej iść przed siebie nie zwracając uwagę na nic innego


- Clary! - Ktoś krzyknął. Usłyszała to przez szum w uszach lecz szła dalej. Wtedy pomost się skończył i dziewczyna wpadła do wody. Jace nie zastanawiając się, rzucił miecz na ziemie i wskoczył do wody za nią. Zanurkował głęboko i w ciemnej wodzie dostrzegł w stronę dna rudowłosą. Jej ciało swobodnie opadało a jej biała suknia delikatnie falowała. 
Blondyn dopłynął do niej i złapał ją, obejmując pod plecy.


Jonathan kucnął przy krawędzi pomostu oczekując, że zaraz oboje się wynurzą. Nagle Jace wynurzył się nabierając powietrze, obejmował nieprzytomną rudowłosą i szybko podał ją jej bratu. Wyciągnął ją na pomost a następnie podał pomocną dłoń blondynowi. Jego strój bojowy był cały mokry a zarazem zrobił się cięższy. Pojedyncze kłębki włosów opadły na jego czoło. Przeczesał je szybko do tyłu i za chwile kucnął z drugiej stronie przy dziewczynie.


- Ugryzienie demona - Odezwał się Jace, oglądając jej zadrapaną szyje. Oboje nagle zareagowali, gdy Clary się ocknęła wypluwając wodę z ust. Nachyliła się by się nie zakrztusić a potem mocno się skrzywiła z bólu, łapiąc się za szyje.


- On mi to kazał zrobić - Powiedziała jeszcze w transie do Jonathana


- Kto? Kim jest on? - Wypytywał ją


- Mieszaniec - Szepnęła a potem zemdlała, podczas gdy Jace rysował jej iratze na ramieniu.


Chłopcy jak najszybciej wrócili z nieprzytomną dziewczyną na rękach. Już w drzwiach stał nieoczekiwanie Valentine, Jocelyn i Magnus


- Co się stało? - Spytała zszokowana i zmartwiona matka


- Jest w transie. Zemdlała po iratze - Oznajmił Jace podchodząc do nich z rudowłosą na rękach


- Zrób coś Magnusie - Powiedział do czarodzieja błagalnym głosem Valentine


- Zanieś ją do pokoju, zaraz tam przyjdę - Oznajmił mówiąc do Jace'a. Ten kiwnął głową i poszedł zanieść Clary do łóżka.


- Opowiedz co się stało - Valentine zwrócił się do syna


- Znaleźliśmy ją w tym lesie o którym mówiłeś - Powiedział zwracając się do Bane'a - Nie wspominałeś jednak, że las nie obejmuje demonicznej wieży. Demony zaczęły się wyłaniać znikąd jak mrówki. W pewnym momencie się nagle wycofały...


- Wycofały? - Wtrąciła Jocelyn


- Clary była na pomoście i bez opamiętania szła prosto do jeziora. Na szczęście, Jace zareagował i ją wyciągnąć. Coś bredziła o jakimś mieszańcu, mówiła była opętana


- Powtórz to - Rzucił Magnus z poważnym wyrazem twarzy


- O mieszańcu? Wciąż powtarzała, że mieszaniec kazał jej to zrobić... Cokolwiek to jest, zamieszało jej w głowie - Oznajmił.


- Pójdę do niej! Nie wolno wam tam wchodzić dopóki wam nie pozwole! Rozumiecie? - Powiedział zbyt poważnie. Valentine wierzył czarownikowi i kiwnął głową.


- Valentine boje się o nią - Wyszlochała Jocelyn tuląc się do męża


- Pilnuj jej - Rozkazał synowi wiec ten pobiegł na górę asekurując jej pokój


- Może powinniśmy przełożyć ceremonie? - Pomyślała Jocelyn uchodząc kilka kroków


- Jocelyn nie możemy... Niklaus jest wpatrzony w Clarisse jak w obrazek, nie zgodzi się nawet na jeszcze jeden dzień czekania - Oznajmił Valentine dotrzymując jej kroku


- Mam złe przeczucia - Stwierdziła niepokojąco - Clarissa mówiła mi o swoich obawach przed małżeństwem. Może to nie był dobry pomysł by ją na to narażać?


- Sama się w to zaangażowała. Do niczego jej nie zmuszałem. Lecz jest już za późno - 
Stwierdził obejmując twarz żony
- Wystarczy nam tylko się z tym pogodzić - Szepcze i muska delikatnie usta ukochanej. Ta przyjmuje pocałunek co poprawa jej lekko samopoczucie.



- Śmierć, wojna, krew... Dużo krwi - Mówiła szybkim tempem Clarissa po przebudzeniu się. Magnus wciąż stał nad nią i osłabiał gorączkę, która nagle się nasiliła. Jace siedział na brzegu łóżka i co chwile przecierał jej mokre i rozpalone czoło


- Magnus! - Warknął dosyć impulsywnie i niecierpliwie z powodu braku efektów


- Już kończę - Rzucił by go uspokoić. Nagle dziewczyna ucichła i nabrał stopniowo kolorów. Z bladej jak trup skóry wróciła do swojej naturalnej perłowej cery. Magnus wyjął z płaszcza dwie fiolki i wlał ich zawartość do jej kieliszka z wodą


- Co to jest? - Syknął łapiąc go za nadgarstek, gdy chciał jej to podać


- Poczuje się po tym lepiej - Oznajmił, jednak Jace zrobił się ostatnio podejrzliwy i spojrzał na czarownika srogo.


- Wyzdrowieje - zapewnij go. Puścił jego zaczerwieniony już nadgarstek i pozwolił mu działać. Clary lekko uniosła się na łokciach i ufnie napiła się z kielicha. Upiła dużego łyka i od razu po tym opadła bez silnie na poduszkę


- Clarisso? Słyszysz mnie? - Magnus odezwał się do niej


- Gdzie jestem? - wyszeptała próbując podnieść się ponownie


- Jesteś w pałacu, już bezpieczna - Wtrącił szybko Jace. Dziewczyna spojrzała na niego. Zapatrzyła się na niego jak w pierwszym momencie kiedy go poznała.


- Jace... - wyszeptała tak cicho, że ledwo usłyszeli.
 Uniosła swoją drżącą dłoń, która spoczęła na jego policzku


- To byłeś ty - Wyszeptała wpatrując się w jego szczupłą a zarazem zakłopotaną twarz


- Ocaliłeś mnie przed mrokiem - Powiedziała z uśmiechem


- Um... Tonełaś. Ja tylko Cię wyciągnąłem z jeziora - Przypomniał - Pamiętasz?


- Pamiętam tylko ciemność, mrok i szepty w mojej głowie, mówiące mi te straszne przepowiednie. Potem ujrzałam światło i usłyszałam twój głos


- Jakie przepowiednie? - Wtrącił w powagą Magnus. Zapomniała zupełnie o obecności czarownika i ze wstydem schowała dłoń pod kołdre


- Wizje wojny, zmarłych nephilim wokół mnie. Ludzie opłakują swoją rodzinę, Alicante w płomieniach. Wszystko wydawało się takie realne... - Rzekła łapiąc się za głowę


- To był tylko zły sen Clarisso. Niczym nie musisz się martwić - Stwierdził, choć wyłącznie Jace wyczuł w jego słowach wyłącznie błahe pocieszenie.


- Wypoczywaj, wszystko powinno niebawem wrócić do normy - Oznajmił kierując się do wyjścia razem z Jace'em


- Magnusie... Pozwól jeszcze na cztery oczy - Zatrzymała się. Oboje spojrzeli na blondyna. Ten niechętnie ale jednak wyszedł.


- Sądzę, że powinnam przenieść datę ślubu - Stwierdziła a zarazem przyznała mu również racje.


- Skąd ta zmiana? - Zapytał odwracając się do niej zakładając ręce za plecy


- Coś mi mówi, że powinnam wierzyć w twoje słowa ostatnim razem gdy rozmawialiśmy - Rzekła wstając i zakładając szybko szlafrok na przemoczoną białą suknie


- Wierze, że ostrzegasz mnie w dobrych intencjach - Powiedziała


- Zwlekanie ze ślubem Ci nic nie da - Odezwał się - nadal uważam, że powinnaś ogłosić Clave swoje odwołanie


- Wiesz, że zerwanie umowy o zaślubienie, odwoła także traktat o pokój - Twierdzi - Nie zwlekam ze ślubem z powodu tego co mi powiedziałeś...


- Czyli wciąż mi nie wierzysz - Wtrącił. Nie był zaskoczony czy urażony. Miał swoje racje i nie oczekuje, że dziewczyna tak szybko zrozumie.


- Lecz nadal chcesz poczekać ze ślubem...


- To co ostatnio się dzieje... Przerasta mnie - Stwierdziła podchodząc do okna - Demony, te wizje, las ... - Rzekła ciężko oddychając - Coś łączy te wszystkie wydarzenia z moimi zaręczynami. Nie wiem czy ktoś chce mojej śmierci czy to tylko wymysł w mojej głowie - Powiedziała oglądając przez okno służbę spacerującą po ogrodzie - Nie wiem co ukrywa Clave ale... - Przerwała i zwróciła się do czarownika - Magnusie powiedz mi, o Niklausie - Powróciłam ponownie do tego tematu - Za każdym razem jak wypowiadam jego imię widzę w twoich oczach strach i niepokój - Przyznała - Wiesz coś, lecz boisz się tego wypowiedzieć na głos - Powiedziała błagalnym głosem


- Zostawię Cię byś wypoczęła - Odezwał się kierując do wyjścia


- Magnus! - Wypowiedziała jego imię z wyższością i z lekką złością. Zatrzymał się i stanął do niej bokiem


- Żegnaj Clarisso - Szepnął i wyszedł. Wróciła oczami do okna. W środku była wściekła lecz tak naprawde nie wiedziała o co być zła na Magnusa. Nic nie wiedziała! I właśnie o taką złość jej chodzi...


Nagle pukanie do drzwi rozniosło się do pokoju


- Wejść - Rzuciła ponuro nie odrywając wzroku od okna


- Panienko... - Usłyszała cienki głos i chwilowo cisze. Młoda dziewczyna poczekała w lekkim ukłonie dopóki panienka się do niej nie odwróci


- Pani ojciec... - Powiedziała po chwili. Clary odwróciła się i w tym momencie, dziewczyna ze spuszczoną głową odchodzi kilka kroków by przepuścić Valentine'a wchodzącego swobodnie do pokoju


- Jak się czujesz? - Pyta podchodząc do niej


- Lepiej - Rzuca bezinteresownie


- Przyszykuj Clarissie świeżą suknie - Zwrócił się do służącej


- Ja wydaje rozkazy moim służącym - Powiedziała


- Nie uczyniłaś tego. W przemoczonej sukni wyglądasz jak ladacznica - Odgryzł się jej. Dziewczyna bardziej przykryła się szlafrokiem i poczuła się trochę urażona przez ojca


- Zostaw nas - Rzuciła Clary do służącej, przerywając jej rozkaz Valentine'a


- Jeśli Cię obrzydzam zawsze możesz wyjść


- Uważaj jak do mnie mówisz Clarisso - Warknął do niej ojciec robiąc krok bliżej jej


- Jeśli masz mi za złe ucieczkę to powiedz mi to w twarz, nie musisz mnie poniżać!


- Jakim byłbym ojcem, gdy bym nie był na Ciebie w tym momencie zły? - Stwierdził


- Dlaczego las nie był pod ochroną demonicznej wieży? Dlaczego pojawiły się demony?! - Uniosła się


- Clarisso, nikt nie wie... - Nie dokończył


- Mogłam zginąć! - krzyknęła, gdy nagle oczy zaczęły ją szczypać od napływających łez do oczu, których chciała uniknąć - Ludzie ryzykują dla mnie życie, a ty nic z tym nie robisz!


- Ludzie... czyli Jace - Stwierdził


- Człowiek któremu mogę ufać - Syknęła podchodząc bliżej ojca - Ty mu ufasz i mimo wszystko jest za dobrym nephilim by się tak błaho poświęcać.


- Mogę odesłać Lighwood'ów do Anglii, jeśli zechcesz - Zaproponował


- I zrobisz to - Powiedziała szybko. Valentine zniecierpliwiony i wściekły postanowił opuścić pokój córki


- Służka! - Zawołała. Do pokoju weszła ponownie młoda dziewczyna i Tatia


- Przyszykujcie dla mnie powóz i spakujcie na parę dni - Nakazała - Wyjeżdżam wieczorem, a wy razem ze mną


- Gdzie wyznaczyć cel podróży, pani? - Zapytała Tatia


- Jedziemy do Szwajcarii - Oznajmiła.

wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział 7



Wracając do Alicante, Clary zastanawiała się nad rozmową Klausa i Elijah. Bardzo ją to niepokoi bo Elijah zdawał się zdenerwowanym i na pewno czai się pod tym jakaś tajemnica. Zaczyna się zastanawiać czy wejście do rodziny Mikaelson to był dobry pomysł. Gdy rozmawiała z Klausem, nie wierzyła w żadne jego słowo. Czym to jest spowodowane? Mówi z taką pewnością w głosie, lecz w oczach widać, że sądzi coś innego. Gdy dojechała do miasta, był już wieczór. Lampy oświetlały drogę a na ulicach brakowało ludzi


- Zatrzymaj się! - Rozkazała do prowadzącego karoce. Spełnił jej życzenie, gdy zauważyła dom w którym zatrzymał się Magnus. Została poinformowana, że został w stolicy jeszcze przez jakiś czas. Jace powiedział jej o obawach czarownika i chciała by właśnie o tym z nim porozmawiać. Zapukała do drzwi parokrotnie i po chwili otworzyła jej służąca


- Clarisso... Co tu robisz tak późno? - zdziwił się wizytą nieletniej, pojawiając się tuż za dziewczyną, która jej otworzyła


- Możemy porozmawiać? To ważne - Oznajmił. Wpuścił ją do środka. Dom był oczywiście mniejszy od jej posiadłości, ale był równie piękny i przytulny. Zaprowadził ją do sporawego salonu i usiedli przy sofie.


- Napijesz się czegoś? - Zapytał


- Nie dziękuje - Szybko odpowiedziała. Czarownik machnął ręką do służącej, ta ukłoniła się i odeszła


- Co Cię do mnie sprowadza? - Zaczął


- Zastanawiam się czy mógłbyś mi coś powiedzieć o Niklausie - Oznajmiła a oczy Magnusa stały się jeszcze bardziej kocie


- Jace wspominał, że go znasz - Dodała


- Nie powinnaś się w to mieszać - Skomentował


- Podsłuchałam rozmowę jego z bratem... Mają jakąś wielką tajemnice, której najwyraźniej się boją


- Ród Mikaelson to bardzo stara rodzina. Są od pokoleń i mam z nimi styczność od kąt żyje - Oznajmij wstając i spacerując po pokoju


- Nie spotkałem się jednak z taką zarazom którą jest Klaus - Stwierdził


- Co masz na myśli?


- Nie mogę Ci powiedzieć. Gdy by wiedziała o tym choć jedna osoby, wasza rasa jak i moja bylibyśmy przeklęci


- Magnus... Mówisz jak obłąkany, co się niby może takiego wydarzyć?


- Wojna... I krew - oznajmił - Śmierć osób których kiedykolwiek kochałaś


- Przerażasz mnie - Przyznała wstając


- Mówię to z przyjaźni. Nie pozwól na ten ślub. Nie wiesz co on spowoduje


- Przyniesie nam pokój - Oznajmiła


- Klaus nie zna takiego słowa. Żąda władzy, będziesz tam niewolnicą albo gorzej


- Powinnam wracać, rodzice się pewnie niepokoją - Powiedziała szybko i skierowała się do wyjścia


- Clarisso... Pamiętaj by im nie ufać. Możesz myśleć, że zwariowałem ale nie chce dopuścić do następnej zagłady - Wtrącił przy drzwiach. Clary na chwile zapatrzyła się w twarz czarownika, przetwarzając dokładnie jego słowa


- Żegnaj Magnusie - Powiedziała i wyszła. Dojechała pod dom w pare minut. Kierowca pomógł jej wyjść z karocy i już z daleka zauważyła swojego brata. Z radością podbiegła do niego i rzuciła się na niego z uściskiem. Ten podniósł ją lekko i obrócił nią.


- Brakowało mi Ciebie siostrzyczko - Oznajmił - Nawet nie wiesz jak się o Ciebie bałem - Dodał stawiając ją na ziemi


- Nic mi nie jest... Miałam świetnego obrońce - Stwierdziła z chichotem - A przy okazji, gdzie jest Jace? Chciała bym z nim pogadać i zaraz do Ciebie wrócę


- Nie jest to chyba najlepszy pomysł. Jest w dosyć złym humorze i od paru godzin już siedzi w sali treningowej


- Zaryzykuje - Odparła z lekkim uśmiechem. Przeszła cały długi korytarz kierując się do sali treningowej


- Clarisso.. - Ktoś ją zawołał wiec się odwróciła. To był Alec. Zatrzymała się i poczekała jak do niej dołączy


- Co się stało Alec? - Spytała


- Musimy porozmawiać - Oznajmił - o Jace'ie - Dodał


- Co z nim? - Odparła bezinteresownie


- Od kąt tu jest za bardzo się peszy wszystkim. To nie w jego osobie. Prosił bym byś nie zawracała mu więcej głowy


- Nie wiem o czym mówisz - Stwierdziła wzruszając ramionami


- Jace myśli, że musi uratować świat, a ty go do tego posuwasz - Stwierdził


- Ja?! Był wyznaczony tylko do ochrony, do niczego go więcej nie namawiam. Myślisz, że jest mi na rękę, gdy ryzykuje dla mnie życie?


- Wiec mu to powiedz... Robisz się dla niego zbyt ważna Clarisso. Uwierz mi, byłem w jego najgorszych chwilach, nie chce na to patrzeć ponownie - Stwierdził


- Idziesz do niego, prawda? Jest wściekły, bo tak łatwo dałaś się omotać Klausowi - Syknął


- Nie mam czasu Alec na wysłuchiwanie o tym jaka to jestem winna - Stwierdziła - Niedługo wrócicie do siebie i zapomnicie, że kiedykolwiek tu byliście - Oznajmiła


- On powiedział to samo - Stwierdził - Ciekawi mnie tylko, dlaczego żadnemu z was nie wierze?


Nie wiedziała o co chodzi Alecowi. Miał jakieś zastrzeżenia i powody by się na nią gniewać. Bez słowa odeszła i mimo nie miłej rozmowy z przyjacielem blondyna, nadal podążyła swoim celem.


- Jace, musimy poga-dać - Ledwo dokończyła, bo jak weszła do sali treningowej, zastała Jace'a bez 
koszulki, tylko w dole od stroju bojowego.

Runy spoczywające na jego nagiej skórze, podkreślały dobrze zbudowane ciało blondyna. Spojrzał na nią i przerwał podciąganie się na drążku zeskakując z niego. Przeczesał swoje złote włosy do tyłu i podszedł do krzesła z którego wziął biały ręcznik by przetrzeć sobie spocony kark.


- O czym? - Burknął, nie patrząc na nią. Sięgnął po kilka sztyletów i podszedł pod tablice do rzucania nimi. Clary zrobiła kilka kroków by znajdować się bliżej niego.


- Byłam u Magnusa. Dziwnie ze mną rozmawiał.


- Pewnie o Klausie - Powiedział ze złością rzucając pierwszy sztylet.

Trafił w sam środek.


- Zgadza się - Rzekła i kolejny rzut, tak, że dziewczyna zadrżała


Ponownie w sam środek


- Ta zakała śmiała się do mnie odezwać - Warknął i następny rzut z podwojoną siłą


- Magnus też go szczególnie nie zachwala - Powiedziała skromnie


- Zabił tylu naszych ludzi a ja siedziałem z nim przy jednym stole - Warknął i rzucił ostatni sztylet


- Chce to odbudować - Stwierdziła, nie potrzebnie go broniąc


- To szaleństwo! Jesteś tak samo naiwna jak reszta mieszkańców - Syknął pierwszy raz na nią zerkając


- Dlaczego tak sądzisz? - Spytała, zdziwiona jego tonem


- Nie możesz tego wiedzieć. Nigdy nie brałaś udziału w bitwach. Wyczuwamy wroga na odległość. Wystarczyło, że spojrzałem mu w oczy... Była w nich zbytnia pewność siebie. Nie wiesz co to znaczy


- To mi wyjaśnij - Stwierdziła


- Nie Clarisso - Powiedział srogo


- Chce Cię tylko zrozumieć - Przyznała


- Mi zajęło to całe życie, a tobie mam wyjaśnić w parę minut? - Odparł


- Jesteś taki sam jak mój ojciec - Prychnęła - obaj jesteście przekonani, że się do niczego nie nadaje - Oznajmiła - Lepiej odstawić dziewczynkę, z której i tak nic już nie będzie, prawda? - Zadrwiła z niego - Zrozumiałam wasze pojęcie. Usunę się z waszej drogi byście dalej żyli w taki przekonaniu - Powiedziała co chciała powiedzieć i wyszła. Przypomniały jej się te lata młodości, gdzie Valentine nie traktował jej ani trochę poważnie. Nie liczyła się dla niego miłość do rodziny, czy do własnych dzieci, zawsze chodziło o walkę i posłuszeństwo. Zmieniło się to dopiero kiedy matka zagroziła mu, że ucieknie od niego razem z nią i bratem. Nigdy o tym nie rozmawiali na głos. Clary miała kiedyś w zwyczaju podsłuchiwać ich kłótnie bo były one dla niej codziennościom. Jocelyn jednak za bardzo kocha Valentine'a i uwierzyła, że się zmieni. Stało się tak, ale nadal córka widzi w nim dawnego nocnego łowce który chce wychować dzieci na idealnych wojowników.


Clary wracała do pokoju trzymając się za brzuch, który uciskał ją od gorsetu. Miała ochotę zerkać go sobie i zniszczyć, łzy leciały po jej policzkach, gdy wracały wspomnienia z tam tych lat. Jace zaczyna jej przypominać zachowaniem ojca. Nienawidzi tego jak ktoś nią pomiata. Nie będzie się teraz interesować nimi to może będzie miała trochę spokoju.


Minęło parę dni... Clary siedzi zazwyczaj w swoim pokoju, wyjście za teren miasta jest dla niej zabronione. Wciąż ktoś ją kontroluje i nie może się wymknąć, nawet na swoją polane. Nie odzywa się ani do Jace'a ani do Alec'a. Jeśli niebieskooki uważa, że przynosi im zgubę, to postara się by szybko o niej zapomnieli.


Któregoś dnia, Clarissie udało się dostać do stajni i pojechać na samotną przejażdżkę. Wyjechała na pole, które było puste a z drugiej strony wypełniało ją ciepłym uczuciem. Pojechała dalej niż zwykle a w pewnym momencie, koń zaczął się dziwnie i chaotycznie zachowywać.


- Quiete ! ( spokojnie ! ) - Wypowiedziała kilkakrotnie po łacinie by uspokoić konia. Pogłaskała go po grzywie i po chwili zaczynał opanowywać się pod jej słowami. Powoli pozwoliła zrobić rumakowi pierwsze kroki w stronę ciemnego lasu. Nigdy jeszcze nie dojechała tak daleko i nie miała okazji go zobaczyć. Był mroczny i ciemny. Nagle promienie słoneczne zanikły a w głębi lasu, pomiędzy starymi drzewami wydawało się jak by była noc. Clary mimo lęku przed tym miejscem, poprowadziła konia w głąb lasu. Był tajemniczy, czuło się jak by ktoś Ją obserwował. Nie było ani zieleni, ani życia w tym miejscu. Wszystko wymarło... Drzewa cierpiały, miały na pewno setki lat i nie raz widziały ogień. Gdy tylko wjechała do niego poczuła nieprzyjemny odór i potężną moc tego miejsca. Żadnego zwierzęcia, nawet szelestu liści na drzewach. Głucho... Słyszało się tylko grzmienie starych, ciężkich korzeni.


- Co to za miejsce? - Szepnęła sama do siebie.


- Clarisso... - Usłyszała szept. Syczący głos, pełny mocy i zła


- Kto tu jest? - Rzuciła nerwowo, oglądając się dookoła i sprawiając konia w dezorientowanie


- Clarisso... - Usłyszała ponownie. Dopiero wtedy dostrzegła, że ten głos wyłącznie jest w jej głowie, jak by ktoś szeptał jej tuż przy uchu


- Chodź... Chodź - Usłyszała co raz ciszej. Jakaś siła kazała jej zejść z konia i pójść w głąb lasu. Koń jednak wyczuł niepokój i zaczął się rzucać


- quiete Asfaloth... - Uspokoiła konia, mówiąc do niego po imieniu.


- Zaraz wrócę - Szepnęła do konia, gładząc go po pysku. Odeszła kilka kroków z zaciekawieniem. Głos w jej głowie ucichł, lecz nagle dostała olśnienia i wiedziała gdzie podążyć.


Gdy Valentine dowiedział się o zniknięciu córki wpadł w wściekłość. Ma za dużo spraw na głowie u Clave a teraz jeszcze to


- Zabrała konia - Oznajmił Jonathan po sprawdzeniu stajni


- Nie mogła odjechać daleko - Stwierdził opierając pięści na stole


- Pojadę jej szukać - Odezwał się Jace, który został wezwany od razu po zniknięciu dziewczyny


- Nie, to bez sensu - Syknął - Trzeba wezwać Magnusa, musi wykonać zaklęcie tropiące - Rozkazał. Syn kiwnął głową i wyszedł, Jace chcąc iść za nim został zatrzymany


- Jace zostań - Rzekł. Blondyn zatrzymał się tuż przy drzwiach i był świadomy, że zaraz mu się dostanie za zniknięcie Clary. Cofnął się kilka kroków, zatrzymując się koło mężczyzny


- Wiesz, że Ci ufam, prawda? - Odezwał się zerkając na chłopaka - Wiec powiedz mi gdzie pojechała? - Spytał srogo


- Nie wiem - Powiedział poważnie, z kamienną twarzą


- Musiała Ci coś powiedzieć - Powiedział zniecierpliwiony


- Nie odzywa się do mnie od paru dni. Uważa mnie za bezuczuciowego drania - Odparł prychnięciem.


- Zawsze były z nią problemy. Myślałam, że wymądrzała - Stwierdził


- Dlatego kazaliście Magnusowi założyć jej blokadę? - Zapytał nagle Jace


- Skąd o tym wiesz? - Spytał zszokowany Valentine


- Opowiadała mi... Ma Ci to za złe jak i Jocelyn


- Co byś zrobił, gdy by twoja 7 letnia córka zaczęła sama dotykać się do broni? Uzdrawiać zwierzęta z lasu runami których nie ma w szarej księdze? Bez lęku rozmawiać z cichymi braćmi przez myśli?


- To dar Valentine... - Stwierdził Jace


- Nie, to klątwa Jace - Przerwał mu


- Nie doprowadzę do tego by to na niej ciążyło


- Nie zatrzymasz tego. Blokada zaczyna się przełamywać - Oznajmił, w tym samym momencie do pokoju wchodzi ponownie Jonathan, razem z Magnusem z długim, ciemnym płaszczem, założonym kapturem na głowie


- Wzywałeś mnie - Stwierdził odkrywając swoją twarz


- Musisz nam pomóc odnaleźć Clarisse - Oznajmił Valentine


- Jestem już gotowy. Zaczynajmy - powiedział bez problemu


Przeszli do innego pokoju. Zasłonili zasłony tak by żadne światło nie dochodziło do pomieszczenia


- Daj rękę - Wyciągnął dłoń do Jonathana - Potrzebuje krwi najbliższej osoby z nią spokrewnionej. To pokazuje najdokładniejszy obraz. - Jonathan bez namysłu podał mu dłoń. Magnus wyciągnął mały sztylet zza pasa i naciął dłoń białowłosego. Następnie wycisnął pare kropel na drewnianą miseczkę do które następnie wrzucił jakiś ziół.




Machnął rękom a wnętrze miski stanęło małym płomieniu. Wszyscy dokładnie przyglądali się poczynaniom czarnoksiężnika z zaciekawieniem. Tylko Jace stał z założonymi rękoma z kamienną twarzą bo nie raz już to widział. Ręce Magnusa spoczęły nad płomieniem, który się zmniejszał i robił już niebieski. Zamknął oczy i skupił się na obrazie który widzi


- Widzę Clarisse... - Zaczął - jest ciemno, mroczno i ponuro. Boi się... lecz nie zatrzymuje.


- Gdzie dokładnie jest? - Popędza go Valentine


- W lesie... Starym lesie pełnym śmierci i nienawiści - Oznajmił.


- Wiem gdzie może być - Oznajmił szybko blondyn i ruszył biegiem do zbrojowni


- Jace! - Dogonił go Jonathan


- Odnajdę ją... I przyprowadzę - Oznajmił


- Wierze Ci, ale jadę z tobą - Stwierdził